
…czy ten sam, który wczora
się po świecie kołatał z wami?
czy go poznajecie ? /J. Słowacki /
Mail był niespodziewany i z całkiem nieznanego adresu, ale już pierwsze słowa lakonicznej wiadomości rozświetliły mrok niepewności. „ Robert nie żyje…”, więc już po chwili całkiem jawny, stał się nadawca niespodziewanego maila,ukryty w skrócie ZB.
Stało się też całkiem jasne, że to nietypowe zaproszenie Roberta, naczekające każdego z nas, niespodziewane wydarzenie, pasuje mi do myśli napisanej gdzieś w pociągu przed Opolem, a zawartej we fragmencie wiersza „…my nad nimi, oni nad nami…”. Samego mnie to dziwi, że przyjmuję to niespodziewane zaproszenie na jedenastą czterdzieści, z refleksyjną radością. Ewa, niezmiennie od tamtych lat, drobniutka i jakby bardziej krucha i niezmiennie paląca jak najcieńsze papierosy, dzisiaj wyraźnie dodatkowo drży, jakby z zimna, ale to nie zimno jest powodem drżenia, bo przecież słońce łaskawie spogląda na zebranych przed kaplicą, ale zapewne z powodu tremy przed życiowym debiutem w roli, w której obsadził ją Robert. Sama, zawsze licząca się z jego zdaniem, niezbyt umie znaleźć się w tej nowej sytuacji, tylko czarna sukienka pasuje do jej świeżo tapirowanych, jasnych włosów.
Na przy cmentarnym parkingu spotykam autora maila ukrytego pod rozszyfrowanymi już inicjałami. Już w pierwszym starciu po latach, przygnębiony, niestety wygrywam w niechlubnej konkurencji wagowej. Ze starcia wychodzę wygrany, ze stanowczym postanowieniem podjęcia walki z samym sobą, aż do zbicia wagi, z ciężkiej na piórkową.
Na swoje pocieszenie porównuje się z innymi, którym lata dołożyły również sporo zbędnych kilogramów. Poznaję ich, mimo poprawek, jakie czas wprowadził w nasze postury, sylwetki i fizjonomie.W tamtych czasach pojazdy elektryczne były techniczną nowinką i choć były traktowane jako techniczna efemeryda, Robert był ich autentycznym entuzjastą, więc kiedy teraz podjechał taki z przedłużoną skrzynią ładunkową, poczułem satysfakcję, że przez tyle lat firma czekała, żeby wyrazić mu wdzięczność i rewanż za takie trafne, przepowiadane przed laty przez pana kierownika technicznego, zachwyty i zapowiedzi wspaniałej przyszłości dla tych bezszelestnych pojazdów. Ich zastosowanie, zwłaszcza w takim miejscu wydaje się trafnie uzasadnione.
Jeszcze wtedy, bo zajęty rozpoznawaniem dawnych twarzy i poszukiwaniem dawnych sympatii i osobowości, nie dostrzegłem jej od razu. Jeszcze nie zwracałem takiej należnej uwagi na ten dziwny taniec, jaki zwykle odbywa przy takich okazjach. Z początku krążyła nad głowami dawnych znajomych, a raczej nierozpoznanych, dawnych znajomych. Szliśmy narzuconym i przyjętym w takich sytuacjach tempem, więc nie musiała się spieszyć, bywało, że znikała na dłużej i wtedy niepokoiłem się szczególnie. Wiedziałem jednak dokładnie, że patroluje z góry cały ten orszak i zanim sprawdzi czy kondukt zmierza w dobrym kierunku i czy wszyscy czterej jednakowo ubrani panowie, znajdują się na swoich miejscach, zajmie jej to dużo czasu. Miała więc dużo obowiązków, ale i tak już po chwili, znów widziałem jak ochoczo zatacza akrobatyczne beczki, zuchwałe pętle, nagłe zwroty i gwałtowne wznoszenia, żeby zakończyć je efektownymi pikowaniami. Kiedy przelatywała obok mnie specjalnie zwalniała, żeby podrażnić się ze mną, gdyż mamy ze sobą jeszcze dawne nierozliczone porachunki. Więc specjalnie, żeby mnie pogrążyć, podfruwała z tylu głowy i jak gdyby nigdy nic, znikała nad głowami idących przede mną. Znam ją dobrze i poznałbym w każdych okolicznościach. Jej czarno fioletowy kolor błyszczącego odwłoku i połyskliwy nalot na skrzydłach, tworzą cechy, dzięki którym jest rozpoznawalna w dzień, a specyficzny warkot jej motorów, tworzy jednoznaczną cechę identyfikacyjną również w ciemności. Jej zachowanie i determinacja są zgodne z definicją natręctwa. Cecha ta charakterystyczna tylko dla niej, wydaje się jej przypisana i staje się jej powinnością i życiowym przesłaniem. Natręctwo, nieustępliwość i zuchwała śmiałość, to hasła jakie ma wypisane na swym wielkim sztandarze i wywija nim przy każdej okazji. Dzisiejsze spotkanie jest znakomitą ku temu okazją.
Już wydawało mi się, że bogactwo zapachów i cała paleta kolorów zawarta w setkach wiązanek kwiatów układanych przez czworaczków, w niezbyt staranny kopiec, zachęci ją i sprawi, że właśnie to miejsce wybierze na dłuższe bytowanie. Kiedy więc byłem już pewien, że została tam na zawsze, nagle na parkingu, na chwilę przed wejściem do samochodu, zobaczyłem, że dokonuje szaleńczego pokazu swoich umiejętności. Byłem pewien, że kogoś szuka, byłem pewien, że kogoś wypatruje, i nawet trochę zuchwale opóźniłem wyjazd, żeby odważnie stawić czoła wyzwaniom przyszłości i nie wyjść na tchórza, ale nie, ona lekceważąco pofrunęła dalej najwyraźniej dając mi sygnał, że jeszcze się spotkamy…
Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ
Kategorie: Uncategorized