
Przyslal Leon Schatz
Przetlumaczyl ze szwedzkiego Sir Google Translate
Starsza siostra babci Jaffa, która zawsze tak przyciągała uwagę swoją urodą, skończyłaby 31 lat, gdyby nie Holokaust. Po zakończeniu wojny babcia wszędzie widziała swoją siostrę. Na ulicy, w sklepie, w koszmarach. Każdego dnia miała nadzieję, że Jaffa w cudowny sposób wróci.
Dopiero w wieku jedenastu lat zdałem sobie sprawę, że czarno-biały portret kobiety, która teatralnie obejmuje swoje niemowlę, jest jedynym zachowanym wspomnieniem gruzów żydowskiej Europy Środkowej – tego, co kiedyś było, ale nie wolno było mu istnieć i o którym mówić .
Podczas ucieczki przed nazistowskim barbarzyństwem w Polsce, a także podczas deportacji do stalinowskiego obozu Gułag babcia ukryła zdjęcie Jaffy w wewnętrznej kieszeni marynarki. Portret przetrwał morderczą zimę i dokuczliwy głód syberyjskiej tajgi leśnej, przedstawionej na „Archipelagu Gułag” Aleksandra Sołżenicyna; a także tyfus i strach, że każda noc może być ostatnią. Dopiero po ucieczce w 1968 roku, z antysemickiej kampanii polskiego reżimu komunistycznego do Szwecji i życia w wolności, obraz został starannie powieszony w jej salonie w Lund.
Zdałem sobie sprawę, jak natrętne są duchy przeszłości, gdy po śmierci babci przeczytałem jej pamiętnik. Przeszłość, według słów autora Williama Faulknera, nie była martwa, w rzeczywistości nawet nie była przeszłością. Jedynym sposobem poradzenia sobie z nieobecnością rodziców, sióstr, braci i kuzynów było zmierzenie się z niezrozumiałym milczeniem. Trzeba było móc zrobić krok od ocalałego do ocalałego.
Kilkadziesiąt lat później fragmenty przeszłości prowadzą mnie w podróż po fragmentach historii i obrazów z przeszłości, które zostały ożywione w twórczości Isaaca Bashevisa Singera. Odwiedzam miejsca, o których tyle słyszałam, ale do których ani babcia, ani inne żydowskie rodziny nie wróciły.
W polskim Lublinie zagłębiam się w historię i zapominam o teraźniejszości. Na Lubartowskagatan 31, gdzie pamięć przeszła w historię, głęboko wierzący ojciec Shmuel mieszka z kochającą matką Bruchą, a także babcią i jej aktywnym politycznie rodzeństwem Malką, Jaffą i Lejbem. Obok, przy Lubartowskagatan 18, mieszka brat Josef, również oddany rewolucyjnym marzeniom.
Siadam na ławce w parku w starej żydowskiej dzielnicy miasta i zaczynam rozmawiać z 86-letnią Jadwigą. Czy dużo mówiło się o żydowskim Lublinie w młodości? Nic, odpowiada. Wyglądało to tak, jakby ta tysiącletnia część historii miasta nigdy nie istniała. Po tym, jak dziwi się, że zależy mi na Żydach, którzy nie mieszkali w mieście od ponad pół wieku i z mieszaniną przerażenia i zdumienia zapytała, czy jestem jednym z was, opuszczam to miejsce.
Uderza mnie, jak wielu mogło zniknąć z tego miejsca w tak krótkim czasie, nie zostawiając żadnych śladów ani grobów.
Następnego dnia idę do archiwum miejskiego. Odkurzam zbiory w poszukiwaniu dokumentów, które mogą zrekonstruować fragmenty życia ze świata, który wygasł, ze stałą ideą podtrzymania przy życiu historii utraconych pokoleń. Moje wnikliwe badania skutkują aktami urodzenia, dyplomami, aktami małżeństwa i listami z gett, ale żadnych aktów zgonu. Uderza mnie, jak wielu mogło zniknąć z tego miejsca w tak krótkim czasie, nie zostawiając żadnych śladów ani grobów. Ich pamięć została wymazana z historii.
Poza Lublinem z pomocą taksówkarza udaję się do lasu, gdzie schroniła się Jaffa z mężem Jakubem i dziećmi Izaakiem lat 5 i Hanną lat 3. Spotykam się w paskudnym spokojnym miejscu, gdzie myśli, piosenki, czułość a śmiech został wymazany siłą przemocy. Gdzieś na tych terenach – bez śladów krwi i miejsc pochówku – zostali rozstrzelani przez oprawców Hitlera. Stało się to po ujawnieniu ich kryjówki przez chętnych wspólników polskich mieszkańców. Dziś tylko drzewa opłakują szczątki zakopane między korzeniami.
Obchodząc dziś Dzień Pamięci o Holokauście, pamiętamy o sześciu milionach ludzi, którzy byli systematycznie i przemysłowo mordowani, w tym półtora miliona dzieci. Liczba jest tak ogromna, że łatwo zapominamy, że za każdą bezimienną liczbą kryje się osoba z wyjątkową historią życia, która w większości przypadków nie chciała niczego więcej, jak tylko żyć. Pamięć o wymarłym świecie żyje dzięki nielicznym zdjęciom, które przetrwały wojnę.Reklamahttps://acdn.adnxs-simple.com/ast/safeframe/static/0.44.0/html/safeframe-v2.html
„To, co wydarzyło się wcześniej, może się powtórzyć. Wszyscy jesteśmy możliwymi ofiarami, możliwymi sprawcami, możliwymi widzami ”. Słowa pochodzą od jednego z czołowych badaczy Holokaustu na świecie, historyka Yehudy Bauera. Czego nauczyliśmy się z historii 77 lat po wyzwoleniu Auschwitz?
Pisarz Maciej Zaremba pisze w książce „Dom z dwiema wieżami” (2018), że historia to suma wydarzeń, których można było uniknąć. Paradoksalnie to założenie daje nadzieję. Jeśli historia nie jest skazana na zagładę, ludobójstwo nie jest metafizyczną klęską żywiołową dotykającą naszą cywilizację. Zbrodnie przeciwko ludzkości są planowane i popełniane przez ludzi w oparciu o dobrze znane mechanizmy psychologiczne, społeczne, polityczne i ekonomiczne. W ten sposób można zapobiegać i zapobiegać ludobójstwu.
Kiedy politycy, dyskutanci i pisarze powtarzają frazesy „nigdy więcej” w dniu pamięci o najgorszej zbrodni w historii Europy, zastanawiam się, czy próby wyciągania wniosków z przeszłości nie poszły na marne.
Ale tak jak alianci zachodni zdecydowali się nie bombardować torów kolejowych, którymi skazano skazańców do Auschwitz, społeczność międzynarodowa spotkała się z kolejnym ludobójstwem z obojętnością. Zamiast interweniować podczas ludobójstwa w Kambodży w latach 1975-1979 , kiedy zginęło około 1,5 miliona ludzi – jedna piąta populacji – duża część społeczności światowej zdecydowała się milczeć. Część 68-falowych ruchów lewicowych, kierowanych przez autora Jana Myrdala, wybrała – jak pokazuje dziennikarz Peter Fröberg Idling w książce „Uśmiech Pol Pota” – aby opisać to, co się wydarzyło, jako pozytywny nowy początek dla kraju.Reklamahttps://acdn.adnxs-simple.com/ast/safeframe/static/0.44.0/html/safeframe-v2.html
Podobnie ludobójstwo w Rwandzie w 1994 r., kiedy maczetami i innymi okrucieństwami zginęło prawie milion ludzi, spotkało się z międzynarodową biernością. Rok później, kiedy w Srebrenicy zamordowano 8 000 osób – co zostało określone jako najpoważniejsze zbrodnie wojenne w Europie po II wojnie światowej – społeczność międzynarodowa ogłasza miasto „strefą chronioną”. Ale nie interweniuje.
Duchy przeszłości nie wydają się również odstraszać dzisiejszego antysemityzmu od skrajnej prawicy, skrajnej lewicy i propagujących przemoc islamistów. Widzieliśmy nienawiść ujawnioną w Paryżu w 2015 roku, kiedy sympatyzujący z IS terrorysta Amedy Coulibaly zastrzelił cztery osoby w żydowskim sklepie spożywczym Hypercacher.
Dwa lata później trzech Szwedów z Bliskiego Wschodu, w zbrodni nienawiści wywołanej konfliktem arabsko-izraelskim, rzuca koktajle Mołotowa w synagogę w Göteborgu, która na szczęście nie zapala się. Po ataku nastąpiły trzy ataki terrorystyczne, w których prawicowi ekstremiści zginęli w synagogach w amerykańskim Pittsburghu i Poway oraz w niemieckim Halle .
W entuzjastycznym przemówieniu radiowym ponad 50 lat temu filozof Theodor Adorno stwierdził, że głównym celem edukacji jest zapewnienie, aby doświadczenia Auschwitz nigdy się nie powtórzyły. Autor Pär Lagerkvist ujął te myśli w słowa już w 1934 roku, pisząc w „Den knutna näven”: „Nasza przyszłość teraz, jak zawsze, leży w naszej przeszłości”.
Od dawna byłam przepełniona nadzieją, że wiedza o Holokauście zaowocuje lekcjami, które przenikną w głąb naszej zbiorowej świadomości. To, że niedługo odejdą ostatni naoczni świadkowie, oznacza, że nigdy nie zapomnimy. Że umiejętność argumentowania wygrywa z zaprzeczaniem, że tę historię można przekuć w praktyczne działania przeciwko dzisiejszemu antysemityzmowi. Że zrozumienie ludobójstwa prowadzi do konsekwentnej obrony wartości demokracji i powszechnych praw człowieka, a także zdecydowanego działania na rzecz zapobiegania kolejnym ludobójstwom.
Kiedy politycy, dyskutanci i pisarze powtarzają frazesy „nigdy więcej” w dniu pamięci o najgorszej zbrodni w historii Europy, zastanawiam się, czy próby wyciągania wniosków z przeszłości nie poszły na marne.
Daniel Schatz
Daniel Schatz
Doktor nauk politycznych i niezależny pisarz, były pracownik wizytujący na Harvardzie, Stanford, Columbia i New York University.
„Ostatni naoczni świadkowie Holokaustu wkrótce odejdą”
Kategorie: Uncategorized
Pisze Maria M
Tak mam już 87 lat jak się wojną skończyła miałam 11 lat byłam dosyć duża zeby przeżyć wszystko włącznie z napadem Ukochanych dziś przez nasz Rząd O NR w tym Boryszewie pod Sochaczewem około 14 Maja jak już Rosjanie byli zamordowali 3 ukrywające się po ludziach rodziny Zydowskie i Milicja jak poszłyśmy do Milicję że chcą nas zabić powiedzieli Idźcie do Ruskow no i poszłyśmy i zabrali nas Transportem jechali do Niemiec a nad zostawili na drodze do Gdańska i tak 16 Maja znalazłyśmy się w Sopocie na Dworcu był jeszcze napis ZOPPOT a Urząd Wojewódzki był w SOPOCIE bo Gdańsk był w ruinie.