Ciekawe artykuly

Józef Oppenheim, król życia i Tatr

Szefował TOPR-owi przez 25 lat, najdłużej ze wszystkich naczelników. Brał udział w kilkudziesięciu akcjach, wielokrotnie ryzykował życie, niejedno uratował. Prawdziwy facet, wielki duchem i czynami, ulubiony, wręcz ukochany tatrzański ratownik

Fotograf zazwyczaj nie zostawia zdjęć własnej facjaty, a Józio był profesjonalnym fotografem w każdym calu (jego album podarowano papieżowi Piusowi XI), i to w czasach, gdy trzeba było targać ze sobą kilogramy sprzętu. Kochał aparaty, mozolne ustawianie naświetlenia, ostrości i magię chemikaliów w ciemni. Dlatego być może jego najbardziej znane zdjęcie to zamglony czarno-biały półprofil: krótka fryzura, pyzate policzki, nos kartoflany, patrzy gdzieś przed siebie. To Józef Oppenheim, prawdziwy facet, wielki duchem i czynami, ulubiony, wręcz ukochany tatrzański ratownik.

 Przyjechał do Zakopanego w 1910 r. z akademicką wycieczką. Warszawiak z urodzenia, Żyd półkrwi, komunista. Miał 23 lata. Każdy jeździł w Tatry, od malarzy po pisarzy, filozofów i mistyków. Jeżdżono po piękno przyrody, widoki tatrzańskich szczytów, zdrowie, ale też po patriotyczne natchnienie. Polski wprawdzie ciągle nie ma, ale właśnie podhalańscy górale to polskość najprawdziwsza, pradawna, lud silny i honorny, esencja miłości ojczyzny, kwiat narodu.

***

Zanim Oppenheim pojawił się w Zakopanem, zdążył działać w III Proletariacie, antycarskiej, wojowniczej partyjce wieszczącej wyzwolenie świata na drodze robotniczej rewolucji. Drukował bibułę w tajnych drukarniach, po związanych prześcieradłach uciekł z rosyjskiego aresztu. Studiował w całej Europie: od Nancy i Fryburga po Berlin i Lwów. Do dyplomu został mu jeden egzamin, lecz góry okazały się silniejsze. Został w Zakopanem.

W miejskiej legendzie zanotowano, że najpierw poznały się na Oppenheimie owczarki podhalańskie; nawet te agresywne tuliły mu się do nóg. Potem kobiety, bo Józio uchodził za casanovę, i na końcu reszta. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych zakopiańczyków, królem życia, słynnym dancingowym tancerzem.

Lecz nie tylko za to Podhale pokochało Oppenheima. Wśród przyjezdnych z całej Polski, ale też między rodowitymi góralami, gorliwymi katolikami, ten czerwony Żyd wydeptał sobie pozycję jak mało kto.

***

 W 1909 r. w lawinie pod Małym Kościelcem nad Czarnym Stawem Gąsienicowym zginął kompozytor i taternik Mieczysław Karłowicz. Niespełna rok później gen. Mariusz Zaruski, szczery polski patriota i endek, założył Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Oppenheim – prowadził wówczas na zakopiańskiej Łukaszówce Gospodę Włóczęgów, dom turystyczny Akademickiego Związku Sportowego – uczył się narciarstwa i taternictwa. W 1912 r. złożył przysięgę tatrzańskiego ratownika. W pierwszej wyprawie ratowniczej szedł po ciało Klimka Bachledy, legendarnego przewodnika, który zginął na Małym Jaworowym.

A kiedy wybuchła I wojna światowa, z której wyłoni się Polska, endek Zaruski mianował Żyda i komunistę Oppenheima szefem TOPR-u. Podobno dlatego, że wszyscy inni poszli wojować, a on, internacjonał i zwolennik walki klas, wojnę burżujów i imperialistów miał gdzieś. A może Zaruski po prostu poznał się na człowieku żelaznego charakteru, wierności, oddania ludziom i krajowi, choć nie bił się z karabinem o niepodległość?

Oppenheim szefował TOPR-owi przez 25 lat, najdłużej ze wszystkich naczelników. Wiele razy ryzykował życie. Nieżyjący już Michał Jagiełło, taternik, naczelnik Pogotowia, w III RP wiceminister kultury, rozpytywał w latach 60. XX w. starych górali o Oppenheima. „Nigdy nie powiedzieli złego słowa o tym, że był czerwony” – wspominał. „Nie wytykali mu bezbożnictwa. Nigdy nie padło ani jedno zdanie o jego żydostwie. Józio był dla nich kimś. Przyjacielem, choć szefem. Nie mam pojęcia, jak to zrobił”.

***

Bywało, że za wyprawę ratowniczą Oppenheim nie wypłacał uczestnikom grosza, choć już gen. Zaruski ustalił wysokość TOPR-owskiej dniówki. Mówił wtedy o ratowanym: „To jakiś biedny student, jakiś malarz, poeta”.

Ale bywało, że oznajmiał: „Tego kupca z Łodzi, Żyda, policzymy za trzech uratowanych”.

Gdzieś od lat 20. zaczęły ginąć legitymacje TOPR-u. Z półsłówek ratowników można było wysnuć, że dostają je komuniści uciekający na Zachód. A gdy zaczęła się wojna domowa w Hiszpanii, legitymacje ginęły na potęgę. Trudno sobie wyobrazić, by pobożni, konserwatywni górale prowadzili przez Tatry ochotników do Czerwonych Brygad. Tyle że najpewniej prowadzili, m.in. Józek Krzeptowski, król wojennych kurierów. I nie pytali, czemu prowadzą, skoro chciał tego Opcio.

Ale też – dowiedział się kiedyś Jagiełło – już po rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r. kilku TOPR-owców biegało na południową stronę Tatr, aby podglądać słowackie wojsko i niemieckich oficerów, którzy we wrześniu 1939 r. zajęli Zakopane.

Oppenheim przez ćwierćwiecze zarządzania TOPR-em uczynił z niego służbę górską na światowym poziomie, profesjonalną, sprawną, zaangażowaną. Nie policzymy, ilu ludzi zawdzięcza jej życie i zdrowie.

***

Może Oppenheim, czerwony Żyd, knajpiarz i bezbożnik, człowiek wielkiej odwagi i prawości, spodobał się góralom, bo nie był góralomanem i kochał góry. Albo dlatego, że pozwalał na bliskość, choć sam jej nie odwzajemniał – wolał słuchanie od zwierzeń. Szanował prawdziwą odwagę, bo sam był niebojący. Gardził pozerstwem; niewielu wiedziało o jego górskich wyczynach. Przymykał oczy na drobne niesubordynacje, bo sam nie znosił regulaminów.

Rafał Malczewski pisał: Umiał i lubił się wybyczyć w górach czy dolinach, po schroniskach, pod wantą, w kolibie czy wreszcie w klubie… Był romantykiem w głębi duszy i optymistą i wierzył, że ludzie nie są źli, wierzył, że słabszego nie należy bić. W dużo obłędnych rzeczy wierzył.

Za wiarę w „obłędne rzeczy” niektórzy ludzie bywają kochani.

Gdy wybuchła II wojna światowa, Oppenheim pojechał na wschód, a Zakopane rychło stało się miastem tylko dla niemieckich rekonwalescentów wojennych, kuracjuszy z III Rzeszy i młodzieży z Hitlerjugend oraz miejscem działalności Goralenvolk, największej polskiej kolaboracji czasów II wojny. Nie było tu miejsca dla Żyda, który na dodatek nie ukrywał pochodzenia, choć nie był do niego przywiązany. Zabrał pieniądze Pogotowia i dotarł do Kowla, gdzie znalazł przytulisko u kobiety, siostry rosyjskiego rewolucjonisty.

***

Potem zjawił się w Warszawie; podczas powstania nosił rannych z ewakuowanego szpitala na ulicy Hożej. Wyszedł z płonącego miasta wśród tysięcy mieszkańców do Pruszkowa. Jeszcze trwała wojna, gdy znów był w Zakopanem. Starzy członkowie TOPR-u chcieli go na naczelnika. Lecz wygrała intryga.

Calosc TUTAJ

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: