LEA GOLDA HOLTERMAN
Nie mogę podać panu ręki. Mąż jest jedynym mężczyzną, który ma prawo mnie dotykać.
Poza pani wspólnotą religijną często musi pani to tłumaczyć?
Prawie zawsze. Moje zachowanie jest czasem odbierane jako dziwne, zdarza się, że czuję się wyobcowana, ale generalnie ludzie szanują dziś odmienne zwyczaje. Zwłaszcza na festiwalach, gdzie każdy przyjeżdża skądinąd i nosi w sobie odmienną kulturę.
Dobrze się pani na nich czuje?
Bardzo. Spotykam przyjaciół i twórców, z którymi drogi już wcześniej nam się przecięły. Lubię, gdy podchodzą do mnie widzowie, dziękują za filmy. Ale później wracam do pustego pokoju hotelowego i łapię się na myśli, że moje prawdziwe życie jest gdzie indziej. W domu, gdzie czekają na mnie mąż i dzieci.
Podobnych ludzi, którzy świadomie wybrali konserwatywne wartości, portretuje pani na ekranie. W „Przez ścianę” znowu opowiada pani o małżeństwie. Dlaczego?
To tak, jakby pan zapytał reżysera, dlaczego zrobił dwa filmy o miłości. W moim świecie małżeństwo i miłość są nierozerwalnie związane. Dlatego traktuję „Przez ścianę” bardziej jako opowieść o szukaniu sposobu na dobre życie i o walce z rozpaczą. O sile, którą trzeba mieć, aby obserwując rzeczywistość, zachować nadzieję i zaufanie wobec innych. Za to kocham swoją bohaterkę – Michal, kobietę programowo wyzbytą hipokryzji, szczerą do bólu, niemal bezbronną w swojej otwartości.
W odróżnieniu od żyjącej za murem Shiry z „Wypełnić pustkę”.
Tamten film rozgrywał się wśród chasydów, którzy świadomie izolują się od społeczeństwa. Rodzą się, wychowują i trwają wyłącznie w swoim środowisku. Realia „Przez ścianę” są bardziej złożone i bliższe mojej codzienności. To portret ludzi, którzy dopiero na pewnym etapie życia zwrócili się w stronę religii. Nie mieszkają w oddzielnych dzielnicach, nie odrzucają nowoczesności. Paradoksalnie jednak często to oni budują najgłębszą więź z Bogiem. Bo trzeba mieć w sobie dużo ognia, by pochodząc z liberalnej rodziny, odkryć potrzebę wiary i studiować judaizm.
Calosc TUTAJ
Kategorie: Uncategorized