Uncategorized

Jemy ozorki, móżdżek, watróbkę czy może język, mózg i wątrobę?

W odpowiedzi na wywiad z janem Hartmanem na temat ” Miesozerco, nie czuj sie winny „
z 25.10
Nadeslal Wlodek Rozenbaum
wlodek rozenbaum
reunion68
Jan Hartman w rozmowie z Krystyną Naszkowską twierdzi, że mięsożerność jest naszą pierwotną naturą. Jak pokazują badania, nasi przodkowie wcale nie musieli być mięsożerni
Na problem dobrego traktowania zwierząt patrzymy z pozycji ludzi, czyli tych mniej zainteresowanych. Może czas odwrócić scementowaną konstrukcję myślową i postawić się w sytuacji głównych zainteresowanych, czyli nie-ludzi?Rzecz musi umrzeć„Gazeta Wyborcza” zachęcając licealistów i studentów do wzięcia udziału w dyskusji panelowej pt. „Czy zwierzę to rzecz?”, na swoich łamach konkluduje, że owe zwierzę obecnie można kupić, sprzedać, zabić, zjeść, przerobić na buty czy futro. Pozostając na polskim gruncie, a poruszając kwestię stosunku człowieka do zwierząt warto odnieść się do prawa. Zapis w ustawie o ochronie zwierząt mówi o tym iż zwierzę nie jest rzeczą. Bioetyk i zoolog, prof. Andrzej Elżanowski w rozmowie z Ewą Siedlecką określa ten zapis mianem „pusty”, a sam pracuje nad wdrożeniem nowego określenia „podmiot nieosobowy”, który miałby lepiej oddawać i chronić status innych niż człowiek istot czujących. Trudno jest mi wyzbyć się poczucia, że konstytucyjny zapis jest tylko fasadową poprawnością polityczną, gdyż akceptuje traktowanie żywych organizmów tak, jak ludzie obchodzą się z przedmiotami nieożywionymi.Filozof i etyk, prof. Jan Hartman jest zdania, że „zwierzęta mają oczywiście prawo do tego, by je traktować w sposób, który zabezpieczy je przed cierpieniem”, ale nie widzi sprzeczności i konfliktu pomiędzy staraniami człowieka o zapewnienie komfortu nie-ludziom, a ich zabijaniem. „Możemy jednak zrobić wysiłek, by życie tych miliardów zwierząt, które powołujemy do istnienia, karmimy, by je po pewnych czasie zabić i skonsumować, nie było tragiczne. Możemy też postarać się o to, by ich śmierć była natychmiastowa i nie była poprzedzona traumą” – mówi.Pomimo wyjaśnień znanego i szanowanego filozofa, nasuwa się pytanie o to, czy sam akt pozbawiania życia nie jest aktem okrucieństwa i manifestacją tragedii unikalnego istnienia, którego egzystencja raptownie i przedwcześnie się kończy. Co do ludzi nie mamy wątpliwości – zabijanie człowieka, wyjąwszy przypadki ekstremalne i wyjątkowe, jest niegodziwym przejawem okrutnego postępowania drugiego człowieka. Kierując się szowinizmem gatunkowym powszechnie nie uważamy jednak zabijania innych czujących istot za choćby moralnie naganne.

Inną sprawą jest to, że do końca nigdy nie będziemy pewni czy zabijane stworzenia nie przechodzą traum, gdyż nie siedzimy w ich głowach i nie jesteśmy ofiarą, lecz katem. Nauka nadrabia zaległości i systematycznie dowiadujemy się, że życie emocjonalne ssaków, ryb czy płazów jest znacznie bogatsze, aniżeli mogłoby nam się wydawać. Silny stres towarzyszący rzeźnemu przewozowi, odbieraniu młodych zwierząt od matek, świadomości zbliżającej się śmierci czy obserwowaniu śmierci współtowarzyszy niedoli jest nieunikniony.

Mięso czy zwierzęta?

Interesującą sprawą jest nasze językowo-wybiórcze podejście do zwierząt i wyrywkowa wiedza o nich. Powszechnie „przyjęło się”, że jemy mięso a nie zwierzęta, co stanowi furtkę dla braku refleksji społeczeństw w temacie zabijania, oraz pełni funkcję elementu niwelującego potencjalne wyrzuty sumienia. Innymi hasłami wytrychami do mięsnych arkanów jest zmiękczanie terminologii szczegółowej, tak by miały mniej poważny i posępny wydźwięk. Tak więc zjadamy móżdżek, a nie mózg, ozorki a nie języki, nereczki a nie nerki etc. Koncernom rzeźniczym bardzo zależy na dobrym PR swojej działalności, więc idąc z duchem czasu wolą pisać i mówić o sobie „przetwórnie przemysłowe”, w których nie zabija się zwierząt, ale „przetwarza produkty mięsne”.

Publicysta „Przekroju” Tomasz Piątek w felietonie „Kwiatek albo w mordę” przyznał, że by komfortowo spożywać mięso musi być przyzwoicie okłamany. Uśmiechnięte figurki świń i krów w sklepach mięsnych nie są dla niego właściwym rozwiązaniem problemu.

Większość ludzi może do końca nie mieć świadomości, że spożywając mięso dokładają swoją cegiełkę do cierpienia istot czujących. Jan Hartman przyznaje, że kupując mięso wołowe tworzy w swoim umyśle wyidealizowany obraz wesołej krowy, która swoje dni spędziła na zielonym pastwisku.

Rzeczywistość jest z reguły niestety brutalnie odmienna. „Humanitarne” normy hodowli i zabijania są dalekie od humanitaryzmu. W dodatku nad ich przestrzeganiem czuwa resort rolnictwa, którego troską nadrzędną jest zapewnienie by „produkcja zwierzęca” była najtańsza, jak najwydajniejsza i jak najbardziej dochodowa. Dla resortu krowa nie jest zwierzęciem, tylko chodzącą wołowiną” – tłumaczy prof. Elżanowski. Nierzadką sytuacją jest natomiast widok chorych, wystraszonych, brodzących we własnych odchodach, stłoczonych w ciemnych pomieszczeniach zwierząt, o czym informują organizacje i stowarzyszenia pro-zwierzęce takie jak „Viva”, „Tara” czy „Empatia”.

„Bracia mniejsi” do zjedzenia

W społeczeństwach chrześcijańskich na porządku dziennym jest (i był) pogląd legitymizujący wykorzystywanie zwierząt. Zwierzę nie ma duszy, a człowiek może „czynić sobie ziemię poddaną” wedle własnej woli. Co prawda w kościele funkcjonuje zwrot „bracia mniejsi”, ale nie ma on przełożenia na refleksyjność w kwestii jedzenia czy nie jedzenia zwierząt.

Nawet w Buddyzmie, który jest religią szczególnie kładącą nacisk na współczucie dla wszystkich czujących istot, istnieją wyraźne podziały. Shravasti Dhammika w swoim eseju pt. „Jeść mięso czy nie jeść?” pisze, że „Można dostrzec związek przyczynowo – skutkowy między jedzeniem mięsa i zabijaniem zwierząt () ale co ciekawe, Budda nigdzie nie dopełnia tego, co wydaje się być logiczną konsekwencją przez wymienienie trzeciego i ostatniego ogniwa w łańcuchu – kupującego/spożywającego”.

Dostrzeżenie tragedii, jaką jest egzystencja zwierząt hodowlanych jest bardzo trudne gdy na co dzień udajemy się do sklepu po dwie piersi z kurczaka. Na wizytę w rzeźni, gdzie dużo łatwiej zorientować się, że wokół dzieje się coś złego, ochotę ma mało kto.

Natura i pseudoheroizm

Dlaczego ludzie w ogóle spożywają mięso? Jan Hartman twierdzi, że mięsożerność jest naszą pierwotną naturą. Jak pokazują badania, nasi przodkowie wcale nie musieli być mięsożerni. Świeżym potwierdzeniem tych słów jest sprawa Australopiteka, który w świetle nauki okazał się jaroszem. Jeśli przyjrzeć się bliżej strukturze anatomicznej człowieka, naszym układom trawiennym, czy funkcjonowaniu organizmu, to wyniki tych obserwacji całkowicie mijają się z tezą profesora filozofii.

Co ciekawe, najbliżej jest nam do zwierząt owocożernych a najdalej do mięsożernych. „Ludzki układ trawienny, budowa zębów i szczęk, funkcjonowanie organizmu są całkowicie różne od ich odpowiedników u zwierząt mięsożernych. Podobnie jak w przypadku małp antropoidalnych ludzki układ trawienny jest dwanaście razy dłuższy od długości ciała; nasza skóra ma miliony drobnych porów, którymi wyparowuje wodę i chłodzi ciało potem i pijemy wodę zasysając ja tak jak i wszystkie zwierzęta- wegetarianie; konstrukcja naszych szczęk i zębów jest wegetariańska; nasza ślina ma odczyn zasadowy i zawiera ptialinę dla wstępnego trawienia ziarna. Ludzie nie są też mięsożercami ze względu na fizjologię – nasza anatomia i układ trawienny jasno pokazuje że musieliśmy się rozwijać przez miliony lat żywiąc się owocami, orzechami, ziarnami i jarzynami” – pisze Barbara Parham („What Wrong With Eating Meat”)

Hartman stawia znak równości pomiędzy wegetarianizmem a czynem heroicznym. „Niejedzenie mięsa jest heroizmem, nie oznacza to jednak, iż wszyscy mamy obowiązek wegetarian naśladować () Nie można stawiać ludziom wymagań niemożliwych do spełnienia” – mówi.

Gdy myślę o heroizmie, to przed oczami pojawia mi się dzielny człowiek ratujący z płonącego budynku kobietę z dzieckiem na ręku. Wegetarianizm heroizmem nie jest, nie zagraża życiu. Jest swoistą zmianą świadomości. Będąc przez ostatnie 2 lata diecie wegetariańskiej, a ostatnio systematycznie uszczuplając swój jadłospis o pozostałe produkty odzwierzęce, mogę z pełną szczerością przyznać, że nie odczułem żadnych negatywnych skutków owej diety. Waga i sprawność mojego ciała nie uległa zmianie, pojawiło się poczucie lekkości, poprawiło się samopoczucie, odkryłem bogactwo smaków, które wcześniej było dla mnie zamknięte. Nie zubożał też mój portfel, gdyż wbrew obiegowym opiniom wegetarianizm i weganizm nie muszą być kosztowne.

Jeśli za heroizm uznamy walkę z nawykami i uwarunkowaniami kulturowymi, akceptację dla własnej zmiany przekonań, początkowe wyjście poza chwilową strefę komfortu, poszerzenie empatii o krąg żywych, pozaludzkich istnień i zyskanie świadomości, że jedząc mięso przyczyniam się do czyjejś śmierci, to tak, jestem herosem.

Jan Hartman przyznaje, że ludzkość nie jedząca mięsa byłaby ludzkością lepszą, ale nie jest. Jeśli chodzi o przebudowywanie świadomości ludzkości, to według mnie warto stawiać na pierwszym miejscu poprzeczkę samemu sobie, a dopiero potem ludzkości, gdyż ludzkość można zmieniać tylko systematyczną pracą, krok po kroczku. Kropla drąży skałę bez agresji, nachalnego pouczania czy określania innych mianem padlinożerców i morderców.

Myślę, że empatyczne podejście do kwestii „etyki kulinarnej” i ekologicznego życia bardzo trafnie nakreślił współtwórca stowarzyszenia „Empatia” Darek Gzyra w wywiadzie udzielonym dla Wegestrefy: „Weganizmu nie należy ukrywać i czekać z nim na lepsze czasy, ale też nie powinien stać się zaklęciem, którego intencją jest zaczarować świat tak, żeby stał się idealny, tak słodki jak w broszurach niektórych związków wyznaniowych, gdy mówią o raju, lub w niektórych reklamach. Weganizm nie jest czarodziejską różdżką. Jest piękną ideą, smaczną, zdrową i proekologiczną praktyką, ale nie jest drogą do jakiegokolwiek raju”.

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.