Zenek Rogala
Z Acton Town, gdzie mieszkałem, na Ealing, gdzie mieszkał Czarek, nie trudno trafić, więc odważyłem się samodzielnie pokonać tę odległość, bo i cel był nad wyraz kuszący.
Był warszawskim taksówkarzem, ale tu podobnie jak ja, zmienił profesje. Razem malowaliśmy ogromne sześćset metrowe londyńskie mieszkanie. Jeśli przeliczyć, tę powierzchnię na grunt polski, malowaliśmy dziesięć dużych polskich mieszkań. To nic strasznego, bo wynagrodzenie też było dziesięć razy większe.
Czarek chwalił się, że mieszka w ogromnej wilii z ogrodem, w pokoju na piętrze z wielkim balkonem, i cały czas byłem przekonany, że chcąc mnie pogrążyć, zawyżał dane o warunkach wynajmowanego mieszkania, w porównaniu z moją piwniczką.
Dziś wreszcie się przekonam. Czarek uzyskał bowiem zgodę właścicielki tego pałacu, żeby jego kolega z Polski mógł złożyć mu wizytę. Argumentem koronnym, że zgoda została wydana, była opowieść o mnie, jakobym mógł przekazywać swoje myśli drugiej osobie poprzez położenie na jej ramieniu swojej dłoni. O czymś takim pani Eulalia jeszcze nie słyszała, choć nie z takimi czarami miała od dawna do czynienia.
W rzeczywistości chodziło o to, żebym to ja mógł poznać tę nieprawdopodobną osobę. Czarek opowiadał fantastyczne historie, jakie dzieją się w tej zaczarowanej willi, stąd tylko nieliczni mogli przychodzić do Czarka. Dziewczyny kategorycznie nie.
Pani Eulalia należała do tych nielicznych, a właściwie była jedyną, która miała bezpośredni kontakt z zaświatami. Potrafiła mianowicie udać się w przestworza na spotkanie z Wielkimi Polakami, tam pogawędzić z nimi o tym i owym i spokojnie wrócić do swojego salonu – kaplicy, między kaskadę kwiatów, otaczających ogromną jak na warunki mieszkaniowe figurę Matki Boskiej Różańcowej. Losy, które sprawiły, że ten wielki przedmiot znalazł się w jej domu, są równie frapujące jak inne meandry życia pani Eulalii.
Kiedyś po powrocie z zaświatów oświadczyła pewnemu sprowadzonemu z Krakowa profesorowi rzeźby, który z tysięcy kawałków przewracał do życia roztrzaskaną figurę, że kwota, za którą podjął się tego zadania, jest śmiesznie niska i że święci, w tajemnicy przed Matką Boską, kazali jej zapłacić trzy tysiące funtów. Co było w porównaniu z uzgodnionymi wcześniej pięciuset funtami kwotą prawdziwie niebiańską.
Najbardziej lubiła spotykać się z Chopinem. W czasie spotkań Fryderyk przeważnie mówił bardzo szybko, a ponieważ wymagał od niej robienia starannych notatek zapisane przez nią kartki papieru przypominały bardziej wynik elektrokardiogramu niż zapiski stenotypistki. Mimo to Pani Eulalia świetnie umiała swoje bazgroły zamienić w sensowne słowa. Na jednej stronie Wielki Muzyk przepowiedział wprowadzenie Stanu Wojennego. Okazało się jednak, że Stan Wojenny to Stan Łojny jej sąsiad, zangliczony Polak, na którego Frycek kazał jej donieść na Policję, gdyż jego samochód zbyt długo stał pod domem, co może być dowodem, że jest zepsuty i powinien stać, ale na złomowisku.
– Proszę wyciągnąć przed siebie ręce w kierunku figury – rozkazała drobniutka, o trochę rozbieganych oczach niska, gładkolica pani Eulalia.
– Czuje pan ciepło – spytała i nie czekając na odpowiedz, podnosząc palec wskazujący, rzekła szybko:
– No widzi pan, na pewno pan czuje, wszyscy czują – była zadowolona z eksperymentu.
– Ta figura wypadła kilka lat temu z wnęki fasady kościoła i kiedy roztrzaskała się tuż przede mną na tysiące kawałków, postanowiłam pozbierać te okruchy co do jednego, a sprowadzony z Krakowa rzeźbiarz przez cały swój urlop sklejał ją tu w tym salonie – była z siebie duma.
– Jeśli pozwolę panu tutaj jeszcze kiedyś przyjść, to pokażę całą dokumentację fotograficzną, dodała.
Rzeźba znacznej wielkości stała w rogu obszernego salonu. Po obydwu stronach specjalne stojaki mieściły setki doniczek dobranych kwiatów, które tworzyły spływające spod sufitu kolorowe strugi biało niebieskich kwiatów dobranych specjalnie pod kolor sukienki.
– Właśnie wrzuciłam do tostera dwie grzanki, kiedy usłyszałam brzęk tłuczonej szyby w salonie – tak rozpoczęła najciekawszą relację z napady gangsterskiego na swoją posesję pani Eulalia. W czasie opowiadania dokładnie odtwarzała swoje zachowania, tak jakby działy się teraz.
– Odruchowo wzięłam telefon połączony długim kablem do sąsiadującej z kuchnią spiżarki. Wykręciłam dobrze mi znany telefon Policji. Czekałam. Wyraźnie ktoś wywracał doniczki w salonie. Przez szczelinę w drzwiach zobaczyłam grasującego po szafkach kuchennych najbardziej czarnoskórego ze wszystkich złodziejaszków na świecie. Był w kuchni, może na wyciągniecie ręki.
– Pomyślałam, zaraz , zaraz, a los mojej figury w salonie… ten niepokój dał mi siłę.
– Nagle poczułam spokój w najczystszym wydaniu. To ja miałam rację, to ja jestem właścicielką tego okradanego mieszkania, to ja miałam powody do oburzenia. Puls doszedł do granic normy. Serce zakończyło bieg na sto metrów. Już całkiem spokojna otworzyłam nagle drzwi do spiżarki i wrzasnęłam wprost do czarnego:
-What the hell are you doing ?
– Pierwszy i chyba ostatni raz zobaczyłam jak ta czarna morda robi się całkiem biała. Na mój widok ruchliwy bandzior zamienił się w słup soli. Krew odpłynęła z jego twarzy.
– Biały murzyn – pomyślałam.
I całkiem spokojnie wyszłam z kuchni i zamknęłam na klucz tego gagatka.
Już słyszę policyjną syrenę alarmową, ale w salonie widzę drugiego złodzieja. Ten rzucił się do ucieczki przez drzwi do ogrodu, ale tam właśnie wpadł prosto w ręce stróżów prawa. Kiedy policjanci dowiedzieli się, że w kuchni siedzi zamknięty przeze mnie wspólnik, byli całkiem zaskoczeni, że taka krucha osóbka dała radę takim bandziorom. Nawet mówili o tym w LTV.
– Niewątpliwie to z figury wzięła pani tę siłę i determinację – staram się powiązać skutek z przyczyną,
– Zobaczmy teraz co pan potrafi. Czarek mówił ciekawe rzeczy zwłaszcza o tym, że potrafi pan naprowadzić medium na ukryte przed nim przedmioty.
Nagle zastygła, znieruchomiała i wyraźnie stawała się nieobecna.
– Proszę dotknąć mego ramienia – powiedziała powoli do siebie, ale ja wiedziałem, że mówi do mnie.
Ramię miała twarde, kościste. Skuliła się, zasłoniła twarz dłońmi i trwała tak przez chwilę.
Już wiedziałem na który przedmiot miałem naprowadzić panią Eulalię, gdy ona nagle podniosła się powoli. Ruszyła z miejsca i maleńkimi kroczkami zaczęła dziwną, powolną wędrówkę w stronę bocznego pokoju. Szedłem za nią, więc nie wiedziałem dokąd mnie zawiedzie. Pomieszczenie było typowym gabinetem. Biurko, maszyna do pisania, poukładane starannie drobiazgi na biurku. Obok gustowna oszklona szafa z książkami, wielki globus na wielkim stojaku. Na ścianie orzeł w koronie w towarzystwie proporczyków biało czerwonych i mnóstwo małych portretów Wielkich Polaków.
Z twarzą ciągle zakrytą sunęła w stronę szafy z książkami.
– Tom… tom… usłyszałem ni to szept, ni to westchnienie. Wszystko jest na opak. Przecież to ja miałem prowadzić panią Eulalie, aby podeszła i palcem wskazującym prawej ręki dotknęła klucza zapasowego wiszącego w przedpokoju. Z Czarkiem ustaliliśmy to jeszcze wczoraj. Tymczasem to ona zasłoniwszy twarz prowadzi mnie do jakiegoś gabinetu. Stanęła przed szafą. Rozchyliła przeszklone drzwi i uniosła palec wskazujący prawej ręki :
– Tom… tom… – powtórzyła, wskazując na maleńką szczelinkę między książkami.
– Tu będzie stał tom twoich opowiadań. Na starość zaczniesz ni z tego, ni z owego, pisać krótkie opowiadanka. Wydasz je i pamiętaj, koniecznie przyślij mi, jeden egzemplarz, bo już teraz w tym miejscu rezerwuję dla niego miejsce.
Kategorie: Uncategorized
Bywaly takie urocze Eulalie wsrod powojennej emigracji w Londynie.
Niestety nie spotkasz ich juz w polskich klubach przy kawie i ploteczkach
W Ognisku Polskim studenci chinscy sacza winko.