Nadeslala Halina Birenbaum
moje samopoczucie
moje samopoczucie wciąż
zmienia się jak fale
dobrze mi i nagle źle
padam wstaję – wstaję padam
wątpię dalej próbuję
wyzbywam się złudzeń i znów
we wszystko wierzę mimo
tych “ale” różnych
zmagam się bezustanku oczekuję
może znajdzie się coś
jeżeli istnieje
przebijam się przez fale zmian
stawiam czoło złym z powodzeniem
gdy te dobre do mnie
napływają –
******
dźwigam swe życie
dźwigam swe życie
od wojny do wojny
jak ogromny wór
przepełniony po brzegi
bez dna
próbuję się uwolnić
zrzucić wreszcie ciężar
spocząć na chwilę
rozkładam zawartość wora
układam
w długą opowieść
w krótkie wiersze
rzewną piosenkę
ale
jedynie porzerzam pojemność wora
wzmagam ciężar pomnożony
opowiadzianym spisanym przeczytanym
szczelnie związanym
– powrozem dawnego
nicią nowego
W samotności
chciałam być sama
a byłam tak pełna
szukałam wytchnienia
w odludnej ciszy
a potem chciałam mówić
ale nie było nikogo
szukałam nadsłuchiwałam
uciekałam myślą do ludzi
potem od ludzi do siebie
w samotność wypełnioną
duchami cieniami złudzeniami
uciekałam w mrok dnia
wybrałam tak głupio tak niewybaczalnie
chciałam być sama
Jeszcze raz o Mamie mojej…
Ona tam czekała
Ona czekała na mnie tam przy drodze
wiedziała, że kiedyś przyjdę
odczuję wszystkimi zmysłami
matkę swą, piękną i młodą
Ona czekała na mnie tam przy drodze na Majdanku
naprzeciw baraku “dezynfekcja” – pieców krematorium
przybyłam z daleka po czterdziestu latach
a Ona stała tu, jak wtedy – mimo swej śmierci
jak w ów dzień rozstania:
czarnowłosa, niewysoka
długi lok zwieszony nad czołem
i włosy skręcone w wałek okalający głowę
policzki czerwone, oczy wielkie, rozszerzone brakiem snu
zęby białe jak perły odsłaniają uśmiech
najwspanialszy na kuli ziemskiej – uśmiech matki
usiłujący uspokoić dziecko
u wrót komory gazowej i pieców do spalania
szeroki płaszcz pepito okrywa Jej ciało
i mnie w niego wtula, aby w tym piekle
w chwili przedostatniej
wpoić moc ludzkiego ciepła i promień ukojenia
w miejscu, z którego wyjść można było jedynie
jako dym z komina
przybyłam tutaj znowu
z innego kraju, jako dorosła kobieta
i ta sama dziewczynka, którą byłam wtedy,
którą Ona tak kochała i tak drżała o jej los
– wchodząc na żwir tej drogi poczułam obecność Jej postaci
biegłam ku Niej ile tchu w piersiach,
i, jak wtedy, zatrzymałam się nagle, stanęłam
oszalała z bólu i bezradności, pojęłam
– oderwali Ją ode mnie i nie będę Jej miała nigdy!
Majdanek – dziś uśpione królestwo śmierci
razem przywieźli nas tutaj, a teraz stoję sama
obejmuję Jej postać, dotykam
i tonę w tym bólu, że
jestem taka mała i bezradna
stoję tutaj znowu
naprzeciw komory gazowej i krematorium za późno zgaszonego
bezsilna, jak wtedy, choć wolna…
usiadłam na tej ziemi przy drodze,
rozpłakałam się na głos, do nieprzytomności
bez wstydu, bez opanowania
i tulę się do cienia mojej Matki
trzymam się go wszystkimi siłami
zdecydowana wziąć go do domu za morze
mimo że właściwie pragnę pozostać tutaj
ze swoimi łzami
nie wiem, jak wróciłam sama
gdy Ona została tam w tej ciszy śmiertelnej
byłam zdrętwiała
tylko spazm wstrząsał mym ciałem
obcy Polak, pracownik muzeum, przeszedł obok mnie
ze wzgórza przy drodze zawołał:
– “Kogo ci zabili tutaj, że tak rozpaczasz?”
nie dostawszy odpowiedzi – odszedł
zwrócił się do mnie w języku ludzi żyjących
a ja byłam z wizją mojej Matki
z Jej cieniem w przestworzach
z Jej śmiercią na Majdanku – a może i moją…
do Jerozolimy
po nieprzespanej nocy
w autobusie
głowa pełna zbuntowanych myśli
wątpliwości skrupułów –
mam uczesniczyć w konferencji
w Yad Vashem na temat dróg
przekazania przeszłości w Szoah
tonę w refleksjach o tym co wiem
i czego wolałabym nie wiedzieć
w mijanych krajobrazach
wciąż od nowa fascynujących
w słońcu rozjaśniającym promiennym
tutaj także zimą
Kategorie: Uncategorized
Bardzo piekne sa te wiersze. Ja mialam zaszczyt przetlumaczyc pare na jezyk niemiecki.