wspomnienia

.Anita i Aleksander (7)

Marian Marzynski

 

 


Po wyjeździe w roku 1932 z rodzinnego Ostroga Wołyńskiego Azril Aleksander Leyfell pracuje w łódzkich manufakturach. Odkrywa warunki życia przedwojennego proletariatu i staje się lewicowcem. Wojna zastaje go we Lwowie, gdzie zaprzyjaźnia się ze swoimi rówieśnikami — komunistami. Jakub Prawin, Mieczysław Borowicz, Franciszek Mazur i Józef Olszewski pomogą mu po wojnie w jego karierze dyplomatycznej. W 1941 jeszcze przed wkroczeniem Niemców, zafascynowany Sowietami Aleksander, wsiada do pociągu jadącego na wschód.

Kilka lat przed śmiercią opowie mi o tej podróży.

Dojeżdżamy do Tarnopola. Wysiadam z nadzieją, że pojadę do Ostroga i zabiorę ze sobą ukochanego bratanka. Czekam na przesiadkę z wyrzutami sumienia, że za wcześnie uciekłem, zostawiając rodzinę. Tymczasem z głośnika dowiaduję się, że Niemcy przekroczyli Bug. Żołnierz sowiecki pyta mnie o dokumenty, a gdy okazuje się, że jestem Polakiem, prowadzi do komendanta, tam dają mi mundur szeregowca i wsadzają w pociąg do Kijowa. W wagonie są jeszcze dwaj żołnierze — Ukraińcy, którzy wiozą ze sobą wojskową drewnianą skrzynię. Jedziemy dzień i noc. Na stacjach chaos i anarchia. Jesteśmy głodni. Otwieramy skrzynię, w której jest suchy makaron. Gotujemy i zjadamy. Wyrzucają nas na jakiejś małej stacji i każą iść do kołchozu. Przyjmują nas dobrze, jest czysto, podłogi pomalowane na czerwono, przynoszą świeże ogórki, rzucamy się na nie. Ukraińcy tam zostają, a ja idę pieszo do Kijowa. Słyszę bombardowanie z obu stron.

W Kijowie przypominam sobie, że szwagier mojego brata kiedyś tam mieszkał. W jego mieszkaniu są już inni ludzie: dwóch Żydów z Galicji i jeden Ukrainiec, też z przydziałami do Armii Czerwonej. W Kijowie każą nam iść w kierunku Stalingradu. Po drodze zatrzymujemy się w kołchozach na jedzenie i spanie. Przeważnie gotowano zupę z kaszy jaglanej, kucharka miała na sznurku kawałek boczku, który moczyła w zupie. Szliśmy ponad tydzień. W Stalingradzie Niemców jeszcze nie było. Posyłają nas do pracy najpierw w fabryce po drugiej stronie Wołgi, a potem do rzeźni. Tam była stołówka, były nawet pierogi z odpadów mięsa. Odżywiliśmy się. Któregoś dnia spotykam Mietka Borowicza. Dobrze ubrany, z żoną — dziennikarką rosyjską. Mówi: uciekaj ze Stalingradu, wsiadaj na statek do Kujbyszewa, tam ewakuowała się z Moskwy Ambasada Polska. W połatanych spodniach wchodzę do pokoju sekretarza Ambasady, który pyta, w czym mi może pomóc.

Stalin ogłasza amnestię dla polskich uchodźców. Ambasada posyła Aleksandra do Samarkandy, gdzie powstał polski sierociniec. Tam spotyka, 22-letnią Anitę, nauczycielkę dziecięcego teatru, która pozostawiając matkę w warszawskim getcie, do Samarkandy trafiła po roku ciężkiej pracy na Syberii.

W pośmiertnym bostońskim archiwum Anity i Aleksandra, które przekazał mi ich spadkobierca, znalazłem laurkę, jaką kierownik szkoły Leyfell dostał od swoich wdzięcznych uczniów.

Odjeżdżasz od nas, wracasz do Polski
innej  niż przedtem może
Aby ujrzeć rodzinne miasta i wioski,
aby spojrzeć  na polską zorzę.

Jeśli masz do nas żale, urazy,
przebacz prosimy serdecznie
Nie są to tylko puste urazy,
Pamiętać będziemy Cię wiecznie.

Zabierz na drogę nasze życzenia!
Zajedź do kraju szybko i wesoło
Spełń to co masz do spełnienia,
a nas wspominając rozjaśnij swe czoło

 

W dowód wdzięczności i przywiązania wychowawcy zdrowego i uczciwego pokolenia Leyflowi AleksandrowiWychowankowie dziecińca Nr.12 w Samarkandzie.

Poprzednie czesci   TUTAJ

Anita i Aleksander

Kategorie: wspomnienia

1 odpowiedź »

  1. Jest to opowiadanie wielu, ale nie wielu ma takiego kronikarza jak Marian Marzynski. Czytam wszystkie odcinki z wielkim zaciekawieniem. Co bedzie z tym archiwum?

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.