Kolejne państwa same sobie wystawiają certyfikaty czystych rąk i sumień
Teraz Litwa chce zadekretować, że Litwini nie mieli udziału w zagładzie Żydów. Doprawdy?
Litewski Sejm szykuje ustawę zabraniającą zarzucania Litwie i Litwinom udziału w Zagładzie. „Państwo litewskie nie uczestniczyło w Zagładzie, ponieważ było okupowane, podobnie jak naród litewski nie mógł uczestniczyć w Zagładzie, ponieważ był zniewolony” – wyjaśnił jej autor, Arunas Gumuliauskas, z rządzącego Związku Rolników i Zielonych. Jeśli, na co się zanosi, ustawa zostanie przyjęta, Litwa dołączy, wraz z Polską, Rosją i Ukrainą, do rosnącego grona państw, które swą historię ustalają w parlamentarnym głosowaniu. Ma to tę zaletę, że eliminuje konieczność prowadzenia żmudnych historycznych badań i debat.
Ale ma też wady. Po pierwsze, na parlamentach nie zawsze można polegać: ustawa o karaniu „anty-rumuńskich wypowiedzi” już kilkakrotnie nie została przez parlament w Bukareszcie przyjęta. Po drugie, pozbawia rządy niezbędnej historycznej elastyczności działania: w Turcji prawo, owszem, karze „wypowiedzi antytureckie”, ale tylko za zgodą ministra sprawiedliwości. Turcja, podobnie jak Polska, ma niesłusznego literackiego noblistę, ale wytaczanie mu procesów może akurat w danym momencie nie być w politycznym interesie kraju. Może dlatego Węgry zrezygnowały z przyjęcia stosownej ustawy, a rząd swój stosunek do historii II wojny wyraził pomnikiem w Budapeszcie, na którym symbolizujący kraj archanioł jest ofiarą napaści czarnego niemieckiego orła. Kto by śmiał się czepiać archanioła?
Najgorsze jednak jest to, że historia ustalana ustawowo może być bezkarnie podważana za granicą. Jednak prawu Gumilauskasa to akurat nie powinno grozić, bo gdyby państwa okupowane miały na mocy prawa nie ponosić odpowiedzialności, to winne zagłady byłyby właściwie jedynie Niemcy – przecież wszyscy inni, z Węgrami włącznie, byli jedynie ofiarami okupacji. Mało tego: jako że w Berlinie (a także Rzymie i Bukareszcie) rządziły dyktatury zniewalające swe narody, to narody nawet tych państw winy żadnej już nie ponoszą. Hitler winny i nikt inny.
Nic więc dziwnego, że litewskiego projektu ustawy za granicą nie skrytykowano – choć historycy są zgodni, że udział Litwinów w Zagładzie był liczny, a większość mordów popełnili w czasie, gdy w Wilnie funkcjonował jeszcze rząd kolaborancki.
Milczenie Warszawy w tej sprawie może jednak dziwić, bo znaczną część ofiar stanowili obywatele polscy: kiedy Ukraina przyjęła ustawę o ochronie pamięci OUN i UPA, Sejm protestował. No ale Ukraińcy, inaczej raczej niż Litwini, mordowali nie tylko Żydów, ale i Polaków – a poza tym Warszawę i Wilno łączy wspólna walka z historycznymi kłamstwami Putina. Co więcej, przeciwko litewskiemu projektowi ustawy protestowali uczeni izraelscy, a od czasu ustawy o IPN Warszawa toczy z Izraelem wojnę o historię, więc może nie chcieć być po tej samej, co Izraelczycy, linii frontu.
Ale mimo tego, że Rosja i Izrael są w wojnie o historię uważani w Polsce za wrogów, ambasadorzy Polski i Izraela na Ukrainie wspólnie zaprotestowali przeciwko czczeniu tam Stepana Bandery i Andrija Melnyka, wspierając tym samym rosyjską krytykę rządzących rzekomo w Kijowie ukraińskich faszystów.
Zarazem jednak polski rząd oburza się, i słusznie, gdy Moskwa oskarża o faszyzm Polaków – ale oburza się również, gdy polski polityk określa wyzwolenie Polski od faszyzmu przez Armię Czerwona mianem wyzwolenia właśnie. Z kolei izraelskie oburzenie na polskie, ukraińskie czy litewskie ustawy historyczne brzmiałoby dużo lepiej, gdyby obejmowało również stosowną ustawę rosyjską. A tu izraelski premier paraduje w Moskwie ze wstążką św. Jerzego, daje w Jerozolimie trybunę Putinowi, a Niemców usiłował przekonać, że pomysł Zagłady podsunął Hitlerowi mufti Jerozolimy al-Huseini, wywołując niezrównaną odpowiedź kanclerz Merkel: „Nie, panie premierze. To nie mufti. To my”.
Niezręcznie jest stawiać Niemcy, państwo spadkobierców sprawców, za wzór spadkobiercom ofiar, czy w najgorszym razie wspólników – ale jeśli państwo ma się wypowiadać o historii, to tylko po to, by powiedzieć: „To my”. Czynią tak nie tylko Niemcy: Francja, w stosownych aktach parlamentu, uznała swój udział w Zagładzie, choć na przykład z uznaniem zbrodni kolonializmu nadal ma problemy.
Groteskowe mnożenie, przez parlamenty i rządy, deklaracji „To nie my!” jest nie tylko niemoralne, ale i kontrproduktywne. Słowa Putina przypominają jedynie o stopniu zakłamania rosyjskiej propagandy. Użycie zwrotu „polskie obozy koncentracyjne” wykładniczo wzrosło po przyjęciu ustawy o IPN. Jeśli litewska ustawa przejdzie, wprowadzi jedynie do świadomości Europejczyków postać Jonasa Noreiki i pogrom w Kownie.
Certyfikaty archanielstwa wystawiane samemu sobie zawsze źle pachną. Zwłaszcza pisane brudnymi rękami.
Kategorie: Uncategorized
Nie jest nowowscia, gdy oprawcy pokazuja sie jako ofiary. W muzeum w Talinie w 2003 roku zobaczylam dwie lokomotywy: jedna z czerwona gwiazda a druga ze swastyka. Staly obok siebie, tej samej wielkosci. Niestety nie moge zalaczyc fotografii…