Natan Gurfinkiel
mam od niedawna swój mały prywatny test na upływ czasu, starzenie się, kapitulację przed bezlitosnym działaniem kalendarza. test jest dziecinnie prosty i aż dziw, że nikt przede mną na coś takiego nie wpadł.
po to by go przeprowadzić trzeba tylko, uważnie wpatrywać się w kałuże po deszczu, a wszystko natychmiast staje się jasne. jeżeli ogląda się w wodzie skrawek nieba, jeśli odbijają się w niej gałęzie drzew, gdy widzi się zieleń liści – można ze spokojem patrzeć w przyszłość. starość nadchodzi dopiero wtedy, gdy widzi się już tylko brudną wodę. ten test, tak klarowny i odpędzający niepokój od duszy bardzo mi się zmącił jednego z ostatnich ciepłych dni ubiegłej jesieni…
ledwom wskoczył morfeuszowi w objęcia, jak nad kopenhagą rozszalał się orkan – pozrywane dachy, drzewa złamane na pół, poprzewracane samochody…
kiedy z nastaniem poranka wicher ucichł, kiedy przestały lać się z nieba strumienie wody, wyszedłem na miasto i tak jak w dzieciństwie, trzymając sandały w ręku, człapałem boso po kałużach. w jednej z nich zobaczyłem odbicie synagogi i zastanawiałem się nad przesłaniem, zawartym w obrazie. nie było w nim przecież zieleni drzew, odbicie nie było też niebem, a już w żadnym wypadku brudną i zmąconą wodą. może to pradziadek chciał ukazać mi się w kałuży, może zamierzał, jak niegdyś w zamierzchłej przeszłości, kiedy miałem zaledwie sześć lat, a on sam przekroczył było setkę, pokazywać mi znaki pisma kwadratowego, symbole które już w momencie boskiej kreacji, wypalone płomieniami, jarzyły się na płaszczu Wszechmogącego, bo nie było jeszcze świata na świecie. nie istniały zwierzęta, żeby z ich skóry zrobić pergamin, na którym utrwalono by litery, składające się na Słowo, będące przecież początkiem wszystkiego. nie można było również uwiecznić tych znaków na drewnianych tabliczkach, bo nie było jeszcze drzew do powalenia i pocięcia na kawałki, boskie przesłanie nie dawało się też wyryć w kamieniu, ponieważ ziemia nie zdążyła stwardnieć. o tym wszystkim pradziadek mój nauczał w swojej synagodze i zamierzał zapewne przekazać mi bodaj okruchy tej ponadczasowej mądrości, a przy objaśnianiu znaków chciał poić mnie winem, jak to miał w zwyczaju, a ja w napięciu wyczekiwałem tej nagrody za pilność, bo w latach dziecięcych byłem niezwykle lasy na alkohol.
wysiłek był jednak daremny. dorosłość, do której jako dzieci tak często wzdychamy, rzadko przychodzi bezkarnie i przeważnie okupiona bywa atrofią wyobraźni, ujawniającą się niespodziewanie po wielu latach. porażony nią z nagła po tej nocnej nawałnicy, nie potrafiłem dostrzec srebrnej brody pradziadka wewnątrz synagogi, która wtopiła się w kałużę z niebem i zielenią drzew…
Wszystkie wpisy Natana
Artykul z portalu Studio Opinii
http://studioopinii.pl/nathan-gurfinkiel-synagoga-w-kaluzy/
Kategorie: Uncategorized