Uncategorized

Wierność

Zenon Rogala

       –   Jah, jah , jah…  –  to ten  znad lasu,     

       –   Hau,hau,hau,    –   gdzieś z lewej,

       –   Woł, woł, woł   –   tuż pod naszym oknem, a za chwilę wszyscy na raz hoo, jah, jah, wow, jah, hau, woł, hau, –  wsłuchuję się i powoli sam staję się psem swojego domu.

        Tak to trwa już od pół godziny, ta wymiana myśli i emocji sąsiadujących z naszym domem pieskich obywateli naszej wspólnej wioskowej społeczności.

Dzisiaj, a właściwie tuż nad ranem, sam nie wiem i nie jest ważne, która jest godzina, bo dla tych wiernych stróżów właśnie bez względu na  godzinę, trwa ich poddańcza praca na rzecz właścicieli, karmicieli. Za miskę byle jakiej strawy, za w miarę ciepły kąt, potrzebny do przetrwania złej zimy, za nie zawsze napełnioną miskę z wodą,  pełnią oni tę odwieczną przyjacielską służbę, ci  nieformalni strażnicy naszego dobytku, majątku,  a często także życia  – psy łańcuchowe.

          Ten mój najbliższy sąsiad – woł,  woł,  woł ,  – i jego właściciel pan Marek, obecnie bezrobotny, w dodatku paradoksalnie  przestraszony perspektywą możliwości pracy, bo jego samochód już nie jest zdatny nawet do naprawy. A do pracy on, jako operator koparki, musi dojeżdżać daleko, bo autostradę budują daleko od miejsca naszego zamieszkania. Więc kiedy dostał wiadomość, że może do pracy zgłosić się od środy, musiał niestety zrezygnować, bo nie jest w stanie dojeżdżać codziennie na rowerze czterdziestu kilometrów, a koszt naprawy jego samochodu, to co najmniej dwie miesięczne pensje. I tak zamyka się to przeklęte koło niemożliwości, więc jak słyszę   – woł,  woł,  woł, to słyszę w tym głosie również  – dół , dół, dół… jaki spotkał pana Marka – właściciela – karmiciela.

              Ten głos za drogą, to głos tego czarnego, co ma powody do dumy ze swego pana i swojej pani. Oni to właśnie, jak nikt inny we wsi, wychodzą z nim na łąkowe spacery, a on popisuje się sprintem i posłuszeństwem w przynoszeniu wszystkiego co rzucą w dowolną stronę jego właściciele. Więc jego jah , jah , jah, to nic innego jak to, mówione do jego koleżków psim językiem,  „…jah mam z was kmioty wioskowe najlepiej,  bo jah i moi właściciele prześcigają się w wymyślaniu dla mnie najciekawszych zabaw w czasie naszych wspólnych spacerów. To dla nich  -jah, jah, jah,  jestem ponieść największe ofiary i nikt nie jest wstanie sforsować naszego ogrodzenia, bo jah, jah, jah,  ich obronię i jah, jah jestem tu najważniejszy, choć tylko wtedy, kiedy moi właściciele śpią, lub nie ma ich akurat w domu, a tak to tylko jah, jah, jah,…jestem najważniejszy…

             -Hau, hau, hau,  to ten od Janusza, co mieszka tuż nad nami, ten sam, co był świadkiem kiedy Janusz, chcąc nawiązać pierwszy kontakt ze mną jako swoim najbliższym sąsiadem, przyniósł ze sobą pod nasz wspólny płot, dwie butelki piwa, a ja, ponieważ za chwilę musiałem odjeżdżać samochodem,  odmówiłem wspólnego odtrąbienia tymi butelkami początku naszej przyjaźni dobrosąsiedzkiej, czyli według Marka, sąsiada z lewej, postąpiłem lekceważąco i już niczym nie odkupię tej sąsiedzkiej sromoty.

               Dlatego wsłuchany w ten dzisiejszy poranny dialog, wstałem  i po otworzeniu okna, zawołałem do psiej czeredy  –  zen, zen, zen…


Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.