„Jesteśmy braćmi jednej ziemi. Wieki wspólnej doli i niedoli – długa wspólna droga – jedno słońce nam przyświeca”
Przyslala Rimma Kaul

Janusz Korczak w Palestynie
Janusz Korczak jechał do Palestyny, szukając odpowiedzi na wiele bolesnych pytań, które dręczyły go. W czasie swoich pobytów na Ziemi Świętej starał się poznać i zrozumieć psychikę dziecka żydowskiego, przebywającego w zupełnie odmiennych warunkach, zapewne niełatwych, uciążliwych, ale jakże głęboko przeobrażających istotę człowieka, jego stosunek do życia, ludzi, historii. Choć nie znał języka hebrajskiego, umiał jednak nawiązać bliski kontakt z dziećmi i dorosłymi (część osób dorosłych znała język polski). Wśród najstarszych członków kibucu oraz ich następców zachowały się dotąd żywe wspomnienia i fotografie z okresu pobytu Korczaka, wytworzyła się trwająca do dziś legenda.

Zachowała się fotografia Janusza Korczaka w białym fartuchu, wśród personelu kuchennego, obierającego kartofle.

J. Korczak nie chciał być ciężarem dla gospodarzy. Wieczorami spotykał się z wychowawcami i rodzicami, rozmawiał, wygłaszał pogadanki. Pracowity tryb i sposób życia w kibucu bardzo mu odpowiadały, najbardziej zaś – co zrozumiałe – interesowały go dzieci, warunki ich egzystencji i rozwoju.


Przychodził z rana do szkoły, obserwował zajęcia i pracę maluchów, a nawet pomagał im pół-żartem, pół-serio. Bardzo dużą wagę przywiązywał do tego, by dzieci jak najwięcej bawiły się. Nauczył je m.in. robić i puszczać latawce.

Do owego czasu dzieci nie znały tej zabawy. Od czasu pobytu Korczaka i aż do chwili obecnej, rokrocznie, obchodzi się w Ein Harod z udziałem setek dzieci z okolicznych miejscowości – Święto Latawca. Jest to radosne święto dzieci i dorosłych, organizowane z dużym rozmachem. Miałem nawet okazję w roku 1989 uczestniczyć w takim święcie, które zrodziło się z inspiracji Korczaka.
Godłem Ejn Harod jest palma Korczaka na pamiątkę jego pobytu w Palestynie.

Doktor był człowiekiem pełnym dobroci, łączyła go stała więź z dziećmi. Korczak był zachwycony charakterem w społeczności Kibucu. Napawał się radością patrząc jak dziećmi razem się bawią, uczą i dorastają. To było dokładne urzeczywistnienie jego zasad.
Co dalej…?
Męczyła go myśl o powrocie do Warszawy. Korczak wrócił do Polski, gdyż zastanawiał się co miałby robić gdyby został w Izraelu.
Mówił: ,,W Kibucu ludzie są młodzi, a ja nie jestem w stanie pracować fizycznie. Nie mam pieniędzy, aby żyć za granicą. Warszawa należy do mnie, a ja do niej, powiem więcej ja jestem tym miastem.”
Po tych słowach Korczak opuścił Palestynę.
J. Korczak pisał:“Wspólnymi siłami poetów, muzyków, młodzieży, starców i dzieci zbudować epopeję o trzecim powrocie Żydów do swojej ziemi. […] Biblia. […] Prorocy. Raczej czuję, niż wiem, że z niej ród całej poezji””…tam w odrodzonym kraju zaistniała potrzeba dokonania wielkich czynów dla dobra całej ludzkości. I dlatego Palestyna ma przed sobą do spełnienia wielką misję dziejową”

W ostatnim liście do swojego przyjaciela, młodego poety hebrajskiego, Gileada Zerubawela, mieszkającego w Ein Harod, Korczak informuje go – tuż przed wybuchem II wojny światowej – że prosił konsula polskiego w Jerozolimie, by podarował dzieciom Palestyny tuzin wiewiórek, ale konsul widocznie nie zrozumiał intencji Korczaka i jego prośby. Być może potraktował ją jako dziwactwo znanego pisarza. W innych listach Korczak porusza kwestie bardziej zasadnicze. Uogólniając swoje wrażenia z pobytu w Palestynie, pisze, że „Erec Israel jest próbą odrodzenia ziemi, człowieka, jego losu i wiary”.
Dostrzega ogromne trudności, jakie trzeba pokonać na tej drodze. Zwraca uwagę na zjawiska ujemne, zwłaszcza w środowiskach miejskich, natomiast kibuce wydają mu się środowiskiem, które najbardziej sprzyja temu odrodzeniu i wychowaniu dzieci. W swoich uwagach o Palestynie zastrzega się, że nie chce patrzeć na to, co się tam dzieje, oczyma turysty. W czasie 7 tygodni pobytu szukał odpowiedzi na dręczące go pytania o los świata, ludzi, narodu żydowskiego.
Jego przeżycia i refleksje znalazły odbicie nie tylko w listach i odczytach, jakie później wygłaszał w Polsce, ale w oryginalnej twórczości literackiej („Trzy wyprawy Herszka”, „Dzieci Biblii” i wiele drobnych opowiadań). Jego korespondencja i relacje z dwóch pobytów oraz plany następnego wyjazdu świadczą dobitnie o tym, że nie były to krótkotrwałe epizody w życiu Korczaka, lecz wydarzenia znaczące tak dalece, że zastanawiał się nawet nad tym, czy nie powinien szukać w Palestynie rozwiązania wielu kwestii, których nie mógł rozwiązać w ówczesnej Polsce. Lata trzydzieste – może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę – były w życiu Korczaka okresem bardzo dramatycznym. To nie przypadek, że pisząc o tych latach nieco później, w getcie, charakteryzował je tak: nikczemne, przeklęte, kłamliwe. „Nie chciało się żyć. Błoto, cuchnące błoto”. Miał w tym czasie poczucie, że grunt usuwa się mu spod nóg i wszystkie jego wysiłki w zakresie opieki nad dzieckiem idą na marne.
Pamięć o Korczaku
Pamięć o Januszu Korczaku jest żywa do dnia dzisiejszego. Jego pobyt i działalność upamiętniają pomniki i tablice pamiątkowe:



Kategorie: Uncategorized
Tekst z tomu Warszawskie Jeruzalem, Doroty Szatters (wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, 2020 r.)
buciki
małe, zniszczone buciki
w parze z innymi zniszczonymi bucikami
szły ulicą Śliską
ciekawe dokąd idą te nóżki w białych skarpetkach – myślały
czy na wakacje jadą?
czy do Różyczki
koło Czaplowizny ?
buciki kiedyś piękne zastanawiały się
jak długo będą należeć do Sary
tak tak stópki się zmieniają
ulice się zmieniają domy się zmieniają
a one naprawiane łatane ciągle są
przypomniały sobie czteroletnie nóżki Ewki
dłonie jej mamy pani doktor Wojdysławskiej
pamiętały parkiet salonu
po którym mogły biegać nawet ubrudzone błotem
ech! to były czasy!
wszyscy się nimi zachwycali czyścili glancowali
jesienią do pudła włożyli
a wiosną już nie było Ewki
była Gołda
potem Zejda Wanda Sara
parkiet sali dziewcząt w sierocińcu na Krochmalnej
potem na Chłodnej
zrazu młode błyszczące
z biegiem lat matowiały
gładka skóra pękała klamerka rdzewiała
podeszwy łatane grubiały
ale buciki nie przejmowały się tym
ważne że wciąż były potrzebne
nawet coraz bardziej
kiedyś bały się że zostaną spalone w piecu
przecież nawet małe dziewczynki nie chcą starych butów
ale teraz nikt nawet o tym nie myślał
nowych nie było
tamtego wieczoru jak zwykle klepki sali balowej budynku przy Siennej 16
układały się do snu
pani Stenia komenderowała
Róża prasowała
Natalia składała skarpetki
dzieci spały w łóżkach
ubranka na krzesełkach
buciki pod
tylko głos pani Steni cichszy
chlipanie Natalii głośniejsze
westchnienia Róż głębsze
buciki nie mogły zasnąć
całą noc ktoś światło na korytarzu palił
o likwidacji getta z doktorem szeptał
do ucieczki namawiał
bo to koniec
Jak to koniec? – myślały buciki
przecież zawsze można umyć naprawić wypastować
do skrzynki włożyć do innego domu przenieść
innym nóżkom oddać
smuga białego światła
przesuwała się z wolna po sali
badała puls i oddech dzieci
gładziła czoła jeszcze ciepłe
omijała powieki
niech śpią
rano Niemcy przyszli
nic zabrać nie dali
z domu wyjść kazali
jak na spacer
buciki się ucieszyły
ze schodów zbiegły próg domu przekroczyły
za butami Doktora Korczaka się ustawiły
a potem
na Śliskiej
Pańskiej
Mariańskiej podskakiwały
na Placu Grzybowskim podbiegały
a potem razem z setkami sierocych bucików
coraz wolniej szły
przez Twardą
Ciepłą
Grzybowską
Żelazną
rozmiękły asfalt pod nimi uginał się z czułością
kładka nad Chłodną z litością
domy pochylały się ze zgrozą
a potem buciki człapały
przez Leszno
Karmelicką
Dzielną
potykały się
nóżki ze zmęczenia mdlały
wilgotne skarpetki szarzały
przez ulicę Zamenhofa
szły w pełnym słońcu
wzmagał się upał
podnosił kurz
ciekawe dokąd idą te małe słabe nóżki
jeszcze nigdy tak długo nie szły – myślały
a potem przez drewnianą bramę na dworzec weszły
razem z bucikami z sierocińca na Śliskiej i Twardej
a potem na Umschlagplatzu
stały i stały
na pociąg czekały w tłumie walizek tobołków i butów
a potem po drewnianej pochylni do wagonu weszły
i stały
stały
stały
a potem gdzieś
jechały
jechały
jechały
dzieci płakały
mdlały
nóżki się uginały
uryną pokrywały i kałem
a potem buciki z wagonu wyszły
na słońce przeraźliwie jasne
a potem nóżki biegły
potykały się
były deptane
i same deptały
a potem się zatrzymały
do lazaretu z doktorem i Stenią weszły
żeby się z brudu obmyć
potem
zabrzmiały strzały
nóżki Sary na betonową pociemniałą od krwi posadzkę
upadły
a potem buciki z nóżkami
innymi bucikami nogami
warkoczykami wstążkami koszulkami
Doktora okularami
do dołu wpadły
ogromnego
jak balowa sala
padał deszcz
woda obmywała buciki i ciała
jak zwykle
przed snem
tylko zamiast maszyny do szycia
warczała koparka