.Napisal i przyslal Zenon Rogala
Tak się przyzwyczaiłem do jej obecności w czasie obiadu, że każdorazowe jej spóźnienie czy, co zdarzało się rzadziej, wcześniejsze wyjście z lokalu, było dla mnie przedmiotem niepokoju i rozterki. Wprost nie wyobrażałem sobie obiadu, bez delektowania się obserwacją, jej zachowania przy stole. Gdyby chcieć w szkole na lekcjach wychowawczych, przedstawiać poglądowo, jak należy zachowywać się w czasie spożywania posiłków, ona stanowiłaby niedościgły wzorzec zachowania.
Lubiłem patrzeć na jej harmonijne i nasycone dostojeństwem ruchy, zarówno przy siadaniu do stołu, jak i właściwego podnoszenia do ust łyżki, a także posługiwania się nożem i widelcem. Gdyby ktoś zechciał czerpać wzorzec właściwego zachowania się przy stole, to mógłby uczyć się od tej dystyngowanej, starszej pani. Zawsze była starannie ubrana i bez względu na porę roku posiadała gustownie dobrane dodatki do stroju. Gust i umiar były dla niej wyznacznikami właściwego poziomu. Codziennie, może lekko przygarbiona, ale pełna dostojeństwa, wkraczała w progi baru mlecznego „Miła”. Nazwa ta całkowicie pasowała do jej sylwetki i uczucia jakie wywoływała we mnie ta dostojna pani. Zawsze skupiona i zawsze starannie uczesana i gustownie ubrana . Starannie wokół szyi zawiązana apaszka, dodawała jej fantazji i młodzieńczego gustu i wyróżniała spośród innych codziennych konsumentów tego mlecznego baru pod nazwą „Miła”
Każda porcja niesiona na widelcu do ust, była przedtem poddana starannej selekcji i właściwemu formatowaniu na widelcu. W takim kęsku niesionym spokojnym ruchem do ust, znalazło się po trosze i odrobinka kotlecika i naniesiona na te mini porcję, odrobinka ziemniaków, a także, co tam było z przystawki, jeśli zielona fasolka szparagowa to jej długość musiała być tak docięta, aby nie wystawała poza już ustalony gabaryt ładunku na widelcu. Być może z uwagi na zasobność portfela, czy jakieś zalecenia gastryczne, pani Miła , bo tak ją nazywałem, od nazwy tego baru umieszczonego na szyldzie nad drzwiami wejściowymi, otóż pani Miła, lubiła urozmaicenia i do połowy porcji pierożków z jabłkami, lubiła zamówić pól porcji naleśników z serem. W niedzielę zawsze obowiązkowo był rosół . Obowiązkowo, bo też nic innego na pierwsze danie bar w niedziele nie proponował. Więc rosół z odrobiną niezbyt gorącego makaronu, a na drugie to już hulaj dusza, może być wszystko. Bar, może znając wysokość rent i emerytur starszej klienteli, proponuje szeroki wybór połówek porcji. Więc połowa pierożków, z połową eskalopków cielęcych i obowiązkowo kompot, niestety dziś coraz częściej wypierany przez pepsi, fantę, sprite. A w Miłej kompot trzyma się jeszcze mocno.
Kiedy zatem Pani Miła dawała przykład właściwego zachowania się przy stole, mogłem podglądać jej zachowanie i czułem rodzaj satysfakcji, że to co mówi teoria, jest też możliwe do zastosowania w praktyce. Pani Miła była przykładem, mam nadzieję, że nie czerpanym z porad savoir vivre przekrojowego Kamyczka przed laty, ale zaczerpniętym z tego najwłaściwszego źródła, z domowego wychowania. I choć trudno sobie wyobrazić, że pani Miła była kiedyś małą dziewczynką, to jednak widać z pewnością, że u właściwego źródła przyswajała zasady dobrego zachowania, w domu rodzinnym, wpajane jej przez jej mamę, panią Arcymiłą.
Jedzenie towarzyszy nam od urodzenia i choć jest obowiązkowe i warunkuje nasze przetrwanie, może być też i zostało przez kulturę, podniesione do rangi czynności pełnej harmonii i godności. Patrzę codziennie na panią Miłą i jestem jej wdzięczny, że nieświadomie swoim zachowaniem przy stole potwierdza tę prawdę.
Wszystkie wpisy Zenka
TUTAJ
Kategorie: Ciekawe artykuly, Opowiadania
Milo sie czytalo!