U nas w maseczkach chodzą cudzoziemcy
Karol Żyto – lekarz ortopeda od ponad 50 lat mieszkający w Szwecji
W innych krajach podejmowano bezsensowne decyzje. Polewali ulice środkami odkażającymi, jakby wirus czaił się w asfalcie, zamykali granice, kiedy wirus już był wewnątrz!
Przyslal Janusz G
Krystyna Naszkowska: Z 10 mln mieszkańców Szwecji na koronawirusa zmarło już ponad 4,5 tys. osób. Śmiertelność macie ogromną, a mimo to nadal 70 proc. ludzi wierzy, że wasza strategia jest słuszna.
Karol Żyto: W Szwecji ludzie mają zaufanie do ekspertów, a to eksperci decydują o tej strategii, a nie politycy. Tu jest cały system budowania tego zaufania, który polega na tym, że na czele różnych ważnych instytucji stają ludzie niezależni od aktualnej władzy. Rząd mianuje szefa Rady Zdrowia Publicznego, ale nie może go potem wymienić na inną osobę. Rząd się zmienia, ale szef tej rady trwa na stanowisku.
To sprawia, że specjaliści powoływani na ważne stanowiska nie muszą się nikomu podlizywać, więc społeczeństwo wierzy w ich bezstronność i słuszność decyzji.
Na czele rady, która odpowiada za walkę z pandemią, stoi nieusuwalny Johan Carlson, który nie ma żadnego interesu w dbaniu o wizerunek polityków, a dba tylko o zdrowie obywateli. I my to wiemy.
Dlatego kiedy mówi, że chodzenie w maseczkach jest bez sensu, my mu wierzymy.
I pan nie chodzi w maseczce?
– Nie i nie znam nikogo, kto chodzi. Kiedy na ulicy widzę kogoś w maseczce, zwykle okazuje się cudzoziemcem. Maseczka już po 15 minutach nie jest czysta, może być zainfekowana. Ludzie cały czas jej dotykają, poprawiają ją. Bez sensu. Do tego stwarza złudne poczucie bezpieczeństwa. Osoba staje się zagrożeniem dla innych, bo np. gdy ma katar, wierzy, że nikogo nie zakazi.
Ale to nie Carlson tłumaczy społeczeństwu, dlaczego Szwecja wybrała taką właśnie drogę, tylko Anders Tegnell.
– Bo Tegnell jest głównym epidemiologiem kraju, ma ogromne doświadczenie w zwalczaniu wirusów, pracował w Afryce przy walce z ebolą. Ale w Radzie Zdrowia Publicznego pracuje 40-50 specjalistów, oni wspólnie co dzień podejmują decyzje.
To na czym polega wasza strategia?
– Najważniejsze zalecenie sprowadza się do jednego: źle się czujesz, siedź w domu!
Nie trzeba zamykać zakładu fryzjerskiego, wystarczy, by fryzjer, który czuje się chory, nie przychodził do pracy i nie zakażał innych. Nie trzeba zamykać restauracji – chory siedzi w domu, a nie w knajpie! Wystarczy zdrowy rozsądek.
Wszyscy inni są głupi?
– Ulegli panice. Kiedy wirus dotarł do Europy, nasi eksperci byli zgodni ze specjalistami z Wielkiej Brytanii, oba kraje zaczęły tę walkę podobnie. I nagle Brytyjczycy zmienili strategię. Nasi wtedy uznali, że tam wtrącili się politycy i dlatego Wielka Brytania zaczęła podchodzić do pandemii emocjonalnie, populistycznie. Tam i w innych krajach podejmowano bezsensowne decyzje – zamykanie szkół dla małych dzieci, choć one praktycznie nie chorują, polewanie ulic środkami odkażającymi, jakby wirus czaił się w asfalcie, zamykanie granic, kiedy wirus już był wewnątrz.
Media społecznościowe nakręciły panikę, ludzie tej panice ulegli, politycy wyszli naprzeciw nastrojom.
Inni popełniali błędy, a wy nie?
– Wszyscy popełnili. My też, dlatego mamy tak wysoką śmiertelność. To jest nowy wirus, cały czas się go uczymy. Nie dopilnowaliśmy starszych ludzi. Bo z tych 4,5 tys. osób, które zmarły, połowa miała ponad 80 lat. Szwecja jest bardzo starym społeczeństwem, 5 proc. ludności ma powyżej 80 lat, żaden kraj w Europie nie ma takich proporcji. Sporo tych osób mieszka w domach starców, w domach opieki. I tam nastąpiły zaniedbania.
Zaniedbania? Wasza prasa alarmuje, że poddawano ludzi eutanazji.
– To nieprawda. Nałożyło się kilka błędów, dlatego efekt był tak straszny. Od lat 90. rządy ograniczały fundusze na domy opieki. Zaczęto oszczędzać na pensjach. Zamiast pielęgniarek przyjmowano ludzi bez medycznego wykształcenia.
Tu jest zasada, że tlen czy kroplówkę może podać tylko osoba z wykształceniem medycznym. Więc kiedy pensjonariusz tego potrzebował, a akurat nie było pielęgniarki, to nikt nie podał tlenu. Do tego wielu opiekunów nie jest na etacie, tylko na godziny – kolejna oszczędność. Ten na etacie, kiedy źle się czuje, zostaje w domu, a i tak dostanie całą pensję. Ale ten na godziny już nie. Idzie więc do pracy i roznosi swoje wirusy. Teraz duży procent tych opiekunów to cudzoziemcy, często słabo mówią po szwedzku, wielu nie rozumiało poleceń o zachowaniu dystansu, o ciągłym myciu rąk. W dzielnicach, gdzie mieszkali cudzoziemscy opiekunowie, było dużo zachorowań i oni przynosili wirusa do domu starców.
To nie wywołało nastrojów rasistowskich?
– Nie. Bo nikt nie atakował ich za pochodzenie. Roztrząsano sedno – zatrudnianie ludzi bez wykształcenia.
Do tego na początku ministerstwo powiedziało lekarzom, by się dwa razy zastanowili, zanim pójdą do domów opieki. Lekarze zrozumieli, że mają unikać wizyt, więc udzielali konsultacji telefonicznie. Teraz ministerstwo mówi, że zostało źle zrozumiane – chodziło o to, by zabezpieczyć się odpowiednio, a nie unikać wizyt. No i te wszystkie zaszłości plus bieżące błędy oraz duży odsetek ludzi powyżej osiemdziesiątki złożyły się na wysoką śmiertelność.
Ten pierwszy okres był bardzo trudny, bo nagle okazało się, że jesteśmy dość bezbronni jako kraj. Po II wojnie Szwecja przez lata trzymała w magazynach ogromne zapasy sprzętu medycznego i leków. To było bardzo kosztowne. Kiedy leki traciły ważność, trzeba było kupować nowe. W latach 90. stwierdzono, że nie będzie już kolejnej wojny. A ponieważ żyjemy w świecie globalnym, to niezbędne leki taniej kupowano w Indiach czy Chinach. Do tego mieliśmy przekonanie, że w razie kłopotów Unia nam pomoże, bo w 2009 r. państwa europejskie zawarły porozumienie o wzajemnej pomocy medycznej. I wtedy okazało się, że nie mamy dość sprzętu i leków i nie mamy skąd ich sprowadzić, bo mimo umowy lizbońskiej Niemcy, Francja czy Wielka Brytania nam nie dadzą. To był szok.
A pana koledzy lekarze nadal ufają specjalistom mimo tych błędów?
– Tak. Aczkolwiek zaczynają się ataki na naszych decydentów.
Kto atakuje?
– Niektórzy epidemiolodzy, część prasy, na Facebooku ludzie piszą, że nie mamy prawa uważać się za najmądrzejszych na świecie i skoro cały świat się zamknął, to dlaczego akurat my nie?
Ale zalecenia zmieniły się nieznacznie. Nadal główne brzmią: siedź w domu, jeśli jesteś chory, trzymaj dystans dwóch metrów, myj ręce. Teraz eksperci lekko zmienili zdanie i mówią, że maseczki mogą ograniczyć roznoszenie wirusa, ale tylko o 5 proc.
Ale wiele osób przechodzi koronawirusa bezobjawowo. Mogą zakażać innych.
– Eksperci uważają, że ci bez objawów nie zakażają. Dopiero gdy kichasz, kaszlesz.
Ktoś się buntuje?
– Nie, nie ma protestów, nie ma wieców. Tylko wpisy na Facebooku.
A jak gospodarka to zniosła?
– W 2019 r. mieliśmy wzrost PKB o 1,2 proc., w tym roku rząd spodziewa się minus 3,2 proc. Bo choć nie zamknęliśmy gospodarki, to np. linie lotnicze są na skraju upadłości, gdyż inni zamknęli lotniska. Hotele, restauracje są w kiepskiej kondycji, bo ludzie unikają takich miejsc.
Najgorsze minęło?
– Uważamy, że szczyt zachorowań i śmiertelności był w kwietniu. Wtedy dziennie umierało 180-200 osób. Teraz 30-40. Więc chyba faktycznie najgorsze jest za nami, ale nasi uprzedzają, że wirus będzie niebezpieczny jeszcze przez trzy-cztery miesiące.
A co z drugą falą na jesieni?
– Jeśli będzie, śmiertelność będzie dużo niższa. Choć wolniej, niż liczono, to nabywamy odporność.
Eksperci spodziewali się, że w czerwcu będzie ją miało 30-40 proc. ludności, a najnowsze badania wskazują na 7 proc. Nie wiedzą, dlaczego tak jest, ale w okropnie dotkniętej i zamkniętej na cztery spusty Hiszpanii jest podobnie mało. 4-5 proc. populacji nabyło odporność.
Chorych w szpitalach może odwiedzać rodzina?
– Ogólnie nie ma wizyt. Nawet ja, kiedy idę do szpitala z piłkarzem, który złamał nogę, muszę go zostawić przy drzwiach przed wejściem do poczekalni dla ostrych przypadków. Ale jeśli ktoś jest umierający, to rodzinie wolno się pożegnać.
U nas Ministerstwo Zdrowia wyznaczało szpitale, które stawały się jednoimienne, czyli leczyły tylko na koronawirusa.
– Tu inaczej to zorganizowano. Przede wszystkim robiły to samorządy, a nie centrala. Szpitale część oddziałów przeznaczały dla chorych na koronawirusa. Na przykład klinika ortopedyczna, w której pracuję, ma pięć oddziałów i trzy przeznaczyła na COVID-19. Bo większość, około 80 proc., operacji ortopedycznych nie jest nagła, z wypadków, tylko wcześniej planowana, np. wymiana stawów. To może zaczekać.
A nowotwory?
– Nikt nie przerywa leczenia, zabiegów.
To czyja strategia jest lepsza? Krajów, które się zamroziły, czy szwedzka?
– Nie będzie sensu podliczać, ile osób dostało wirusa, bo nie wolno zapomnieć, że 85 proc. zakażonych przechodzi tę infekcję bardzo lekko. Trochę temperatury, trochę kaszlu i po trzech dniach jest po chorobie.
Ważne jest, ile osób zmarło, bo za każdą cyfrą jest człowiek i ból rodziny. Ale też nie wolno zapomnieć o konsekwencjach dla rodziny zmarłego i dla tego chorego obywatela, kiedy gospodarka padnie.
Kto miał rację, okaże się za rok, półtora roku. Wtedy już będzie po tej drugiej fali, jeżeli ona w ogóle nadejdzie, i będzie można wszystko spokojnie analizować. Szwedzi żartują, że może i tym razem nie będziemy najgorsi w klasie.
Kategorie: Ciekawe artykuly, REUNION 69
Dobry artykul. Ale nie podoba mi sie ustep o cudzioziemcach zatrudnionych na godziny. Robi sie z nich brudasów bez znajomosci hygieny, roznosicieli zarazków itd… Ale przeciez jest na odwrót. To wina pracodawców! Po pierwsze, JEST wiadome ze w wielu miejscach nie uzywano srodków czystosci, maseczek, wymiennych fartuchów. Te jest znane bo niektóre firmy poszly do sadu azeby nie uzywac… A wielu szefów publicznie mówi, ze po co nam srodki ochronne?? Wiec to nasz godziniarz, jak widzi ze pracodawca nie interesuje sie hygiena, ze nawet nie ma mydla, co ma robic?? Po drugie, bedac na godzinach, przeciez nie moze nie isc do pracy ”bo moze chory”… Nie dosc ze godziny jej przepadaja, to nie beda dzwonic po nia w przyszlosci… A pracodawca moglby dac jej instrukcje, i zapewnic ze wlasnie dostanie godziny w ciagu dalszym, byleby nie przychodzila bedac chora… Albo po prostu, zatrudnic ja np na pól etatu na trzy miesiace. Nie nie musialyby biegac po kilku róznych miejscach i roznosic zarazki. Pracodawcy sa tu winni, nie te biedne, ciezko pracujace kobiety zatrudnione na godziny!!!!
Szwedzi wygladaja jak potulne baranki goniace tam gdzie ich pogonia. Ktos tam zapomial, ze nosiciele wirusa przez pierwsze dni bez symptomow i bez swiadomosci ze go posiadaja moga zarazic setki zdrowych. Podobnie jest z tymi ktorzy sa nosicielami bez symptomow. A jesli chodzi o ludzi starszych to szwedzka polityka zdrowotna dotyczaca covid-19 wyglada na rodzaj zbiorowej eutanazji. Bierzcie przyklad z Izraela. Pan Zyto za bardzo i za szybko uwierzyl w szwdzka koncepcje walki z tym wirusem.
Żaden uczciwy Szwed, lekarz czy nie-lekarz, nie powinien być dumny z unikatowego podejścia do pandemii, szczególnie gdy weżmie się pod uwagę bardzo wysoki stopień śmiertelności. Co prawda, przeważnie już ludzi starszych, czyli już nie tak potrzebnych bo tylko pobierają swoje emerytury, nic konstruktywnego społeczeństwu nie dodając, prawda? I tak Szwecja pretenduje do bycia Atenami a zachowuje się jak Sparta.
Oj ci głupi cudzoziemcy. Chcą przeżyć jeszcze jeden dzień swojego bezużytecznego życia.
Az nie do uwierzenia co mowi w tym wywiadzie dr. Zyto. Jak mozna usprawiedliwiac i chwalic to co sie dzieje w Szwecji z Covid 19, szczegolnie to co sie dzieje w domach starcow – zatrudnieni cudzoziemcy bez wyksztalcenia medycznego i ledwo mowiacy po szwedzku.
Z calego swiata w zwiazku z korona, Szwecja ma najwyzsza smiertelnosc per capita.
W Izraelu, ktory ma mniej wiecej tyle samo mieszkancow co Szwecja, zmarlo 300 ludzi, w Szwecji ponad 4500. Co tu dalej dyskutowac?
Niewatpliwie wnikliwa analiza i wiele faktow. Niestety przy wielu zaletach jest wiele wad a takze popelnanych dla panstwa i wobec ludnosci dotkliwych bledow.
Bez wzgledu komu zawierza sie odpowiedzialnosc za zdrowie i bezpieczenstwo ludnosci odpowiada ustawodawczo parlament a wykonawczo rzad. Jezeli popelniono bledy w czasie epidemii, co dzisiaj jest oczywiste, odpowiada rzad a osobiscie premier. Niestety w Szwecji nie ma zwyczaju przyznawania sie do popelnionych bledow czego dowodem jest wywiad z premierem w dzienniku Agenda z 14 czerwca. Zenujace wypowiedzi i zaprzeczanie faktom.
Jezeli chodzi o odpowiedzialnosc za ekonomie to rzad potrafil dzialac szybko i skutecznie a jezeli chodzi o przygotowaniue panstwa na kryzys i o profilaktyczna ochrone nad ludzmi starszymi i chorymi to bledy i brak odpowiedzialnosci tlumaczona naiwnoscia (Sic).
Koncowy bilans moze bedzie za rok ale ludzi ktorzy odeszli, a wielu w samotnosci, nikt nie wskrzesi a zaden bilans nie zmieni obecnego faktu ze smiertelnosc wyniosla minimum 500 osob na miljon mieszkancow a w Sztokholmie jeszcze wiecej. A z moralnego punktu widzenia to wstyd ze dotknietym nie zlozono oficjalnych kondolencji.
Mnostwo wyjasnien i wzgardy dla innych, nie tak madrych jak Szwedzi ale na statystyki nie ma rady: Szwecja ma wiecej zmarlych na Covid niz tak krytykowana Ameryka,( 480/million i 339/million)
Te nadzieje na „druga fale” a „wtedy to zobaczymy kto lepszy” tak czesto powtarzane przez Szwedow to raczej dowod na podatnosc Szwedow na pranie mozgow przez politrukow rzadowych