

W dwudziestoleciu międzywojennym tworzyło wielu świetnych pisarzy i poetek, będących obywatelami II RP, lecz piszących w innych językach niż polskim: w jidysz, po ukraińsku czy białorusku. Dziś z reguły nie wspomina się o nich, pisząc o kanonie polskiej literatury. Czy słusznie?
Bohdan Ihor Antonycz

Urodził się w 1909 roku w Beskidzie Niskim – w łemkowskiej wsi Nowica, nieopodal Gorlic. Jego ojciec był grekokatolickim księdzem w tamtejszej Cerkwi św. Paraskewy (ciekawostka: miał na nazwisko Kot, lecz zmienił je po święceniach, gdyż stwierdził, że nie przystoi kapłańskiej godności).
Literacki język ukraiński opanował w pełni podczas studiów na lwowskim Uniwersytecie Jana Kazimierza – w rodzinnym domu posługiwał się dialektem łemkowskim, potem kształcił się w polskojęzycznym (w którym jednak były wówczas także lekcje ukraińskiego) gimnazjum w Sanoku. Dziś na jego fasadzie znajduje się tablica poświęcona wychowankom szkoły – pisarzom trzech języków: oprócz Antonycza są to: jidyszowy poeta Kalman Segal i polski pisarz Marian Pankowski.
Poezja Antonycza to zjawisko osobne i wyjątkowe. Był indywidualistą, którego trudno przypisać do jakiegokolwiek z dominujących wówczas nurtów w ukraińskiej poezji. Jak mówił: “Nie jestem mandolinistą żadnego zespołu. Nie wybijam werbli na bębnie drewnianego patosu. Wiem dobrze, iż poza i bunt naszych poetów to w większości weksle bez pokrycia”.
Ta postawa pozwalała mu być poetą sprzeczności: być “zakochanym w świecie poganinem” i “pijanym słońcem sztubakiem”, a także katastrofistą malującym mroczne wizje metropolii w czasach kryzysu. Na jego poetyckie obrazy duży wpływ miały malarstwo i muzyka: sam Antonycz marzył o karierze kompozytora, grał na skrzypcach i rysował.
Tworzył mitologię rodzinnej Łemkowszczyzny, pisał o relacjach człowieka z przyrodą, ponadgatunkowej wspólnocie żywych stworzeń. Sławił swoją “zieloną Ewangelię”, której podstawowe przykazanie brzmi: “biosu prawa są dla wszystkich jednakowe”. Jednocześnie zaś pisał utwory głęboko osadzone w realiach wielkomiejskiej nowoczesności i wzbogacone elementami surrealizmu.
Jurij Andruchowycz, jeden z najbardziej znanych współczesnych pisarzy ukraińskich, wymieniał go jako ulubionego poetę i nazywał “Jimem Morrisonem lat trzydziestych”. Jego alternatywny życiorys, w którym poeta dożył czasów niepodległej Ukrainy (w rzeczywistości zmarł w wieku 27 lat), przedstawił w powieści “Dwanaście kręgów”. Gdy Związek Radziecki wchłonął zachodnią Ukrainę, poezja Antonycza – mistyczna, apolityczna i ukraińskojęzyczna – została objęta zapisem cenzury i w dużej mierze zapomniana. Sytuacja zaczęła zmieniać się w latach sześćdziesiątych, gdy twórczość Antonycza zyskała drugie życie w niezależnych kręgach literackich.
Jeden z jego wierszy “Narodził się Bóg na saniach” (“Народився Бог на санях”), w którym przeniósł opowieść bożonarodzeniową z Betlejem do “łemkowskiego miasteczka Dukli”, stał się popularną w Ukrainie kolędą.
Izrael Jehoszua Singer

Dziś często myli się go z jego młodszym bratem, Izaakiem Baszewisem, jedynym pisarzem jidysz, który zdobył Nagrodę Nobla. Ich starsza siostra, Hinde Ester Kreitman, w zbiorowej pamięci pozostaje dziś w cieniu sławnych braci, choć to ona jako pierwsza z rodu Singerów przecierała literackie szlaki i również dała się poznać jako bardzo uzdolniona pisarka. W dwudziestoleciu międzywojennym to jednak Izrael Joszua zdobył największą pisarską popularność spośród rodzeństwa.
Urodził się w Biłgoraju, później rodzina Singerów mieszkała w Leoncinie, Radzyminie i wreszcie w Warszawie. Miał być rabinem, zdobył gruntowne wykształcenie religijne w jesziwie. Zamysł ten porzucił: wpierw dla sztuki – chciał zostać malarzem, przez pewien czas mieszkał w artystycznej komunie. Potem dla idei – zafascynowany marksizmem wyjechał w 1918 roku śladem rewolucji bolszewickiej wpierw do Kijowa, potem do Moskwy. Rozczarowany tym, jak w praktyce wyglądało wprowadzanie dyktatury proletariatu, powrócił w 1921 roku do Warszawy (z zauroczenia komunizmem wśród jego pokolenia rozliczy się w powieści “Towarzysz Nachman”). Związał się z awangardową grupą literacką “Chaliastre” (“Hałastra”), która kształtowała nowoczesną kulturę jidysz w duchu ekspresjonizmu i futuryzmu. Singer na jej tle nieco odstawał – nie eksperymentował z formą, jego proza była realistyczna, za to wyróżniała się świetnym stylem.
Debiutował bardzo dobrze przyjętym zbiorem opowiadań “Perły”. Dzięki temu stał się rozpoznawalny także poza Polską: między innymi pisał korespondencję z Europy Wschodniej dla nowojorskiego dziennika “Forwerts”, szeroko rozpowszechnionego wśród żydowskich imigrantów w USA (jego dzienny nakład w latach 30. przekraczał ćwierć miliona egzemplarzy). W 1933 roku wyjechał na stałe do Nowego Jorku, ściągnął tam także swojego brata, Izaaka. Pierwszą i ostatnią powieścią napisaną przez niego w Polsce był “Josie Kalb” (polskojęzyczne wydanie ukazało się w tłumaczeniu autora), historia skandalu wokół romansu na dworze galicyjskiego cadyka.
Za jego opus magnum można uznać, napisanych już w Stanach Zjednoczonych, “Braci Aszkenazy” (“Di brider Aszkenazi”), porywającą powieść, w której Singer na tle historii rozkwitu i upadku jednego żydowskiego rodu związanego z przemysłem włókienniczym kreśli obraz ponad pięćdziesięciu lat burzliwych dziejów Łodzi – od powstania styczniowego do początków II RP. Polski przekład ukazał się niemal równolegle z nowojorskim: powieść w odcinkach tłumaczył dla “Naszego Przeglądu” Stefan Pomer. Utwór bywa porównywany z “Ziemią Obiecaną” – choć, z całym szacunkiem i uznaniem dla prozy Reymonta, Singer w swojej łódzkiej epopei wspiął się jeszcze nieco wyżej od polskiego noblisty. Po formułę sagi rodzinnej sięgnął jeszcze raz w “Rodzinie Karnowskich”, gdzie na tle opowieści o trzech pokoleniach niemieckich Żydów zobrazował przemiany społeczności żydowskiej wobec asymilacji i haskali.
Singer zmarł na zawał serca w 1944 roku. Jego ostatnim utworem były wydane pośmiertnie wspomnienia z dzieciństwa, zatytułowane “Ze świata, którego już nie ma” (“Fun a welt wos iz niszto mer”).
Debora Vogel

Wybitna poetka jidysz, która przez lata w polskiej pamięci była niesprawiedliwie wspominana jedynie jako “przyjaciółka Schulza i Witkacego”. Należne miejsce w historii literatury zaczęła odzyskiwać na przełomie wieków, za sprawą badaczek jej twórczości i tłumaczek, Barbary Sienkiewicz i Karoliny Szymaniak. A na uznanie zasługuje choćby fakt, że spod jej pióra wyszły jedne z najśmielszych awangardowych eksperymentów w dwudziestowiecznej literaturze europejskiej.
W opowiadaniach ze zbioru “Akacje kwitną” (“Akacjes blien”) Vogel odrzuciła konwencję tradycyjnej fabuły i bohaterów znanych z realistycznych utworów. Bohaterami tych krótkich form prozatorskich (nazywanych przez Vogel montażami) są anonimowi, pozbawieni indywidualnych cech przechodnie czy ulice miasta, a nawet nie same konkretne ulice, tylko składające się na nie cegły i beton, porastająca je roślinność, uliczny pył. Zgodnie z estetyką montażu pisarka w swój tekst wplatała poetykę reklamowych szyldów czy strzępy popularnych przebojów. Utworom Vogel towarzyszyły surrealistyczne ilustracje Henryka Strenga, reprezentanta stowarzyszenia lwowskich awangardzistów “Artes”. Vogel pasjonowała się sztuką współczesną, pisała teoretyczne i krytyczne eseje o kubizmie i konstruktywizmie – z tych zainteresowań wyrastała także jej poetyka montażu.
Radykalnym gestem był także świadomy wybór języka mniejszości – jidysz nie był pierwszym językiem Vogel, znała go w mniejszym stopniu niż polski, a swoje pierwsze próby literackie tworzyła po niemiecku. Sporadycznie pisywała też wiersze po hebrajsku.
Była jedną z redaktorek artystyczno-literackiego pisma “Cusztajer”. Galicja i Lwów (w którym Vogel spędziła większość życia) miały dotychczas niewielkie znaczenie dla rozwoju literatury jidysz w porównaniu z takimi ośrodkami jak Warszawa, Wilno czy Łódź – autorki zrzeszone w “Cusztajer” postanowiły to zmienić. Publikowała swoje teksty także w “Wiadomościach Literackich” i “Sygnałach”.
Zamordowana w lwowskim getcie, wraz z synem Aszerem i mężem, architektem Szulimem Barenblüthem. Ich ciała odnalazł przyjaciel Debory i ilustrator jej książek Henryk Streng (Marek Włodarski).
Natalia Arsienniewa

Urodziła się w Baku, ale większość dzieciństwa spędziła w Wilnie. Miasto było wówczas ważnym ośrodkiem kultury białoruskiej (tu tworzył też w międzywojniu np. lewicowy poeta Maksym Tank, którego znaczenie dla białoruskiej literatury możemy porównać ze znaczeniem Broniewskiego dla polskiej) i tu także Arsienniewa stała się jedną z najważniejszych poetek języka białoruskiego.
Wyszła za mąż za Franciszka Kuszelę, Białorusina, który był oficerem w Wojsku Polskim. W 1924 roku Kuszela został przeniesiony do służby w Chełmnie, co było poniekąd karą za prenumerowanie czasopism białoruskich. Arsienniewa przeprowadziła się tam wraz z mężem, zajmowała się domem i dziećmi. Jak pisała: “Szara codzienność – to grób dla wszelakiej twórczości”, lecz to właśnie w Chełmnie napisała swoje dwa pierwsze przełomowe tomiki poetyckie. A pisała z tęsknoty: za białoruskim pejzażem, językiem, pieśniami. Podczas kilkunastu lat spędzonych w Chełmnie zajmowała się także tłumaczeniami: na białoruski przełożyła m.in. “Dziady” Mickiewicza, poezje Goethego i powieści Kiplinga.
Jej mąż po kampanii wrześniowej, w której dowodził batalionem obrońców Lwowa, trafił do sowieckiej niewoli. Arsienniewą z dziećmi deportowano do Kazachstanu. Po agresji Niemiec na Związek Radziecki rodzinie udało się ponownie połączyć w Mińsku. Przed końcem wojny wyemigrowali: wpierw do Niemiec, potem do Stanów Zjednoczonych, gdzie Arsienniewa pracowała w Radiu Wolna Europa i Białoruskim Instytucie Nauki i Sztuki w Nowym Jorku. W czasie II wojny światowej jej poezja wyewoluowała od intymnych wierszy do filozoficznych, przesiąkniętych głębokim humanizmem strof opłakujących rozdartą wojną Europę. Napisała wtedy m.in. pieśń “Mahutny Boża” (“Wszechmocny Boże”), która dziś jest jednym z nieoficjalnych hymnów białoruskiej opozycji demokratycznej.
Kadia Mołodowska

Urodziła się w Berezie Kartuskiej w tradycyjnej rodzinie żydowskiej – która jednak, co nie było wówczas powszechne, zadbała o zapewnienie jej wszechstronnej edukacji. Przed wybuchem I wojny światowej studiowała pedagogikę po hebrajsku na kursach freblowskich w Warszawie, później pracowała z wojennymi sierotami i dziećmi uchodźców. Wkrótce podzieliła los bieżeńców, do końca wojny przebywała m.in. w Odessie i Kijowie, gdzie była pedagożką w domu dla dzieci ofiar pogromów. Poślubiła dziennikarza Symchę Lewa, w 1921 roku para przeniosła się z powrotem do Warszawy. Mołodowska nauczała hebrajskiego i jidysz, a po godzinach aktywnie uczestniczyła w rozkwitającym wówczas żydowskim życiu literackim stolicy. Tu w 1927 roku debiutowała tomem “Cheszwendike necht” (“Noce miesiąca Cheszwan”). Znalazły się w nim między innymi wiersze z cyklu “Pieśni kobiet”, które rozpoczynają monumentalny tom “Moja dzika koza. Antologia poetek jidysz” (2018).
W swojej poezji zmysł estetyczny łączyła ze społecznym zaangażowaniem. Jak pisała w wierszu “Ulica Dzika”: “lato kwitnie w moich włosach, ale nade mną roztacza się twarda codzienność” (tłum. Bella Szwarcman-Czarnota). Wiersz pochodzi ze zbioru pod tym samym tytułem (jid. “Dzike gas”), w którym Mołodowska poetycko przetwarzała obrazy i historie zasłyszane w warszawskiej Dzielnicy Północnej.
Pisała także wiersze adresowane do najmłodszych czytelników: wpierw dzieci z ubogich zaułków Warszawy, potem z imigranckich dzielnic Nowego Jorku, dokąd wyjechała w 1935 roku. Z doświadczeniem migracyjnym zmierzyła się w powieści “Z Lublina do Nowego Jorku: dziennik Rywki Zilberg” (“Fun Lublin biz Nju Jork: togbuch fun Riwke Zilberg”, 1942). W Stanach Zjednoczonych wciąż była bardzo aktywna literacko: oprócz kolejnych tomów poezji i bajek dla dzieci, napisała także wspomnieniową książkę “Spadek po pradziadku. Opowieść” (polskie wydanie w 2021 roku).
Bohdan Łepki

W pierwszych dekadach XX wieku na studia do Krakowa młodzież ukraińska z Galicji przyjeżdżała licznie – między innymi dlatego, że stosunki etniczne nie były tu tak napięte jak we Lwowie. Ukraiński pisarz Bohdan Osadczuk stwierdził wręcz, że przez pewien czas “Kraków był »stolicą« Ukrainy”.
Tak też było w przypadku ukraińskiego poety i prozaika, Bohdana Łepkiego, który po studiach nie powrócił jednak w rodzinne strony, lecz został krakowianinem z wyboru. Utrzymywał relacje ze światem młodopolskiej bohemy: Przybyszewskim, Wyspiańskim, Przerwą-Tetmajerem. Przyjaźnił się z Władysławem Orkanem, który jako tłumacz miał wówczas duże zasługi w popularyzacji ukraińskiej poezji w Polsce. Mieszkanie Łepkiego nazywano “ukraińską ambasadą”: bywali w nim podczas pobytów w Krakowie luminarze ukraińskiej kultury, tacy jak Mychajło Kociubiński, Olha Kobylańska czy historyk i polityk, Mychajło Hruszewski, pierwszy przywódca Ukraińskiej Republiki Ludowej. Innym ważnym pisarzem ukraińskim tego okresu związanym z Krakowem był Wasyl Stefanyk, który, tak jak Łepki, był łącznikiem między twórcami obu narodów.
Przed I wojną światową Łepki był związany z lwowską grupą artystyczną Mołoda Muza, która do ukraińskiej literatury i sztuki (oprócz poetów byli w niej również muzycy, malarze i rzeźbiarze) wprowadzała modernizm, symbolizm i dekadentyzm. Ważne miejsce w jego dorobku zajmują także prace translatorskie i literaturoznawcze: od 1925 roku był profesorem slawistyki na UJ, opracował po polsku m.in. obszerny zarys historii literatury ukraińskiej. Na rok przed wybuchem II wojny światowej zasiadł w Senacie RP. Zmarł w Krakowie w 1941 roku.
Franciszek Alachnowicz

Nazywany jest ojcem współczesnego białoruskiego teatru. Pierwszy w historii oryginalny dramat w języku białoruskim zaczął pisać w wileńskim więzieniu na Łukiszkach, gdzie jeszcze za carskich czasów osadzono go za “nieprawomyślne” artykuły prasowe. Później napisał jeszcze ponad 20 tekstów dla białoruskich teatrów. Poza Białorusią znany jest jednak dziś przede wszystkim jako autor jednej z pierwszych relacji z radzieckich łagrów.
Przez większość życia związany był z Wilnem. W 1926 roku, zachęcony doniesieniami o rozkwicie białoruskojęzycznego życia kulturalnego w BSRR, przeniósł się do Mińska. W Związku Radzieckim trwała wtedy jeszcze tzw. polityka korenizacji, wspierająca kulturowe zróżnicowanie republik, wkrótce zdławiona przez Stalina. Alachnowicz został kierownikiem literackim białoruskiego teatru w Witebsku, lecz po kilku miesiącach oskarżono go o “szpiegostwo na rzecz burżuazyjnej Polski” i skazano na 10 lat łagru. Osadzono go w obozie na Wyspach Sołowieckich.
Dzięki wstawiennictwu przyjaciół, po siedmiu latach więzienia wymieniono go na Bronisława Taraszkiewicza – językoznawcę (dokonał reformy białoruskiej ortografii i tłumaczył na białoruski klasykę literatury, m.in. “Pana Tadeusza”), posła na Sejm RP i działacza lewicowej partii białoruskiej Hromada, wtedy już zdelegalizowanej. Władze polskie dały Taraszkiewiczowi wybór: więzienie lub wyjazd do ZSRR. Taraszkiewicz także padł ofiarą “wielkiej czystki” – NKWD rozstrzelało go w Mińsku w 1937 roku.
Po powrocie do Wilna Alachnowicz napisał dokumentalną powieść “7 lat w szponach GPU” (pierwsze wydanie w 1935 roku w języku polskim, w 1937 ukazało się w białoruskim przekładzie autora) – jedno z pierwszych literackich świadectw z piekła gułagów. Książka została przetłumaczona na kilka języków, wydano ją między innymi we Włoszech, Francji i Brazylii.
Literatura sąsiedzka. 7 przedwojennych autorek i autorów z Polski, o których nie uczyli cię w szkole
Kategorie: Uncategorized