
Głupiejąc i cofając się w rozwoju, odsłaniamy starsze i bardziej prymitywne warstwy własnej osobowości, wspólnie odtwarzając poczciwy nieoświecony świat prostych emocji i magicznej wspólnoty.
Zasady dobrego wychowania zniknęły z życia publicznego być może już bezpowrotnie. Sfera publiczna, przenosząc się do internetu, straciła swoje kontury – nie bardzo już działa podział na publiczne i prywatne, a w konsekwencji prostactwo, wulgarność, lecz również zwyczajna bezpośredniość i prostota w komunikowaniu się, właściwe życiu prywatnemu, wypierają i niszczą dyscyplinę dawnych form i konwencji życia publicznego. Urąganie, pyskowanie i w ogóle wszelkie bluzgi (ze słusznego powodu i dobrze zaadresowane albo wręcz przeciwnie) stały się czymś tak samo normalnym i codziennym, jak odruchowe reakcje na nie, polegające na zwrotnych wyzwiskach i szyderstwach. Magiel zwyciężył. Skoro każdy dziś może wypowiedzieć się publicznie, to znaczy do co najmniej kilkuset słuchaczy albo czytelników, to wilcze prawo większości do ustanawiania swoich porządków musiało zadziałać. Większość, jej potrzeby i możliwości kształtują scenę społeczną i narzucają jej swoje formy. To, co byłoby jeszcze niedawno skandalem, dziś nikogo nie obchodzi. A nie obchodzi, bo gdy potencjalny skandal przyciąga uwagę przez dzień czy dwa, z trudem torując sobie drogę do rozkojarzonych umysłów „scrollującej” publiczności, to przestaje się liczyć.
Nadmiar bodźców i informacji, bezsilność wobec zmasowanej manipulacji i wszechobecnego marketingu (handlowego i politycznego) sprawiają, że wszyscy jesteśmy bardziej powierzchowni i bardziej infantylni niż dawniej, zanim bez reszty zapadliśmy się w internet. I, niestety, jesteśmy też znacznie mniej etyczni. Skoro bowiem nasze oburzenie zawsze jest bezsilne, a w dodatku z pewnością następny dzień przyniesie wiele nowych powodów do moralnego gniewu, to cóż takie oburzenie jest warte? I tak zapomnimy jutro, czym żyjemy dzisiaj. Wiedząc to, wolimy już raczej wycofać się w siebie. Wszystkiego jest za dużo na nasze biedne głowy, a przeto nie pozostaje nam nic innego, jak żyć dniem dzisiejszym i nie przejmować się już za bardzo tym światem, na który ani wpływu nie mamy, ani nawet zrozumieć go nie potrafimy. I nie chodzi tu o żaden wielki stoicyzm, lecz po prostu o zwykłą kapitulację moralno-intelektualną, regres do aspołecznych, egoistycznych i całkowicie prywatnych praktyk życiowych. Sfera publiczna straciła wszelki splendor i powab, więc lepiej sobie darować.
Głupiejąc i cofając się w rozwoju, odsłaniamy starsze i bardziej prymitywne warstwy własnej osobowości, wspólnie odtwarzając poczciwy nieoświecony świat prostych emocji i magicznej wspólnoty. Jeszcze niedawno był lud oglądający „opery mydlane” oraz wyemancypowane mieszczaństwo, odznaczające się większymi czy mniejszymi aspiracjami kulturalnymi i intelektualnymi, wydające z siebie poważne elity. Kulturowo-klasowy „ciąg technologiczny” wytwarzał w każdym pokoleniu solidne społeczności twórców, uczonych i państwowców, których łączyły maniery, język, a przede wszystkim „kod kulturowy” i wartości. Jednakże demokracja internetowa razem z wszechobecnym marketingiem, stawiającym na niskie i narcystyczne odruchy, przeorały i zniszczyły ten system oraz podbudowujące go hierarchie społeczne, redukując w końcu wszelkie społeczne i kulturowe ambicje do zwykłej chciwości i próżności. W spełnionej społecznej demokracji liczą się pieniądze i sława („rozpoznawalność” i „zasięgi”), podczas gdy dawne znamiona szlachectwa, osobiste dystynkcje, na czele z cnotami i manierami, oraz przynależność do elitarnych kręgów spotykają się co najwyżej z szyderczym i gniewnym resentymentem. Nie ma dziś chyba większego „chamstwa” niż pretendowanie do jakichś „wyższych sfer”.
Czy oznacza to, że sięgający ludu (a więc zgodny ze swą naturą!) demokratyzm pokonał dawny porządek społeczny i podważył niesprawiedliwe hierarchie, tak długo bronione przez konserwatystów? Nic z tych rzeczy! Równościowa rebelia epoki internetu ma charakter wyłącznie negatywny i resentymentalny. Nie powstało upragnione przez lewicę społeczeństwo otwarte, złożone z myślących, wrażliwych i wysoce uspołecznionych jednostek. Pogarda i zawiść zmiatają z powierzchni ziemi wszystko, co subtelne, wyrafinowane i szlachetne, robiąc miejsce dla milszych ludowej wyobraźni nowych i mięsistych kreacji.
Lud, z pomocą marketingu kulturalnego i politycznego, ustanawia nowe bóstwa i z największym zaangażowaniem praktykuje ulubione przez siebie rytuały, oparte na uwielbieniu i egzaltacji. W żywiołowym podziwie, zwłaszcza tym zbiorowym, najłatwiej dochodzi do głosu pragnienie przeżywania czegoś więcej niż tylko przyjemności dnia codziennego. I jeśli dawniej można było tę archaiczną idolatrię jakoś kontrować poważną kulturą, edukacją, instytucjonalnie usankcjonowaną uczonością czy też nawet majestatem państwa, to dziś plemienna ludyczność nie ma już nad sobą niczego wyższego. Świat prostych uczuć, prostych opowieści, ładnych piosenek i pięknych ciał nie musi się już niczego wstydzić, gdyż nie rozpościera się nad nim niebo elitarnych wartości, a tylko zupełnie swojska i wcale nie onieśmielająca otulina kultury średniej klasy.
Te wszystkie niezłe seriale, ta cała nie najgorsza, lecz nadal dość prosta muzyka czy literatura… To one są „kulturą”, substancją mieszczańskiego życia duchowego. Ta obfita konfekcja przyzwoitej jakości jak gruba warstwa chmur oddziela masę od rzeczy wielkich, które stają się dla niej w ogóle niewidoczne. W tak urządzonym świecie Szekspir z Goethem nie mają żadnych szans. Łańcuch oświecenia, który miał połączyć prostego człowieka z Duchem, został przerwany. I cóż on teraz pocznie z tym swoim wyzwoleniem?
Kategorie: Uncategorized
Pisze Pani Korulska: „To wlasnie typu antykościelnymi tekstami napędza się bardzo skutecznie antysemityzm w Polsce.
A potem się głośno narzeka ze Polacy nie lubią Żydów. A za co maja ich lubic ?
Za mieszanie się w ich koscielne sprawy ?”
Polacy nie potrzebują powodów, ani wymówek, aby nie lubić Żydów. Nie potrzebują nawet obecności Żydów w ich kraju. Ja pamiętam kiedy w okresie powojennym wszyscy siedzieliśmy cicho stawiając choinkę w oknie i żegnając się przed kościołem, aby się nie wyróżniać i nikogo nie urazić. Antysemitizm jednak kwitnął i pamiętam te okrutne, chamskie uwagi, których się wtedy nasłuchałam w szkole, na ulicy, od sąsiadów. Nie szukajmy własnej winy, prawda jest taka, że Polacy nie lubią Żydów. My naszym milczeniem nie jesteśmy w stanie na to wpłynąć. Milczenie nigdy nam nie pomogło.
Bogobojnej Pani Korulskiej
Powiada: Wara Żydom od polskich mitów narodowych i Świętego Polskiego Kościoła! Niechaj trzymają się z daleka, wtrącaniem „napędza się bardzo skutecznie antysemityzm w Polsce”. Cytuję dalej: „A potem się głośno narzeka ze Polacy nie lubią Żydów. A za co maja ich lubic ? ” Zgoda, niejednemu dzisiaj wiadomo, że biedni Polacy patrzyli na getto (Błoński 1987)
Kontynuując, ostrzega p.Korulska przed „genderyzmem”. Dodaję: chwała uczelniom Wielebnego Ryzyka za wkład w lingwistykę. Kiedys zwalczały piórem i słowem tzw. multi kulti, dzisiaj ich naśladowcy – Graniczna Slużba nie Drużba- pałkują tzw. „ciapatych”
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, autorka nie zaprzecza pedofilii uprawianej przez katolickich księży w Polsce. Dlaczego, zapytuje, przemilcza się, że pedofilia jest bolączką rownież świeckich środowisk? Odwagi, Miła Pani, oświeć zainteresowanego. Slówko dnia: Harcerz-pedofil
Bronek
EK:
Autor jest Polakiem pod każdym rozsądnym względem i atakuje KK z pozycji polskiego ateisty. To postawa godna szacunku jeśli konsekwentna moralnie i filozoficznie, nawet jeśli jego przodkowie byli i czuli się Żydami.
Pisze Ewa Korulska
Mieszkałam w Polsce w latach 80 tych i pamietam doskonale gorący zryw Solidarności i ogromny wpływ Kościoła, a szczególnie polskiego Papieża, na nastroje narodu polskiego i na sukces obalenia Komuny.
Pan Hartman jest zbyt młody aby osobiście pamiętać i wyczuwać ówczesna atmosfere polityczna. Uwazam tez ze jest rzeczą wysoce niewłaściwa krytykowanie polskiej religii i obalanie polskich mitów narodowych, jakiekolwiek by one były, z pozycji Żyda. Jest to rownie nietaktowne jak mieszanie się chrześcijan do wewnętrznych spraw rabinicznych w Izraelu. Będzie to zawsze bardzo zle odebrane przez Żydów, choćby nawet taki chrześcijański krytyk był izraelskim obywatelem.
To wlasnie typu antykościelnymi tekstami napędza się bardzo skutecznie antysemityzm w Polsce.
A potem się głośno narzeka ze Polacy nie lubią Żydów. A za co maja ich lubic ?
Za mieszanie się w ich koscielne sprawy ?
Pan Hartman słusznie pisze ze latwo sie atakuje autorytet kościoła naglasniajac skandale pedofilii w jego łonie. Pedofilia to bardzo poważne przestępstwo i krzywda dzieci. Niestety jest ona również rozpowszechniona w środowiskach świeckich : sportowych, harcerskich i pedagogicznych, o czym mówi się niewiele, a przestępców się chroni instytucjonalnie. Dzisiaj pojawiło się inne, zupełnie legalne krzywdzenie dzieci i młodzieży poprzez promowanie homoseksualizmu oraz zachęcanie ich do medycznych eksperymentów genderowych. Promuja to środowiska świeckie tzw. „ progresywne” a potencjał krzywd wyrządzonych dzieciom jest porównywalny z pedofilia. Mam nadzieje ze pan Hartman znajdzie czas aby zainteresować się bliżej tym groźnym zjawiskiem i poświecić mu jakiś nastepny artykuł. Bedzie to temat dużo bardziej aktualny i potrzebny naszemu społeczeństwu niż obalanie mitu Kościoła Polskiego. Życzę odwagi.
Współczuję.
Jasne że człowiek nie dojrzał do humanizmu. To świat zbyt szeroki i wymagający zbyt wiele od przeciętnego homo sapiens. Świat nieskończonych możliwości z bezwzględnym żądanie przestrzegania reguł społecznych, ustanowionych nie przez ”Boga” ale przez innych ludzi. Dla większości to zbyt wiele swobody.
Z tego powodu człowiek zawsze będzie szukał prawodawcy spoza społeczności ludzkiej.
Innymi słowy, utrata religii niekoniecznie znaczy humanizm, ale poszukiwanie innego sztywnego systemu odniesienia. A w Europie Islam jak znalazł pod latarnią – zapewnia sztywne ramy i jasne reguły.
To nawet nie ostrzeżenie, ale ekstrapolacja obecnej dynamiki kulturowej zachodniej Europy