Uncategorized

“Doctor  Español“


Jakub Kopec

   (Ten wpis o fraszce Kochanowskiego dedykuję Poetce Annie Frajlich, emerytowanej profesor Columbia University N.Y., mojej nauczycielce języka polskiego)

     Najznakomitszy współcześnie badacz dziejów kultury polskiej prof. Janusz Tazbir, zakwestionował autentyczność i prawomocność relacji „naocznego świadka”, szczegółowo opisującej męczarnie kobiet w śledztwie (trzy kobiety zmarły w czasie tortur) i w procesie jedenastu czarownic z Doruchowa, spalonych w święto Wniebowstąpienia NMP dnia 15 sierpnia 1775 roku.  Relacja „naocznego świadka” jest mało wartościowa, ponieważ ma ona wyraźnie stylistyczny charakter i mitotwórcze właściwości utworu literackiego. Zakwestionowanie relacji zawiera jednak jądro racjonalności, ponieważ jest ona argumentem przeciwko  głównej tezie znakomitej książki prof. Tazbira „Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce XVI –XVII w.” .

     Wprawdzie stosy doruszowskie zapłonęły w XVIII wieku, a stos w Reszlu był ewenementem jeszcze późniejszym, bo dziewiętnastowiecznym,  lecz w „Polskim Słowniku Biograficznym” pod redakcją prof. Janusza Tazbira można znaleźć informację, że „w 1663 r. za obrazę Matki Boskiej stracony został krakowski aptekarz i lekarz Matatjasz Kalahora.”  

   Przez pół tysiąclecia nieomal doktor Hiszpan cieszył się wielką sławą, lecz nie miał swojego imienia. Dopiero prof. Janusz Tazbir w rozdziale „Dlaczego doktor Hiszpan stracił wiarę” z pomnikowej książki „Spotkania z historią” ( wyd. 1979) stwierdził, że ponad wszelką wątpliwość „doktorem Hiszpanem”  z fraszki jest Pedro Ruiz de Moros, znany współczesnym jako Royzjusz. W starożytnym rękopisie ariańskim, przechowywanym w Budapeszcie, profesor wyczytał, że „doktor  niejaki Hiszpan Rojzjusz przy dworze króla Augusta” przekonywał maluczkich, jakoby «Bóg to jest wymysł ludzki, to jest Mojżeszów, Chrystusów, Mahometów i Papieżów wierzyć iż Bóg jest»”.

   Prof. Tazbir poddaje wnikliwej krytyce ariańską bajdę o tym, jakoby Royzsjusz zwątpił w istnienie Boga w tej trudnej chwili, kiedy w czasie podróży na Litwę zbłądził samotnie w lesie i modlił się do Boga, żeby mu przysłał na pomoc „jakowychś aniołów, jeśli istnieją”, lecz żadnej pomocy ze strony  Niebios nie  uzyskał. Z lasu wyprowadzili go materialni z krwi – kości ludzie, a nie nadziemscy aniołowie. Profesor słusznie zauważa, że „trudno przypuścić, aby wysoki dostojnik kościelny i zaufany doradca królewski wybierał się samotnie w długą i niebezpieczną podróż(…)„Nie sposób też uwierzyć, żeby dostojnik kościelny mógł mówić do przygodnie spotkanego człowieka: „Teraz doświadczyłem , iż nie masz żadnego Boga”.

    W scenariuszu dla szkolnych inscenizacji fraszki Jana Kochanowskiego pt. „O doktorze Hiszpanie” biesiadnicy na dworze królewskim z dzbanów rozlewają do kufli piwo, i jeden tylko Hiszpan, tytułowany doktorem, wzbrania się przed kontynuacją pijaństwa. Jest w tym zawarty smrodek dydaktyczny. To zawszeć lepiej wypić kilka kufli piwa , niźli wytrąbić ćwiartkę wódki. Piwo przynosi mniejsze szkody, mniej dewastuje układ nerwowy i nie tak bardzo mąci w głowie, jak gorzałka. Wódkę pije się dla osobliwego, łatwo osiągalnego rauszu. Jest bez smaku, albo raczej smakuje ohydnie. Piwo natomiast zamula umysł.

  Na Wawelu mogło być serwowane dobre piwo z okolicznych browarów. Jednakże podstawowym trunkiem podawanym na stół królewski były wina węgierskie, przechowywane w piwnicach zamku Biecz. Do tłustego mięsiwa, które stanowiło główny komponent dworskich wieczerzy, serwowano czerwonego „węgrzyna”, nie gorszego od burgundów i „Côte du Rhone”. Dopiero za panowania księcia siedmiogrodzkiego Stefana Batorego zaczęto sprowadzać do Polski tokaje. Beczki z tym szlachetnym trunkiem przechowywano w chłodzie piwnic w Jaśle i w Dukli. Przez Przełęcz Dukielską wiódł najsłynniejszy w Rzeczypospolitej winny szlak dla wozów wyładowanych beczkami.

   Jan Kochanowski był tęgim birbantem i częstokroć upijał się do nieprzytomności. Nic dziwnego , że lekarz, świadom medycznych zagrożeń związanych z nadużywaniem trunków, chce się wyrwać z grona przymuszającego do picia także ludzi hołdujących wstrzemięźliwości:

   „Nasz dobry doktor spać się od nas bierze,
    Ani chce z nami doczekać wieczerze”. 

   To jednak nie do wiary, żeby biesiadnikiem, który z popijawy chce urwać się, jako pierwszy, był właśnie doktor praw Piotr Ruiz de Moros. Wprawdzie przed  udaniem się na Litwę w wierszu pożegnalnym Royzjusz z przyganą wypowiedział się o polskiej skłonności do pijaństwa –

    „Odjadę! Żegnaj burzliwy Krakowie,

 Bo tutaj życie jest niczym jak piciem.”

– lecz przecież słowa te nie są niczym więcej, niźli świadectwem głębokiej hipokryzji doktora Hiszpana. Pisze o tym zresztą sam prof. Tazbir w artykule o Royzjuszu. Kiedy biskup krakowski Andrzej Zebrzydowski obejmował pałac po swoim zmarłym poprzedniku, «z ogromnym zgorszeniem stwierdził, że uległ on całkowitej niemal dewastacji. Część sprzętów i ław gdzieś wywieziono, inne zostały spalone, wyłupiono nawet odrzwia. Biskup Zebrzydowski całą winę przypisywał lokatorom, którym kapituła niepotrzebnie pozwoliła w pałacu zamieszkiwać. Na czele tych „ludzi rozpustnych” nowy biskup wymienił właśnie „doktora Hiszpana.”»  W mowie ku czci zmarłego Zygmunta I biskup Stanisław Orzechowski napiętnował przybyłych z zagranicy doktorów praw- doradców królewskich. Cytuję za prof. Tazbirem: „Ludzie ci włóczą się tu i ówdzie z gniewnie namarszczoną brwią, z najgorszym dla wolności waszej przykładem (…) Winniście unikać ich jak zarazy, jak szkoły Neronowej, wypędzać ich z własnego królestwa”).

    Czy tak odmalowywany przez biskupów „doktor Hiszpan” mógł być wiele lat później owym sympatycznym biesiadnikiem, który żywi obawę, iż na jednej szklanicy popijawa w jego sypialni się nie skończy?

       W didaskaliach scenariusza szkolnych inscenizacji fraszki „O doktorze Hiszpanie” Piotr Royzjusz znużony przeciągającym się pijaństwem „staje przy drzwiach wyjściowych ubrany w czarny, długi płaszcz, wciska na głowę czapkę z pomponem” .  W rzeczywistości „doktor Hiszpan” najprawdopodobniej nakrywał głową kipą (mycką, jarmułką) bez pompona i nie zdejmował jej w trakcie biesiady, albowiem był sefardyjskim Żydem , świeżym imigrantem z miasta Calahorra nad rzeką Ebro.  Na imię miał Salomon, a od miejsca pochodzenia nazywano go Kalahorą.

    Mimo zapewnień prof. Tazbira („Spotkania z Historią” ,W-wa 1979 i wiele wydań późniejszych) Piotr Royzjusz nie mógł być „doktorem Hiszpanem” z fraszki Kochanowskiego, a już zwłaszcza nie mógł pełnić funkcji lekarza nadwornego króla Zygmunta Augusta, ponieważ jako człowiek nauki nosił tytuł doktora praw i piastował na dworze intratne stanowisko królewskiego doradcy jurydycznego. Pisywał wiersze makaroniczne, produkował utwory funeralne na cześć znamienitych zmarłych. Skumplowany z nim Mikołaj Rej poświęcił mu jeden odrębny utwór w swoim „Zwierzyńcu” („Royzjusz ten Hiszpan, choć ma krzywe oczy, / Ale rozum ten wierz mi, iż mu prosto kroczy”). 

     Jednakże z Janem Kochanowskim nie mógł Royzjusz pospólnie biesiadować, ponieważ kiedy Royzjusz przebywał w Krakowie, Kochanowski był zaledwie czternastoletnim pacholęciem świeżo zapisanym na studia w Akademii Krakowskiej, a gdy Kochanowski dorósł do funkcji królewskiego sekretarza,  Royzjusz już od dawna przebywał w Wilnie, gdzie otrzymał tytuł oraz wiążące się z tym dochody kanonika i dworzanina papieskiego.

    Ani facecja Reja o mądrym lecz zezowatym Royzjuszu, ani też fraszka Kochanowskiego o „doktorze Hiszpanie”, nie są precyzyjnie datowane, ale utwór Kochanowskiego z oczywistych przyczyn nie mógł powstać, zanim poeta z Czarnolasu został królewskim dworzaninem, co nastąpiło dopiero  w roku 1564.

    Fakty są takie : Hiszpan (ur.1505) przyjechał do Polski w 1541 r. i przez dziesięć lat  brylował na Akademii Krakowskiej (katedra prawa rzymskiego). Bywał na dworze Zygmunta Starego, a potem Zygmunta Augusta, miał kontakty z Rejem, Fryczem Modrzewskim, ze Stanisławem Orzechowskim. Choć nie był lubiany, bo „włóczył się tu i ówdzie z gniewnie namarszczoną brwią”, na pewno niejeden z luminarzy zapraszał go na nocną libację. 
  Ale przez te dziesięć lat Kochanowski był chłopięciem (ur.1530), potem nieopierzonym młokosem (jako czternastolatek zaczął studia na wydziale artium) i nie mógł należeć do kompanii, co to beztrosko błąkała się po krużgankach wawelskich, pukała do siebie po sąsiedzku i zapraszała na wspólną popijawę. Rzecz jasna, przez te dziesięć lat Kochanowski nie miał niczego wspólnego z wielkim światem Hiszpana i fraszka nie mogła wtedy powstać.  
  A potem Roizjusz na stałe wyjechał z Polski i nie mamy śladu nawet przelotnego spotkania z Kochanowskim. Żeby uściślić to datami: 1551/53 Roizjusz na Litwie, 1553/66 Roizjusz w Hiszpanii, 1566 Roizjusz ponownie w Wilnie, gdzie umiera w 1571. A Kochanowski? W latach 1550/51 studiuje w Królewcu, 1552/56 w Padwie, 1556/57 ponownie w Królewcu, potem 1557/59 wojażuje po Francji. Do kraju Kochanowski wraca w 1559 i uczy się życia dworskiego u Firleja i Padniewskiego. 

   We fraszce Kochanowskiego nie jest wyraźnie powiedziane, o jakiego doktora chodzi: medycyny czy praw. W eseju o Royzjuszu tracącym wiarę prof. Tazbir ani słowem nie wspomina, że mógłby on być nadwornym lekarzem, ale zanim prof. Tazbir odnalazł „doktora Hiszpana” w prawniku Royzjuszu, w całym naszym XIX – i XX- wiecznym piśmiennictwie historyczno-literackim , a także w podręcznikach szkolnych, panowała całkowita jednomyślność co do tego, że bohater fraszki Kochanowskiego był nadwornym lekarzem króla Zygmunta Augusta.
  Czy o nietrzeźwym filozofie, który kładł się spać trzeźwo, lecz wstawał pijany, ktokolwiek powie współcześnie „doktor”, nawet jeśli ten człowiek nauki byłby „habilitowany”. A o pijanym łapiduchu, konowale, bardzo chętnie mówi się „nasz doktor”, albo nawet „nasz doktorek”. Doktor obojga praw Piotr Royzjusz nijak do fraszki Kochanowskiego nie pasuje.

      I cóż zrobi nasz rozwydrzony uczniak, gdy nauczyciel będzie mu wmawiał, że doktorem Hiszpanem z wiekopomnej fraszki jest lekarz nadworny króla Zygmunta Augusta? Kliknie na swoim laptopie odpowiednie hasło i „wygoogluje” taką oto historyczną informację:

     „Zygmunt Stary zatrudniał na swoim dworze słynnego lekarza Izaaka z Hiszpanii, który był poprzednio lekarzem nadwornym Jana Olbrachta. Zygmunt I Stary potwierdził Izaakowi nadane mu wcześniej przywileje, a po jego śmierci opiekował się wdową po nim, Bersabeą. Również królowa Bona miała swego lekarza, którym został sefardyjczyk Samuel bar Meszulam, przybyły z Włoch. Zygmunt August zatrudnił na swym krakowskim dworze słynnego lekarza rodem z Udine we Włoszech – Salomona Askenazego. Po wyjeździe z Polski w 1565 r. jego miejsce zajął lekarz Salomon Kalahora pochodzący z Hiszpanii.”

     Jest to prawda bolesna i trudna do przyjęcia, lecz to żydowscy medycy utrzymywali kolejnych chrześcijańskich królów polskich w dobrym zdrowiu.

          Do kogo więc pukał Poeta? Do jakiego Hiszpana? Do jakiego doktora? Nie ma rady – trzeba wrócić do tego Salomona Kalahory, do którego wszystko pasuje jak ulał. Nazywano go Hiszpanem, bo to sefardyjska rodzina, był doktorem medycyny, a nie praw  i – co najważniejsze – był na dworze królewskim razem z Janem Kochanowskim, bo został mianowany lekarzem nadwornym dekretem królewskim z dnia 4 czerwca 1570 r..  
   Kalahora nie pasuje do naszych wyobrażeń o tolerancyjnym XVI wieku. Jakże to, Żyd miałby być nadwornym lekarzem króla polskiego, i to właśnie wtedy, kiedy w Krakowie szykował się wielki pogrom? Całe miasto aż huczało z oburzenia na Żydów bezbożnych, którzy  wykradli i zbezcześcili hostię! To prawda, że król Zygmunt August nie wziął sobie tego do serca  i miał powiedzieć „Nie jestem na tyle głupi, aby wierzyć, że z pokłutej hostii krew pociecze”. Króla mieliśmy mądrego, ale prawie w tym samym czasie papież Grzegorz XIII zakazał chrześcijanom leczyć się u lekarzy żydowskiego pochodzenia (bulla z 1581 r). Więc ten Kalahora, choć Hiszpan i doktor, nie pasował ani do chrześcijańskiego króla, ani do chrześcijańskiego poety. Nawet i dzisiaj nie pasuje  do chrześcijańskich korzeni Europy.

     W eseju „Dlaczego doktor Hiszpan stracił wiarę” prof. Tazbir pisze: „Kiedy Royzjusz umarł, rychło o nim zapomniano. Do legendy literackiej przeszedł wyłącznie jako «doktor Hiszpan», który mimo iż poszedł spać trzeźwy, wstał jednak pijany”.

   Można mieć wątpliwość, czy Royzjusz na długo wszedł do literackiej legendy jako „doktor Hiszpan”, bo współcześnie wszyscy dworzanie króla Zygmunta Augusta znali prawdę, a w trzecim tysiącleciu internet niczego nie pozwoli utrzymać już w tajemnicy, ujawni nawet najpilniej strzeżone  sekrety dyplomacji. Dlaczego jednak sefardyjski lekarz z Hiszpanii do tej legendy nigdy nie trafił?

   Tytułem eksperymentu kliknijmy hasło „Kalahora” na komputerowej wyszukiwarce. Jako pierwsza wyskoczy nam informacja:

   „W 1663 r. za obrazę Matki Boskiej stracony został krakowski aptekarz i lekarz Matatjasz Kalahora.” Według anonimowego autora opowiadania z 1666 roku, krakowski bluźnierca został spalony na stosie w Piotrkowie. Za mord rytualny lub bluźnierstwo, według szacunków profesora  Janusza Tazbira, w majestacie prawa stracono w podobny sposób od 200 do 300 starozakonnych.”

   Teza o tolerancyjnej Rzeczypospolitej, zawarta w tytule bestselleru prof. Janusza Tazbira  „Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce XVI –XVII w.”(Warszawa 1967 i kilkanaście wydań późniejszych) jest więc mocno przedwczesna. Przyczyna wymazania pamięci o prawdziwym „doktorze Hiszpanie” tkwi w bulli papieskiej z 1581 roku. Nie będzie doktor Żyd leczył  chrześcijanina! Zwłaszcza nie będzie leczył katolickiego króla!

  Biskup gdański ś. p. Henryk Jankowski wypuścił w świat tysiące butelek wina „Prałat” z wizerunkiem własnym i w szatach liturgicznych na etykiecie, ale nie trafił w modę,  biznesu wielkiego nie zrobił. Teraz, kiedy w kwestii świeckości państwa powiały nowe wiatry, wielką fortunę zdobędzie ten, kto wprowadzi na rynek europejski wino wawelskie „Doktor Hiszpan” z wizerunkiem ministra edukacji Przemysława Czarnka w kipie, w chałacie i z lewatywą w ręku.

                                                             Jakub Kopeć

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.