
Stołpce nad Niemnem, miasto w dawniej guberni mińskiej, po wojnie światowej włączone do Polski, dziś Białoruś, jest w naszej rodzinnej legendzie. Było to miasto, z którego pochodziła rodzina mojego ojca Kusznera. Do śmierci matki w 1987 roku wiedziałem tylko tyle, że dziadek Mosze Kuszner, opuścił Stołpce, żeby studiować stomatologię w Saratowie i jako dentysta osiedlił się i założył rodzinę w Łęczycy, że jego trzej bracia wyemigrowali do Ameryki, ale ślad po nich zaginął, że w latach trzydziestych moi rodzice spędzali w Stołpcach wspaniale wakacje, zaprzyjaźniając się szczególnie z młodą kuzynką ojca, Rywką Kantorowicz, która wśród 3 tysięcy Żydów zamordowanych w Zagładzie zginęła razem z resztą wielodzietnej rodziny Kusznerów. Miałem więc dwa miasteczka duchów: Łeczyca i Stołpce.

10 lat po śmierci matki dostałem list od urodzonej w Stołpcach znajomej, która oglądała mój film „Shtetl”. Poprzez jej kontakty z innymi ludźmi pochodzącymi ze Stołpców, dowiedziałem się, że że Rywka Kantorowicz żyje i mieszka w Izraelu. Zadzwoniłem do niej i umówiłem się na spotkanie w Stowarzyszeniu Żydów ze Stołpców w Tel-Avivie.
Na schodach spotykam jednego z nich. — Drodzy panowie i panie, obywatele, oto Marian Kuszner, człowiek ze Stołpców — przedstawia mnie, gdy wchodzimy na salę. Na ścianach wiszą obrazy sprzed lat: fotografie szkolne, portrety ślubne, zdjęcia rodzin i przyjaciół.
Podchodzi do mnie stara kobieta. Twarz ma pokrytą zmarszczkami.

— Rywka! — Wpadamy sobie w objęcia. — Maryś! Gdy patrzę na ciebie widzę twojego ojca! Ma 87 lat, wdowa po drugim mężu, przez całe życie pracowała jako pielęgniarka.
W mieszkaniu pokazuje mi fotografie domu na rynku w Stołpcach, gdzie mieszkali jej rodzice z czworgiem dzieci, na froncie był ich hotel i cukiernia. Na tym zdjęciu sprzed siedemdziesięciu lat, stoją na balkonie moi rodzice i jej matka, Nechama KusznerKantorowicz.

—Matka wstawała o trzeciej nad ranem, żeby piec ciasto — zaczyna swoją opowieść Rywka. — Dlaczego wstajesz tak rano? — pytała matkę, przecież Bóg jeszcze śpi. — Bóg nigdy nie śpi — odpowiadała jej matka. Moja matka powiedziałaby, że w czasie Zagłady, Bóg spał twardym snem.


— Czy pojechałabyś ze mną do Stołpców i poprowadziła śladami moich rodziców? — pytam Rywkę. — Pojadę.

Stołpce. Miasteczko z mojej wyobraźni. Widzę moich rodziców wysiadających z tego pociągu, ale nie słyszę ich głosów. W tej dramatycznej ciszy ja jestem moim ojcem. Rywka trzyma mnie za rękę. Czuję jakby to była ręka mojej matki.
Telepiąca się taksówka wiezie nas do jedynego w mieście hotelu. Uprzedzono nas, że nie działa tam piec, nie będzie ogrzewania i cieplej wody. Za oknem samochodu, małe, zapuszczone miasteczko, gdzie przed wojną Żydzi stanowili 40% ludności. W 1939 roku wkroczyli Rosjanie, w 1941 roku — Niemcy. Żydów zamordowano w 1943. W rodzinie Kusznerów, a było ich ponad dwudziestu, Rywka jedyna uciekła do lasu.

— Opowiem ci straszną historię mojego życia — mówi Rywka, gdy wchodzimy do hotelu. — Tutaj, w 1943 roku, zamordowali całą naszą rodzinę, moją trzyletnią córeczkę Maję, mojego męża, siostrę Grunię z mężem i dwiema córeczkami.

Na zdewastowanym cmentarzu żydowskim szukamy grobu mojego pradziadka, piekarza, który umarł w 1924 roku. Pozostała tylko dolna część kamienia, z której z trudem odczytujemy wyryte litery jego nazwiska.

Tak wyglądał grób w roku 1924. Po lewej stronie żona mojego pradziadka, po prawej jej syn Nache, jeden z jedenaściorga dzieci.


W miejskim archiwum urzędniczka otwiera księgę podatków i czytam: pod numerem 33 na stronie 29 opisana jest piekarnia, której właściciel Yosef Kuszner wypiekał bejgle. Licencja z lutego 1856 roku. Piekarnia zajmowała jeden pokój, właściciel nie zatrudniał siły roboczej, pomagała mu rodzina, roczny dochód wynosił 600 rubli, typowe dla małego biznesu żydowskiego.

— Ale dobrze dawali sobie radę — wtrąca Rywka — zawsze było co jeść, babcia posyłała wszystkie dzieci do szkoły.
cdn.
Poprzednie odcinki
Wszystkie wpisy Mariana
Kategorie: Uncategorized