
Getto warszawskie spośród wszystkich gett na okupowanych ziemiach polskich jest najczęściej opisywane w literaturze” – pisze Sławomir Buryła we wstępie do antologii „Getto warszawskie w literaturze polskiej”, którą sam wybrał i opracował. Polska poezja towarzyszyła życiu i śmierci getta od początku do końca. W niej naoczni świadkowie: Władysław Szlengel, którego profesor Buryła nazywa „jednym z najwybitniejszych poetów Zagłady”; Krzysztof Kamil Baczyński – „najwybitniejszy poeta swojego pokolenia”; Czesław Miłosz – odznaczony za swą „gettową” poezję medalem Yad Vashem; Jerzy Ficowski, którego „Odczytanie popiołów” profesor należy do „najwybitniejszych zbiorów poetyckich o Zagładzie”. Proza musiała z natury rzeczy być powolniejsza.
Z najwcześniejszych „Wielki Tydzień” Jerzego Andrzejewskiego i „Kobieta cmentarna” Zofii Nałkowskiej. Z dużo późniejszych „Chleb rzucony umarłym” Wojdowskiego, który „wielu [włącznie ze mną] uważa najwybitniejszą polską powieść o Zagładzie”; znamienne rozmowy Hanny Krall z Markiem Edelmanem, bohaterem, i Kazimierza Moczarskiego z Jurgenem Stroopem, zbrodniarzem; a pomiędzy nimi narracja Janka Kostańskiego, szmuglera i mojego współautora opowieści „Szmuglerzy” (jego materia, moja proza), z której wybrano krytyczne rozdziały „Mur” i „Ogień” (opowieść została powtórzona w tomie „Janek i Maria”). Mur „budowała żydowska firma Lichtenbaum. A jeśli chcesz wiedzieć, kto grzebał umierających (sic) i zabijanych: grzebała firma Finkerton (sic). Za grube pieniądze.
A nie wiem, czy ojciec wam opowiadał to, co mnie, jak do warszawskiego getta przyjeżdżali łódzcy Żydzi skupować brylanty, bo były najtańsze w tym grobie…”. Cytuję za autorem wstępu, bo w antologii tego kiczu Romana Bratnego na szczęście nie ma. Otóż historia nie słyszała, żeby w warszawskich getcie ktoś grzebał „umierających”, nawet za „grube pieniądze”, które u Żydów muszą być „grube”. A niecna firma pogrzebowa, która nie pracowała za darmo, nazywała się raczej Pinkert niż Finkerton. O brylantach przeciekających z warszawskiego getta do łódzkiego też historia milczy, pamięta za to uciekające na aryjską stronę. „Kudłate głowy, na plecach, na brzuchach torby / pamiątek, złota, ksiąg. Jakiż pędzi czarny szum! / I ten rabin nie przeklina, nie żebrze Boga / swego. I on chytrze myśli, że brylantów blask / wykupi go od zgonu” – to Stanisław Piętak, 1948, na samym końcu tej antologii, niczym klamra do wizji Bratnego.
Taką samą wymowę próbowano nadać mojemu „Kabaretowi po tamtej stronie”, który po próbie generalnej zdjąłem ze sceny (patrz „Pamiętnik” pod McLean-Łódź grudzień 1970).Janusz Korczak, „bodaj najczęściej artystycznie eksploatowany motyw”, przywołany jest w znanych wierszach Szlengla, Słonimskiego i Witolda Zechentera oraz niezrównanej prozie Newerlego („Żywe wiązanie”) i Wojdowskiego („Stary doktor”). Jednym z najbardziej rewelacyjnych jest krótkie opowiadanie o tym jak skutecznie działał – i to w pojedynkę – jedenastoletni szmalcownik. Autora nie wymieniam, żeby nie wydać tej zaskakującej puenty przed czasem.
Przypomniane są także (nazbyt optymistyczne) „Miasto nieujarzmione” Kazimierza Brandysa i „Wielkanoc” Adolfa Rudnickiego z cyklu mylnie przez niego nazwanego „Epoką pieców”, bo krematoria stosowano jedynie w Auschwitz i na Majdanku. Taki sam błąd popełnił Zechenter: „Treblinka… Łaźnie trujące i krematorium tysięcy”. Do czasu mylił się nawet Szlengel: „Zagna i wepchnie w komorę parową, / Zamknie za Tobą hermetyczne wieka, / Gorąca para zacznie dusić, dusić” – grudzień 1942. „O ludu, ludu głuchy, / ty w bólu swym osobny […] nikomu niepodobny, […] w śmierci swej osobny” – to „Tren I” Baczyńskiego, wrzesień 1942. Że nikomu niepodobny i w śmierci swej osobny to oczywiste, a czemu głuchy? Bo nie dosłyszał Ewangelii. Bo poeta z matki obcej, którego imię znaczy Nosiciel Chrystusa, był chrześcijaninem i poszedł do chrześcijańskiego powstania, a nie żydowskiego. Nie wiedząc, że poszła za nim śmierć z „zabłąkaną” kulą – bardzo osobną.A oto inne próbki:- Nikt, zasypiając nie miał pewności, czy nie zbudzi się na odgłos zajeżdżającej czarnej karetki, nie zginie zastrzelony w łóżku.
I nikt, wychodząc z domu, nie wiedział, czy wróci – Igor Neverly.- Codziennie ludzie ginęli, ale szmugiel szedł dalej, inaczej getto nie wyżyłoby nawet pół roku. Dlatego Ringelblum napisał w swoim pamiętniku, że trzeba będzie postawić pomnik szmuglerom – Henryk Grynberg i Jan Kostański.- Jeden jęk mnożony przerażeniem tysięcy oczu zatrzaskiwano w cuchnących chlorem wagonach – Ludwik Hering.- Co ty mówisz? Jak można wszystkich zabić? – Wojdowski.- Przyszłość! Niech pan przy mnie o przyszłości nie wspomina – ibid. – Rebe, ja nie pytam ciebie jak żyć. Pytam, jak umierać – ibid.- Patrzyli, mówili, żałowali. Żałowali towarów, majątków, złota, lecz przede wszystkim mieszkań i domów […] detonacje wstrzały ziemią, ulicami, ale nie ludźmi – Adolf Rudnicki. – I normalnie szedł handel pod Halami, gdzie do niedawna handlowali i mieszkali c, co teraz tam za murem umierali i których krew spływała po chodnikach” – Grynberg i Kostański.- Morał ktoś może wyczyta, / Że lud warszawski czy rzymski / Handluje, bawi się, kocha / Mijając męczeńskie stosy – Miłosz. –
Ludzie garnęli się wtedy do siebie jak nigdy przedtem, jak nigdy w normalnym życiu. Podczas ostatniej likwidacyjnej akcji biegli do gminy, szukając jakiegoś rabina czy kogokolwiek, kto im da ślub i szli na Umschlagplatz jako małżeństwo – Marek Edelman i Hanna Krall.- Jakże włożyć w te głowy bezduszne / Co znaczy samo zostawić dziecko… – Szlengel.- jak tu cicho po ich płaczu / po ich krzyku / jak cicha ta rzeźnia dzieci / ta ziemia ta ziemia – Anna Kamieńska.- powstały osiedla bloków, tyle lat komunizmu, mieszkali tu sobie małosolni ludzie Peerelu – Igor Ostachowicz.- opowieść o nieistniejącym mieście w środku miasta, o duchach jest to opowieść, o szeptuchach […] co teraz łażą po pokojach i straszą…– Sylwia Chutnik.- pustka zasiedlona na nowo bolała bardziej niż widok ruin” – Piotr Paziński.- Śmierć zwyczajna, osobista, wobec ogromu śmierci zbiorowej wydaje się czymś niewłaściwym – Nałkowska.- … z największej klęski, jaką znają dzieje narodów” – ibid. –
Żyd musi przetrzymać każdy cios – Paulina Braunówna, która do dziś recytuje swoje wiersze w moim niewystawionym „Kabarecie po tamtej stronie”.Getto warszawskie wciąż istnieje. Po polsku, żydowsku, wielojęzycznie. Po wsze czasy, bo nikt go już więcej nie zgładzi. Kto czyta tę antologię, ten wie. Wielka Akcja, która zaczęła się osiemdziesiąt lat temu, nigdy się nie skończyła a ostatnio przybiera na sile, ale – jak zauważyła Paulina Braunówna – „Żyd musi przetrzymać każdy cios”. Wkrótce potem zginęła, ale ja jestem żywym dowodem, że to prawda. A ci, co „łażą po pokojach i straszą”, to nie oni. To sumienie. To dobrze. Dobrze, że jest. PS Informacja w odnośniku „ukrywał się z matką na aryjskich papierach w podwarszawskiej wsi oraz w Warszawie” wymaga korekty. Ukrywałem się najpierw z ojcem i matką na wsiach jakieś 60 km od Warszawy, a później z matką na aryjskich papierach w Warszawie, Wołominie i na pograniczu Podlasia.

Kategorie: Uncategorized