Uncategorized

Izraelski apartheid? Tak, bo o tym, czym jest apartheid, decydujemy my

Dawid Warszawski

Logo Amnesty International (amnesty.org)

Amnesty International uznała politykę Izraela wobec Palestyńczyków za apartheid. Równie dobrze – a raczej równie niedobrze – politykę Turcji wobec Kurdów uznać można za ludobójstwo czy rządy PiS w Polsce za reżim faszystowski. Wszystkie takie oskarżenia opierają się bowiem na twórczej reinterpretacji pojęć.

Apartheid – w języku Burów „życie oddzielnie” – to nazwa systemu politycznego, jaki istniał w rasistowskiej Republice Południowej Afryki. Oparty był na zasadzie, że o prawach jednostki decydują kolor i odcień skóry, zaś osoby o różnych odcieniach nie powinny żyć razem. Podobny rasizm funkcjonował de facto w wielu europejskich koloniach czy na południu USA, ale jedynie w RPA został konstytucyjnie usankcjonowany.

Po II wojnie paralele z III Rzeszą stały się jednak zbyt oczywiste, zaś dekolonizacja oraz konieczność rywalizacji Zachodu z głoszącym antyrasizm blokiem sowieckim uczyniły z RPA bojkotowanego pariasa. W końcu nawet tamtejsi biali jęli wycofywać poparcie dla apartheidu i system ostatecznie pokojowo upadł w 1994 r. Pozostała jego nazwa, podobnie jak „ludobójstwo” będąca, zasadnie, znamieniem ostatecznej hańby. Ale choć ONZ uznała apartheid za zbrodnię już w 1973 r., to jak dotąd żaden kraj, nawet RPA (!), nie został o nią przed międzynarodową sprawiedliwością oskarżony.

Skuteczność kampanii przeciwko RPA sprawiła, że krytycy rozmaitych reżimów je także zaczęli o apartheid oskarżać. Miało to jednak charakter głównie publicystyczny: dopiero w 2017 r. Amnesty, jak dotąd bez efektu, formalnie oskarżyła o zbrodnię apartheidu Mjanmę, w związku z traktowaniem pozbawionych obywatelstwa Rohingyów. W Izraelu arabscy obywatele nie podlegają poborowi, a Arabowie na Terytoriach Okupowanych podlegają prawu wojskowemu, w odróżnieniu od żydowskich mieszkańców zakładanych tam osiedli. Reżim prawny jest więc istotnie dla różnych grup różny, co stanowi jedno z prawnych kryteriów apartheidu. Istnieją więc podobieństwa, ale nie oznaczają jednak identyczności: ogony mają i lisy, i żubry, i jaszczurki, co nie znaczy, że są tym samym zwierzęciem. Ale jako że na lisy wolno polować niemal przez cały rok, myśliwi mogą mieć interes w uznaniu żubra za rodzaj lisa.

Arabscy obywatele Izraela mają pełnię praw obywatelskich, ale społeczna dyskryminacja jest faktem. Nie inaczej się dzieje w wielu innych etnicznie mieszanych demokracjach, podobnie wygląda np. sytuacja Romów na Bałkanach. Izraelski reżim okupacyjny na Zachodnim Brzegu często jest brutalny, podobnie jak indyjski w Kaszmirze czy marokański na Saharze. Turecka okupacja północnego Cypru wypada lepiej, bo okupanci wygnali wszystkich Greków i nie mają kogo dyskryminować. Jedno drugiego nie usprawiedliwia, ale pokazuje, że problem jest szerszy, zaś sama dyskryminacja to jeszcze nie apartheid. We wszystkich tych przypadkach należy głośno potępiać wszelkie bezprawie. Ale język oskarżeń musi odpowiadać rzeczywistości.

Oskarżenie o apartheid znalazło się w ub.r. po raz pierwszy w raporcie izraelskiej organizacji Betselem. Powtórzył je następnie Human Rights Watch, z zastrzeżeniem, że nie jest to taki apartheid, jaki istniał w RPA, tylko taki, jak go rozumieją autorzy raportu. W publikacji Amnesty nawet takiej notki zabrakło. Skutek jest oczywisty: zrównanie Izraela z RPA w celu podobnej delegitymizacji. Nawet – skądinąd bardzo pożądane – zakończenie okupacji niczego zdaniem Amnesty by nie rozwiązało, bo organizacja uważa, że apartheid istnieje od powstania Izraela w 1948 r.

Nie ma sensu przypominanie autorom tych oskarżeń, że ani Żydzi, ani Arabowie nie są „rasą”, że w Izraelu Arabowie są posłami, sędziami Sądu Najwyższego i członkami rządu. Oni to wiedzą. Mogliby, parafrazując znane powiedzenie, rzec: czym jest apartheid, decydujemy my. Z ich raportów fałszywe oskarżenie trafić może do dokumentów ONZ, gdzie istnieje automatyczna antyizraelska większość. Już raz, w 1975 r., z inicjatywy bloku sowieckiego i państw arabskich przegłosowano tam rezolucję ze wstydem odwołaną po latach uznającą syjonizm za rasizm.

Następnie zarzucić będzie można Izraelowi, powiedzmy, ludobójstwo: słowo to już wędruje ścieżkami przetartymi przez oskarżenie o apartheid. Takie oszczerstwa legitymizują dążenie, które jawnie głosi już Iran, do likwidacji Izraela jako państwa.

Zanim jednak tak się stanie, antyizraelska kampania zbanalizuje w oczach niektórych rzeczywistą grozę apartheidu i ludobójstwa. Wiele prześladowanych narodów chciałoby być mimo wszystko w sytuacji Palestyńczyków. Jeśli to, czego doświadczają, jest apartheidem, to apartheid nie jest taki zły. Afrykanerscy rasiści czy byli oraz obecni ludobójcy odetchną z ulgą. W oczach innych zaś kampania ta pozbawi jej autorów wiarygodności. Amnesty narzeka na sytuację uchodźców w Polsce? Aha, to ci faceci, którzy twierdzą, że w Izraelu jest apartheid; zawracanie głowy.

Trochę wysoka to cena za pofolgowanie nienawiści.


Izraelski apartheid? Tak, bo o tym, czym jest apartheid, decydujemy my

Dawid Warszawski

Kategorie: Uncategorized

2 odpowiedzi »

  1. Amnesty International to antyizraelska i antysemicka organizacja ktora powinna być jak najszybciej rozwiązana. To by zaoszczędziło dużo czasu na chore dyskusje z Warszawskim i innymi. Niedawno petycja o rozwiązanie Amnesty krążyła po internecie, mam nadzieje ze do Was dotarła i ze podpisaliście. A samo sformułowanie : „ reżim prawny na okupowanych terytoriach” w odniesieniu do Judei i Samarii świadczy jak bardzo umysł Dawida Warszawskiego jest przeniknięty orwellowska nowomowa. Polecam „Rok 1984” bardzo aktualny i dużo ciekawszy niż elaboraty Warszawskiego, choćby i w nieśmiałej dobrej intencji pisane.

  2. Naroibil jak chory w kubel z tym porownywaniem sytuacjii Arabow do sytuacji Cyganow na Balkanach. czy sytuacji Kurdow w Turcji
    Intencje dobre ma, ale PRLowskiej zakutej glowy nie moze sie pozbyc, amoze chce wykazac ze on Polak, nie Zyd

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.