Uncategorized

Jak gdyński policjant ukrywał żydowskie dzieci redaktora ze Lwowa

Przyslala Rimma Kaul


Paweł Wojciechowski

Dzisiaj gdyńska policja chce odnaleźć rodzinę, której pomógł Jan Balicki (na zdjęciu po prawej). (Archiwum rodzinne)”Jestem pańską rzeczą. Może pan za to, co dla mnie zrobił, dysponować osobą moją i mieniem” – kartkę o takiej treści Jan Balicki dostał od redaktora Michała Kertzera krótko przed końcem wojny. Wcześniej Balicki wykupił Kertzera z nazistowskiej niewoli, a we własnym mieszkaniu ukrywał dwójkę jego dzieci.

– Miałam wtedy trzy latka. W kamienicy we Lwowie mieliśmy spiżarnię, do której wchodzić mogła tylko mama i pomoc domowa. Dla dzieci był zakaz. Dopiero po latach dowiedziałam się dlaczego – wspomina dziś pani Krystyna, córka gdyńskiego policjanta kryminalnego Jana Balickiego.

Siedzimy w sopockim mieszkaniu kobiety, nad teczką dokumentów, których daty sięgają początków XX wieku. Historia, którą z nich poznaję, toczy się między trzema miastami: Gdynią, Krakowem i Lwowem. I dziś, 75 lat po wojnie, właśnie zapisuje swój ostatni rozdział.

Albo służba w niemieckiej policji, albo śmierć

Jan Balicki już jako nastolatek był gotowy do poświęceń, wbrew obowiązującym nakazom. W 1919 roku wstąpił w szeregi Wojska Polskiego, zmieniając datę swego urodzenia o rok, aby mógł nosić mundur jako 17-latek. Walczył w obronie Lwowa, a później w wojnie polsko-bolszewickiej pod dowództwem Józefa Piłsudskiego wyruszył na Kijów.

Po doświadczeniach wojennych z mundurem nie zamierzał się rozstawać. 12 czerwca 1929 roku ukończył studia w Instytucie Kryminalistyki Federalnej Dyrekcji Policji we Wiedniu. Po czym wstąpił do Policyjnej Szkoły Oficerskiej w Warszawie, którą ukończył w 1931 roku. Balicki był m.in. naczelnikiem wydziału śledczego w Tczewie i Gdyni. W tym czasie poznał swoją żonę, Władysławę. Rodzina, do momentu rozpoczęcia wojny, mieszkała przy ul. Nowogrodzkiej w Gdyni.

– Dwa tygodnie przed wybuchem wojny ojciec nakazał matce, aby spakowała dobytek i wyjechała do Lwowa, gdzie mieszkała babcia. Sam został, by bronić Oksywia – opowiada pani Krystyna.

Kiedy padło Oksywie, Balicki został wzięty w niewolę, trafił do jednego z pierwszych nazistowskich oflagów w Niemczech – obozu jenieckiego dla oficerów. Tam więziony był do października 1940 roku. W tym samym roku przyszła na świat jego córka, Krystyna, z którą rozmawiam w Sopocie.

Balicki, podobnie jak inni policjanci, został postawiony przed wyborem: albo wstąpi do niemieckiej policji kryminalnej Kripo, albo zostaje w niewoli, co było równoznaczne ze śmiercią. Już wtedy musiał zdawać sobie sprawę z działania polskich organizacji podziemnych. Wstąpił do Kripo i połączył się z rodziną w Krakowie, gdzie dostał pierwszy przydział do pracy, ale na krótko. W 1941 roku Balickiego przeniesiono wraz z rodziną do Lwowa, na stanowisko oficera łącznikowego Kripo. Wstąpił wówczas do Armii Krajowej. Był w delegaturze rządu w okręgu lwowskim. We Lwowie Baliccy spędzą trzy lata.

To wówczas, jak wynika z dokumentów, w mieszkaniu w kamienicy Baliccy ukrywali dwoje żydowskich dzieci, prawdopodobnie rodzeństwo.

O pomoc proszę prosić w gazecie

„ (…) przez dłuższy czas przetrzymują znów we Lwowie Baliccy dwoje żydowskich dzieci nieobecnego i pozostającego w obozie lwowskim Żyda redaktora Kertzera. Po wykupieniu Kertzera przez Balickiego za 30.000 tys. zł z obozu – zabiera redaktor z mieszkania Balickich dzieci i ratuje się dalszym ukrywaniem. Za te grzeczności Baliccy nie pobierają żadnego wynagrodzenia, a przecie nie są one ani drobnostką, ani wyczynkiem obliczonym na zysk” – pisał w 1945 roku adwokat Antoni Kozłowski do prokuratury krakowskiej po aresztowaniu Balickiego przez UB, o czym później.

Po wyjściu na wolność Kertzer przysyła Balickiemu kartkę: „Jestem Pańską rzeczą. Może pan, za to co dla mnie zrobił, dysponować osobą moją i mieniem”.

W czasie pierwszej ofensywy wojsk radzieckich na Lwów, w lutym 1944 roku, Balicki dostaje drugą kartkę: „Gdyby w najbliższym czasie potrzebował Pan pomocy, proszę ogłosić w gazecie – Michasiu, potrzebuję Twej pomocy”.

O tych dokumentach pani Krystyna dowiedziała się dopiero tydzień przed naszym spotkaniem. Wcześniej historię o ukrywanych dzieciach znała jedynie z opowieści matki. Odpowiedziała bowiem na prośbę komendanta miejskiego policji w Gdyni, który poszukuje rodzin policjantów z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Podczas spotkania z panią Krystyną policjanci poprosili o dokumenty, które przez lata gromadziła jej matka, Władysława.

– W latach 50. lub 60. mama była w Zakopanem, gdzie najprawdopodobniej się przeziębiła. Poszła wtedy do lekarza, który podczas badania zapytał ją: „A co tam u Janka?”. Mama go nie znała. Z opowieści mamy, tak jak je zapamiętałam, wynikało, że lekarz okazał się ojcem ukrywanych przez nas dzieci. Dopiero teraz, po latach, z odnalezionych niedawno dokumentów dowiedziałam się o prawdziwym nazwisku żydowskiej rodziny – opowiada pani Krystyna. Kim naprawdę był lekarz z Zakopanego, nie wie do dziś.

Spotkanie na krakowskim rynku

Baliccy wrócili do Krakowa w 1944 roku, po trzech latach pobytu we Lwowie. 21 marca 1945 roku zostają aresztowani.

– Pamiętam rewizję UB w mieszkaniu w Krakowie, gdzie mieszkaliśmy w pokoju u znajomej rodziny. Była Niedziela Palmowa. Wcześnie rano walenie do drzwi. Weszli panowie, ojca od razu zakuli w kajdanki. Mnie i mamie kazali wyjść do drugiego pokoju. Mama usiadła ze mną na kolanach w takim miejscu, aby mogła obserwować w odbiciu w lustrze to, co robią funkcjonariusze w sąsiednim pomieszczeniu. Jeden z nich się zorientował, wpadł do nas, kopnął krzesło i wylądowałyśmy na podłodze. Matkę też zabrali. Jako kilkuletnia dziewczynka zostałam zamknięta sama w mieszkaniu. Musiałam strasznie ryczeć, bo usłyszeli mnie sąsiedzi, którzy weszli do mieszkania. Pamiętam, że później przyjechała po mnie siostra matki – wspomina pani Krystyna.

Balicki został aresztowany pod zarzutem współpracy z Niemcami i za przynależność do AK. To właśnie po aresztowaniu Balickich adwokat Kozłowski pisał do prokuratury pismo, w którym domagał się uwolnienia policjanta i jego żony. Władysławę Balicką z aresztu wypuszczono cztery miesiące później, ale Janem już interesowało się NKWD.

– Drugie moje wspomnienie związane z ojcem dotyczy spotkania z nim na krakowskim rynku, podczas transportu więźniów. Mama dowiedziała się, że ojca będą gdzieś przenosić z więzienia św. Michała, gdzie dziś mieści się muzeum więziennictwa. Ojciec prowadzony był w kordonie z innymi więźniami. Kiedy go zobaczyłam, chciałam podbiec, krzyczałam „tato, tato!”. Jeden strażnik z obstawy złapał mnie wtedy i cisnął na chodnik. To był ostatni raz, kiedy widziałam ojca – pamięta pani Krystyna.

Policja: Chcemy odnaleźć rodzinę, której pomógł Balicki

Balicki miał jechać wówczas do siedziby UB, na co zgodę wydał prokurator, ale jedynie na miesiąc. 20 sierpnia został przekazany NKWD i wywieziony w głąb ZSRR. W marcu 1946 roku został skazany na 20 lat katorgi, ale o tym Baliccy dowiedzą się później. Z zachowanych pism z prokuratury krakowskiej wynika, że prokurator domagał się zwrotu aresztanta. Dostał jednak tylko informację, że więzień zbiegł w czasie transportu.

Kiedy Balicki był przetrzymywany w areszcie krakowskim, Kozłowski starał się go wybronić. Z tego samego pisma, w którym znajduje się informacja o dzieciach Kertzera, adwokat podał kilka innych przykładów pomocy Żydom przez Balickich.

„Rodzina, czy też żona Juliana Mertza prowadziła wbrew zakazowi wypiek pokątny i sprawa na skutek jakiegoś doniesienia dostała się do „Kripo”. Balicki sprawę zlikwidował, a następnie uratował tej rodzinie wszystkie ruchomości, które Niemcy po wykryciu tak wielkiego przestępstwa zakwestionowali Mertzom” – czytamy w jednej z notatek Kozłowskiego.

Inny przykład pomocy Żydom, o którym pisze Kozłowski, jest z okresu lwowskiego.

„Niejaki Żyd, Baran, krawiec we Lwowie – u którego Balicki ubierał się jeszcze w czasach przedwojennych, oddał Balickiemu na przechowanie część swojego majątku w postaci kuponów na ubrania. Sam Baran wraz z rodziną musiał przeprowadzić się do getta. Balicki na każde jego żądanie sprzedawał jego własność, dostarczając mu do getta uzyskane pieniądze”.

W to, że Balicki jeszcze żyje, rodzina wierzyła do 1958 roku. Dopiero wtedy, za pomocą Radzieckiego Czerwonego Krzyża w Moskwie, udało się dowiedzieć, że Balicki zmarł w 1947 roku gdzieś w głębi ZSRR.

– Matka do swojej śmierci w 1996 roku próbowała za pomocą różnych służb dyplomatycznych i instytucji dowiedzieć się, gdzie dokładnie i jak zmarł ojciec. Niestety, to się nie udało – słyszę od pani Krystyny.

Dzisiaj gdyńska policja chce odnaleźć rodzinę lub potomków Kertzerów, którym pomógł Balicki.

– Zwracamy się z prośbą o pomoc w odnalezieniu rodziny, której pomógł nasz bohater, narażając własne życie – apeluje asp. Jolanta Grunert, rzeczniczka gdyńskiej policji.

Tablica pamiątkowa Jana Balickiego mieści się dziś na rodzinnym grobowcu na cmentarzu w Gdyni Witominie.


https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/51,35612,26791002.html?i=0

Kategorie: Uncategorized

3 odpowiedzi »

  1. Zgadzam się z tobą Janusz . Ale odradzam czytania niektorych, notorycznych komentatorow tutaj , dotyczących wielu innych wpisów , bo ryzykujesz , że Ci ta wiara się mocno zachwieje…

  2. Niesamowita historia, przywraca wiare w przyjazn i czlowieczenstwo, teraz tej wiary potrzebujemy najbardziej…

  3. Wkrótce pojawią sie tu komentarze o tym , że należał do „jednostek” podczas gdy cała reszta Polaków aktywnie współdziałała w mordowaniu Żydów . Glownie bedą to komentarze od bohaterów , którzy bez wahania ryzykowali by swoim życiem , nie mówiąc o swoich dzieciach , by ratować Polaków , gdyby sytuacja była „odwrotna”. Co do ich odwagi i determinacji ryzykowaniem życia swego i swoich rodzin nie mam najmniejszych wątpliwości.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.