Ludwik Lewin

Centrum Szymona Wiesenthala zwróciło się w marcu do FIFA (międzynarodowej federacji piłki nożnej), by wezwała ukraiński związek piłkarski do nierozgrywania meczy na stadionie w Tarnopolu. Wizytę w Tarnopolu odwołał ambasador RP w Kijowie, a ambasador Izraela złożył protest w ukraińskim MSZ. Wszystko dlatego, że władze tego miasta, którego właścicielami długo byli Tarnowscy, Ostrogscy, Zamoyscy, Koniecpolscy, Sobiescy i Potoccy, miejscowemu stadionowi nadali imię Romana Szuchewycza.
Polsko-izraelski dwugłos dyplomatyczny nie jest przecież premierą. W czerwcu 2019 r., ci sami dwaj panowie napisali wspólny list otwarty do mera, czyli burmistrza Stanisławowa, obecnie Iwano-Frankiwska. Wtedy z powodu odsłonięcia tam pomnika tegoż Szuchewycza.
Napisali w duchu wielce humanistycznym i ekumenicznym, zwracając się do dzieci, ich rodziców, babć i dziadków, że Szuchewycz odpowiedzialny jest osobiście za śmierć dziesiątków tysięcy niewinnych, podobnych do nich ludzi, których jego ludzie „zgładzali kulami, ogniem, gwałtami, torturami i innymi zwierzęcymi metodami tylko dlatego, że modlili się do Boga po polsku albo po hebrajsku”.
I zapewne po to, żeby późnym wnukom Szuchewycza było przyjemniej, dodają, że „wielu z nich (jak wielu?) zostało uratowanych przez ich bohaterskich sąsiadów ukraińskich”.
Pan mer, który Szuchewycza nazwał wybitną postacią, a stanisławowskiej młodzieży radził, by „cieszyła się widokiem złotego pomnika”, zdania nie zmienił.
Nie mam wątpliwości, że Szuchewycz był wybitną i jednocześnie typową postacią ukraińskiego nacjonalizmu. Typową z powodu nienawiści do Polaków i gotowego do bestialstwa antysemityzmu. Wybitną ze względu na rolę prowodyra, jaką odegrał we współpracy z nazistowskimi Niemcami i w masowych morderstwach – zarówno jako pomocnik Niemców, jak i z własnej, narodowej inicjatywy.
Na Niemcy stawiał już przed II wojną światową, kiedy w polskim Lwowie zaczął współpracę z Abwehrą, czyli hitlerowskim wywiadem. W roku 1939 współpracuje w przygotowaniu agresji na Polskę. Choć Hitler oddał Galicję Sowietom, Szuchewycz, osiadły w Krakowie, działa jako łącznik między Abwehrą a Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Natychmiast po ataku na Związek Sowiecki wraca do Lwowa na czele ukraińskiego batalionu Nachtigall. Ten oddział, przy bardzo aktywnej pomocy ukraińskiej ludności miasta, morduje tysiące Żydów. To Szuchewicz jest jednym z autorów, przygotowanej dla Niemców, listy profesorów Uniwersytetu Lwowskiego, rozstrzelanych w pierwszych dniach lipca 1941 r.
Wbrew nadziejom Ukraińców, Hitler nie dał im stworzyć państwa. Polityczni przywódcy nacjonalistyczni Bandera i Stećko zostali aresztowani w Berlinie i osadzeni w obozie (gdzie wojnę przeżyli w niemal luksusowych warunkach). Szuchewycz natomiast kontynuuje działalność w policyjnym batalionie ukraińskim, wspomagając niemieckie Einsatzgruppen (grupy operacyjne) w eksterminacji Żydów Złoczowa, Tarnopola i Winnicy.
W lutym 1943 r., po klęsce Niemców pod Stalingradem, OUN pod hasłem „ani Hitler, ani Stalin” zaczyna walkę z …Polakami. W rzezi wołyńskiej i masowych morderstwach na Polesiu i w Galicji Wschodniej, polskie ofiary liczyć trzeba na dziesiątki, a może na setki tysięcy. Żydów już nie było, ale oprawcy działali tak sprawnie i skutecznie, gdyż doświadczenie zdobyli Żydów zabijając.
Historia się nie powtarza, historia się jąka, za Heglem powtarzał Karol Marks. Jąkanie się nacjonalizmów ukraińskich od początku zdaje się skąpane najpierw w żydowskiej, a potem w polskiej krwi.
Podobnie jak w roku 1943, w roku 1646 pierwszymi ofiarami ruskiego chłopstwa, które dołączyło do powstania Kozaków Chmielnickiego, byli Żydzi, znienawidzeni za zabójstwo Jezusa, a na co dzień za arendy i pobieranie podatków.
Talmudysta i kronikarz Natan Nata Hannower, który na Wołyniu przeżył rzezie, opisał nieopisaną brutalność morderców. „Z jednych na żywo odrywali skórę i rzucali psom, innym odrąbywali dłonie i stopy, po czym rzucali na drogę, gdzie przejeżdżały po nich wozy i tratowały ich konie. Niemowlęta masakrowali przy piersi matek albo kroili je w dzwonka, jak ryby. Żaden rodzaj nienaturalnej śmierci nie był im darowany.
20 dnia miesiąca siwan 5409 (31 maja 1649) buntownicy weszli do Niemirowa w powiecie winnickim. W ciągu jednego dnia zabili sześć tysięcy Żydów. Rzeka Boh czerwona była od krwi.
Zdarzało się, że po spędzeniu żydowskich mieszkańców na pole lub cmentarz, mordercy obiecywali darowanie życia za wyrzeczenie się żydostwa. Jak pisał siedemnastowieczny rabin Szabataj ben Meir ha-Kohen, nikt nie skorzystał z tej łaski.
120 lat później na polskiej Ukrainie wybuchł bunt zwany koliszczyzną. Wybuchł przeciw polskim panom, ale jak zwykle pierwszymi ofiarami stali się Żydzi, choć jak za Chmielnickiego, mordowano też szlachtę i księży. Nazwę zawdzięcza rebelia zapewne kołom, czyli zaostrzonym drągom, którymi chłopi mordowali. Ilu ludzi zamordowali, dokładnie nie wiadomo, na pewno nie mniej niż sto tysięcy. Buntownicy lubili wieszać obok siebie Polaka, Żyda i psa z tabliczką Lach, Żyd i sobaka, wse wira odnaka, co znaczy Polak, Żyd i pies jednakowa wiara.
Dwóch było głównych hersztów koliszczyzny – Maksym Żeleźniak i Iwan Gonta. Pierwszego uczczono niedawno jako bohatera w serialu „Historia Ziem Ukraińskich”. Gonta, setnik w dworskiej armii hrabiego Potockiego, którego zdrada spowodowała rzeź, w której 21 czerwca 1768 r. w Humaniu, zamordowano 20 tys. ludzi – szlachtę, kler i Żydów – ma ulice w wielu miastach Ukrainy, również w Humaniu, a wolna ojczyzna postawiła mu pomnik w pobliskiej Chrystynówce. W Zbarażu i w Równem stanęły pomniki Dmytry Klaczkiwskiego, inicjatora i koordynatora wołyńskiej zagłady.
W pamiętnikach, opisach i świadectwach, widać jak ze stulecia w stulecie, od Winnicy do Wołynia, nie zmienia się okrucieństwo oprawców.
Coś jeszcze rzuca się w oczy. Podobieństwo polskiej narracji o ukraińskim ludobójstwie z żydowskim spojrzeniem na postawę Polaków wobec zagłady Żydów.
Pisał, nie ukrywając zadziwienia, profesor KUL Leszek Pietrzak, że nie były to „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów, ale obywateli przedwojennej Rzeczypospolitej. W eksterminacji Polaków uczestniczyli bowiem zwykli Ukraińcy, zazwyczaj sąsiedzi polskich ofiar. I obojętnie, czy ich do tego zmuszono pod groźbą śmierci, czy działali z pobudek nacjonalistycznych. W ich działaniu było coś znacznie gorszego: Ukraińcy mordowali Polaków z satysfakcją, niespotykaną wcześniej w historii diabelską radością morderców”.
Czytam i myślę o złowrogim wydźwięku, jakiego od ukazania się książki Jana Grossa, nabrało w Polsce słowo sąsiedzi. Myślę o Ogniu i „żołnierzach wyklętych”, wyciągających Żydów z pociągów, by ich mordować pod nasypem kolejowym. Myślę, że różnica jest nie jakościowa, ale ilościowa. I że nie przeszkadza to w marszach pamięci i stawianiu pomników.
Myślę i rozumieć zaczynam całą drwinę historii zawartą w odpowiedzi rzecznika ukraińskiego MSZ, który w reakcji na skargę z powodu stadionu im. Szuchewycza, oświadczył, że dyskusje o narodowej pamięci należy pozostawić historykom.
Wszystkie wpisy Ludwika TUTAJ
Pierwodrok ukazal sie w miesieczniku ” Slowo Zydowskie #
Kategorie: Uncategorized
Ironia mordercza. Polacy mogli uciec do ojczyzny, ale Żydzi nawet tego nie mieli, biedacy.
Ironią jest także iluzja że mordy Żydów są dzisiaj niemodne.
Co było to będzie, ale tym razem będą wiedzieli w którym kierunku uciekać. Na wschód, ten bliski.
Dziękuję Ludwiku za wspaniały artykuł.
Ironiczne tez ze to Profesor KULu sie tak dziwil…Przeciez ich “Rada Naukowa” usprawiedliwila teraz Profesora Guza stamtad, ktory twierdzil ze “Mordy rytulne przez Zydow sa historycznym faktem..Zostali skazani za to pawomocnymi wyrokami sadow polskich”