Kiedy mówimy o polskiej historii to można od biedy dopuścić – nie łamiąc konwencji poprawnego posługiwania się językiem – że bierzemy pod uwagę przede wszystkim (wyłącznie?) losy polskiej ludności. I w tym sensie polska historia byłaby po prostu opowieścią o Polakach. Ale już historii Polski w ten sposób opowiedzieć się nie da.
Polska historia jako opowieść wyłącznie o Polakach musiałaby być czasowo bardzo skrócona, bo sięgająca co najwyżej XIX wieku. Przypomnijmy sobie tytuł książki Eugena Webera, Peasants into Frenchmen, o przemianie świadomościowej chłopstwa we Francji, które dopiero w XIX wieku zfrancuziało. W Polsce nie było przecież inaczej. Zresztą polska historia jako historia wyłącznie Polaków byłaby nie tylko płytka, sięgająca w głąb najwyżej dwa stulecia, ale i społecznie ograniczona — bo z pewnością przecież nie obejmująca historii miast zamieszkałych w większości przez Niemców i Żydów.
Innymi słowy historia Polski jako ziemi, państwa, terytorium o określonych choć zmieniających się granicach, jest nie do pomyślenia jako opowieść obejmująca wyłącznie losy etnicznie polskiej ludności. Z jednym wyjątkiem: od 1945 roku historia Polski rzeczywiście jest niemal wyłącznie historią Polaków, co zawdzięczamy dwóm mężom stanu — Hitlerowi i Stalinowi. Dopóki Żydzi nie zostali wymordowani, Niemcy wypędzeni, zaś Ukraińcy, Białorusini i Litwini usunięci z obszaru Rzeczypospolitej za pomocą paktu Ribbentrop-Mołotow (którego ustalenia zostały następnie utrzymane w mocy na konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie) Polska była krajem wielokulturowym i multi-etnicznym. Można się co najwyżej zastanawiać nad ironią losu, który dla spełnienia endeckich marzeń o Polsce jako państwie wyłącznie Polaków posłużył się dwoma złoczyńcami, którzy usiłowali Polskę zniewolić, ale nie należy tej rzeczywistości wykreowanej przemocą państw ościennych ekstrapolować wstecz. „Polskość” – by posłużyć się bezdyskusyjnie polskim autorytetem w tej materii – „to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm” mówił Jan Paweł II, i dodawał: „ten ‘jagielloński’ wymiar polskości…, przestał być, niestety, w naszych czasach oczywistym”.
Szukając odpowiedzi na pytanie czy Zagłada jest „ich” historią czy „naszą”, przypomnijmy sobie, że Żydzi mieszkają na polskiej ziemi od prawie tysiąca lat i że przed wojną ludność żydowska stanowiła 1/3 miejskiej populacji Rzeczypospolitej. Wedle statystyk Joint’u w latach 30tych było w Polsce 1013 miejscowości zamieszkanych przez co najmniej 300 Żydów. Co najmniej, bo przecież w wielu miasteczkach Żydzi byli największą grupą ludności. Żadne z tego tysiąca polskich miast i miasteczek nie może opowiedzieć swojej własnej historii pomijając społeczny, gospodarczy, religijny, czy kulturalny wkład Żydów w życie lokalne. Odwieczna obecność Żydów w Polsce wkopana jest w ziemię budynkami synagog i łaźni rytualnych, kamieniami nagrobnymi cmentarzy, całymi fragmentami ważnych miast – jak krakowski Kazimierz, na przykład – i aby zamieszkiwać w odwiecznie czystej etnicznie polskości trzeba tę genealogię budynków wśród których żyjemy aktywnie wypierać ze świadomości. Polacy, którzy historii wielowiekowej żydowskiej obecności i współżycia z ludnością chrześcijańską nie znają, ipso facto nie znają własnej historii: w dosłownym, bardzo konkretnym i intymnym znaczeniu – nie znają historii swojego gniazda, jeśli tak można powiedzieć, tzn. dziejów miejscowości, z których pochodzą i w których się wychowali. Każde muzeum lokalne w Polsce, w którym niczego nie można się dowiedzieć o Żydach jest świadectwem wyalienowania jego twórców – i użytkowników – od własnej tożsamości. Zaiste poemat narodowy otwierający się słowami „Litwo, Ojczyzno moja” — dla Polaka tkwiącego umysłowo w endekoidalnej fantasmagorii i wychowanego w totalnej ignorancji „wielości i pluralizmu” właściwie każdej „małej Ojczyzny” na polskiej ziemi — musi brzmieć jak głos z księżyca.
Calosc TUTAJ
Kategorie: Uncategorized