Uncategorized

Damy z orkiestry w Birkenau

Nadeslala Ewa Glubinska

ewa Glubinska

zdjęcie pochodzi z książki Anity Lasker-Wallfisch

zdjęcie pochodzi z książki Anity Lasker-Wallfisch „Inherit the Truth 1939-1945” (TANJA LUTHER)

Do obozowego baraku weszła pani w płaszczu z wielbłądziej wełny i w chustce na głowie. Dama ze znanej muzycznej rodziny, siostrzenica Gustawa Mahlera. Dowiedziała się, że gram na wiolonczeli. To była scena jak ze snu. Pogawędka o muzyce, a ja byłam wciąż naga! Okazało się, że jestem jedyną wiolonczelistką w całym Birkenau. Powiedziała mi: „Będziesz uratowana”

Nazywano nas „damami z orkiestry”. Miałyśmy prawo do codziennego gorącego natrysku. To był wielki luksus. Inne kobiety mogły to zrobić raz na miesiąc. Kiedy wstawałyśmy rano, mówiłyśmy sobie: nie przeżyjemy do wieczora. Ale gdy przychodził Mengele, mówiłyśmy sobie: zagramy dobrze, bo jeśli któregoś dnia zaprowadzą nas do komory gazowej, to być może będziemy miały ten ostatni przywilej i dostaniemy maksymalną dawkę, żeby jak najmniej cierpieć” – wspomina Violette Jacquet-Silberstein (pseudonim: Violette Ford), śpiewaczka z Birkenau.

Alina Dąbrowska: „Kiedy zastanawiam się nad tym, jaki dźwięk kojarzy mi się z obozem, to na pierwszym miejscu jest krzyk Cyganów, którzy wygnani z baraków wiedzą już, że jadą do gazu. I my też to wiemy. Niemcy nie próbowali ich uciszyć, to by nic nie dało. Drugi dźwięk: w dniu przybycia, kiedy po wszystkich » przygotowaniach «znalazłam się w baraku, przeraziło mnie nie tylko to, co zobaczyłam, ale też hałas wywołany przez bardzo głośne rozmowy więźniarek. Jakby każda chciała przekrzyczeć pozostałe i nie można było zrozumieć ani słowa. To był chóralny wrzask. Był też trzeci dźwięk – gdy wprowadzono muzykę i powstała orkiestra kobiet. Ta orkiestra grała czasami w niedzielę po południu na jakiejś łące, a w tygodniu grała idącym do pracy. Pamiętam bardzo dobrze orkiestrę i kapelmistrzynię. Grały piękne melodie znanych kompozytorów. Jednym z dyrygentów była siostrzenica kompozytora Mahlera Alma Rosé, ona była dla mnie symbolem prawdziwego dyrygenta. I tak już zostało. Potem na miejscu Almy zjawiła się Rosjanka Sonia Winogradowa, ale ruchy miała twarde, nieciekawe”.

na zdjęciu: Alina Dąbrowska

Poczekalnia przedkrematoryjna

Seweryna Szmaglewska: „W roku 1942 Birkenau (tzw. Auschwitz II) to pole bagniste, ogrodzone drutami pod wysokim napięciem. Nie ma żadnych dróg, ścieżek pomiędzy blokami, cały lager pozbawiony jest wody, a równocześnie (do końca zresztą) jakichkolwiek ścieków. Wszelkie brudy, odchody, odpadki leżą, cuchnąc i gnijąc. Żaden ptak nie przelatuje nisko nad Birkenau, choć podczas wielogodzinnych apeli więźniowie mają czas je wypatrywać. Ptaki omijają to miejsce. Birkenau oficjalnie nie istnieje. Jest to pewnego rodzaju poczekalnia przedkrematoryjna”.

Po zakończeniu budowy części odcinków Birkenau przeniesiono tam kobiety z Auschwitz. Przeprowadzka na nowe miejsce oznaczała dla większości śmierć. Poprzedziła ją największa selekcja w historii obozu. Na śmierć skazano kobiety ze szpitala, tzw. Schonungsblock, i więźniarki w podeszłym wieku. Zmiana miejsca wiązała się ze zmianą towarzyszek, rozłąką, utratą matek i sióstr. Podczas przeniesienia odebrano kobietom wszystko, co zdołały zgromadzić podczas pobytu w Auschwitz (miski, łyżki, zdjęcia, ubrania, buty, szczoteczki do zębów, więźniarskie skarby: papier i tekturę do ocieplania ubrań, sznurki do wiązania butów i podeszew, żyletki, monety, skórki chleba, którymi handlowano na giełdzie). Przeprowadzka do 15 murowanych i 15 drewnianych baraków w Birkenau wiązała się też z dramatycznym pogorszeniem warunków życia.

Szmaglewska: „Nie położono w nich podłóg, nie było sufitów, przykryto je tylko dachami, przez które śnieg wpadał do środka. Na wrotach wisiały metalowe tabliczki z napisem » Pferdestelle” (stajnie) i z zarządzeniami dotyczącymi wypadków zachorowań koni na pryszczycę. Tabliczki takie zachowały się w wielu barakach do końca. Więźniarki mówiły o przenosinach z miasta (Auschwitz) na gołą ziemię”.

W tych warunkach na specjalnej odprawie blokowych w kwietniu 1943 roku zarządzono zbiórkę kobiet grających na jakichkolwiek instrumentach, a także rejestrowanie ich podczas przyjęcia do obozu, w budynku sauny. Zarządzenie wydał ówczesny komendant obozu Franz Hössler, a także nadzorczyni obozu Birkenau Maria Mandel, która słynęła z okrucieństwa i nazywano ją bestią.

Szefową komanda muzycznego została Polka Zofia Czajkowska, przedwojenna nauczycielka muzyki w Tarnowie. Werbowała do orkiestry przede wszystkim młode Polki, którym chciała ocalić życie. Niektóre wcielała do komanda siłą.

na zdjęciu: Esther Bejarano

Esther Bejarano z domu Loewy: „Kiedy pewnego wieczoru wróciłam z pracy, przyszła do nas kobieta i pytała, kto umie grać na jakimkolwiek instrumencie. Zgłosiłam jej, że umiem na fortepianie. Ta kobieta nazywała się Czajkowska. Powiedziała, że fortepianu nie mają, ale jeśli umiem grać na akordeonie, to mnie sprawdzi. Pomyślałam, że jedyne, co może mnie w obozie uratować, to gra w orkiestrze. Okłamałam ją i powiedziałam, że znam się też na akordeonie, ale ponieważ długo nie grałam, poprosiłam o wyrozumiałość. Powiedziała, żebym zagrała niemiecki szlagier » Du hast Glück bei den Frauen, Bel Ami «. Znałam go, to był popularny przebój, odeszłam na bok i zaczęłam grać. Z prawą ręką nie miałam problemów. Ponieważ umiałam grać na pianinie, od razu znalazłam klawisze, ale z lewej strony są basy i tylko dzięki temu, że mam dobry słuch, odnalazłam odpowiednie tony. Udało się. Czajkowska powiedziała: » Jesteś przyjęta do orkiestry «”.

Helena Dunicz-Niwińska: „Po przyjeździe do obozu zaprowadzono nas do sauny. Potem więźniarki zaczęły nas rejestrować. Powiedziałam wtedy, że umiem grać na skrzypcach, a one to zanotowały. Po kilku dniach przyszła jedna z nich i zaprowadziła mnie do orkiestry. Dyrygentka kazała zagrać coś z pulpitu, przyjęła mnie. Ucieszyłam się, że wykształcenie, które mi ojciec zapewnił, będzie wykorzystane dla mego dobra, że będę mogła załatwić mamie lżejszą pracę”.

Anita Lasker-Wallfisch: „Jedna z więźniarek przygotowujących nas do życia obozowego poprosiła, żebym jej oddała buty, bo i tak mi je odbiorą. Cóż miałam zrobić – dałam. Do dziś nie wiem czemu, ale powiedziałam jej wtedy, że gram na wiolonczeli. W tych okolicznościach to wydawało mi się bez znaczenia, jednak ona – co mnie zdumiało – krzyknęła: » To świetnie! Odejdź na bok i czekaj. Będziesz uratowana! «. Nie miałam pojęcia, o czym mówi, ale tak jak mi kazała, stanęłam z boku. Stałam tak i czekałam, nie wiedząc na co. W końcu do baraku weszła pani w płaszczu z wielbłądziej wełny i w chustce na głowie. Wyglądała jak dama. Przywitała mnie i przedstawiła się: Alma Rosé. Pochodziła ze znanej muzycznej rodziny, była siostrzenicą Gustawa Mahlera i córką skrzypka Arnolda Roségo. Powiedziano jej, że gram na wiolonczeli. Zachwycona wypytywała, skąd pochodzę i u kogo studiowałam. To była scena jak ze snu. Pogawędka o grze na wiolonczeli, a ja byłam wciąż naga! Okazało się, że jestem niezastąpiona: jedyna wiolonczelistka w całym obozie. Ona też powiedziała: » Będziesz uratowana «”.

na zdjęciu: Alma Rosé

Łóżka i pościel w niebiesko-białe pasy

Przez orkiestrę przewinęło się od 40 do 60 dziewcząt, w większości w wieku 15-18 lat. W czasach dyrygentury Almy Rosé większość stanowiły Żydówki, którym Alma postanowiła uratować życie, za co była upominana przez władze obozu. Kobiety były z różnych stron świata, nazywano je w obozie „wieżą Babel”. Podczas pracy porozumiewały się po niemiecku, francusku, angielsku i gwarą obozową. Orkiestra ćwiczyła 10-12 godzin dziennie. Podczas jednej z wizytacji wyższych urzędników z Berlina kilka dziewcząt zemdlało z osłabienia. Zarządzono więc, że kobiety z orkiestry codziennie dostaną szklankę mleka i będą wychodzić poza druty obozu na spacery.

Grały codziennie: latem na łące przed budynkiem sauny lub szpitala, a zimą, tylko z powodu troski o instrumenty, zgodnie z decyzją władz obozu – w saunie, ale przy otwartych oknach. Także w trosce o instrumenty kobiety dostają blok nr 12 (wcześniej nie mieszkały razem, przez co spóźniały się na próby) z drewnianą podłogą i piecykiem. W baraku mieszkały wspólnie z lauferkami (gońcami), schreiberkami (pisarkami, sekretarkami), tłumaczkami, pracowniczkami Effektenkammer (magazynu depozytu rzeczy) i Notenschreiberinnen (kopistkami nut). – Wszystkie miałyśmy łóżka i pościel w niebiesko-białe pasy. Kiedy weszłyśmy do tego baraku, to myślałyśmy, że jesteśmy w sanatorium – powie jedna z nich.

W repertuarze mają przede wszystkim marsze, bo Niemcy w tym czasie uczą obóz defilować. Rano podczas wymarszów komand do pracy i ich powrotów wieczorem orkiestra gra przy bramie – wtedy strażnikom łatwiej więźniów policzyć. Niemcy z zegarkiem w ręku kontrolują, ile czasu zajmuje wymarsz i powrót kilku tysięcy ludzi w jednym rytmie. Ustawiają wszystkich piątkami w długie kolumny. Wychodzi im, że marsze francuskie są za szybkie, bo piątki gubią krok, dlatego każą grać marsze wyłącznie niemieckie. Orkiestra pracuje jak radio z przebojami i piosenkami na życzenie. Z listy koncertowej Kremer, profesor anatomii i obozowy lekarz, zamawia zwykle „Ave Maria” albo walce Straussów, doktor Mengele jest zachłanny, wybiera aż trzy czwarte pozycji. Ceni „Marzenie” (Träumerei) Schumanna, ale uwielbia przede wszystkim „Nad pięknym modrym Dunajem”, więc kiedy orkiestra nie może akompaniować przy pracy na rampie, gwiżdże utwór sam, odsyłając w jego takt ludzi do gazu.

Dziewczęta z orkiestry były zapamiętywane. Nawet kiedy trafiały do szpitala, dbano o nie, pielęgnowano. Były kimś. Bejarano: „Kiedy poszłam do szpitala, to Moll, szef krematoriów, zapytał: » Gdzie jest akordeonistka? «, ponieważ nikt oprócz mnie nie grał na akordeonie. Byłam bardzo chora, krok od śmierci. Kiedyś przyszedł do szpitala i zapowiedział czeskiej lekarce, która miała dyżur, że jeśli nie wyzdrowieję, to ją zastrzeli”. Jacquet: „Byłam w stanie kompletnego wyczerpania, nie mogłam nadążyć za tempem moich koleżanek i wlokłam się 30 metrów za nimi. Kiedy Franz Hössler to zauważył, stanął obok Almy i zapytał: » Kim jest ta 'Muselmane’, która odstaje? «. » Jedna z najlepszych skrzypaczek” – powiedziała. To nie była prawda, ale zezwolił zwiększyć mi » dietę «, i prawdopodobnie dzięki temu przeżyłam”. Lasker: „Gdy zachorowałam na tyfus, leżałam na bloku chorych. Jak przez mgłę pamiętam dwóch esesmanów stojących u stóp mojego łóżka. Jeden z nich powiedział do drugiego: » To jest wiolonczelistka «. Już nie musiałam później stać nago przed barakiem z innymi chorymi”.

Praca w komandzie muzycznym daje przywilej przeżycia, a to w obozie jest najwyższym przywilejem, dlatego o miejsce w orkiestrze się walczy. Podczas przesłuchań startuje po 150 kobiet, z których do orkiestry Alma przyjmuje dwie, trzy. Zastępują one zmarłe koleżanki albo takie, które zostały przeznaczone do transportu w głąb Rzeszy.

Orkiestrą zachwycają się władze Birkenau, urzędnicy z Berlina, doktor Mengele i załoga SS. Są wśród nich nie tylko melomani, ale także muzycy, którym Alma poprawia partytury. Dziewczęta z orkiestry widzą, jak esesmani wchodzą do bloku prób, po czym wracają na rampę dokończyć selekcję. W czasie przybycia transportów, kiedy orkiestra gra, placyk jest podświetlony. Kobiety są świetnie widoczne już z rampy, ale same nie widzą ludzi. Słyszą za to gwar, rozmowy. Po zamówionej muzyce poznają, skąd pochodzi transport, jest bowiem w zwyczaju witać ludzi muzyką z ich rodzinnego kraju. To działa uspokajająco. Ludzie myślą, że skoro gra muzyka, są bezpieczni. Czasem ktoś odłącza się z tłumu idącego do gazu i podchodzi spojrzeć na orkiestrę. Pewnego razu do orkiestry podeszła sąsiadka Yvette i Lilly Assayal, greckich sióstr, które grają w zespole na dużych instrumentach. Jest uszczęśliwiona spotkaniem, mówi, że przyjechała tu ich cała wieś,rodzice i brat dziewcząt z orkiestry też. Dziewczęta grają przeboje, choć wiedzą, że za 20 minut cała ich rodzina zostanie zagazowana.

na zdjęciu: Anita Lasker-Wallfisch

W Birkenau muzyką się leczy i muzyka towarzyszy śmierci

Orkiestra, która uwiodła finezyjnym brzmieniem samą Marię Mandel (przed wojną pracowała na poczcie i marzyła, że będzie kimś), gra także w obozowym szpitalu. Ci ludzie poza muzyką i tak nic nie dostawali, więc byli dziewczętom wdzięczni. Koncerty organizowano także podczas świąt Bożego Narodzenia. Więźniowie dostają wtedy porcję rozwodnionej kapusty kiszonej na wigilię i mogą śpiewać kolędy. A pod olbrzymią choinką leży stos zamarzniętych trupów. Niemcy mówią, że to podarki. Tego dnia nie pracuje krematorium. Dziewczęta z orkiestry wiedzą, że mają grać tak, jakby były na sali koncertowej. Maria Mazurkiewicz: „Była choinka, grała orkiestra, a obok stosy trupów sięgające po dach bloku”.

Dyrygentka Alma dobiega czterdziestki. Liczy na to, że przeżyje. Pracuje jako muzyczna kapo, ale nie jest zwyczajną funkcyjną w obozie. Chce dwóch rzeczy: orkiestra ma mieć profesjonalne brzmienie, a esesmani mają ją szanować. I to się jej udaje. Ona wie, że dziewczęta będą żyły i ona przeżyje tylko wtedy, kiedy muzyka będzie grać. A dziewczęta czują, że mogą więcej dzięki grze. Wypraszają u Mandel lepszą pracę dla swoich matek, przyjaciółek i sióstr. I Mandel, i piękna Irma Grese, jej zastępczyni, mają wielką słabość do dziewczyn z orkiestry. Traktują je jak maskotki.

Historia Almy to historia kobiety, która od początku przełamuje konwencje. W muzyce jako skrzypaczka – aby wymknąć się spod władzy wielkiego ojca; w dyrygenturze – aby mieć własny styl; w życiu – szefując własnemu zespołowi muzycznemu Wiener Walzer Mädeln założonemu w czasach, kiedy kobiety rzadko koncertowały solo. Alma daje koncerty w największych salach Europy. Żyje, jak chce: ma prawo jazdy, w 1925 roku leci samolotem z Pragi do Wiednia, podróżuje sama, utrzymuje się z mistrzowskiej gry na skrzypcach i jest na topie. Robi na ludziach wrażenie osoby, która poradzi sobie w każdych okolicznościach. Carl Flesch, przyjaciel rodziny, w liście z 9 lutego 1941 roku: „Droga Almo, Pani jest naprawdę śmiałym, odważnym człowiekiem. Pani posiada takie cechy, które akurat w czasach, w jakich żyjemy, są najważniejsze ze wszystkich: odwagę i zdolności adaptacyjne. Nie obawiam się o Pani przyszłość”.

Alma żyje w obozie sławą zza drutów, dlatego jako jedyna zachowuje przywileje z wolności: nosi cywilne ubranie, elegancki płaszcz, wytworne buty, zadbaną fryzurę. Dziewczęta mówią o niej „Europejka”. Ona wydaje się nierealna na tle historii Birkenau. Potrafi zwrócić uwagę zbyt głośno rozmawiającym na koncercie esesmanom. Walczy o uwagę dla swojej orkiestry i o popularność pośród więźniarek. Nagle okazuje się, że w Birkenau orkiestra pomaga żyć i oprawcom, i ofiarom.

Dziewczęta z orkiestry czują, że choć wokół jest śmierć, to ich blok jest z niej wyłączony, dopóki słychać muzykę. Grają dzień i noc. Zawsze mówiła o celu: musimy, musimy, w przeciwnym wypadku pójdziemy do komory gazowej. Alma była siłą napędzającą. A muzyka dla każdej z nich była ubezpieczeniem na życie. Helene Scheps: „Udawało mi się zapomnieć, że znajduję się w piekle, dzięki koncentracji, jakiej wymagała od nas Alma. Mówiła, że naszą jedyną władczynią jest muzyka”.

Oprawcy z Birkenau to muzyczne snoby

Znają Almę z wolności, dlatego wyciągają ją z Auschwitz, z bloku nr 10, rzeźni dla kobiet, w której Carl Clauberg, przedwojenny specjalista od leczenia bezpłodności, szuka sposobu na skuteczną i szybką sterylizację kobiet. A jej pojawienie się w Birkenau wyznaczyło nową – po Zofii Czajkowskiej – epokę muzyczną orkiestry dziewczęcej. Anna Palarczyk: „Ona, będąc w Oświęcimiu, dalej czuła się gwiazdą. Była świadoma swojego mistrzostwa”.

Po niespodziewanej śmierci Almy (5 kwietnia 1944 roku, miała 38 lat), której okoliczności nie są do końca jasne (wersja pierwsza: Alma zatruła się alkoholem metylowym; wersja druga: Alma zatruła się konserwą mięsną; wersja trzecia: zachorowała na zapalenie opon mózgowych), ostatnim szefem komanda muzycznego została Rosjanka lub Ukrainka Sonia Winogradowa. Z powodu urody – ulubienica esesmanów i esesmanek. Przed wojną uczyła się gry na fortepianie. Nie miała wdzięku, talentu ani siły Almy, pozycja orkiestry spadła. Assayal: „Gdy Alma umarła, byłyśmy zrozpaczone. Stałyśmy i płakałyśmy”. Silberstein: „Byłyśmy tak przyzwyczajone do gry pod jej dyrekcją, że potem przypominałyśmy sobie jej gesty. I po jej śmierci grałyśmy równie dobrze jak za jej życia”.

W sierpniu 1944 roku rozpoczęła się w obozie ewakuacja więźniów w głąb Rzeszy. 31 października 1944 roku żydowskie dziewczęta zostają deportowane do obozu Bergen-Belsen. 18 stycznia 1945 roku ich aryjskie koleżanki z orkiestry trafiają do Ravensbrück. Niecały miesiąc później zostają przetransportowane do Neustadt-Glewe pod Schwerinem.

Niwińska: „My, więźniarki z obozowej orkiestry, w chwili wyzwolenia nie miałyśmy przy sobie instrumentów muzycznych”.
Fanny Kornblum: „Noszę w sobie cudowne wspomnienie wzajemnego zrozumienia panującego wśród nas. Jestem dumna, że mogłam być muzykiem tej orkiestry”.
Bejarano: „Musiałyśmy grać. Zostałyśmy właśnie po to wybrane, żeby grać, i dlatego to robiłyśmy”.

Podczas pracy korzystałam z materiałów archiwalnych zgromadzonych w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, rozmów przeprowadzonych z byłymi więźniarkami, a także innych źródeł, m.in. wspomnień Heleny Dunicz-Niwińskiej „Drogi mojego życia. Wspomnienia skrzypaczki z Birkenau”, Anity Lasker-Wallfisch „Inherit the Truth 1939-1945”, Fani Fénelon „The Musicians of Auschwitz”, artykułów Guido Facklera i Gabrieli Knapp, filmu „La chaconne d’Auschwitz” Michela Daërona.

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.