Anna Karolina Klyss
Bojówki endeckie napadały na handlarzy podróżujących mię dzy wsiami, rynek przytycki właściwie przestał istnieć, a do Radomia rolnicy nie byli w stanie jeździć co tydzień.
Ubożeli i chłopi chrześcijanie, i Żydzi. Po śmierci Józefa Piłsudskiego, nazywanego przez naro dowców „obrońcą Żydów” (kiedy we wsiach Brzeziny i La skowiec latem 1935 roku Antoni Mróz wraz z dwunastoma chłopami bili i podtapiali żydowskich sąsiadów oraz niszczyli i rozkradali domy, Mróz wołał: „bijta ich na moją odpowie dzialność, bo ich opiekun już nie żyje!”), wystąpienia przeciw ko Polakom narodowości żydowskiej nabrały rozpędu i agresji. Dla członków i sympatyków partii narodowej poszukiwanie winnego coraz większej słabości gospodarczej nie było trudne. Ważniejsza od statystyk i raportów dotyczących liczby bezro botnych, gospodarstw rolnych mniejszych niż hektar (w Pol sce prawie 9 milionów ludzi żyło na krawędzi nędzy) była wie dza z zebrań, odczytów i kazań. Inność mieszkańców sztetli była widoczna jak na dłoni. Propaganda w prasie prawicowej i katolickiej (a była to prasa tania i wszędzie łatwo dostępna) każdego dnia przynosiła nowe sensacje na temat wyzysku ży dowskiego, handlu żywym towarem, oszustw podatkowych itp. Przyczyna biedy była już określona. Trzeba było jeszcze pomóc opornym, którzy szukali tańszych czy lepszych towa rów. Odstraszająco na potencjalnych klientów chrześcijan działały rubryki pt. „Szabesgoj” albo „Piętnujemy”, w których wymieniano z imienia, nazwiska i adresu zamieszkania osoby mające kontakty z Żydami. Do tej pory ani dla sklepikarzy, ani dla rzemieślników, ani dla korzystających z ich usług gospoda rzy nie było problemem, kto jak jest ubrany i gdzie i kiedy się modli. Ważne było to, żeby kupić tanio, drogo sprzedać i mieć kilka groszy na następne dni. Propaganda narodowców uparcie powtarzała – t o o n i kradną, t o o n i oszukują, t o o n i
niewolą nasze dziewczęta, kradną dzieci na macę, wyzysku ją nas, a sami żyją w luksusie. I chociaż gołym okiem widać było, że po obu stronach jest taka sama bieda, z tą różnicą, że żydowskie matki najczęściej nie miały zagonu, na którym mogłyby hodować ziemniaki i cebulę, to z miesiąca na miesiąc szczególnie młodzi chłopcy dawali się przekonać, że jedynym złem, który trapi Polskę, jest naród żydowski. W tle sączyły się informacje z Niemiec, Włoch, Rumunii, które umacniały bezwzględny antysemityzm.
Jesienią 1935 roku członkowie Stronnictwa Narodowego postanowili ostatecznie zakończyć sprawę żydowskiego hand- lu w okręgu radomskim.
W środę 20 listopada, w dzień targowy w Odrzywole, po godzinie 14, po zebraniu, wyszli ze swego lokalu na rynek.
Najpierw tylko wykrzykiwali: „swój do swego!”, „won z Ży dami!” i nie pozwalali nikomu podchodzić do straganów ży dowskich, ale w końcu zaczęli przewracać drewniane kramy żydowskich piekarzy. Wybijali okna, popychali i bili Żydów, zamykali żydowskie sklepy od zewnątrz. Endecy wchodzili do sklepu, brali towar i nie płacili, kiedy jeden z właścicieli poprosił o pieniądze, dostał kamieniem w głowę. Policjant Bolesław Trojecki próbował przywrócić porządek, ale nikt go nie słuchał. Piotr Wrzosek nazwał go „żydowskim pa robkiem” i odmówił pokazania dokumentów („nie mam się przed kim legitymować”). Przestraszeni kupcy żydowscy zwi nęli stragany i uciekli. Poza próbą wylegitymowania Wrzoska policja, tłumacząc się zbyt małą obsadą, nie interweniowała. Na targu było między 10 a 12 tysięcy ludzi, posterunek po licji składał się z komendanta i dwóch posterunkowych. Ten dzień między sobą narodowcy nazywają „wesołą środą”, bo po raz pierwszy w historii nie było żydowskich kramów na rynku.
Wszystkie czesci
TUTAJ
163
Kategorie: Filmy i ksiazki, wspomnienia