Nadeslala Ewa Glubinska
cz. 1 KLIKNIJ TUTAJ
Matka w świecie sefardyjskim zajmuje wyjątkową pozycję. Nie mogąc pełnić jakichkolwiek funkcji w świecie zewnętrznym, wewnątrz rodziny praktycznie decydowała o wszystkim. To ostatnia pozostałość po silnej pozycji, jaką zajmowały sefardyjskie kobiety w średniowiecznej Hiszpanii. W tych czasach miały pozycję nieomal równą mężczyznom, częstokroć byłydoskonale wykształcone. Wraz z przybyciem na tereny pod panowaniem Imperium Osmańskiego wszystko się zmieniło. Większość kobiet stała się analfabetkami zamkniętymi w domu. Odebrano im prawo głosu w życiu publicznym. Mogły wypowiadać się jedynie w pieśniach, których zresztą również nie wolno było im wykonywać poza domem. Tradycją stało się wspólne kobiece śpiewanie w kuchni, na rodzinnych spotkaniach i uroczystościach. Tylko tak mogły wyrazić siebie i opisać swój kobiecy świat. W tekstach przechowały pamięć o tym, kim niegdyś były i co im odebrano. W różnorodnych gatunkowo pieśniach i piosenkach autorki dawały dowód niezwykłej kobiecej solidarności oraz niespotykanej więzi między matkami i córkami.
Gdy już wydawało się, że największa katastrofa w ich dziejach – wygnanie z Hiszpanii – to przeszłość, czas zaczął pokazywać swoją niszczycielską moc. Najpierw upadły imperia. Sefardyjki przywitały zmianę z zadowoleniem; w końcu mogły zacząć się kształcić i żyć nieco swobodniej, niż dotąd. Zmiany szczególnie widoczne były w Grecji, gdzie wśród Żydów istniało silne antymodernizacyjne lobby. Do XX wieku ci, którzy tęsknili do nowoczesności, musieli emigrować do USA albo Francji. Jednak wraz z pierwszym światowym konfliktem dostojni i archaiczni starcy stracili na znaczeniu, a młodzi swobodnie zaczęli realizować swoje życiowe plany. Mężczyźni zrzucili fezy, a kobiety powłóczyste suknie. „El Rey de Francia” już nie był śpiewany w greckich kuchniach, lecz w modnych sefardyjskich lokalach. Być może zaczynał popadać w zapomnienie. Dziś już nikt tego nie pamięta.
Jak więc tłumy radosnych i energicznych ludzi mogą utknąć w szczelinie czasu? Przepis: duża dawka beztroski, parę lat niezauważania niebezpieczeństwa, wojna, przerobienie zbioru jednostek na masę i wysłanie jej w miejsce, co do którego istnieje pewność, że tę masę pochłonie. Zamiast syna króla Francji przybyli mordercy z zimnej Północy. Nic nie było dla nich ważnepoza pochodzeniem rasowym. Potomkowie tych, którzy spalili Rzym i obrócili w gruzy grecko-rzymską cywilizację, przyszli teraz wyrównać stare rachunki z potomkami strażników jej dziedzictwa. Do wagonów zaganiano przedstawicieli starych rodów, potomków ludzi ratujących kilkaset lat wcześniej całą antyczną spuściznę Europy. Młodych i starych, bogatych i biednych, uczonych i analfabetów. Szły wielopokoleniowe rodziny, pustoszały dzielnice, a nawet całe połacie greckich wysp.
Członkowie rodziny Guerchon w getcie w Salonikach (rok 1943). Wszyscy zginęli w obozie w Auschwitz.
Z kilkudziesięciu tysięcy Żydów zabranych z samej Grecji, kilkanaście tysięcy zmarło w czasie deportacji. Pozostali wysiedli w miejscu nazwanym Birkenau. Być może wtedy zrozumieli, że świat to wielka pułapka czasu. „Mój naród, wygnany z pamięci u bram obozów” napisała Henriette Asseo. Dla Sefardyjczyków z Grecji niepamięć przygotowała szczególnie obszerne miejsce, być może tuż obok bezimiennego francuskiego królewicza z ich najsłynniejszej pieśni.
Zamiast księżyca i złotej misy były selekcje i komory gazowe. Pierwszy raz w historii matki zostały oderwane od córek, które wkrótce miały podzielić ich los. Interpretatorki snów odeszły. Zresztą w obozie nikomu nic się nie śniło.
Greczynek było dużo. Nikt nie znał ich imion, nazwisk, ani wieku. Nie wiedziano, że pośród nich są schwytane partyzantki i członkinie greckiego ruchu oporu. Jeśli jednak czas jest kreatorem, to pamięć jest boginią paradoksu. Bezimiennie ginące kobiety tak różniły się od reszty, że zostały doskonale zapamiętane przez ocalałe więźniarki z innych krajów.
Z Archipelagu Auschwitz dotarł cały chór głosów, dokumentujących los greckich Sefardyjek. Pierwszą z nich była więźniarka cytowana przez Nałkowską w „Medalionach”: Na wizę wyganiali przez cały tydzień każdego dnia. Stały tam wciąż bardzo ściśnięte, żeby się ogrzać. Wszystkie starały się być w środku dla ciepła, żadna nie chciała zostać na skraju. Schylały głowę i wciskały się między inne, jak mogły. Wciąż się to wszystko razem ruszało…
Głos I : „były takie śliczne”
Głos II : „poruszały się z niezwykłą gracją”
Głos III: „śpiewały piosenki w niezrozumiałym języku”
Nie wiadomo, czy w królestwie śmierci było miejsce na nucenie najsławniejszej sefardyjskiej pieśni. Czy któraś z nich miała jeszcze siłę na przypominanie marzeń o królewskim synu? A może, odwołując się do wiekowych tradycji, jakaś bezimienna sefardyjska poetka napisała do starej melodii nowy tekst, w którym staje się on mścicielem? Primo Levy napisał, że przez swoją inność greccy Żydzi i greckie Żydówki stali się najbardziej zintegrowaną grupą w obozie, choć na bardzo krótki okres. Wystarczyła pierwsza zima w obozie, aby wyginęła większość z nich. Reszty dokonały selekcje, mordercza praca i głód.
Nikt nie zauważył jednego – greckim Żydówkom jako jedynym udało się stworzyć bardzo subtelny system wzajemnego wsparcia. Wszyscy bez wyjątku, więźniowie i ich nadzorcy, patrzyli ze zdumieniem, jak te ludzkie strzępy, w które je przemieniono, zażarcie bronią swojej godności. Nie poddawały się panującemu w obozie kultowi przemocy i walki o przetrwanie. Jedna z nielicznych ocalałych Greczynek, Vasso Stamatiou, wspomina, że udało im się opracować całą sieć wzajemnej komunikacji i pomocy, która pomagała przezwyciężyć pierwszy szok lub dodać otuchy wysyłanym na śmierć. Kobiety wykazywały wyjątkową solidarność, dzieląc się choćby żywnością, co w warunkach Auschwitz było czymś niespotykanym. W obozie wytworzył się stereotyp „greckiego Żyda” osoby nie stawiającej oporu, niezaradnej, oddzielnej, odmiennej od reszty więźniów. Kiedy jednak przeczyta się relacje świadków, widać jasno, że była to postawa bliższa filozofii Gandhiego. Walka bez przemocy, w której stawką było ocalenie człowieczeństwa, a ceną anonimowa śmierć. Sefardyjki pokazały, że są godnymi naśladowczyniami pokoleń filozofów i myślicieli roztrząsających problem zachowania człowieka w sytuacji zagrożenia.
Tego dnia właśnie Greczynki śpiewały hymn narodowy. Nie po grecku. One śpiewały po hebrajsku żydowski hymn… Śpiewały w tym słońcu bardzo pięknie, głośno i mocno, jakby były zdrowe.
– To nie była fizyczna siła, proszę pani, bo przecież one właśnie były najsłabsze. To była siła tęsknoty i pragnienia.
Na drugi dzień była selekcja. Przyszłam na wizę i wiza była pusta.
Bohaterka opowiadania Nałkowskiej tak właśnie je zapamiętała.
Gdy przegląda się listy deportacyjne, zaskakuje fakt, jak wiele kobiet nosiło imię Reyna, co w ladino znaczy królowa.
Kategorie: Uncategorized