Philip Roth (Fot. Corbis / Getty Images)Który z wielkich prozaików gotów byłby poświęcić czas konkurentom w fachu? Roth zebrał tu pisarzy, o których można z czystym sumieniem powiedzieć, że są wybitni.
Przez Stany Zjednoczone przeszła niedawno rzadko spotykana burza wokół książki – biografii zmarłego w 2018 roku Philipa Rotha. Nie dlatego, że – wydana w kwietniu – ujawniła jakieś bulwersujące szczegóły z życia pisarza. Po tym, jak jej autor Blake Bailey został oskarżony o molestowanie seksualne, wydawnictwo zerwało z nim umowę i odstąpiło od dalszej sprzedaży bestsellera. Książkę przejęła, bo tak działa rynek, inna oficyna, od połowy czerwca można więc ją znów czytać. I żałować, że nie została lepiej napisana.
Tymczasem u nas ukazują się „Mistrzowie”, niewielka rozmiarowo, ale ważna książka Rotha z 2001 r. Autor „Kompleksu Portnoya” przyzwyczaił czytelników do gatunkowej różnorodności swoich powieści – od psychoanalitycznej fantazji, przez satyrę polityczną, historię alternatywną i paradokument, po trzytomowy epicki obraz powojennej Ameryki. Ale takiej książki Rotha jeszcze nie mieliśmy. Powiedziałbym, że w ogóle takich książek trzeba szukać ze świecą: jeden z największych mistrzów pióra rozmawia tu z innymi mistrzami i mistrzyniami. Który z wielkich prozaików gotów byłby oddać swoje nazwisko i poświęcić czas innym autorom, było nie było, konkurentom w fachu?
A Roth zebrał tu pisarzy, o których można z czystym sumieniem powiedzieć, że to konkurenci wybitni. Bo jest tu dwóch noblistów, Bellow i Singer, są Primo Levi, Mary McCarthy, Milan Kundera, Bernard Malamud, by poprzestać na sześciorgu. Przekład Olgi i Wojciecha Kubińskich, zasługujący na uznanie, nie bez słuszności nosi więc tytuł „Mistrzowie”. Oryginalny tytuł, „Shop Talk”, daleki jest jednak od polskiego: to wyrażenie z innego rejestru, które można by oddać jako „Branżowe gadanie”, a może wręcz „Zawodówka”.
Odzywa się w nim typowa dla Rotha dbałość, by za wszelką cenę unikać nadęcia, podtytuł zaś dopowiada, sprawnie omijając kwestię „mistrzów”, że w książce spotkamy się z „pisarzem i jego kolegami i koleżankami”, ustanawiając tym samym swoistą wspólnotę braci i sióstr po piórze. To pisarze nieprzypadkowi, których Roth dobrze zna, bo ich nie tylko czyta, ale też ze sobą czy w sobie nosi. Sam też nie jest dla swoich rozmówców postacią anonimową, znają go, znają jego twórczość – mistrzowie i koledzy zarazem. Na okładce oryginalnej edycji wydawca określa tom jako „zbiór rozmów i wywiadów”, zaś polscy tłumacze dużo trafniej oddają to, z czym mamy tu do czynienia, słowem „spotkania”. Bo w rzeczy samej nie są to wywiady, ale spotkania pokrewnych, choć nie zawsze współbrzmiących dusz.
W siedmiu rozmowach i trzech szkicach Roth odsłania się, być może ku zaskoczeniu niektórych czytelników, jako pisarz, dla którego literatura jest czymś wykraczającym daleko poza rzemiosło, czymś może nie „śmiertelnie”, ale „życiowo” poważnym. Jest bowiem w sposób istotny związana z naszą – pisarza i jego czytelników – egzystencją, towarzyszy jej, dzieli z nią los. A skoro Roth stawia pisarstwu wysokie wymagania, nie powinno dziwić, że z równą powagą traktuje rolę pisarza. Za decyzją pisania idą bowiem pisarskie powinności.
W dziele pisarza odzywają się, czasem prześmiewczo, głosy czasów, w których żyje, a w jego losie ogniskują się, momentami przewrotnie, losy społeczności, do których należy. „Poważna literatura pozwala zachować życie”, nie boi się napisać Roth, by po chwili podzielić się myślą jeszcze bardziej zuchwałą: „Pozwala dochować prawdy”. Kto wie, czy Roth nie był ostatnim pisarzem, który tak poważnie pojmował literaturę i jej twórców? Powagę tę, która, zaznaczmy, nie stoi w sprzeczności z poczuciem humoru, dzielą z Rothem jego rozmówcy.
Nie bez powodu rozmówcami Rotha są pisarze „wykorzenieni”, uchodźcy i banici, szukający nowych domów i nowych języków. Pisarze, jak ich nazywa Roth, cytując Leviego, „nieczyści”, mierzący się z poczuciem odrębności, dotknięci przez historię. Na przykład Edna O’Brien, która – jak Joyce czy Beckett przed nią – wyjechała z rodzinnej Irlandii, uciekając przed ówczesnym klerykalizmem i kołtuństwem.
A także pisarze żydowskiego pochodzenia mieszkający w Izraelu, we Włoszech, w Czechach czy w Ameryce. Tacy jak Singer, który po wyjeździe z Polski nie porzucił swojego języka, pogardliwie nazywanego niemieckim dialektem, i w nim tworzył arcydzieła. Albo jak ocalały z Holocaustu Aharon Appelfeld, znający kilka języków, choć piszący po hebrajsku, którego nauczył się dopiero jako nastolatek. Czy jak Bellow, mistrz angielszczyzny, rzucający wyzwanie tym, którzy uważali, że syn żydowskich imigrantów z Rosji nie jest w stanie pisać literatury po angielsku, i w geście autoafirmacji otwierający swoją powieść deklaracją, że jest „Amerykaninem, rodem z Chicago”.
Ale jest tu też Kundera, inny emigrant, który pisząc po francusku, ogłosił swoje prawo do tego nowego dla siebie języka. Rozmowa z nim odbiega od pozostałych, czuć tu między bohaterami dystans wynikający po części z faktu, że rozmowa toczy się za pośrednictwem tłumaczki, a po części z cech osobowościowych czeskiego pisarza. Kundera powtarza tezy, z których i dzięki którym jest znany: słyszymy na przykład głośne swego czasu tezy o Europie Środkowej jako bez mała duchowym centrum Zachodu. Choć pisarz przypomina o potrzebie niepewności i o zadawaniu pytań jako czymś ważniejszym od udzielania odpowiedzi, bez wahania i z marszu ich Rothowi udziela. I jest bodaj jedynym rozmówcą Rotha, który mu pytań nie zadaje.
To niejedyny Czech, z którym spotyka się Roth, zafascynowany, jak wiemy, Pragą i Czechami, głównie z racji znaczenia, jakie w jego twórczości ma Franz Kafka. Gdy podczas spotkania z Ivanem Klimą w 1990 r. Roth wypytuje go o rolę pisarza w komunistycznej Europie, wyczuwa się w jego słowach zazdrość, że autorzy wschodnioeuropejscy żyli dotychczas w świecie, który może i był groźny, siermiężny, zapóźniony, ale dawał im poczucie sensu i ważności tego, co robią.
Roth pyta też o zmiany, jakie zaszły po 1989 r. I choć sama rewolucja pobudza jego wyobraźnię, Roth przeczuwa, że jeszcze kilka lat i romantyzowana Europa Wschodnia, która wydała Kafkę, Schulza, Borowskiego i Havla, upodobni się do Zachodu, pisarze stracą tu swoją szczególną pozycję i liczonych w setkach tysięcy czytelników, literatura przestanie być sojuszniczką „życia i prawdy”, a gust dyktować będą trywialne media. Trzydzieści lat po tych słowach wypada nam powiedzieć: Miałeś rację, Mistrzu.
Jerzy Jarniewicz
‘Mistrzowie. Spotkania z twórcami’, Philip Roth, przeł. Olga Kubińska, Wojciech Kubiński, Austeria, Kraków Fot. materiały wydawnictwa
„Mistrzowie. Spotkania z twórcami”, Philip Roth, przeł. Olga Kubińska, Wojciech Kubiński, Austeria, Kraków
Philip Roth rozmawia z innymi mistrzami i mistrzyniami. A konkurenci to wybitni
Kategorie: Uncategorized