

Dlaczego przez ponad 100 lat milczano o korzeniach Wieniawskiego?
Słynny wirtuoz skrzypiec Henryk Wieniawski był owocem związku Reginy Wolff, która przechrzciła się w przeddzień ślubu, i lekarza Tomasza Wieniawskiego, który urodził się jako Wolf Helman. Nic dziwnego, że o tym nie wiedzieliście.
Tekst o pochodzeniu Henryka Wieniawskiego trzeba zacząć od dygresji. W 1817 r., a więc 18 lat przed przyjściem na świat słynnego skrzypka, ukazała się w Warszawie anonimowa broszurka zatytułowana „Sposób na Żydów”. Nieznany autor wyrażał w niej przekonanie, że „Żydów asymilować się nie da”, i proponował własne rozwiązanie – „jedyne do wykonania podobne”: „przymusową emigracyą” wszystkich starozakonnych i asymilowanych z Polski. Miał nawet szczegółowo opracowany plan ich wymarszu w „trzystu kolumnach po tysiąc ludzi”, miał tempo i czas marszruty, który oszacował na osiem miesięcy, oraz logistykę wyprawy, w tym zaopatrzenie w żywność, oczywiście na koszt wychodźców.
Autor wyrażał nadzieję, że budżet tej operacji pokryje car Rosji i to on wyznaczy wygnanym – „na prośby narodu polskiego” – miejsce w granicach swego olbrzymiego państwa. Marian Brandys w książce „Koniec świata szwoleżerów” podejrzewał, że anonimowym prekursorem hasła „Żydzi na Madagaskar” był generał Wincenty Krasiński, magnat, pan na Opinogórze, ojciec poety Zygmunta, żołnierz Napoleona, a później wierny sługa cara, znany ze swoich antysemickich przekonań.
Cudowne dziecko
Gdyby życzenie anonimowego publicysty się spełniło i cały „obcy żywioł” wyszedł z Polin, nie byłoby Henryka Wieniawskiego. Co za ironia. Uważany jest przecież za jednego z największych rodzimych muzyków, takiego, o którym pisze się „Polak potrafi” albo „Dobre, bo polskie”. Może nie tej miary kompozytor, co Chopin czy nawet Moniuszko, ale przecież sławny wirtuoz i twórca wielu pięknych utworów skrzypcowych.
Nie byłoby też jego brata Józefa, pianisty, z którym koncertował po Europie i Rosji, działacza zasłużonego dla krajowego życia muzycznego. Ani córki wirtuoza Ireny, kompozytorki, która podpisywała się pseudonimem Poldowski. Ani sfrancuziałego wuja Edwarda Wolffa czy matki Henryka Reginy, utalentowanej pianistki. To ona wysłała nieprzeciętnie utalentowanego syna do Paryża na naukę i prowadziła tam salon muzyczny, aby paryski monde mógł docenić jej cudowne dziecko. Tam małego Henryka słuchał też Adam Mickiewicz, nieszczęśliwy w znienawidzonym mieście miał podobno płakać ze wzruszenia. Tak przynajmniej twierdzi jeden ze starych biografów Wieniawskiego, Edmund Grabkowski.
Nie byłoby Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, który od roku 1935 (pierwsza edycja odbyła się w Warszawie) przypomina muzycznemu światu o słynnym niegdyś późnoromantycznym wirtuozie z Polski. Ostatni konkurs odbył się sześć lat temu, od tego czasu świat bardzo przyśpieszył, dziś nawet Polakom trzeba przypominać, kim był Wieniawski.
Otóż był to człowiek, którego wszyscy kochali, obojętnie, czy grał w Rosji, Niemczech, Paryżu, Londynie, Ameryce. „Czarodziej, który ożywiał wszystko, czego dotknął”, „ciągle w podróży”, na którego koncerty „publiczność czekała z niecierpliwością”, a prasa opisywała pieczołowicie. „Żaden skrzypek nie może się równać z Wieniawskim. Od czasów Paganiniego nie pojawił się wirtuoz tej rangi” – napisano w brukselskiej gazecie „L’Indépendance”. Był cudownym dzieckiem, co przytomnie doceniono w Paryżu. Miał zaledwie osiem lat, gdy dostał się do tamtejszego konserwatorium. I to wbrew zasadom, że nie przyjmuje się młodszych niż lat 12. Od tej zasady nie odstąpiono nawet dla słynnego młodocianego geniusza fortepianu Franciszka Liszta.
Prywatnie pewny siebie, porywczy, ambitny, dla rywali niebezpieczny – człowiek z ogniem w sercu, co było słychać w jego grze („płomień”, „żar”, „wulkan”, „furia”). Nagrań żadnych niestety nie ma – zmarł w 1880 r. w wieku niespełna 45 lat, a dopiero siedem lat później Emil Berliner skonstruował gramofon. Był zdolnym kompozytorem, miał dar pisania pięknych, pozostających w pamięci melodii. To słychać w koncertach skrzypcowych, tematach zadzierzystych polonezów, słynnej „Legendzie” opartej na rzewnej nucie kujawiaka.
Całe życie spędził za granicą, ożenił się z Angielką Izabelą Hampton, uczył w Brukseli, grał w Rosji, gdzie na fali uwielbienia sprezentowano mu skrzypce Stradivariusa (takich stradivariusów i innych bezcennych skrzypiec do dziś noszących przydomek „Wieniawski” miał mnóstwo). Monarchowie z entuzjazmem ściskali jego prawicę. Zarabiał krocie. A jednak zmarł w domu ubogich, schorowany i niezdolny już do koncertowania. Pochowano go na warszawskich Powązkach – w pogrzebie uczestniczyło 40 tys. osób.
Dowcipny: „Kiedyś byłem szczupły i interesujący, teraz jestem otyły i interesowny”.
W sumie o jego życiu nie wiadomo zbyt wiele, o poglądach także – nie pisał wspomnień i pamiętników. Jego wypowiedzi znane są z drugiej ręki (podobno był gawędziarzem), choć zachowała się obfita korespondencja z bratem Józefem Wieniawskim. Nie ma w niej wzmianek na temat pochodzenia rodziców. To samo w książkach o Henryku. Więcej tam przemilczeń niż faktów.
Dopiero w 2002 r. powstał pierwszy źródłowy materiał o żydowskim rodowodzie wirtuoza. W lubelskim piśmie kulturalnym „Akcent” muzykolog Ludwik Gawroński napisał „Sagę rodu Wieniawskich”, opierając się na wiarygodnych przekazach epoki, jak wycinki prasowe, księgi parafialne i archiwa akt. Nikt jednak tego tropu nie podjął.
A wcześniej? Po tym zagadnieniu prześlizgują się niemal wszyscy biografowie. Józef Reiss, autor napisanej jeszcze przed wojną, a po wojnie wielokrotnie wznawianej niewielkiej monografii Wieniawskiego, poświęca temu tematowi trzy stroniczki. Na podstawie pamiętnika starszego brata skrzypka, Juliana Wieniawskiego (Henryk miał ich czterech), pisze o cieple domu rodzinnego w Lublinie, muzycznych zainteresowaniach rodziców i patriotycznych wartościach przekazywanych synom przez ojca, lekarza Tadeusza Wieniawskiego, uczestnika powstania listopadowego. Patriotyzm Tadeusza Wieniawskiego jest faktem, ale jego żydowskie pochodzenie też. A o nim Reiss nie wspomniał, czy to z niewiedzy, czy to uznając, że nie pasuje do wizerunku.
Jedynie mimochodem wspomniał o paryskim wuju Henryka Edwardzie Wolffie, rodzonym bracie matki – Regina Wieniawska była właśnie z domu Wolff. Jej brat wcześnie wyjechał do Paryża, gdzie robił karierę pianisty i kompozytora zaprzyjaźnionego z Chopinem. Dochrapał się profesury w Konserwatorium Paryskim. Regina również była utalentowaną pianistką, która jednak w połowie XIX w. miała niewielkie szanse na karierę muzyczną, bo była kobietą.
Innym uznanym biografem Wieniawskiego był Władimir Grigoriew. Jego książkę „Henryk Wieniawski. Życie i twórczość”, pierwotnie wydana w Związku Radzieckim, obfituje w budujące opowieści z życia skrzypka i zabawne anegdoty, np. tę o futrze. Młodziutki Wieniawski koncertuje w głębi Rosji, mróz trzaska, zasłuchana publiczność dostrzega, że chłopiec trzęsie się z zimna, i podsuwa mu futro. Skrzypek się wzbrania, a wtedy na widowni rozlega się pomruk: „Założyć futro”. Co było robić?
Biografia Grigoriewa jest ceniona za dojście do rosyjskich źródeł wiedzy o Wieniawskim, które przed wojną były niedostępne dla polskich muzykologów. Z czasów, gdy polski wirtuoz przez wiele lat był nadwornym skrzypkiem cara. Ale i on nie wspomina o rodzinie żydowskich konwertytów.
Dopiero po 1989 r. nastąpiła „odwilż” w tej sprawie. „Pochodzący z rodziny żydowskiej pan Tadeusz”, pisze wtedy o ojcu Henryka Wieniawskiego Edmund Grabkowski, autor, który wiele swoich publikacji poświęcił wielkiemu skrzypkowi.
Czy celowo zatajano niewygodną prawdę? Pytam o to Renatę Suchowiejko, profesor Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorkę książek „Henryk Wieniawski – kompozytor na tle wirtuozowskiej tradycji skrzypcowej XIX wieku” i „Henryk Wieniawski – wirtuoz w świetle XIX-wiecznej prasy”.
– Nie wydaje mi się, aby żydowskie pochodzenie wielkiego polskiego skrzypka było problemem dla polskich biografów, raczej nie był to dla nich temat godny uwagi – uważa badaczka. – Ani Grabkowski, ani Grigoriew, ani tym bardziej Reiss nie są wiarygodni, jeśli chodzi o szczegóły biograficzne. W ich pracach jest sporo grząskich miejsc, opowieści na poły zmyślonych, opartych na wątłych przesłankach. Takim „pustym polem” jest niewątpliwie wątek żydowski.
Od Wolfa do Tadeusza
Pora wreszcie odsłonić karty. Kim byli Wieniawscy z Lublina i Wolffowie z Warszawy, których sławnym potomkiem był Henryk Wieniawski? Jak silna była ich więź z żydowską diasporą na ziemiach polskich?
Zacznijmy od Tadeusza, ojca Henryka Wieniawskiego. Ludwik Gawroński, prekursor źródłowych badań nad pochodzeniem tej rodziny, pisze, że „udokumentowane dzieje rodu rozpoczynają się w końcu XVIII w., kiedy to 11 marca 1798 r. w rodzinie żydowskiego cyrulika Herszka Mayera Helmana i Gitli Aronowicz z żydowskiego rodu Kielmanowiczów przyszedł na świat ich syn Wolf, przyszły lekarz i ojciec Henryka”. Herszek i Gitla mieli jeszcze trzy córki. Ciotki Henryka Wieniawskiego od strony ojca miały na imię Hedera, Dwojra i Cywia.
A więc Wolf Helman. Najpierw zmienił imię i nazwisko, jeszcze jako uczeń IV klasy gimnazjum lubelskiego – początkowo nazywał się Tobiasz Wieniawski. Brzmiące z polska, a nawet ze szlachecka nazwisko wziął od jurydyki Wieniawa na obrzeżach Lublina. Mieszkał w Wieniawie, więc stał się Wieniawskim. Było to wolne od praw miejskich i sądów przedmieście, własność hrabiego Ksawerego Potockiego, lecz w większości zamieszkane przez Żydów, ubogich rzemieślników i handlarzy. Sztetl.
Tobiasz chciał być urzędnikiem, ale jego podanie odrzucono ze względów wyznaniowych – wciąż był żydem, a zatem nie miał praw obywatelskich i politycznych. Polscy konserwatyści zablokowali nawet projekt pełnomocnika cara Nowosilcowa, wobec którego byli przecież lojalni – projekt ten dawał wszystkim Żydom prawa cywilne i gospodarcze. Równouprawnienie przyszło dopiero w 1862 r., dzięki ukazowi cara Aleksandra II.
Nie mając perspektyw na karierę urzędniczą, Tobiasz Wieniawski przeniósł się do Warszawy, gdzie podjął studia medyczne na uniwersytecie, które ukończył w 1825, a rok później otrzymał stopień magistra chirurgii.
Ojciec Wieniawskiego miał widać chłonny i żądny wiedzy umysł, skoro po medycynie podjął jeszcze magisterskie studia na Wydziale Filozoficznym. Wtedy też zmienił imię na Tadeusz, wciąż jednak pozostając wyznawcą judaizmu. Zamieszkał na Franciszkańskiej, niedaleko rynku Starej Warszawy, i zaczął leczyć ubogich chorych. Swe usługi ogłaszał w prasie, dzięki czemu badacz Gawroński natknął się na tę informację. Lekarzem był dobrym – wyleczeni pacjenci publikowali w stołecznej prasie podziękowania dla dr. Wieniawskiego za udaną kurację.
Chrzest przyjął w 1828 r., już po powrocie do Lublina. Miał wówczas 29 lat. Być może czekał z tym do śmierci rodziców. Gdy wybuchło powstanie listopadowe, Tadeusz przyłączył się do walk jako sztabslekarz 4. Pułku Strzelców Pieszych w Warszawie (w powstańczych służbach lekarskich uczestniczyło 43 żydowskich medyków). Dyktator powstania, generał Chłopicki wprawdzie krzywym okiem patrzył na walczących w powstaniu Żydów, zwłaszcza tych starozakonnych, i nie chciał ich przyjąć do Gwardii Narodowej, ale stopniowo ustępował, aby łatać braki kadrowe.
Wieniawski dostał podziękowanie od dowódcy za to, że pod gradem kul nieustannie „skuteczną dawał pomoc rannym”. Dwukrotnie odznaczono go za odwagę Krzyżem Wojskowym.
Konwersja na chrześcijaństwo wiele razy przydała się dr. Tadeuszowi Wieniawskiemu. Około roku 1858, kiedy rodzina Wieniawskich (już bez Henryka) mieszkała w Szczebrzeszynie, gdzie klepała biedę, ponieważ jaśnie pan Konstanty hrabia Zamoyski raczył był zmniejszyć pensję lekarza naczelnego, którym był Tadeusz Wieniawski, o połowę, a następnie zlikwidował ten etat. Czy zrobił to na złość „przechrzcie” i „mechesowi”? Trudno wyrokować, ale społeczna sytuacja konwertytów nie była łatwa.
Pisze o tym z perspektywy potomka asymilowanej rodziny Jarosław Kurski, szef „Wyborczej”, w swojej książce „Dziady i dybuki”: „W przypadku mojej babci Teodory dzieło asymilacji zostało uwieńczone sukcesem. Babcia jak golem, ulepiona na Polkę, stała się Polką. A jej brat Ludwik? Ludwik lepić się nie dawał. W wieku 10 lat podczas dramatycznej kłótni z ojcem miał usłyszeć, że jest »nikim«. Nie jest już bowiem Żydem, bo inni Żydzi przestali uważać całą rodzinę, a tym samym i jego, za Żydów. Nie jest Polakiem, bo Polacy nie uważają ich jeszcze za Polaków. Są więc »nikim«, na ziemi niczyjej, pogardzani przez jednych i drugich, a rozumiani i akceptowani tylko przez takich jak on golemów – mechesów, którzy weszli na wąską ścieżkę od żydostwa do polskości”.
Nic nie świadczy, aby Henryk Wieniawski i jego bracia musieli przejść przez tak dramatyczną i wyboistą drogę kształtowania się nowej tożsamości i aby Henryk pochłonięty muzyką i sławą oglądał się wstecz za siebie. Obracał się w szerokim świecie, był kochany i noszony na rękach przez „fanów”.
Wydaje się jednak, że ojciec rodu Tadeusz musiał się zmagać z rozmaitymi przeciwnościami. Był jednak zaradny. „Za oszczędzony z lepszych czasów kapitalik” dr Wieniawski kupił kawałek ziemi, którą uprawiał, prowadząc równocześnie prywatną praktykę lekarską w Szczebrzeszynie. Gdyby nie konwersja, zgodnie z ówczesnym prawem nie miałby możliwości zakupu ziemi.
Kilka lat później państwo Wieniawscy mogli już przenieść się do Warszawy, rodzinnego miasta Reginy Wolff-Wieniawskiej, i zamieszkać przy Mazowieckiej.
Lekarska rodzina z Warszawy
Teraz Regina. To zupełnie inny świat, świat zamożnej rodziny lekarskiej z Warszawy, z dawna już asymilowanych Żydów, którzy tworzyli elitę kulturalną stolicy. Wśród potomków Wolffów byli nie tylko lekarze, ale również prawnicy i muzycy. Henryk Wieniawski po kądzieli był wnukiem lekarza Józefa Wolffa i Eleonory z domu Östreicher. Prowadzili oni w Warszawie salon muzyczny i organizowali koncerty. Eleonora, babcia Henryka, była pianistką cenioną nawet przez profesjonalnych muzyków i często grywała w zespołach kameralnych. Józef Elsner, nauczyciel Fryderyka Chopina, dedykował jej Kwartet fortepianowy F-dur.
Rodzinie Wolffów przyjrzała się bliżej Halina Goldberg, profesor muzykologii w Indiana University Bloomington, autorka książki „O muzyce w Warszawie Chopina” (pierwsze wydanie „Music in Chopin’s Warsaw”, Oxford University Press). Prowadzenie salonu przez mieszczan i arystokrację, w którym toczyło się życie towarzyskie, było wówczas czymś więcej niż miłym, rozrywkowym spędzaniem wolnego czasu. Wiele salonów miało charakter intelektualny, było też ostoją wolności słowa. Swój salonik prowadzili rodzice Fryderyka Chopina – Mikołaj Chopin jako nauczyciel Liceum Warszawskiego należał do elity stolicy. Rola salonów w intelektualnym fermencie stolicy Królestwa Polskiego jest nie do przecenienia. Muzyka miała ważną funkcję w salonach wielkich rodzin żydowskich. „Warszawscy maskilowie [zwolennicy asymilacji i europeizacji Żydów], podobnie jak postępowi Żydzi niemieccy, uważali kultywowanie wyrafinowanego gustu muzycznego za ważny aspekt edukacji, nie tylko jako katalizatora awansu społecznego, ale przede wszystkim dlatego, że pomagał w doskonaleniu impulsu moralnego. Z tego względu nauka muzyki stała się ważnym elementem edukacji dzieci z postępowych rodzin. W salonach wybitnych reformatorów znanych ze wspierania sztuki – Toeplitzów, Kronenbergów i Rosenów – często odbywały się spotkania muzyczne” – pisze Halina Goldberg. Tak było też u Wolffów. „Żydowska inteligencja warszawska chętnie angażowała się w kulturalne życie miasta, ceniąc muzykę nie tylko jako rozrywkę, ale też sztukę wysoką. Patronat muzyczny pomógł jej budować tożsamość klasy średniej i rozwijać poczucie przynależności do oświeconej elity” – podkreśla profesor Goldberg.
Nic więc dziwnego, że Regina Wolffówna zakochała się w muzyce i miłość do niej przeniosła na synów, w tym szczególnie na to podatnego Henryka. „Zamiłowana w muzyce i sama niezwykle muzykalna umiała rozbudzić w nas poczucie piękna. Temu też przypisywać należy fanatyczny popęd moich braci Henryka i Józefa do zawodu artystycznego” – pisał o matce w swoich pamiętnikach Julian Wieniawski.
Ślub w katedrze
Nie wiadomo, jak doszło do spotkania Tadeusza Wieniawskiego, syna żydowskiego cyrulika spod Lublina, i Reginy, utalentowanej córki doktorostwa Wolffów z Warszawy. Miłość między nimi musiała być wielka, skoro Regina zdecydowała się zamieszkać w Lublinie, w dodatku wyrzec się wiary przodków i z judaizmu przejść na chrześcijaństwo. Zrobiła to na dzień przed ślubem, który odbył się w archikatedrze Świętego Jana na warszawskiej Starówce, a obecna na nim była jej matka Eleonora Wolff, a więc zamożne doktorostwo najwyraźniej przystało na wybór córki. Henryk był drugim dzieckiem Wieniawskich. Z jego narodzinami wiąże się pewna zagadka. Minęły dwa lata od chwili, gdy przyszedł na świat, a chłopiec nadal nie był ochrzczony. Dlaczego rodzice z tym zwlekali, nie wiadomo. Może wyrzeczenie się dawnej wiary wcale nie przyszło im tak łatwo? Rzecz tym bardziej dziwna, że w tamtych czasach wysokiego pomoru niemowląt chrztów udzielano niemal natychmiast.
Wiary przodków nigdy nie wyrzekł się brat Reginy Edward Wolff, paryżanin z wyboru. Renata Suchowiejko dotarła do informacji o jego ślubie w synagodze. Do końca życia mieszkał we Francji, w której z roku na roku rosły antysemickie nastroje, aż znalazły apogeum w aferze Dreyfusa w roku 1894. Edward zmarł 14 lat wcześniej, kilka miesięcy po śmierci swego słynnego siostrzeńca Henryka. Leży na cmentarzu Montparnasse. Po jego śmierci „Izraelita”, warszawski tygodnik społeczny, literacki i naukowy, napisał: „Zmarły niedawno w Paryżu znakomity muzyk, warszawianin, któremu jedno z codziennych pism tutejszych, donosząc o jego zgonie, kazało żyć i umierać chrześcijaninem – był izraelitą i jako taki umarł. Zgasły był bliskim krewnym mieszkającej w Warszawie poważanej rodziny izraelskiej”.
Korzystałam z: Edmund Grabkowski, „Henryk Wieniawski. Anegdoty i ciekawostki” (PWM), Renata Suchowiejko „Henryk Wieniawski. Wirtuoz w świetle XIX-wiecznej prasy” (Towarzystwo im. Henryka Wieniawskiego), Halina Goldberg, „Muzyka i żydowscy reformatorzy w XIX-wiecznej Warszawie” („Studia Chopinowskie”)
Od 7 do 21 października odbywa się w Poznaniu 16. Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego

Dziennikarka muzyczna. Od 2002 r. związana z “Wyborczą”. Redaktorka naczelna “Beethoven Magazine”. Warszawianka, z wykształcenia muzyk i teatrolog.
Kategorie: Uncategorized
ZALACZAM NAGRANIE Z KONKURSU WIENIAWSKIEGO (21.10.2022) DYRYGUJE LUKASZ BOROWICZ
WSPANIALE!!!https://www.youtube.com/watch?v=KAxOz3A-Krw