Poetka Zuzanna Ginczanka w swoim rodzinnym mieście Równem, 1934,
fot. Muzeum Literatury / East News
Jej niezwykłymi wierszami i egzotyczną urodą zachwycała się międzywojenna Warszawa. Po 70 latach od śmierci włoska telewizja poświęciła jej film, a w Polsce właśnie ukazał się wybór jej wierszy.
Uwielbiał ją i promował jej wiersze Tuwim. Gombrowicz, dla którego byłą jedną z najbliższych przyjaciółek, wykręcał jej ręce… Choć nazywana była niekiedy “Tuwimem w spódnicy”, jej zależność od poetyki Skamandrytów nie była całkowita – dziś coraz częściej mówi się o jej poezji jako oddzielnym zjawisku w polskiej literaturze – i bada z perspektywy feministycznej i gender. Mimo to jej poezja wciąż pozostaje poza literackim kanonem.
Była kobietą wyzwoloną, łamiącą stereotypy, zbuntowaną, która – jak pisze Izolda Kiec – nie potrzebowała męskiej rekomendacji, by zaistnieć w świecie kultury. Ale pod pozorami tej niezależności a także zachwytami mężczyzn chwalących jej wiersze i urodę, krył się też dramat, który wyrazić mógł się w pełni tylko w melancholijnej i pełnej androgynicznych wątków poezji. Czy rzeczywiście – jak pisze Agata Araszkiewicz – w świecie dominującej męskiej kultury Ginczankamogła “odegrać jedynie rolę martwej albo demonicznej piękności”? Czy piękno było tu równoznaczne z piętnem? Jak naprawdę wyglądało życie autorki “Non omnis Moriar” – zamordowanej przez hitlerowców w wieku 27 lat ?
Saneczka
Zuzanna Polina Gincburg urodziła się w Kijowie w marcu 1917 r. w rodzinie żydowskiej. Pół roku później rodzina uciekając przed rewolucją przenosi się do Równego na Wołyniu do domu babki Zuzanny – Klary Sandberg. W ciągu najbliższych pięciu lat Zuzannę opuszczą oboje rodzice – najpierw wyjedzie ojciec – aspirujący aktor (do Berlina, potem do Ameryki), później matka z nowym mężem (do Hiszpanii) – ojca już nigdy nie zobaczy, matkę tylko raz. Zuzannę, na którą w domu wszyscy mówią Sana lub Saneczka, wychowywać będzie babka.
Czytaj więcej w biogramie Zuzanny Ginczanki
Równe – tradycja i nowoczesność
Równe Wołyńskie na pocztówce z lat 1914-1918 XX w.
Nazywane najbardziej polskim i najbardziej żydowskim wołyńskim osiedlem, Równe było w międzywojniu konglomeratem narodowości, kultur i obyczajów. Jak pisze badaczka twórczości Ginczanki Izolda Kiec, “obok Żydów mieszkali Rosjanie, Ukraińcy, Tatarzy, Ormianie. I Polacy: urzędnicy, nauczyciele, wojskowi. Bywał tu generał Anders…”. To prowincjonalne miasto w międzywojniu żyło blaskiem tradycji, ale i tęskniło do nowoczesności: to tu w latach 30. organizowane były Targi Wołyńskie, trzecie co do wielkości targi w II RP, na które powstawały modernistyczne pawilony i wystawy.
Akwarium gospodarstwa rybnego na Targach Wołyńskich w Równem, lata 30., – modernistyczne pawilony, a nawet palmy w Równem znajdziesz na Polona.pl
Język
Zuzanna Pola Gincburżanka – pod tym nazwiskiem była wpisana do dziennika w polskim iimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Równem – tu w Klewaniu w pobliżu Równego, ok. 1930 r.
Dlaczego w ogóle Ginczanka została polską poetką? A przecież w jej domu mówiło się po rosyjsku. To podobno pod wpływem wierszy Tuwima dziewczyna postanawia nauczyć się polskiego. W Równem ma do wyboru cztery gimnazja: rosyjskie, żydowskie, ukraińskie i polskie – wybiera to ostatnie. Wychowywana przez babkę, była od najmłodszych lat niezwykle niezależna – zapewne także w tym wyborze. Jej przyjaciel z Równego Izaak Paweł Gasko mówił po latach: “Jestem pewien, że Sanka wybrała dla siebie polską poezję bez żadnego wpływu matki czy babki”.
Debiut czternastolatki
W 1931 roku jako uczennica piątej klasy Zuzanna Gincburżanka (tak jest wpisana do dziennika) debiutuje w gazetce szkolnej wierszem “Uczta wakacyjna”. Izolda Kiec sugeruje, że duży wpływ na twórczość przedwcześnie dojrzałej młodej poetki miały powieści Ewy Szelburg (później Szelburg-Zarembina), która w tym czasie była żoną dyrektora Gimnazjum im. T. Kościuszki w Równem, a także wiersze Tuwima i Leśmiana. Tak pisze ledwie 15-letnia poetka w wierszu “Przyszło”:
(Przyszło dziś do mnie dzieciństwo w niedoścignioność się rozwłóczyć)
Były kiedyś szuflady pełne babcinych kluczy –
zardzewiałych i lśniących –
grubych i cienkich – –
można było wygwizdać na nich różne piosenki
[…]
A potem znalazłam drzwi do kluczy, które się pogubiło,
bo każda godzina życia miała ciężki zamek,
a każdy dzień miał swą niedomniętą zawiłość –
zagubiły się gdzieś pęki
czarodziejskich kluczy,
na których gwizdałam naiwne piosenki –
malutkie rzewne pieśni – –
– Wiersze młodzieńcze, w których pobrzmiewają Skamandryci i Leśmian, budzą zachwyt słowotwórczym szałem, skrótowością metafor, wirtuozerską grą na głoskach, kubistycznym obrazowaniem, a jeśli bywają naiwne to w mądry sposób – pisze Tadeusz Dąbrowski, autor najnowszego wyboru wierszy Ginczanki “Wniebowstąpienie ziemi”.
Tuwim (w spódnicy)
Już w gimnazjum pisze do Tuwima (potem będzie odwiedzać go w Warszawie), który staje się wielkim zwolennikiem jej talentu. W 1934 r. za jego namową startuje w konkursie poetyckim “Wiadomości Literackich” – dostaje wyróżnienie, a jej wiersz”Gramatyka” zostaje wydrukowany w warszawskim piśmie, co jest równoznaczne z pasowaniem na poetkę.
Wysłany na konkurs wiersz Ginczanka opatrzyła godłem “Sana”, czyli swoim przydomkiem z dzieciństwa. Jak pisze Jarosław Mikołajewski w artykule o Ginczance w “Wysokich Obcasach”:
– Tuwim żartował sobie potem: ‘Mens sana in corpore Sana’ – takimi słowami miał witać Zuzannę w Małej Ziemiańskiej. Kiedy dzwonił do niej, podobno pytał: “Zuzanna? Tu jeden ze starców”.
Była to oczywiście aluzja do biblijnej opowieści.
Warszawa
Do Warszawy przyjeżdża w 1935 roku, tuż po skończeniu gimnazjum. W stolicy budzi zachwyt nie tylko “starców”, robi furorę w cygańskim kręgu literatów przesiadujących w “Ziemiańskiej” i innych literackich kawiarniach Warszawy. Kiedy w 1936 roku wydaje swój pierwszy i jedyny tomik “O centaurach”, ma tylko 19 lat. W tytułowym wierszu pisze:
Ścierają się rym o rym ostrzone wiersze ze szczękiem
– nie ufaj ścisłym rozmysłom, by żaden cię nie opętał,
– nie ufaj palcom jak ślepcy,
ni oczom jak sowy bezrękie
oto głoszę namiętność i mądrość
ciasno w pasie zrosnięte
jak centaur [“O centaurach”]
Jej wiersze pełne są zmysłowości i erotyki, które mogły się jednak łączyć z subtelną ironią – jak w wierszu “Dziewictwo”:
Chaos leszczyn rozchełstanych po deszczu
pachnie tłustych orzechów miazgą,
krowy rodzą w parnym powietrzu
po oborach płonących jak gwiazdy
[…]
Ścieka żywic miodna pasieczność,
wymię kozie ciąży jak dynia –
– płynie białe mleko jak wieczność
w macierzyńskich piersiach światyni
A my…
…w hermetycznych
jak stalowy termos
sześcianikach tapet brzoskwiniowych,
uwikłane po szyję w sukienki,
prowadzimy
kulturalne
rozmowy [“Dziewictwo”]
Gwiazda Syjonu, żydowska gazela
Wszyscy, którzy kiedykolwiek poznali Ginczankę, byli pod wielkim wrażeniem jej niezwykłej urody. Przyjaciółla z Warszawy Halina Cetnarowicz (razem studiowały psychologię):
– Miała piękne nogi, dłonie, szyję i zupełnie cudownie układała głowę – jak Murzynki. Chodziła po królewsku, naprawdę trudno było nie zwrócić na nią uwagi. Zresztą cerę miała jak Mulatka.
Bywalcy warszawskich lokali nazywali ją Gwiazdą Syjonu, Ryszard Matuszewski po latach pisał o niej: piękna jak bizantyjska ikona. Jan Kott mówił, że wyglądała jak Sulamitka. Dziś – z perspektywy nie tylko nowego wieku – te określenia wydają się przejawem skrajnej seksualizacji.
Pisze o tym Agata Araszkiewicz – badaczka twórczości poetki i autorka jej monografii”Wypowiadam wam swoje życie” – która w narzuconej Ginczance masce “pięknej Żydówki” widzi złowrogi stygmat podwójnej obcości – kobiety i Żydówki. Tak postrzegana Ginczanka “mogła odegrać jedynie rolę martwej albo demonicznej piękności”. Araszkiewicz mechanizm ten określa formułą “piękno i piętno” – w tragicznym finale “z Gwiazdy Syjonu także pozostają ruiny w postaci opaski na rękawie ze zdegradowanym symbolem gwiazdy Dawida, jak piekące piętno, blizna po oparzeniu”.
Oczy
Zuzanna Ginczanka, 1938, fot. Muzeum Literatury / East News
We wspomnieniach tych, którzy ją znali, powtarzają się relacje o niezwykłych oczach Ginczanki – podobno różniły się barwą, przy czym wspominający co do barwy nie są zgodni. Jan Kott: “Miała jedno oko tak czarne, że aż teczówka zdawała się przesłaniać źrenicę, a drugie brązowe z teczówką w złote plamki”. Halina Cetnarowicz:
– jedno piwne, a drugie… No właśnie – słyszę, że drugie miała niebieskie. O ile ja pamiętam, to było chyba zielonkawe. A raczej jedno oko miała ciemnopiwne, a drugie jasnopiwne, złote.
O oczach Ginczanki Tuwim mówił żartobliwie: Haberbusch i Schiele – mając na myśli firmę produkującą jasne i ciemne piwo. (Czy to znaczy że miała jednak oczy piwne?)
Satyra, faszyzm, antysemityzm
W jej liryce niezwykła zmysłowość i erotyka łączyły się z szeroko rozumianym doświadczeniem kultury. Kiedy trafia do Warszawy w 2. poł. lat 30., wzbierają antysemityzm i nastroje faszyzujące. Autorka subtelnych liryków zaczyna pisać wiersze satyryczne do “Szpilek” – jest jedyną kobietąw zdominowanym przez mężczyzn środowisku. W satyrach Ginczanki z tego okresu odbija się rzeczywitość społeczna – dostrzec w nich można zapowiedź wojny (“Gwiazdy”, “Praczki”, “Maj 1939”) i sprzeciw wobec szerzenia się haseł antysemickich (“Łowy”, “Bez komentarzy”). W 1937 r. jeden z warszawskich brukowców “dekonspiruje” poetkę tytułem “Koleżanko Gincburżanko, nie bądźcie Ginczanką!”.
Gombrowicz i Gina
Jednym z najblizszych przyjaciół Ginczanki w Warszawie był Witol Gombrowicz. Jak wspomina Ewa Otwinowska, Ginczanka była jedną z nielicznych osób, z którymi Gombrowicz był na “ty” (nazywał ją Gina).
– Traktował ją jak kogoś, na kim mógł się „wyżywać w specyficzny sposób” – a wszystko dla żartu – wykręcał jej ręce, ciągnął za włosy. Pamiętam jak kiedyś wychodziliśmy z Zodiaku włożył jej głowę do kubła na śmieci – wspomina Otwinowska.
Wydaje się, że Gombrowicz i Ginczanka byli ze sobą rzeczywiście bardzo blisko, po latach Gombrowicz w liście do przyjaciela Stanisława Piętaka dopytuje z Buenos Aires o szczegóły śmierci Giny i wspomina jedną z ostatnich rozmów: “Kiedyś na Mazowieckiej, wracając do domu z Zodiaku tłumaczyłem Ginie, że na tę zbliżającą się wojnę trzeba koniecznie zaopatrzyć się w truciznę. A ona się śmiała”.
Wojna
Wojna zastaje ją w Równem, gdzie wyjechała na wakacje do babki. Już wkrótce jednak przenosi się do Lwowa, gdzie w tym czasie zjeżdża wielu polskich literatów i artystów. Na początku 1940 r. wychodzi za dużo starszego od siebie krytyka sztuki Michała Weinziehera (ur. 1900), ale związana jest z lwowskim grafikiem Januszem Woźniakowskim. W lecie 1942 roku, w czasie jednej z największych akcji policji we Lwowie, Ginczanka – w wyniku donosu gospodyni domu zmuszona jest do ucieczki. Na razie cudem unika śmierci – nazwisko donosicielki uwieczni w wierszu.
Non Omnis Moriar…
Sam wiersz ocalał cudem. Przechowała go na pomiętej kartce, a po wojnie przekazała Julianowi Przybosiowi przyjaciółka poetki. Wiersz stał się jednym z najbardziej dojmujących i niezwykłych wierszy wojennych. Pisze Jarosław Mikołajewski:
„Chominowa, której nazwisko przejdzie dzięki Ginczance do dziejów nikczemności, lecz również – wskutek czasem niesprawiedliwie zbawczego działania poezji – do dziejów literatury. Bo Ginczanka uwieczniła ją w arcydziele, wierszu wiele razy czytanym i omawianym, m.in. przez Kamieńską i Przybosia.”
W wierszu, który stał się jej testamentem, Ginczanka ironicznie przetwarza klasyczne motywy poezji europejskiej (Horacy) i polskiego romantyzmu (Słowacki “Testament mój”). “Non omnis moriar”stał się jednym z najważniejszych wierszy opisujących Zagładę i wojenne stosunki w Polsce.
Śmierć
Jesienią 1942 wraz z Januszem Woźniakowskim jedzie w okolice Krakowa. Udaje jego narzeczoną i na “aryjskich papierach” ukrywa się u jego ciotki w Felsztynie. Zdradza ją “zły wygląd” – ucieka. Zamieszkuje z mężem w Krakowie. Boi się, wyjeżdża do Swoszowic pod Krakowem, gdzie spotyka przyjaciółkę z Równego Blumkę Fradis. Jesienią 1944 jest znowu w Krakowie – ukrywa się w domu przy Mikołajskiej 5 (lub 24), skąd w krótce – jesienią lub zimą 1944 – zabierają ją gestapowcy (prawdopodobnie na skutek donosu jednego z sąsiadów). Wraz z Blumką Fradis jest brutalnie torturowana, do końca nie przyznaje się, że jest Żydówką. Zuzanna Ginczanka została rozstrzelana na dziedzińcu więzienia przy ulicy Czarneckiego. Na kilka tygodni przed zakończeniem wojny.
Ginczanka dziś
W 2014 roku przypada 70. rocznica śmierci poetki. Przez długi czas niedoceniona, jej twórczość dopiero w ostatnim czasie zyskuje należną uwagę badaczy i miejsce w kanonie. Pierwsza monografia autorstwa Izoldy Kiec – ukazała się dopiero w latach 90 i zawierała też zebrane przez badaczkę wiersze poetki. Kolejna “Wypowiadam wam swoje życie” Agaty Araszkiewicz ukazała się w 2002 r. Ginczanka jest też dziś coraz częściej czytana z perspektywy feministycznej i gender:
– Ginczanka nie potrzebowała męskiej rekomendacji, by zaistnieć w świecie kultury – pisze w szkicu na stronie Biura Literackiego Izolda Kiec. – Nie potrzebowała jakichkolwiek – dawnych, sankcjonowanych tradycją matki-Polki, ani dopiero co ustanowionych przez jedną z Kossakówien znaną jako Maria Pawlikowska – schematów kobiecości, które zamknęłyby ją, jej nieokiełznaną naturę, rozpalone zmysły, w salonie mody. Chciała być naturą z salonu wyzwoloną, łamiącą stereotypy, zbuntowaną, nawołującą do prawdziwie dziewczęcej Rewolucji.
W 2012 r. ukazało się polsko-włoskie wydanie jej wierszy pt. “Krzątanina mglistych pozorów. – Un viavai di brumose apparenze”.
Film i książka
24 kwietnia podczas 19. festiwalu Port Literacki we Wrocławiu odbędzie się premiera włoskiego filmu dokumentalnego poświęconego poetce “Urwany wiersz” (“La Poesia spezzata”) w reż. Alessandro Amenta i Mary Mirka Milo. Zobacz trailer…
Dzień później na tej samej imprezie odbędzie się premiera tomiku poezji Ginczanki w wyborze i z posłowiem Tadeusza Dąbrowskiego. “Wniebowstąpienie ziemi” wydało Biuro Literackie.
Autor: Mikołaj Gliński, 8.3.2014
Kategorie: Uncategorized