Szlomo Adler
Dzień zbliżał się ku końcowi i Raduchowscy wrócili do domu. Był już zmierzch, kiedy pani Raduchowska przyniosła nam wyczekiwany przez nas posiłek. Najpierw zabrała dzban z naszymi odchodami. Potem kazała nam wyjść z kryjówki i usiąść na belce, która była częścią stodoły i podporą dachu. Podała nam tacę, na której stała miska z ziemniakami z odrobiną tłuszczu i po dużym kubku kwaśnego mleka dla każdego z nas.
Na tacy leżały dwie drewniane łyżki. Zaczęliśmy jeść jak najciszej, starając się, żeby nie uderzać łyżką w miskę. Jedliśmy w zupełnym milczeniu. Później pani Raduchowski zabrała tacę i zeszła na dół. Raz jeszcze wróciła z dużą butelką wody. „Dzieci, jutro wrócę do domu trochę wcześniej i przyniosę jedzenie. Teraz są żniwa i jest mnóstwo roboty. Musimy wszystko zebrać przed zimą”. Zostawiła nam jeszcze dwa duże jabłka i przed odejściem powiedziała: „Schowajcie jabłka na jutro. Zjedzcie je dopiero, gdy poczujecie głód. Pamiętajcie, że nie wolno wam spać w tym samym czasie. Dobranoc”.
Znów nastała noc. Poczuliśmy zmęczenie i zeszliśmy do kryjówki. Nie wiedzieliśmy jak odmierzać czas warty. Gdybyśmy mieli klepsydrę nie moglibyśmy w ciemnościach zobaczyć przesypującego się piasku. Nawet gdybyśmy mieli zegarek- i tak byśmy go nie widzieli. Józik, który był bardziej wykształcony ode mnie wymyślił, jak możemy mierzyć czas. Zaczęliśmy recytować wiersze i piosenki, i liczyliśmy w tym samym czasie. Wyliczyliśmy, że średnia piosenka z refrenem trwa około czterech minut, czyli godzina trwa piętnaście piosenek. Każdy z nas spał dwie godziny i przez dwie godziny był na straży. W ciągu dnia mogliśmy spać, ile chcieliśmy, ale także na zmianę.
Staraliśmy się spać jak najwięcej w ciągu dnia, żeby w nocy było nam łatwiej pilnować. Podczas jednej z moich zmian próbowałem sobie wyobrazić jakby to było, gdyby nasza cała rodzina uciekła na Węgry. Moi rodzice mieli doświadczenie z pierwszej wojny światowej. Ojciec z pewnością próbowałby komunikować się z Węgrami, nawiązaliby też łatwo kontakt z miejscowymi Żydami. Albo byśmy żyli jako polscy uchodźcy. Moi rodzice byli dobrymi organizatorami i bez wątpliwości udałoby się nam tam osiedlić. Biżuteria i złote monety na pewno by pomogły. Żylibyśmy wygodnie. Ale rzeczywistość była inna. Rodziców nie było, a ja bałem się, czy w ogóle przeżyje. Tak bardzo tęskniłem za nimi. Wstydziłem się opowiedzieć Józikowi o mojej tęsknocie. On i tak był przygnębiony od pierwszej akcji, kiedy jego ojciec został zabity, a teraz kiedy stracił też matkę był zupełnie rozbity. Moje wyznania tylko pogłębiłyby jego depresję. Pewnego ranka, na trzeci lub czwarty dzień naszego ukrywania się usłyszeliśmy serię strzałów. Dochodziła od strony żydowskiego cmentarza we wsi Dołka. Odgłosy strzałów trwały do południa. Wieczorem pan Raduchowski przyszedł do naszej kryjówki i powiedział:” Mieliście szczęście, że nie poszliście do nowego obozu”. „Co się stało?” zaczęliśmy go wypytywać zdenerwowani.
„Wczoraj zezwolono Żydom nie iść do pracy, powiedziano im, aby wykorzystali wolny czas do zorganizowania się w nowym obozie. Zachęcano ich do sprowadzenia do obozu swoich rodziców i dzieci, którzy byli przechowywani w różnych kryjówkach u chrześcijan. Wieczorem wszyscy otrzymali wystawną kolację. A w nocy obóz został otoczony. Dziś do południa wszyscy zostali zamordowani”. Józik i ja spojrzeliśmy na siebie przerażeni. Zrozumieliśmy, że w tej chwili on i ja jesteśmy jedynymi Żydami, którzy jeszcze żyją w okolicy Bolechowa. Mieliśmy jeszcze nadzieję, że choć kilku osobom udało się ukryć, tak jak nam. Pan Raduchowski dodał: „Teraz zacznie się polowanie na ukrywających się Żydów. Musimy być jeszcze ostrożniejsi. Jeśli usłyszycie obce głosy w domu, natychmiast wejdźcie cicho do kryjówki i zamknijcie za sobą pokrywę”.
Kiedy Raduchowski odszedł ogarnął nas wielki smutek. Myślałem o mojej rozmowie z grupą Żydów sprzed dziesięciu dni, gdy próbowałem ich przekonać, żeby uciekli do lasu. Dzisiaj żaden z nich nie żyje.
Według pana Raduchowskiego nikomu nie udało się uciec. Wiedziałem, czułem, że tak się stanie.
Był to jedyny raz w życiu, kiedy byłem zły na siebie, że miałem rację.
Poprzednie czesci TUTAJ
Zredagowala Anna Karolina Klys
Kategorie: wspomnienia