Marian Marzynski
niedzielę, 13 października, w Warszawie świeciło słońce. Ujeżdżacze bateryjnych hulajnóg, nadużywający, jak to w Polsce, każdej nowości cywilizacyjnej, zagrażali życiu kierowców (taksówkarze mówią o nich „mordercy ruchu kołowego”). Wczesnego rana na Nowy Świat wysypali się miłośnicy babiego lata, pewna zlikwidowana historyczna apteka na rogu Smolnej witryny miała zasłonięte szarym papierem, a do tego papieru, za szkłem, przylepione były dwa, wielkości rozłożonego kajetu szkolnego, małymi czcionkami drukowane, rozporządzenia Państwowej Komisji Wyborczej – o wyborach parlamentarnych 2019.
Nie wziąłem ze sobą okularów, więc nie wiem, czy za szarym papierem krył się lokal wyborczy, a jeżeli się krył, to dobrze, bo drzwi do apteki były zatrzaśnięte.
Miałem tego dnia głosować na lewicę Biedronia, ale ktoś wprowadził mnie, mieszkańca Bostonu, w błąd: wysłałem do gminy elektronicznie kopię dowodu osobistego z prośbą o wpisanie mnie na listę wyborców; porównanie tego dokumentu z moją twarzą, według szkolnego kolegi – optymisty, miało nastąpić dopiero w komisji wyborczej, ale gminie to nie wystarczyło, zażądała postawienia mnie sobie „do ócz” na pięć dni przed wyborami, a że byłem jeszcze wtedy w Bostonie, gdzie nie ma polskiego konsulatu – wyborcą się nie stałem.
Lądując tego niedzielnego rana na Okęciu, spodziewałem się miasta wyplakatowanego afiszami wyborczymi, a co jakiś czas lokali wyborczych z dobrze widocznymi napisami „komisja wyborcza” albo „tu do wyborów”, albo „tu głosujesz”, na co taksówkarz dumnie powiedział: „cisza wyborcza”. A ja myślałem, że ta idiotyczna cisza wyborcza, ten festiwal hipokryzji, w czasie, gdy wyborcy decydują się czy — albo na kogo — głosować, dotyczy tylko wyborczej propagandy. Okazuje się, że jest to również instrument (w ręku aktualnie rządzących) – do wyciszenia samego istnienia miejsc tego wielkiego wydarzenia.
W moim „wypożyczonym”, jak mówi Gurfinkiel, kraju, tylko w promieniu 100 metrów od komisji wyborczych, panuje „cisza wyborcza”. Od 101 metra wywija się plakatami ze zdjęciami kandydatów, wiesza na parkanach transparenty, czasem gra muzykę. Dopóki Polska nie uzyska poczucia humoru na temat tego święta demokracji – wygrywać będą ponuracy, którzy władzę już mają.
Kategorie: Polityka, REUNION 69
Ile hipokryzji jest w spokojnych wyborach osądzi mieszkaniec Afganistanu albo Pakistanu. Tam w spokojny dzień morduje się 10-20 przeciwników politycznych a w niespokojny 10 razy tyle. Nie mówiąc o bombach na specjalnie znienawidzonych przeciwników.
Kwitnące demokracje rewolucyjne w których obywatelom zależy i zrobią wszystko na rzecz swojej wiary.
Może tym wałkoniom polskim przyłożyć jak trza aby zrozumieli jak zachować się następnym razem.