Tegoroczny Szalom na Szerokiej miał mało wspólnego z muzyką klezmerską, i dobrze – dzięki temu mogliśmy posłuchać, jak brzmi najnowsza muzyka żydowska.

23. edycja festiwalu przejdzie do historii nie tylko z powodu nowego logo (Gwiazdę Dawida zastąpił godnie Lew Judy), ale przede wszystkim jako dowód na to, że kultura żydowska jest żywa, nieustannie się rozwija i ewoluuje. A przekonać się o tym mogły w sobotę nie tylko tłumy zgromadzone na ulicy Szerokiej (ponad 13 tys. osób), ale także wszyscy na świecie oglądający transmisję na żywo.
Po raz pierwszy w historii festiwalu Szalom otworzył DJ-ski set tandemu Radio Trip z Tel Awiwu, grający izraelski groove z lat 60. i 70. Za sprawą amerykańskiego zespołu Yiddish Princess i jego swojskiej wokalistki otrzymaliśmy trochę przaśną, ale za to niezwykle skoczną mieszankę power popu z hard rockiem. Potężną dawkę energii zaserwowali Boom Pam i Kutiman, którzy po prostu dali czadu. Mocne rockowe uderzenie w połączeniu z funkowymi klawiszami Kutimana i śpiewem gitarzysty Uriego Braunera Kinrota (przypominającego brodatego Adriana Brody’ego) rozgrzało publiczność.

Nie obyło się też bez wręczenia nagrody, którą w tym roku otrzymał Tadeusz Jakubowicz, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie. Prowadzący koncert dyrektor FKŻ Janusz Makuch i Tomasz Kammel przypomnieli też, na czym polega fenomen tego największego na świecie festiwalu. – Różnimy się między sobą i to jest piękne. Ulica Szeroka 25 lat temu świeciła pustkami, a w okolicy łatwo było dostać w pysk – powiedział Kammel. Makuch zaprotestował też, by nazywać Kazimierz “byłą dzielnicą żydowską”. – To wciąż bijące żydowskie serce chrześcijańskiego Krakowa – dodał. Muzyka na Szeroką powróciła po ceremonii Hawdali, kończącej szabat. Usłyszeliśmy żydowsko-muzułmański Diwan Saz, chyba najbardziej tego dnia tradycyjnie brzmiący zespół, który swoją muzyką promuje idee wzajemnego szacunku i pokoju. Świetnie wypadł Ensemble Yaman, wykonujący jemeńską muzykę z elementami jazzu, muzyki afrykańskiej i arabskiej, aż poregge. W ich wykonaniu zabrzmiała m.in. piosenka “Im Nin’alu” rozsławiona niegdyś przez nieżyjącą już popularną izraelską piosenkarkę Ofrę Hazę (do tekstu rabina Szaloma Shabaziego).Największe zaskoczenie przyniósł ostatni zespół – Zion 80 z nowojorskiego Brooklynu. To właśnie w tej dzielnicy kwitnie obecnie młoda kultura żydowska. Zespół będący esencją współczesnej muzyki żydowskiej zaprezentował wybuchową fuzję afrobeatu z chasydzkimi melodiami rabina Shlomo Carlebacha. To był najlepszy występ na Szerokiej – taneczne, rozkołysane rytmy współgrały z soczyście brzmiącą blachą, a wszystko zagrane było z iście nowojorskim luzem. Takie rzeczy zdarzają się tylko w Krakowie.

Dobrze się stało, że podczas tegorocznego festiwalu punkt ciężkości przesunięto na to, co aktualnie modne w żydowskim świecie, pokazując, że ta kultura to nie skansen. To właśnie dzięki temu Festiwal Kultury Zydowskiej wciąż zdobywa i wychowuje sobie kolejne pokolenia fanów.
Odjazdowy rebbe w Krakowie. W czasie festiwalu.
Zdjecie zrobila i przyslala Kamila labedzka Slowik