A czasem Bozia mieszka na wsi
Stasiek z końca wsi, zbierał kamienie na dom;
stawiał jeden na drugim, nie pamiętał,
że za każdym razem spadały. Mietka mówiła:
głupi – matka po porodzie zostawiła go
w stodole na niech się dzieje wola boska.
Czasami znikał – wtedy pusto wkoło i w studni –
psy nie szczekały, robiło się „nie wiadomo co będzie”.
A Stasiek zawsze wiedział. Wystarczyło zapytać,
choć czasem strach ludziom języki ucinał.
Kowalowa chorowała na sercowe zapaści.
Stasiek wiedział, że na co inne umrze;
siedział z tydzień w komórce, wyszedł z burzą
i darł się: Kowalowa pędź do chałupy!
Ale piorun był szybszy.
Bywały noce, że krzyczał. I nikt nie wiedział skąd,
a on wiedział po co. Ludzie zamykali okna i oczy,
i czekali rana ściskając różańce. A ja szybko
modliłam się do Staśka, żeby deszcz nie spadł
na świeżo skoszone, bo któż inny byłby Bogiem?
Olśnienie
W chwilach, gdy na łeb spadam z wysokości zadań
w ciemny tunel, gdzie słyszę szydercze chichoty
pomazańców poezji; nie nada, nie nada,
czuję jak w trzewiach topią wilgotnawy dotyk.
.
Zasłaniam swoje frazy w macierzyńskim geście,
to nic że zielone, przecież to są dzieci.
A syk zewsząd dochodzi – zbeszcześcić, zbeszcześcić,
jak w rzezi niewiniątek w zarodku zniweczyć.
.
Pod spuchniętą powiekę, dociera snop światła,
to ty wchodzisz, sen niosąc w ciepłodajnych dłoniach.
Co tchu biegnę, słysząc wciąż – wariatka, wariatka,
wchodzę w światło świadomie, nie jak ćma do ognia.
Wszystkie czesci
KLIKNIJ TUTAJ
Kategorie: REUNION 69