Napisala i przyslala Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Lata temu przetoczyła się w mediach burzliwa dyskusja, co począć z antysemickim obrazem z sandomierskiej katedry. Wizja rzekomego mordu rytualnego wyszła spod pędzla XVIII-wiecznego malarza Karola de Prevot i stanowi część cyklu “Martyrologium Romanum”.
– Usunąć! – krzyczeli jedni.
– Zmagazynować w muzeum – proponowali inni.
Kościół katolicki “rozwiązał” problem w sposób dla siebie typowy: obraz zasłonił i udawał, że sprawy nie ma. Przez wiele, wiele lat.
Zwiedzający sandomierską katedrę mogli “podziwiać” pokryty materią parawan, ze zmieniającą się cyklicznie dekoracją: a to jakąś ścienną gazetką, a to jakimś świętym obrazem, lub portretem Jana Pawła II.
Niedawno zwyciężyła – jedyna słuszna koncepcja odsłonięcia obrazu wraz z umieszczeniem przy nim tabliczki wyjaśniającej, że to potwarz i zwykły zabobon.Tekst “wygładzono” i brzmi on tak: “Obraz przedstawia rzekomy mord rytualny, który miałby być dokonany przez sandomierskich Żydów (…). Wydarzenie to nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawa judaizmu zabraniają spożywania krwi. Żydzi nie mogli dokonać i nie dokonywali mordów rytualnych. Z powodu częstych oskarżeń byli prześladowani (…)”
W 2005 roku czterdziestoosobowa grupa etnologów pod kierunkiem Joanny Tokarskiej-Bakir przeprowadziła w Sandomierzu i okolicy badania terenowe na temat mordu rytualnego. Ich wyniki przenoszą nas z XXI wieku prosto w mroki średniowiecza. Większość respondentów uznaje przesąd za fakt historyczny i kulturowy, a swoje wypowiedzi okrasza antysemickimi “ozdobnikami”. Chłopi, inteligenci, ksiądz, czy przewodnik po sandomierskiej katedrze. Takie właśnie miasto czyni miejscem akcji kolejnego kryminału Zygmunt Miłoszewski. Kryminału z mordem rytualnym w tle. A to ci dopiero hucpa! Gdy w krzakach pod synagogą zostają znalezione alabastrowe zwłoki kobiety z poderżniętym gardłem oraz nóż szojcheta, senne miasteczko ożywa. Znudzony prowincjonalnym klimatem i prowincjonalnymi przestępstwami prokurator Teodor Szacki ma nadzieję na dużą sprawę i dużą dawkę adrenaliny. Nie zawiedzie się, a wraz z nim czytelnik.
Szacki to nie tylko urzędnik państwowy, ale także przenikliwy i – co w “Ziarnie prawdy” okaże się kluczowe – nieufny śledczy. Ma swój własny – nonkonformistyczny i niepopularny, wyrażany dosadnie pogląd na wszystko: politykę, literaturę, religię. W sprawie sandomierskich zabójstw, bo – jak łatwo się domyślić – nie ominą nas kolejne, koncentruje się wyłącznie na znalezieniu i postawieniu przed sądem sprawcy zbrodni. “Jest mi obojętne, czy to będzie wskrzeszony z martwych Karol Wojtyła, Ahmed z budki z kebabami, czy jakiś chudy Żyd (…), wypiekający macę w piwnicy” – podsumuje krótko i konkretnie.
“Ziarno prawdy” – klasyka gatunku. Jeśli kryminał może być wybitny, to ten niewątpliwie zasługuje na taką ocenę. Jeśli to jednak zbyt duży przymiotnik, możemy pozostać przy innym – świetny. Lekkie pióro, ciekawa i – co się rzadko zdarza – konsekwentna intryga, wyraziste postacie – na czele z gwiazdorsko nakreślonym Szackim, czyżby alter ego autora?
Kolejne udane dzieło Miłoszewskiego to kryminał z lekkim smrodkiem dydaktycznym w tle. Potrzebnym, nawet bardzo. W Sandomierzu jest bowiem inny jeszcze kościół z przedstawieniem mordu rytualnego – kościół pw. św. Jakuba. W otwieranej na jedno tylko niedzielne nabożeństwo, nie niepokojonej przez turystów świątyni próżno szukać demaskatorskich tabliczek.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa WAB.
Kategorie: Uncategorized