
Kim byli spin doktorzy kampanii nienawiści 1968 r.? I co na ten temat wiedział naczelny POLITYKI Mieczysław F. Rakowski?
Czystki, jakie Marzec ’68 zapoczątkował w elitach i na każdym niemal szczeblu władzy, szykowały się od dawna. Ambitni, żądni karier aparatczycy chcieli rozsadzić partyjną hierarchię, zabetonowaną po latach rządów I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Władysława Gomułki. Tzw. frakcja partyzancka, której zwornikiem był szef bezpieki gen. Mieczysław Moczar, pragnęła uzyskać legitymizację społeczną poprzez rozpowszechnianie idei endeckich i oenerowskich. Jej bazą podstawową był aparat policji politycznej współdziałający z kadrą partyjną i przedwojennym skrajnym ruchem Falangi i ONR, którego przywódca Bolesław Piasecki – ujęty i przekabacony przez NKWD – opowiedział się po stronie komunistów.
Podczas tzw. wojny sześciodniowej w 1967 r. społeczeństwo polskie okazywało sympatię przede wszystkim Izraelowi, co wynikało głównie z antypatii do Rosji jako głównego sponsora, opiekuna i sterownika polityki pokonanego Egiptu. To przeraziło Gomułkę, który obawiał się, że w krytycznej chwili Polska okaże się najsłabszym ogniwem tzw. bloku socjalistycznego. Gdy w marcu 1968 r. studenci warszawscy, a potem całej Polski, domagali się praw obywatelskich – wolności słowa, wolności zgromadzeń, rozszerzenia suwerenności narodowej – ruszyła mająca zgasić bunt antysemicka nagonka. Dokonywała się za fasadą tzw. antysyjonizmu.
Anonimowa odezwa
Ale kto podpalił lont? Od czego ta kampania się zaczęła? Warto się przyjrzeć kamykowi, który poruszył lawinę marcową. Temu, który nadał ton mowie nienawiści.
W poniedziałek 11 marca 1968 r. do ponad 30 tys. kiosków Ruchu w całym kraju dotarły paczki z prasą. Wśród nich „Słowo Powszechne”, jedyny na wschód od Łaby dziennik katolicki. Z instytucjonalnym Kościołem nie miał nic wspólnego, był organem Stowarzyszenia PAX, koncesjonowanego przez komunistyczne władze ugrupowania, służącego dywersji wobec pałacu prymasowskiego. Na czele PAX stał wspomniany wyżej Bolesław Piasecki. „My się niepotrzebnie dziwimy – portretował go pisarz i felietonista Stefan Kisielewski – jego solidarności z komunistami. Przecież on taki był od młodości: kto pamięta na przykład tak zwany »Zielony program« Falangi, ten wie, że on był totalistyczny i społecznie nader radykalny, wszystko tam miało być upaństwowione, podporządkowane jednemu celowi, rządzone jedną ręką. Różnica była tylko w nacjonalizmie, a raczej – w antysemityzmie. Skoro dziś kwestia żydowska przestała komunizmowi leżeć na sercu, no to jaka jest właściwie różnica? Żadna. ONR-owiec to z natury rzeczy sojusznik komunisty!”.
Nakład gazety był niewielki: 40 tys. egzemplarzy. Tego dnia ukazał się niepodpisany artykuł czy raczej odezwa: „Do studentów Uniwersytetu Warszawskiego”. Tytuł nawiązywał do trwających od trzech dni protestów młodzieży akademickiej. Ich gwałtowność i masowość zaskoczyła i przeraziła komunistyczne władze.
Uwaga, sjoniści!
Autorzy odezwy określili studencki protest jako „bolesne wypadki”. Ich zdaniem młodzież powinna wiedzieć, kim są „bezpośredni inspiratorzy i organizatorzy” zajść na Uniwersytecie Warszawskim.
Tło zostało zakreślone szeroko. Był nim sojusz między państwem Izrael a Niemiecką Republiką Federalną, czyli zachodnimi Niemcami. Korzystać na nim miały obie strony, niemiecka otrzymywała „świadectwo moralności” i oczyszczenie z win hitlerowskiej przeszłości. Wszystko po to, by przerzucić na naród polski odpowiedzialność za wymordowanie Żydów. Chodziło także o podważenie… autorytetu Gomułki, który jest „uosobieniem jedynie słusznej polityki międzynarodowej”.
Zachodni inspiratorzy postawili przed rodzimymi – tak, tak „sjonistami” – zadanie: „Sjoniści w Polsce podjęli zamówienie polityczne NRF (…) chcieliby przeciwstawić w pierwszym rzędzie intelektualistów i młodzież naczelnym nakazom patriotycznej odpowiedzialności za Polskę Ludową”.
Kim byli ci ukryci wrogowie Polski Ludowej?
Autorzy artykułu rozróżniali inspiratorów i organizatorów. Tymi pierwszymi mieli być – co zostało powiedziane językiem ezopowym – ludzie władzy w okresie stalinowskim, którzy następnie „przeszli z pozycji socjalistycznych na pozycje nacjonalizmu sjonistycznego”. Do takich osób miał należeć Stefan Staszewski, w okresie stalinowskim kierownik Wydziału Prasy KC PZPR, w latach 1955–57 I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR. Później w konflikcie z Gomułką, któremu zarzucał autorytaryzm. W tym kontekście to ważne – żydowskiego pochodzenia.
W odezwie czytamy. „W grupie organizatorów znajdujemy więc Antoniego Zambrowskiego, syna Romana Zambrowskiego, Katarzynę Werfel, córkę profesora PAN-u Martę Petrusewicz, Henryka Szlaifera, syna cenzora z Urzędu Kontroli Prasy, Adama Michnika, syna starszego redaktora w Książce i Wiedzy, dalej studentów Blumsztajna, Rubinsteina, J. Dojczgewanta, Mariana Alstera, Irenę Grudzińską, córkę wiceministra Jana Grudzińskiego i innych”. Ich wina miała polegać na doprowadzeniu w imię obcych interesów do starcia między studentami a polską milicją.
Tego samego dnia w „Trybunie Ludu”, organie PZPR, ukazał się również niepodpisany artykuł „Wokół zajść na Uniwersytecie Warszawskim”. Różnił go od odezwy ze „Słowa Powszechnego” wstęp omawiający przebieg demonstracji z piątku i soboty, pełen przeinaczeń i kłamstw. Grupa studentów nie „wtargnęła” bowiem do kościoła św. Krzyża, lecz schroniła się w nim przed milicjantami, nie demolowała też ławek.
Oba artykuły przedstawiały taką samą interpretację wydarzeń na UW, podawały identyczne szczegóły i miały te same błędy w wymienianych nazwiskach. W obu Szlajfer zapisano przez „i”, a Józef Dajczgewant brzmiało „Dojczgewant”. „Trybuna” pominęła wątek „sjonistyczny”.
Już wówczas pisownia tego wyrazu budziła zdziwienie. Powstał nawet wyrażający tę konfuzję dowcip. Syn pyta ojca: „Tato, jak się pisze »syjonista«? Nie wiem – odpowiada ojciec – ale przed wojną pisało się przez »Ż«”. Jednak zdaniem Michała Głowińskiego, autora „Marcowego gadania”, przed wojną była w użyciu forma „sjonizm” i dopiero propaganda marcowa upowszechniła „syjonizm”.
W odpowiedzi na pytania: „komu to służy?” i „kto za tym stoi?”, dziennik Piaseckiego pierwszy rzucił okrzyk pogromowy. Rozpoczął antysemicką kampanię. Sekretarz osobisty Gomułki Walery Namiotkiewicz zapamiętał, że w warszawskiej fabryce samochodów FSO zakładowy sekretarz partyjny przeczytał na wiecu artykuł ze „Słowa Powszechnego”, a potem zrobił się cały ciąg wieców w wielkich zakładach pracy. Po kraju krążyły odpisy artykułu, był cytowany na partyjnych zebraniach. Kierownictwo PZPR nie zajęło od razu stanowiska, więc stworzyło wrażenie, że „idzie za PAX-em”.
Czy to Piasecki albo ktoś od niego sformułował treść odezwy? Wśród towarzyszy z kierownictwa PZPR zapanowała omerta, nabrali wody w usta, ściemniali. To jest casus Stefana Olszowskiego, kierownika Biura Prasy KC, szefa jednego ze sztabów kampanii. W latach 60. – jak wynika z zapisków redaktora naczelnego tygodnika POLITYKA Mieczysława F. Rakowskiego – Olszowski wygłaszał „antysemickie hasełka”. W kwietniu 1968 r. w materiale przesłanym Gomułce zapewniał: „Pracownicy Biura Prasy sprawowali kontrolę, dokonywali konsultacji, a w określonych warunkach wspólnie z redakcjami formułowali odpowiednie akapity artykułów, komentarzy i informacji na temat wydarzeń”. Natomiast już w XXI w. zapewniał: „Nie zdołałem zapobiec eskalacji (…) wyhamować lawiny niecnych publikacji”.
Milczą na ten temat ludzie partyjnego aparatu propagandy, pytani o autorstwo odezwy w „Słowie Powszechnym”, nawet po upadku PRL. Już w 1968 r. umywali ręce. Na posiedzeniu Biura Politycznego 8 kwietnia Artur Starewicz, odpowiedzialny za pion propagandy sekretarz KC, chwalił się, że to on podyktował artykuł do „Trybuny”. Ale autora odezwy nie ujawnił. W zaparte szedł Zenon Kliszko, prawa ręka Gomułki, który na wspomnianym posiedzeniu Biura mówił: „Nie mam dowodów, ale jestem przekonany, że w »Słowie Powszechnym« ukazał się w zwykłym trybie, bez inspiracji. Nie chcę kwestionować, że może ktoś uprzednio o nim wiedział. To, że nie mógł się ukazać bez zgody wydziałów i odpowiedzialnych ludzi – to jest insynuacja”.
To, że po latach niektórzy z ludzi Gomułki wyparli się udziału w sprawie, może nawet zaczęli odczuwać wstyd za swoje antysemickie harce, można zrozumieć. Ale dlaczego wówczas milczeli?
Spekulacje i domysły
Kwestia autorstwa artykułu do dziś pozostaje przedmiotem spekulacji. Najczęściej dowodzono, że autorem musiał być ktoś ze stajni Piaseckiego, np. Zygmunt Przetakiewicz, w latach 30. szef organizacji bojowej Falangi. „Potworny terrorysta – pisał o nim Stefan Kisielewski – a zarazem niesłychany wątlak fizyczny, bo właściwie ledwo jak cień chodzący, ale rewolwerowiec groźny. Bardzo śmieszna postać”. W czasie drugiej wojny walczył na Zachodzie, w 1944 r. uczestniczył w bitwie pod Falaise po desancie w Normandii. Po powrocie znowu związał się z Piaseckim. Przez trzy lata był nawet naczelnym „Słowa”. Taki tekst mógł napisać. Zresztą nazwał go „historycznym”. W referacie wygłoszonym dla aktywu PAX stwierdził: „Po tym historycznym artykule »Słowa Powszechnego« zaczęła się nowa sytuacja w partii: Kępa, Gierek, prasa itd. (…) Tow. Kępa powiedział swemu aktywowi: idźcie za »Słowem Powszechnym« na zakłady, przekazujcie jego treść i nie wstydźcie się, że to jest artykuł »Słowa Powszechnego«”.
Istnieją jednak mocne przesłanki, by odrzucić hipotezę o autorstwie kogoś z PAX. Bez wsparcia z KC taki artykuł nie mógł się ukazać, ponieważ zawierał – jak byśmy dziś powiedzieli – dane wrażliwe. Atakował Staszewskiego, byłego członka partyjnego kierownictwa, na co zgoda musiała przyjść z samej góry. Skąd Przetakiewicz miałby wiedzieć, że Roman Werfel miał córkę o imieniu Katarzyna i że ojciec Szlajfera pracował na ul. Mysiej? Nie mógł też bez zgody KC zaatakować Jana Grudzińskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego, czy wspomnieć o istnieniu cenzury, oficjalnie temacie tabu. Nie wiadomo też, po co Przetakiewicz miałby atakować Kisielewskiego, który kilka dni wcześniej został pobity przez „nieznanych sprawców” za swój bon mot o „dyktaturze ciemniaków”. Last but not least te podobieństwa między artykułami w „Trybunie” i „Słowie” wykluczają, by autorem odezwy był ktoś spoza KC.
Rakowski stawiał na Frelka
Czas na rozwiązanie zagadki. Już w latach 80. biografom Piaseckiego, Antoniemu Dudkowi i Grzegorzowi Pytlowi, udało się wyciągnąć informację od Namiotkiewicza, że tekst napisali do spółki Bolesław Piasecki i Ryszard Frelek, wówczas „starszy instruktor” w Komitecie Centralnym. Mieczysław F. Rakowski także stawiał na Frelka. Już w Marcu naczelnego POLITYKI to interesowało. W dziennikach zapisał: „Jak znam życie, Bolcio [Piasecki] musiał z kimś z Białego Domu uzgodnić tekst. Chciałbym wiedzieć, z kim. Wiem, że Frelek [Ryszard] pozostaje w przyjaznych stosunkach z Przetakiewiczem”. W latach 70. Frelka poznał lepiej, uważał go za inteligentnego, obrotnego i łasego na uznanie, jednak nie za orła. Odnotował też jego oburzenie na oskarżanie Polaków o antysemityzm.
Frelek mógł taki tekst napisać (w grudniu 1970 r. był ghostwriterem Edwarda Gierka), ale nie sam. W każdym razie musiał znać treść artykułu, który poszedł do „Trybuny Ludu”. W Biurze Prasy KC na porządku dziennym było poprawianie tekstów przez dyżurujących sekretarzy. Ale nawet Stefan Olszowski był „za cienki”, by coś takiego puścić. Zgodzić się na to musiał Zenon Kliszko, którego Frelek był osobistym sekretarzem.
W sobotę 9 marca najpierw wysmażyli tekst do „Trybuny Ludu”, już on – przypomnijmy – wymieniał nazwiska (prawdopodobnie ich lista została podyktowana przez telefon przez kogoś z MSW – stąd błędy w ich zapisie). Wydało im się jednak, że to za mało, że trzeba na ostro. Śpieszyli się, stąd miejscami bełkot i niespójności. Frelek zadzwonił do Przetakiewicza. On lub Piasecki dopisali fragment o sojuszu NRF z Izraelem i anachronicznych już wtedy „sjonistów”.
Ale jak wytłumaczyć milczenie Starewicza i Olszowskiego? Nerwowe zarzekanie się Kliszki na posiedzeniu BP, że nie było żadnych „inspiracji”?
W ten weekend Gomułki nie było w kraju. Kliszko podejmował decyzje sam. Miesiąc później, gdy spotkało się BP, było już po słynnym wystąpieniu I sekretarza w Sali Kongresowej, podczas którego z widowni poleciały okrzyki poparcia dla Edwarda Gierka. Powszechnie krążyła opinia, że „partyzanci” z Mieczysławem Moczarem na czele liczą na zmiany kadrowe. W okresie stalinowskim za „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne” Gomułka i Kliszko trafili do więzienia. Zakulisowe konszachty z PAX Gomułka mógł uznać za spisek. Cztery lata wcześniej z władzą pożegnał się Nikita Chruszczow, „zdjęty” przez bliskich mu towarzyszy. Kliszko wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, dlatego w odezwie pojawił się passus o pierwszym sekretarzu, że jest „uosobieniem jedynie słusznej polityki międzynarodowej”. Wielu autorów wspomina, że Kliszko bał się swojego szefa.
Kampania antysemicka w marcu 1968 r. miała długą genezę. W opublikowanym w 1957 r. „Traktacie poetyckim” Czesław Miłosz pisał: „Niech tutaj będzie wreszcie powiedziane: Jest ONR-u spadkobiercą Partia”. I zapytał: „Któż miecz Chrobrego wydobywał z pleśni?/ Któż wbijał myślą słupy aż w dno Odry?/ I któż namiętność uznał narodową/ Za cement wielkich budowli przyszłości?”.
Proces rozrzedzania
Od 1954 r. trwał, co jakiś czas przybierając na sile, proces „rozrzedzania”, pozbywania się z PZPR działaczy żydowskiego pochodzenia. Ucieczka na Zachód dwóch oficerów pochodzenia żydowskiego – Pawła Monata w 1959 r. i Władysława Tykocińskiego w 1965 r. – z pewnością nie pozostała bez wpływu na atmosferę podejrzliwości wobec pozostałych w kraju polskich Żydów. Pamiętano lata stalinizmu. Kliszko nie zapomniał, że gdy Roman Zambrowski i Roman Werfel byli na szczycie, on siedział w więzieniu. Ale do czerwca 1967 r. antysemityzm nie znajdował odbicia w partyjnej propagandzie. Bez trudu można sobie wyobrazić inny scenariusz, w którym zamiast posłużyć się wytrychem antysemickim, towarzysze sięgają po wyjaśnienia klasowe: bananowa młodzież, miazmaty kultury zachodniej. Przerażeni jednak studenckim buntem użyli ONR-owskich klisz i wykorzystali paksowską gazetę.
W latach 70. większość marcowych spin doktorów zrobiła karierę. Olszowski został ministrem spraw zagranicznych, Frelek najpierw kierował Wydziałem Zagranicznym KC, później został sekretarzem KC. Był autorem i współautorem kilku seriali telewizyjnych. Wykazał się talentem na rynku nieruchomości. Wedle NIK załatwił sobie przydziały dziewięciu mieszkań, w tym sześciu na swoje nazwisko. Witold Jankowski, w 1968 r. naczelny „Słowa Powszechnego”, rok później został posłem. Piasecki wkrótce członkiem Rady Państwa.
Marcin Zaremba
Wykładowca Wydziału Historii UW, członek jury tygodnika „Polityka” przyznającego nagrody za najlepsze książki historyczne.
Marzec 1968: kto uruchomił kampanię nienawiści? Kamyk, który poruszył lawinę
Kategorie: Uncategorized