
Maria Błyszczuk z województwa tarnopolskiego przed wojną była nauczycielką. Gdy jej rodzinne strony zostały zajęte przez Armię Czerwoną, zmuszono ją jednak do podjęcia innej pracy. Magistrat, obsadzony przez komunistów, wyznaczył ją na pielęgniarkę. Nie mogła wiedzieć, gdzie zaprowadzi ją to polecenie i jak odciśnie się na jej najprywatniejszym życiu.„Nie chciała, buntowała się. Dla nauczycielki oznaczało to straszną degradację” – wyjaśnia Barbara Stanisławczyk w książce Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów. Niechciana zmiana odcisnęła się na całym życiu Marii. I stanowiła początek historii miłosnej, które nikt nie mógł się spodziewać.
Nikt nie powinien cierpieć
W szpitalu w Czortkowie pracował także doktor Emil Rosenzweig. Maria szczerze wspominała, że nie był przystojny, miał sparaliżowaną nogę, nawet niezbyt „patrzyła na niego jak na mężczyznę”. Był jednak dobrym, współczującym człowiekiem.Zawsze powtarzał, że „nikt nie powinien cierpieć”, nie rozróżniał pacjentów na gorszych i lepszych. Każdemu starał się pomóc. Po tym, jak latem 1941 roku Czortków znalazł się w rękach Niemców sam jednak zaczął potrzebować wsparcia.

Trafił do getta i choć wobec niedoboru kadr medycznych nadal pozwalano mu przychodzić do pracy, to jego przyszłość malowała się w najczarniejszych barwach.
„Jak w dobrym śnie”
„Maria nie pamięta dokładnie, jak to się stało, że w końcu, tuż przed likwidacją getta w Czortkowie zaopiekowała się doktorem Rosenzweigiem. »Jakoś tak wyszło«”
Zdaje się, że to doktor poprosił ją o pomoc, ale zrobił to – jak zawsze – tak delikatnie, że Maria nie umie z całą pewnością powiedzieć, czyja to była inicjatywa, jej czy jego.O „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” powiadomił doktora pewien Niemiec, któremu Rosenzweig uratował życie. Chory miał głowę obłożoną obierkami ziemniaków i wył z bólu, a doktor Emil robił, co mógł, żeby jego wróg wrócił do zdrowia.Jak w dobrym śnie. Wyleczony Niemiec potem odwzajemnił się doktorowi, powiadamiając go o likwidacji getta i radząc ucieczkę. I wtedy Maria zaczęła kopać pod piwnicą rodzinnego domu schron. Wykop był prawie gotowy, kiedy uzmysłowiła sobie, co robi. Na co naraża rodzinę. (…)
Kiedy Maria uświadomiła sobie niebezpieczeństwo, zasypała podkop i poszła do zaprzyjaźnionego inżyniera, żeby pomógł jej wynająć bezpieczne mieszkanie. Wtajemniczyła go w swój plan. Inżynier znalazł jej pokój na poddaszu, do którego prowadziły oddzielne schody, a jedyni sąsiedzi mieszkali na parterze. Do tego pokoju sprowadziła doktora Emila.
„Nawet w ukryciu nie stracił pogody ducha”
Maria codziennie odwiedzała ukrywającego się lekarza, przynosiła mu gazety i jedzenie. Pomagała dobremu znajomemu z pracy, zasłużonemu doktorowi. Sytuacja zbliżyła ich jednak do siebie.
On „nawet w ukryciu nie stracił pogody ducha”, były „taki czuły, ciepły”. Nie wyznawali sobie uczuć, ale oboje wiedzieli, że to już więcej niż tylko przyjaźń. Ale jak podkreśla autorka książki Poza strachem, Maria nie miała pojęcia, „że ratuje swojego przyszłego męża”.Aż któregoś dnia ona przyszła, a go… już nie było. Kobieta zastała otwarte drzwi, na ziemi leżał aparat na nogę, bez którego doktor nigdzie się nie ruszał. Była przerażona – nie tylko o niego, ale i o to, że jeśli został zatrzymany, to zaraz Niemcy przyjdą także po nią.

„Marysiu, wyjdziesz za mnie?”
Odtąd ukrywała się u znajomych i rodziny. Do domu wróciła dopiero po tym, jak w 1944 roku do miasta znów wkroczyli czerwoni. I dopiero wtedy dowiedziała się, że doktor nie został schwytany i nie zginął, ale zdołał uciec, gdy usłyszał że obcy weszli do budynku.„Gdy tylko bolszewicy weszli do Lwowa, Maria ruszyła w drogę do domu” – odpowiada Barbara Stanisławczyk. – „Zaraz przyszedł doktor Emil i od razu zapytał: – Marysiu, wyjdziesz za mnie? A Maria odpowiedziała bez wahania: – Tak”.
Źródło
Artykuł powstał na podstawie książki Barbary Stanisławczyk pt. Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów (Wydawnictwo Fronda 2023)
Nie wiedziała, że pomagając żydowskiemu lekarzowi ratuje swojego przyszłego męża. „Jakoś tak wyszło”
Grzegorz Kantecki
Kategorie: Uncategorized
Ponieważ, jestem urodzona w Tarnopolu (po wojnie) artykuł ten bardzo mnie wzruszył. Oczywiście odnoszę się z pełnym szacunkiem dla Pani Marii za uratowanie życia żydowskiego lekarza, narażając się na kary dla siebie i swojej rodziny. Ale Pan Doktor Rozenzweig zaplacil ”Zyciem za Zycie” ponieważ w tym mieszanym malzenstwie stracił swój ”Olam HaBa” i na pewno dzieci z tego małżeństwa nie bedą kontynuowali żydowskich tradycji swego ojca. Znam dużo takich wypadków i nikogo nie chce osadzac w tych sytuacjach. Boli mnie jednak, kiedy pochowano mojego bliskiego znajomego Pana Wolwl Feliksa Karpmana, chasyda z Gory Kalwarii na katolickim cmentarzu z krzyżem, podczas kiedy kilka lat temu pokazywał mi
z dumą, przygotowany dla siebie grób ,na żydowskim cmentarzu obok ”Ohel Zadik Hidushei HARIM”