Uncategorized

Wiersz na dzisiejszy wieczór – odc. 70

 

Jarek

Wiersze, piosenki i opowiadania zbieram od czasów szkolnych. Wyszperane z najbardziej zapomnianych zakamarków opuszczonych strychów oraz zakurzonych bibliotecznych półek, znalezione przypadkowo w starych czasopismach i książkach… Wpisywane mozolnie do zeszytów aż do 1996 roku, kiedy to postanowiłem „wrzucić” je do Internetu. Tak powstała strona „Listów z krainy snów…” (www.wiersze.co). Niech ponownie ożyją i będą źródłem nadziei i siły dla innych…

 


Są wakacje a mnie dopadły przemyślenia, jak zwodnicza i krótka bywa ludzka pamięć… Dziś pragnę podzielić się z Wami tekstem, który znalazłem w „Gazecie Lekarskiej” dwa lata temu. Jest to pismo izb lekarskich, które każdy z nas lekarzy otrzymuje pocztą raz w miesiącu do domu. Otóż z dużym zainteresowaniem czytam tam felietony Sławomira Pietrasa, dyrektora naczelnego polskich teatrów operowych, wybitnego znawcy opery i baletu, a z wykształcenia… prawnika.

W numerze 4/2016 „Gazety Lekarskiej” ukazał się artykuł, który po lekturze pozostał na stałe w mojej pamięci. Niedawno jego tekst przypomniał mi się, gdy oglądałem zdjęcia grobu aktora Andrzeja Kopiczyńskiego (1934-2016). Kiedyś znała Go i ceniła cała Polska za główną rolę w serialu „Czterdziestolatek”. Teraz na warszawskich Powązkach pozostał po Nim prostokąt z ułożonych kamieni i skromny, drewniany krzyż (nikt nie chciał pomóc w ufundowaniu choćby najprostszego nagrobka). Tak, pamięć ludzka jest bardzo krótka… A ilu ludzi nie ma swoich grobów? Są pyłem zawieszonym w powietrzu, opadającym na pola, łąki, lasy, ulice i osiedla… Nie mają na tabliczkach swoich imion i nazwisk, a więc już nikt nie będzie o nich pamiętał…

Poniżej pouczająca historia innego aktora, uwielbianego przez tłumy….

Bogowie umierają młodo

Nie wszyscy. Myślę tu przede wszystkim o artystach, których sztuka, talent i dar wzbudzania zachwytów nosiły cechy boskości. Młodo umarł Schubert (31), Mozart (35), van Gogh (37), Mendelssohn (38), Bizet (38), Caravaggio (39), Chopin (39), Słowacki (40), Caruso (48). Ale już nie Strawiński (89), Verdi (88), Goethe (83), Farinelli (82), Karajan (81), Battistini (72), Visconti (70), Szalapin (65), Niżyński (61).

Najwcześniej z nich pożegnał się z tym światem Rudolf Valentino. Był bogiem kina niemego. W roku 1926, gdy miał zaledwie 31 lat, przeszedł w Nowym Jorku operację wyrostka robaczkowego.

Po paru dniach wywiązało się ropne zapalenie opłucnej, spowodowane przechłodzeniem płuc przez eter użyty do znieczulenia. Tę informację przytaczam z myślą o najmłodszych adeptach medycyny, jako refleksję o postępie, jaki zrobiła ta profesja od tamtych czasów.

Sierpniowego ranka, zapadając w śpiączkę, zdążył poprosić pielęgniarkę zaciągającą szpitalne zasłony: „Proszę pozwolić słońcu wejść. Chcę odejść do królestwa ciemności w pełnym świetle!”. Jakież to patetyczne i teatralne. W cztery godziny później już nie żył. Wiadomość ta uderzyła jak grom z jasnego nieba w publiczność na całym świecie.

Wokół boskiego nieboszczyka natychmiast rozpoczęły się zamieszki. Aby w zakładzie pogrzebowym ubrać go w smoking i przystroić biżuterią, ciało ze szpitala transportowano dla niepoznaki w wiklinowym koszu na bieliznę. Eksportacja trwała aż trzy dni.

Przed trumną przeszło dwieście siedemdziesiąt tysięcy ludzi, czego pilnowało aż 150 policjantów.

W dzień pogrzebu wokół hollywoodzkiego kościoła Saint Malachy ludzie wybijali szyby w sklepach, przewracali samochody, deptali się wzajemnie. Ponad setka dzieci zagubiła się w tłumie. Wnętrze kościoła zostało niemal doszczętnie ogołocone z wyposażenia, które wielbiciele kinowego bóstwa rozdrapali na pamiątkę.

Około sto osób na całym świecie próbowało popełnić samobójstwo. Udało się to tylko trzynastu, w tym matce trojga dzieci, spłodzonych zresztą z zupełnie kimś innym. Na kondukt żałobny krążący samolot sypał płatki róż. Po dotarciu do cmentarza okazało się, że nie ma kto pokryć kosztów pochówku.

Nie chciały tego dokonać dwie byłe żony Rudiego, ponieważ zostały pominięte w testamencie. Jego brat Alberto twierdził, że jest bez grosza. Nie kwapił się do tego również George Ullmann – impresario Valentino – twierdząc, że nagła śmierć gwiazdy pozbawiła go spodziewanych dochodów.

Aktualną narzeczoną boskiego nieboszczyka była nasza rodaczka Pola Negri, która szczelnie owinięta czarnymi welonami nie odstępowała od trumny.

Ale tylko do czasu, gdy otaczały ją tłumy żałobników w obecności reporterów i prasy. Później, już w kameralnym gronie odkrywała oblicze i dla wytchnienia chętnie oddawała się beztroskim konwersacjom przy katafalku. Ale za pogrzeb również płacić nie chciała.

Ogłoszono więc w pismach subskrypcję, która przyniosła zaledwie zawstydzające 200 dolarów, a w odpowiedzi na 2000 rozesłanych listów przysłano tylko 20 skromnych czeków.

Wreszcie po miesiącu opuszczone przez wszystkich najmłodsze bóstwo tłumów Rodolfo Guglielmi Valentino (bo tak się właściwie nazywał), aktor amerykański włoskiego pochodzenia został pochowany w murze cmentarza na koszt rodaka, skromnego kamerzysty Balbiniego, który był jego prawdziwym przyjacielem.

Myśląc o związkach medycyny ze sztuką, zastanawiam się, jak można nazwać ludzką chorobę, która w ciągu miesiąca z człowieka uwielbianego i adorowanego czyni przedmiot porzucony i zapomniany pod murami cmentarza tylko dlatego, że pamięć o nim kosztuje kilka dolarów.

Sławomir Pietras

Jarosław Kosiaty’

Wszystkie wpisy Jarka

TUTAJ

„Listy z krainy snów” – http://www.wiersze.co

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.