Uncategorized

Kto wynalazł człowieka?

Jan Hartman

Aż do czasów odrodzenia człowiek wcale nie „brzmiał dumnie”, a jego reputacja była niezbyt dobra. Nie żeby elity miały złe zdanie o sobie, bo to zjawisko całkiem nowe. Raczej odwrotnie – właśnie dlatego, że arystokracja rodowa i inni bogacze uważali się za rasowo doskonalszych od reszty, ogólna ocena gatunku, reprezentowanego najliczniej przez chłopów, była krytyczna. Nie tylko polska szlachta uważała się za potomków szlachetnego ludu (Sarmatów), czym miała odróżniać się od pospólstwa – podobne legendy miały elity wielu społeczeństw. A do tego plemiona i nacje całego świata uważały się za istoty wzorcowo ludzkie, w odróżnieniu od sąsiadów, których miały za coś w rodzaju istot człekokształtnych. Rasizm zawsze był normą i dopiero wynalazek równości rzucił światło na tę paskudną cechę społeczeństw i pozwolił ją nazwać (słowem „rasizm” właśnie).

Dawne, czyli przednowoczesne, stosunki społeczne nie pozwalały dojść do głosu temu pojęciu człowieka, które dziś jest dla nas tak oczywiste. Nie znano idei „człowieka” jako inteligentnej i wolnej osoby, mającej swoje odrębne od wspólnoty życie wewnętrzne i biografię, osoby wyjątkowej i niepowtarzalnej, nietykalnej i posiadającej prawo do kierowania sobą oraz do szacunku ze strony innych ludzi i państwa. Wszystko to wymyśliła rewolucja liberalna, która trwa na świecie już od czasów reformacji. Do wieku XVI wolnej i posiadającej indywidualną godność osoby, mającej niezbywalne prawa, niezależnie od wyznania, płci, pochodzenia i stanu społecznego, niemalże w ogóle nie znano. Tożsamość każdego człowieka wyznaczał właśnie jego stan i płeć, wobec czego nikt nie był „człowiekiem po prostu”. Tym bardziej dotyczyło to religii – można było być „wiernym” albo „niewiernym”.

Owszem, istniało słowo „człowiek”, lecz było to wyłącznie pojęcie gatunkowe, słabo nacechowane moralnie. W tym abstrakcyjnym znaczeniu „człowiek” to znaczyło „zwierzę mówiące”, i to raczej płci męskiej. Dziś jeszcze w języku polskim zwrot „jakiś człowiek” odnosi się głównie do mężczyzny, a mówienie o kimś „ten człowiek” często sugeruje niższy status społeczny tej osoby. Zwrot „dobry człowieku”, niegdyś bardzo popularny, obecnie jest nie do pomyślenia, i to właśnie dlatego, że jest protekcjonalny, odwołując się do przednowoczesnego rozumienia człowieczeństwa.

Rzecz jasna nawet pełni uprzedzeń starożytni myśliciele brali pod uwagę ewentualność „transferów”. Platon przewidywał, że ludzie z gminu mogliby ciężką pracą dochodzić do stanowisk, a rzymscy stoicy zalecali przyznawanie praw obywatelskich ucywilizowanym i lojalnym barbarzyńcom. Chrześcijanie szerzyli ideę równości wiernych – wobec Boga wszyscy bowiem są niczym, a jednocześnie są wybrani i zasadniczo predestynowani do raju. Jednakże dopiero walka mieszczan o uzyskanie praw politycznych i narodziny nowoczesnego państwa, zrównującego wszystkich mężczyzn jako „obywateli”, stworzyły warunki do pogłębienia i uniwersalizacji pojęcia człowieka.

Paradoksalnie filozofia człowieka jest starsza od samego „człowieka”. „Człowiek” to dla antycznych filozofów nie był osobnik z krwi i kości, lecz ideał, który w takim osobniku mógł się w jakimś stopniu ziścić. To mężczyźni z wyższych sfer mieli szukać we wszystkim umiaru, skupiać się na własnym charakterze zamiast na rzeczach tak niepewnych, jak sława i bogactwo. To panowie otoczeni niewolnikami mogli pretendować do wyrafinowanej sztuki życia i rozkoszy wspólnego filozofowania przy winie. To oni byli „ludźmi”, a nie ich kobiety ani ich słudzy.

Na dobrą sprawę człowieka wymyślili protestanci. Reformacja była pierwszym masowym ruchem, w którym do głosu dochodziła jednostka, a indywidualność i osobiste doświadczenie zaczęły nie tylko mieć znaczenie, lecz także domagały się ochrony. Chodziło o doświadczenie religijne i osobiste przeżywanie wiary. Tak to się zaczęło. A potem już poszło – wkrótce pojawił się człowiek-mieszczanin, człowiek-obywatel, człowiek-gospodarz, człowiek-kupiec i wiele innych odmian bycia wolną osobą. Równolegle z tym procesem „uczłowieczenia”, czyli emancypacji jednostki, nowoczesność wymyślała kolejne samorządne wspólnoty: gminę religijną, miasto, naród… A gdzieś na końcu tego procesu jesteśmy my, ostatni świadkowie nowoczesności, czyli czasów wielkiego wyzwalania. Na naszych oczach domykają się ostatnie rozdziały tej epopei: walka o prawa kobiet i LGBT. Gdy już tę walkę wygramy, skończy się epoka człowieka – trzeba będzie zrobić miejsce dla zwierząt.

Bo humanizm to pycha! Żeby to zobrazować cytatami. „Wszystko jest w człowieku, wszystko jest dla człowieka!”, pisał pełen entuzjazmu Maksim Gorki. Lecz już Nietzsche miał wątpliwości: „Człowiek jest liną rozpiętą między zwierzęciem a nadczłowiekiem”. A sto lat później Barbara Skarga mogła już powiedzieć wprost: „Człowiek to nie jest piękne zwierzę”.

A najciekawsza może w tej historii humanizmu jest jej prehistoria. Bo wszystko zaczęło się już w starożytnym Rzymie. Autorytarne i ekspansywne imperium dało światu wynalazek, bez którego nie byłoby naszego liberalnego „człowieka”, a mianowicie prawo cywilne. Proces cywilny, toczący się między obywatelami przed państwowym sądem, był tą areną, na której kształtowało się poczucie integralnej odrębności jednostki, zarówno w stosunku do innych jednostek, jak i wobec państwa. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu!

Kto wynalazł człowieka?

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. ”Czlowiek – to brzmi gorzko!” – powiedzial kiedys Maksim Dumny.
    A 25 wieków przedtem, gdy Platon nieopatrznie określił był człowieka jako ”nieopierzoną Istotę dwunożną”, Diogenes (podówczas jeszcze młody) złapawszy koguta oskubał go dokumentnie, i tryumfalnie zaprezentował zebranym mówiąc: ”Oto człowiek Platona!”
    Zakończenie artykulu Prof. Hartmana napawa otuchą, szczegolnie gdzie zapowiada rychły koniec ”epoki człowieka”, gdy wygrana zostanie ostateczna bitwa o prawa kobiet i osobników przynależnych do grup LGBTQ+, po czym ”trzeba będzie zrobić miejsce dla zwierząt”. Wtedy otworzą się niezliczone okazje do zwalczania rasizmu, bowiem jak dotychczas, kwitnie on powszechnie wśród hodowców zarówno trzody rogatej i nierogacizny, jak też zwierząt domowych, kotów i psów. Z jakiej racji za rasowego ”Persa” płaci się tysiące, a za kota-przybłędę z ulicy – ani grosza? W jakich warunkach żyja rasowe konie w stadninie, a jak wegetuja i haruja nieszczesne szkapy wiejskie? Miejmy nadzieje, ze ruchy antyrasistowskie wezmą się niebawem do zwalczania tych krzyczących niesprawiedliwości.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.