
Daniel Marzyński, mój ojczym, zmarł w 1978 roku, w Kopenhadze. Wojnę spędził w niemieckim obozie dla polskich oficerów. Z warszawskiego getta Niemcy wywieźli na śmierć jego żonę i pięcioletniego syna, którego ja mu zastąpiłem. Był inżynierem odpowiedzialnym za budowę warszawskiej dzielnicy MDM. W roku 1968 towarzysze partyjni w Instytucie Techniki Budowlanej nazwali go „syjonistą” i zwolnili z pracy.
Rok później nasza rodzina znalazła się w Danii, gdzie Daneczek i Broneczka pomagali nam wychowywać Bartka i uczyć go polskiego.
Zdjęcie z przedszkola w Kopenhadze. 5-letni Bartek siedzi po lewej, w dolnym rzędzie, otoczony duńskimi blondynami. Wydaje się nieco smutniejszy niż inne dzieci. Myślę sobie teraz, że wyjechaliśmy z Danii między innymi w poszukiwaniu ciemniejszych włosów.

W 1978 roku 77-letni Daneczek był nieuleczalnie chory. Na moje pytanie, jak się czuje, odpowiadał „dobrze”, a po chwili pytał: — Ale powiedz mi, Marianku, jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Przypominało mi to nasz inny dialog: — Marianku, bądź dumny, że jesteś Żydem. — Dlaczego mam być dumny, Daneczku? — pytałem. — Bo nie będąc dumnym i tak będziesz Żydem, więc lepiej bądź dumny.
Zdjęcia z ostatniej wizyty rodziców w Providence.


Rok po śmierci Daneczka Grażyna i ja pomagaliśmy likwidować mieszkanie rodziców w Kopenhadze. W samolocie do Chicago trzymaliśmy pod siedzeniem urnę z prochami mojego ojczyma. Matka zamieszkała z nami na odbudowanej przez Grażynę farmie w Monee, Illinois.

Była to nasza pierwsza farmerska zima.


Dcn
Ozeniony ze szlachcianka ( 51 )
Poprzedniw wpisy
Kategorie: Uncategorized