Powstanie w getcie warszawskim w 1943 roku.
Po utworzeniu w lipcu 1942 roku Żydowskiej Organizacji Bojowej jej głównym celem stało się jak najlepsze dozbrojenie żydowskiego ruchu oporu.
Początkowo liczono, że uda się kupić broń na czarnym rynku. Pieniądze nie stanowiły problemu. W getcie wciąż mieszkali bogaci Żydzi, których można było zachęcić lub w ostateczności przymusić do sfinansowania transakcji.
Prawdziwy kłopot był z dyskretnym przeprowadzeniem sprawy.

Trudne negocjacje
Jak słusznie zauważa Matthew Brzeziński w swojej książce Armia Izaaka. Walka i opór polskich Żydów , na targowisku w pobliżu Dworca Centralnego, gdzie handlowano bronią, kręciło się pełno „kanciarzy i informatorów Gestapo”.
W efekcie „Żydowska Organizacja Bojowa jednorazowo mogła kupić zaledwie jeden lub dwa pistolety, gdyż w tym czasie większe zamówienie wzbudziłoby podejrzenia”.
Takim sposobem nie dało się stworzyć nawet skromnego arsenału. Bojownicy próbowali więc nawiązać współpracę z polskim Państwem Podziemnym.
11 listopada 1942 roku Armia Krajowa formalnie uznała istnienie Żydowskiej Organizacji Bojowej. Gdy tylko do tego doszło przystąpiono do negocjacji w sprawie dostaw broni dla getta. Od samego początku szły one jednak jak po grudzie. W pewnym momencie zdawało się nawet, że prośba zostanie w całości odrzucona.

Niewystarczająca deklaracja
Dopiero pod naciskiem samego Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego, dowódca AK gen. Grot-Rowecki zdecydował o przerzuceniu niewielkiej partii uzbrojenia za mury dzielnicy żydowskiej. Wcześniej wszakże – zgodnie z tym co pisze w swojej książce Matthew Brzeziński:
W zamian za udzielenie jakiejkolwiek pomocy zażądał on pisemnego zapewnienia, że Żydzi podejmą walkę ze Związkiem Radzieckim, jeśli zajdzie potrzeba zbrojnego wystąpienia przeciwko Armii Czerwonej.
Na to z kolei nie chciał się zgodzić dowódca Żydowskiej Organizacji Bojowej, Mordechaj Anielewicz. Ostatecznie stanęło na tym, że w liście wysłanym do Roweckiego zapewnił on, iż „decyzje rządu polskiego są dla nas wiążące”.
Taka deklaracja nie przekonała „Grota”, a wręcz pogłębiła jego wątpliwości. Dobitnie świadczył o tym meldunek, wysłany w grudniu 1942 roku do Londynu. Dowódca pisał:
Żydzi poniewczasie z różnych grupek, również komuniści, zgłaszają się do nas po broń (…). Tytułem próby wydałem trochę pistoletów, nie mam pewności, czy w ogóle tę broń użyją.
Kalkulacja, nieufność czy antysemityzm?
Wspomnianych pistoletów było w sumie tylko dziesięć, z czego cztery okazały się zupełnie niezdatne do użytku. Dla Anielewicza i innych żydowskich przywódców w getcie, przekazanie tak małej dostawy było bolesnym ciosem. Nie tego się spodziewali po wielomiesięcznych negocjacjach.

Stojący na czele syjonistów Icchak Cukierman uznał to nawet nie tyle za brak zaufania, co po prostu przejaw antysemityzmu. Po latach napisał w swoich wspomnieniach:
Łatwiej im było powiedzieć: „Nie wierzę ci, ty się nie bronisz” niż „Nienawidzę cię”.
„Straty Niemców nie wyrównają wartości broni”
Sytuacja zmieniła się do pewnego stopnia po 18 stycznia 1943 roku. Tego dnia Żydzi z warszawskiego getta po raz pierwszy chwycili za broń i skierowali ją przeciw swoim oprawcom.
Od kul bojowników ŻOB zginęło kilku Niemców biorących udział w kolejnej akcji wysiedleńczej. W efekcie przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego uznali, że należy wznowić dostawy broni dla Żydów planujących wzniecenie powstania.
Nie można liczyć na taki opór Żydów, dla którego warto by było dawać im broń. Straty Niemców nie wyrównają wartości broni, a opór Żydów nie zasłuży nawet na zaszczytną wzmiankę o honorze polskich Żydów.Poparcie dla tego kroku nie było jednak powszechne. Przykładowo por. Bolesław Nanowski „Zadora”, ze stołecznego kontrwywiadu AK, 11 lutego 1943 roku jasno stwierdził, że:
Jeden na dziesięciu
Podobne głosy nadchodziły z różnych komórek organizacji. Dlatego też do 19 kwietnia Armia Krajowa dostarczyła ŻOB tylko jeden ręczny karabin maszynowy, jeden pistolet maszynowy, 50 pistoletów i rewolwerów oraz kilkadziesiąt granatów.
Za mur przerzucono także pewną ilość materiałów wybuchowych oraz nafty. Dodatkowo członek „Bundu”, inżynier Michał Klepfisz, został przeszkolony w zakresie konstruowania bomb i granatów. Wszystko to było ułamkiem tego, na co liczyli żobowcy. I tylko w minimalnym stopniu wspomogło powstanie.
Trzeba zaznaczyć, że powodem skromnych dostaw były nie tyle małe zapasy broni, jakie posiadała Armia Krajowa, ale w dalszym ciągu przede wszystkim postawa gen. Grota-Roweckiego. Nadal bowiem „odnosił się ze sceptycyzmem wobec sympatii politycznych i lojalności Żydowskiej Organizacji Bojowej”.
Zaowocowało to tym, że w dniu wybuchu powstania w getcie tylko jeden na dziesięciu walczących miał szanse na – jak to ujął Marek Edelman – godną śmierć z bronią w ręku.
Dlaczego Armia Krajowa nie chciała przekazywać broni Żydowskiej Organizacji Bojowej?
Kategorie: Uncategorized
General Grot-Rowecki zwrocil sie tez to Rzadu Polskiego w Londynie o zaprzestanie w transmisach radiowych wspominania o losie Zydow polskich gdyz “wzmaga to tylko nastroje antyzydowskie w spoleczenstwie”. No I nie wspominali.
Sam Grot-Rowecki zostal wydany Niemcom przez 2ch czlonkow AK, Blanke Kaczorowska I Ludwika Kalksteina( nie, nie byl Zydem). Ten ostatni walczyl tez w Powstaniu Warszawskim, przeiwko powstancom w mundurze SS.
Szkoda ze Edelman “zapomnial” o postwie wiekszosci Polakow, wolal atakowac Izrael, do tego stopnia ze Rabin wyprosil sobie jego obecnosc na akademii upamnientniajacej Powstanie w Gettcie na ktore byl zaproszony do Warszawy