Uncategorized

Na tym uniwersytecie Żyd nie mógł być studentem, profesorem ani szatniarzem


Inauguracja roku akademickiego 1931/1932 na Uniwersytecie Poznańskim. Senat akademicki i przedstawiciele korporacji studenckich idą po nabożeństwie w pochodzie z kaplicy zamkowej do auli uniwersyteckiej

Inauguracja roku akademickiego 1931/1932 na Uniwersytecie Poznańskim. Senat akademicki i przedstawiciele korporacji studenckich idą po nabożeństwie w pochodzie z kaplicy zamkowej do auli uniwersyteckiej (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Na uniwersytecie w Poznaniu wywieszono ogłoszenie, że dopóki gmina żydowska nie dostarczy żydowskich zwłok, przyjmowanie Żydów na uczelnię będzie wstrzymane.

Violetta Szostak: Słyszałam w rządowym radiu, że „opluwacie założycieli swojej Alma Mater” i to na dodatek „za pieniądze podatników”.

Prof. Rafał Witkowski: Jak zawsze, to jest nasza misja.

Prof. Maciej Michalski: Ledwo słoneczko uderzy w okno, zabieramy się do opluwania.

Listy od zaniepokojonych waszymi badaniami odbierał poprzedni rektor UAM. Mówił o tym podczas promocji waszej książki. Pisała do niego m.in. uczelniana „Solidarność”. Do was także takie głosy docierały?

M.M.: „Szkoda pracy. W Poznaniu nie było problemu, bo właściwie nie było żydowskich studentów” – takie uwagi słyszeliśmy. Jeden z profesorów, który nam kibicował, mówił: „Oj, tu będzie ciężko. To w Poznaniu tabu”.

R.W.: Żydowscy studenci pojawiali się dotąd w opracowaniach dotyczących historii naszego uniwersytetu na marginesach.

M.M.: W książce wydanej z okazji 50-lecia uczelni jest o nich może jedna strona. Przesadzam?

R.W.: Akapit.

M.M.: Wtedy wydano też zbiór materiałów źródłowych do historii uniwersytetu. Najciekawsze były teraz momenty, kiedy w archiwum trafialiśmy na oryginały. I okazywało się, że w wersjach drukowanych w tamtym zbiorze niektóre fragmenty usunięto.

Co usunięto?

R.W: Na przykład, że pobito studentów żydowskich i że studenci, którzy bili, mieli kastety.

M.M.: Albo fragment, w którym nasz pierwszy rektor relacjonował, jak zareagował na propozycję zatrudnienia w Poznaniu profesora z Rygi.

„(…) gdy jeden z profesorów zbliżył się do mnie, nadmieniając, że prof. C. jest znakomitą siłą naukową, ale jest żydem, oświadczyłem, że społeczeństwo nasze na ten wybór nie zgodziłoby się. Kilku profesorów, obecnych na posiedzeniu, oklaskami dało dowód zadowolenia swego” – relacjonował prof. Heliodor Święcicki w 1919 r. Chodziło o prof. Mieczysława Centnerszwera, chemika z politechniki w Rydze. Nie zatrudniono go w Poznaniu.

R.W: Z dokumentów usuwano akapity, które ukazują naszą uczelnię w złym świetle. Dla historyka fałszowanie źródeł to rzecz straszna. To tak, jakby zrobić sobie morfologię krwi i ktoś poprawił wyniki, żeby badany nie był smutny.

Uniwersytet Poznański, 1933 r. Widok zewnętrzny gmachu Collegium Minus

Uniwersytet Poznański, 1933 r. Widok zewnętrzny gmachu Collegium Minus fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

M.M: W latach 60. wydano w Poznaniu bibliografię publikacji dotyczących historii uniwersytetu. Przeglądam okres międzywojenny i nie znajduję nic na temat wystąpień antysemickich. I myślę sobie – niemożliwe. Próbuję więc w drugą stronę: mam artykuł znaleziony w prasie „Echa zajść antyżydowskich na Uniwersytecie Poznańskim” i szukam go w bibliografii. Jest. Ale pod tytułem: „Echa zajść na Uniwersytecie Poznańskim”.

W całej bibliografii wykreślono słowa „Żyd”, „antyżydowski”, „antysemicki”.

Dlaczego?

R.W.: Przyczyn mogło być kilka. Cenzura – w PRL był zapis na antysemityzm, który stawiał Polskę w złym świetle. Autocenzura i oportunizm – pisano to, co trzeba, bo takie były czasy. Głupota – dotyka różnych ludzi, jak dopadnie historyka, to pisze on głupoty.

Cenzura PRL skończyła się dosyć dawno. Teraz też nie byłoby chyba takiej książki ani badań, gdyby nie reporter Maciej Zaremba Bielawski. Napisał do rektora UAM, że na gmachu poznańskiego Collegium Maius chciałby ufundować tablicę: „W tym budynku 17 października 1937 r. walny zjazd Związku Lekarzy Państwa Polskiego wprowadził do statutu »paragraf aryjski«, który lekarzy żydowskiego pochodzenia wykluczył ze Związku. Celem ZLPP było wyrugowanie Żydów z profesji lekarza”. Rok po tym zjeździe w Poznaniu matka Zaremby nie została przyjęta na studia medyczne w Krakowie, bo była Żydówką.

M.M.: Niekiedy potrzebne jest zewnętrzne oko, aby uświadomić sobie problem. To, że wcześniej nie zabraliśmy się do tej pracy, jest trochę naszą winą. Ale gdy rozpoczynały się przygotowania do jubileuszu 100-lecia uniwersytetu, zwróciliśmy z Rafałem uwagę, że w naszej historii istnieją trudne, niezbadane karty. I planowaliśmy napisanie dłuższego artykułu czy nawet książki na ten temat. Wtedy przyszedł list Zaremby Bielawskiego.

W odpowiedzi rektor powołał kilkuosobową komisję, w której skład weszliście. Czy inne polskie uczelnie tak kompleksowo podeszły do rozliczeń ze swoją historią, z antysemityzmem?

M.M.: Nie w tej formie, ale na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Jagiellońskim pisano o tym, nie był to temat przemilczany. Na UW odbyła się konferencja o getcie ławkowym. Prof. Dariusz Stola zauważył w jej trakcie, że rozporządzenie rektora UW prof. Włodzimierza Antoniewicza, które w 1937 r. wprowadzało getto ławkowe, w zasadzie nadal jest w mocy, bo nikt go nie odwołał. Tak samo w Krakowie. Jest też mnóstwo wydziałowych rozporządzeń, które np. ograniczały żydowskim studentom dostęp do laboratoriów. W grupie historyków z różnych uczelni sformułowaliśmy właśnie „Apel do Rektorów i Senatów polskich uczelni o zbadanie i upamiętnienie historii gett ławkowych i innych form dyskryminacji w latach 30. XX w.”. Na wielu z nich teoretycznie nadal obowiązują przepisy międzywojenne, apelujemy, by je symbolicznie skasować. Apel podpisało już 350 osób [stan na 18 kwietnia 2023 r.].

embed

W Poznaniu u początku uniwersytetu były antyżydowskie uchwały. „Dalej porusza prof. Święcicki sprawę dopuszczenia Żydów na uniwersytet, nad którą wywiązała się ożywiona dyskusja” – to zapis z protokołu z lutego 1919 r., gdy formował się Uniwersytet Poznański. Wkrótce wprowadzono numerus clausus dla Żydów – spoza Wielkopolski można było ich przyjąć tylko 2 proc., bo taki był wtedy procentowy udział Żydów w wielkopolskim społeczeństwie. Na żadnym polskim uniwersytecie takich ograniczeń wtedy nie było.

M.M.: W 1922 r. próbowano ustawowo wprowadzić numerus clausus w całej Polsce, ale projekt upadł. Mimo to w Poznaniu nadal stosowano limity, nawet kiedy było już jasne, że jest to nieprawne, niezgodne z konstytucją.

Przypomnijmy, w jakich okolicznościach powstawał uniwersytet w Poznaniu. W listopadzie 1918 r. zawiązała się czteroosobowa Komisja Organizacyjna Uniwersytetu Polskiego w Poznaniu. „Polskiego” – to ważne. Chodziło o to, by pokazać wciąż rządzącym tu Niemcom – bo był to czas przed wybuchem powstania wielkopolskiego i przed podpisaniem traktatu wersalskiego – że ten uniwersytet jest polski.

Ale nie wprowadzono ograniczeń dla studentów Niemców, innych narodowości czy wyznań, tylko dla osób wyznania mojżeszowego i narodowości żydowskiej.

M.M.: Inicjatorzy uniwersytetu zaczęli się zastanawiać, kto będzie na nim studiować. Było prawdopodobne, że przyjedzie do nas sporo mieszkańców Kalisza, Łodzi, Zgierza, Pabianic, Konina… Mogli pomyśleć: boimy się przyjazdu Żydów, bo u nas nie ma Żydów. Wyraźnie powiedzieli więc: nie będziemy ich przyjmować na nasz uniwersytet.

„Pana Juliusza Kleinera, choć wiemy dobrze, że świetne, a może najlepsze napisał prace o Słowackim i Krasińskim, ze względu, że jest przechrztą – nie powołaliśmy” – pisał rektor Święcicki. Przez całe dwudziestolecie nie zatrudniono na uniwersytecie w Poznaniu ani jednego profesora pochodzenia żydowskiego, ale też w ogóle żadnego takiego pracownika, bibliotekarza czy szatniarza.

M.M: Tak, w Poznaniu nie wystarczyło nawet, że ktoś był ochrzczony.

Są dokumenty studentek, które ochrzciły się przed przystąpieniem na studia, ale to im nie pomogło.

W wypadku prof. Kleinera straciliśmy okazję zatrudnienia doskonałego znawcy historii literatury polskiej.

Posiedzenie Polskiej Akademii Literatury poświęcone wyborowi nowego akademika, 11 kwietnia 1937 r. Od lewej siedzą: Juliusz Kleiner, Leopold Staff, Wacław Sieroszewski, Juliusz Kaden-Bandrowski, Ferdynand Goetel, Jerzy Szaniawski, Tadeusz Żeleński, Zofia Nałkowska, Bolesław Leśmian, Zenon Przesmycki, Karol Irzykowski

Posiedzenie Polskiej Akademii Literatury poświęcone wyborowi nowego akademika, 11 kwietnia 1937 r. Od lewej siedzą: Juliusz Kleiner, Leopold Staff, Wacław Sieroszewski, Juliusz Kaden-Bandrowski, Ferdynand Goetel, Jerzy Szaniawski, Tadeusz Żeleński, Zofia Nałkowska, Bolesław Leśmian, Zenon Przesmycki, Karol Irzykowski fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

R.W.: Nie sądzę, żeby Święcicki był zażartym antysemitą. On po prostu szedł z duchem czasu, ale ten duch czasu był taki, że się moralnie im wszystko w głowie wysypało. To czas, kiedy powstawały w całej Europie nowe państwa, narody uzyskiwały niepodległość, i czas, w którym kierowano się nie kategoriami wielonarodowościowymi, tylko narodowymi. Ale mimo to nie tak łatwo wytłumaczyć, dlaczego oni tacy byli.

M.M.: Ja tylko częściowo bym się z tobą zgodził, bo kwestie ideologiczne były bardzo ważne. Myśl narodowa stabilizowała się pod koniec XIX w. i na początku XX w. Zgodnie z nią ideał stanowiło państwo narodowe, czyli takie, które ma granice, a wewnątrz tych granic mieszka jeden naród.

Polskość poznańskiej uczelni była traktowana jako jej atut. Nasz uniwersytet nazywano w międzywojniu smarkatym, młodzikiem, położonym „na kresach zachodnich”. A my im wówczas odpowiadaliśmy – tak, ale jest najbardziej polski.

„Skład narodowościowy i wyznaniowy młodzieży nadaje Szkole naszej pewien swoisty charakter. Wiadomo, że Uniwersytet Poznański jest najbardziej polską wszechnicą” – powie rektor Stanisław Runge w połowie lat 30. Ale zauważacie w książce, że w pewnym momencie w protokołach gremiów uniwersyteckich zmienił się język – na początku był wprost antyżydowski, potem zaczęły się pojawiać eufemizmy, coraz mniej słów na „ż”. Co się stało?

M.M.: Interpretacji tego procesu może być kilka. W czerwcu 1919 r. Polska podpisała tzw. mały traktat wersalski, który pod szeregiem sankcji zobowiązywał nas do respektowania praw mniejszości etnicznych i religijnych. Powstanie państw takich jak Polska, Rumunia, Czechosłowacja było uzależnione od jego podpisania. Kiedy na uniwersytecie postanowienia tego traktatu były łamane, a Żydzi byli prześladowani – nie wyglądało to dobrze. Także polska konstytucja z 1921 r. gwarantowała wszystkim obywatelom równość bez względu na wyznanie, język i narodowość. Profesorowie mieli świadomość, że to, co dzieje się na uniwersytecie, dzieje się publicznie. Niekiedy poufnie prosili studentów, żeby tak radykalnie nie występowali przeciwko Żydom, bo to szkodzi wizerunkowi uczelni.

Poufnie.

M.M.: Aby sprawa się nie rozeszła. Można też przypuszczać, że chodziło w ogóle o usunięcie Żydów z oficjalnych dokumentów, żeby nie funkcjonowali jako problem. Nie ma sprawozdań na temat rozruchów antyżydowskich na Uniwersytecie Poznańskim. Rektor informował tylko enigmatycznie o „sytuacji” na uczelni.

embed

Są w protokołach „hece”, ekscesy”, ale nie wiadomo jakie.

M.M.: I takie uwagi: pobili się studenci, podobno kogoś odwieziono do szpitala, ale nic się nie stało. Nie kijem go bili, ale tylko pięścią.

W jednej z łódzkich gazet opisano zdarzenia z listopada 1935 r., gdy na uniwersytecie studenci określeni jako endeccy pobili żydowskich, wyrzucali ich z sal wykładowych. To relacja kogoś, kto był blisko zdarzeń. Ale potem dziennikarz został oskarżony o rozpowszechnianie fałszywych wiadomości „mogących wywołać niepokój publiczny”.

Sąd z Łodzi zwrócił się do władz uczelni z prośbą o informacje na temat przebiegu zdarzenia. W Poznaniu pismo to włożono do szuflady. Przychodziły ponaglenia. Być może na uniwersytecie badano sprawę, ale nie ma po tym śladu. Zachował się natomiast brudnopis odpowiedzi przygotowanej po dwóch latach przez rektora Karola Jonschera, napisany w tonie: odczepcie się od nas. O co w ogóle cała sprawa? Kogoś pobito, ale nie tak bardzo, jak to opisali w gazecie. Nie wiemy, kto to zrobił, bo przecież nie będziemy ich ścigać. I nie prowadzimy rejestru antyżydowskich wystąpień, nie interesuje nas to. Brudnopis zawiera także poprawki zmieniające ton odpowiedzi z aroganckiej na łagodniejszą. Widocznie uznano jednak, że nie wypada tak pisać do sądu.

Wstrząsający jest list prof. Józefa Kostrzewskiego – jednego z czterech założycieli uniwersytetu, wybitnego archeologa – w którym tropił żydowskie pochodzenie jednej ze studentek. Jak to się właściwie stało, że ten list zachował się w archiwum uniwersyteckim?

M.M.: Publikujemy w książce jeden list, a zachowała się cała korespondencja, która trwała kilka lat. Znajduje się w teczce innej sprawy związanej z profesorem.

W późniejszych listach Kostrzewski dowodził, że zbadał genealogię studentki kilka pokoleń wstecz i odkrył, że ze strony ojca dziewczyna była wprawdzie chrześcijanką, ale ze strony matki – Żydówką.

Powiedzmy sobie jasno, uwagi prof. Kostrzewskiego na temat istoty bycia Żydem miały wymiar rasistowski.

Ciarki przechodzą po plecach, gdy czyta się odezwy młodzieży akademickiej, w których zagrzewa się do walki o „odżydzenie” uniwersytetu. Władze uniwersyteckie nie tylko nie tonowały narastającego antysemickiego szaleństwa, lecz także wzmacniały je swoim autorytetem, udostępniały mury uczelni na żydożercze wiece, same brały w nich udział. Rektor Jan Sajdak nawoływał na wiecu do „walki z żydostwem”.

M.M.: Jako rektor uczestniczył w 1931 r. w wiecu po śmierci Stanisława Wacławskiego. Rok później, gdy pełnił funkcję prorektora, też mówił rzeczy ewidentnie antysemickie. Nie da się tego obronić.

Wiec w 1931 r. zgromadził 4 tys. osób. Była to największa poznańska demonstracja studentów w okresie międzywojennym. Nastroje były gorące w całej Polsce. Przypomnijmy: doszło do nieszczęśliwego wypadku, kiedy podczas antyżydowskiej demonstracji w Wilnie polski student umarł w wyniku uderzenia w głowę kamieniem czy cegłą. Śmierć Wacławskiego została wykorzystana przez endecką młodzież w całym kraju. Wykorzystano wszystkie męczeńskie treści, jakie można było wpisać w tę śmierć.

Rok później męczennikiem okrzyknięto Jana Grodkowskiego, który zginął we Lwowie, ale z pewnością nie podczas studenckich zamieszek…

embed

„Pijany student, włóczący się po domach publicznych, bijący się z alfonsami i szumowinami o nierządnicę, zarżnięty przez nich sromotnie, staje się przedmiotem rozruchów studenckich w całej Polsce” – tak to ujął jeden ze współczesnych. Zdjęcia, na których uczestnicy tych wieców idą ulicami Poznania, robią wrażenie.

M.M.: Na wiecu ku czci Wacławskiego obecna była cała społeczność uniwersytecka. Te manifestacje inicjowali studenci narodowcy, którzy mieli w Poznaniu ogromną przewagę. Tylko przez krótki czas konkurencją dla młodzieży narodowej był sanacyjny Legion Młodych. Te organizacje nie różniły się zasadniczo w poglądach na temat obecności Żydów na uczelni.

Cztery tysiące ludzi na antyżydowskim wiecu, a żydowskich studentów na Uniwersytecie Poznańskim można było policzyć na palcach. Patrzę w tabele, które zamieściliście w książce: w 1931 r. na 4569 studentów 29 zadeklarowało wyznanie mojżeszowe. Bywały lata, gdy zgłaszało się ich zaledwie kilkoro. Proporcje nigdy nie sięgnęły nawet 2 proc.

M.M.: Naprawdę można było ich szukać ze świecą. W latach 30. pojawiały się absurdalne oskarżenia, że należy usunąć ich z uniwersytetu, ponieważ zabierają polskim studentom miejsca i stypendia. Nie znaleźliśmy ani jednego przypadku, w którym żydowskiemu studentowi przyznano stypendium. Nie mogli oni mieszkać też w domach studenckich, bo były one pod opieką zamkniętej dla nich organizacji studenckiej Bratniak. Nie mogli korzystać z taniego wyżywienia, bo stołówkami też zarządzała ta organizacja.

Śniadanie wielkanocne dla studentów zorganizowane przez Bratnią Pomoc Studentów Uniwersytetu Poznańskiego, kwiecień 1928 r.

Śniadanie wielkanocne dla studentów zorganizowane przez Bratnią Pomoc Studentów Uniwersytetu Poznańskiego, kwiecień 1928 r. fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Żydom wstęp wzbroniony” – wywieszono na drzwiach stołówki domu studenckiego w centrum miasta.

M.M.: W latach 30. młodzież endecka w Poznaniu i w całej Polsce z coraz większą brutalnością występowała przeciwko Żydom. W Wilnie i Warszawie podkładano nawet bomby.

W Poznaniu nie było bomb, ale żydowskich studentów wyrzucano z wykładów, bito. Najbardziej brutalnie było na przełomie 1935 i 1936 r. Rektorem był wtedy prof. Stanisław Runge, jak on reagował?

M.M.: Różnie. Jako zwolennik sanacji nie miał łatwego życia na uniwersytecie zdominowanym przez sympatyków endecji. Zapewne z powodów politycznych został też oskarżony o plagiat pracy naukowej. Gdy oczyszczono go z zarzutów, zareagował bardziej stanowczo. Zmusił organizacje studenckie, żeby odcięły się od akcji przemocowych. Z jednego z zachowanych dokumentów wiadomo jednak, że był zwolennikiem usunięcia Żydów z uniwersytetu. Podpisał się pod apelem przeciwko gettu ławkowemu, ale znaleźliśmy list, w którym tłumaczył swój podpis. Pisał, że sytuacja na uniwersytetach zaszła tak daleko, że podejmowane działania szkodzą idei „odżydzenia” uniwersytetu.

Nie rozumiem.

M.M.: Getto ławkowe wprowadziło na uniwersytetach ogromny chaos. Dochodziło do zamieszania, do rękoczynów. Runge uważał, że wypchnięcie Żydów z uniwersytetu powinno się odbyć metodami prawnymi. Ten jego list znaleźliśmy w archiwum PAN w Warszawie. Byłem nim bardzo zaskoczony.

Minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wojciech Świętosławski (z lewej) i rektor prof. Stanisław Runge po posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Poznańskiego w czerwcu 1936 r.

Minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wojciech Świętosławski (z lewej) i rektor prof. Stanisław Runge po posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Poznańskiego w czerwcu 1936 r. fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

W 1937 r. w Poznaniu zwołany został nadzwyczajny walny zjazd Związku Lekarzy Państwa Polskiego, który uchwalił paragraf aryjski. Dlaczego nadzwyczajny i dlaczego w Poznaniu?

R.W.: Wcześniej był walny zjazd w Warszawie i tam przegłosowano wprowadzenie do statutu związku zmiany, które pozwalały należeć do niego tylko Polakom „chrześcijanom z urodzenia”. To zostało oprotestowane przez okręgi krakowski i lwowski. Zwołano więc nadzwyczajny zjazd, by powtórnie głosować. W Poznaniu, bo Poznań był jednoznaczny.

To znaczy?

R.W.: Nikt tutaj nie miał wątpliwości, czy wprowadzić paragraf aryjski.

Część członków związku zbojkotowała ten zjazd, ale z obecnych niemal wszyscy zagłosowali za, tylko jedna osoba wstrzymała się od głosu. Kto to był?

R.W.: Tego nie wiemy. W relacjach cytowany jest m.in. lekarz wojskowy płk Naramowski z Poznania, który mówił, że proponowane rozwiązania mają charakter rasistowski, wzorowany na prawodawstwie niemieckim. Ale głos zabierał też lekarz eugenista przekonany o wyższości jednych ras nad innymi, który mówił, że nie można wprowadzić paragrafu aryjskiego, bo w konsekwencji Żydzi zostaną bez lekarzy. A wtedy w ich dzielnicach wylęgną się choroby, którymi zarazimy się również my – Polacy.

Symptomatyczne jest to, co się działo potem. W związku rozwiązano dwa okręgi: lwowski i krakowski, które zdecydowanie sprzeciwiły się uchwale. Wielu lekarzy odeszło z tej organizacji, a jej znaczenie upadło. Dla szefostwa związku było to jednak bez znaczenia. Mieli cel i szli do niego po trupach.

To był krok do wykluczenia Żydów w ogóle z zawodu lekarza?

R.W.: Związek Lekarzy Państwa Polskiego nie był jedyną instytucją zrzeszającą lekarzy, ale miał kluczowy wpływ na funkcjonowanie służby zdrowia, wypłacane lekarzom stawki, ich zatrudnienie w szpitalach. Plan był bardzo prosty i oni go w ogóle nie ukrywali: pozbyć się Żydów z Polski. Krok po kroku, z każdej sfery.

Najpierw odseparować i stworzyć takie warunki, żeby nie mogli funkcjonować, zarabiać, a potem zmusić do opuszczenia Polski.

M.M.: Lekarze nie byli pod tym względem wyjątkowi. Paragraf aryjski wprowadzano wtedy w różnych organizacjach. To samo dotyczyło wielu innych grup zawodowych, ale także ogólnospołecznych czy sportowych.

embed

Uderzył mnie szczegół, który znaleźliście w programie poznańskiego zjazdu: po obradach, podczas których uchwalono paragraf aryjski, lekarze poszli na operetkę i na bankiet do modnego lokalu Adria.

R.W.: Dla nich to był sukces, oni to świętowali po prostu.

W tym czasie na studiach medycznych w Poznaniu nie było już studentów Żydów?

M.M.: Studiowali jeszcze ci, których przyjęto wcześniej, ale nie przyjmowano już nowych.

Pretekstem były zwłoki?

R.W.: Jak się szuka pretekstu, to się go znajdzie. Problem zwłok wybrano celowo, bo nie było dla niego rozwiązania. Religia żydowska nakazuje, żeby zmarłych chować jak najszybciej po śmierci, a kwestia nienaruszalności martwego ciała jest obwarowana wieloma przepisami religijnymi. Było wiadomo, że Żydzi nie mogą się zgodzić na przekazywanie zwłok do badań na uniwersytecie.

M.M.: Afera trupia – jak ją nazywano – na innych uniwersytetach zaczęła się już u schyłku I wojny światowej, kiedy polscy studenci protestowali przeciwko temu, by Żydzi uczyli się medycyny na zwłokach chrześcijan. Nazywali to profanacją. Niektórzy badacze dostrzegają tu kontynuację średniowiecznych przesądów o profanacji hostii.

Wskazujecie, że gdy w latach 20. żądanie dostarczenia żydowskich zwłok dla żydowskich studentów medycyny pojawiło się na demonstracjach w Poznaniu, traktowano to jeszcze jako niepoważny wyskok młodzieży, coś wręcz humorystycznego. A w połowie lat 30. zostało to usankcjonowane przez uczelnię.

M.M.: To, co wcześniej było absurdem, dekadę później stało się rzeczywistością.

W 1936 r. wywieszono na drzwiach dziekanatu Wydziału Lekarskiego ogłoszenie, że dopóki zwłoki nie zostaną dostarczone przez gminę żydowską, przyjmowanie Żydów na uczelnię będzie wstrzymane.

Zmianę widać w tabelach przyjęć. W latach 1936 i 1937 występowała jeszcze rubryczka „wyznanie mojżeszowe” – i są w niej kreseczki, czyli zero przyjętych. Potem nie było już nawet rubryczki.

Inauguracja roku akademickiego 1932/1933 na Uniwersytecie Poznańskim w październiku 1932 r. Na zdjęciu senat akademicki po nabożeństwie w pochodzie z kaplicy zamkowej do auli uniwersyteckiej

Inauguracja roku akademickiego 1932/1933 na Uniwersytecie Poznańskim w październiku 1932 r. Na zdjęciu senat akademicki po nabożeństwie w pochodzie z kaplicy zamkowej do auli uniwersyteckiej fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Z waszej książki wynika, że od jesieni 1936 r. w ogóle nie przyjmowano już Żydów na Uniwersytet Poznański. Jak argumentowano wprowadzenie numerus nullus na całej uczelni?

M.M.: Nie udało nam się ustalić, w jaki sposób to się formalnie odbyło.

„Starania poznańskiej młodzieży akademickiej, które wreszcie spotkały się ze zrozumieniem całego senatu U.P. odniosły więc pomyślny skutek. Oby ten sukces poznańskiej młodzieży akademickiej stał się dobrym przykładem dla reszty wyższych uczelni w Polsce” – donosił „Kurier Poznański”, jedna z najbardziej poczytnych gazet w Poznaniu.

M.M.: Triumfalizm, który przebija z tych tekstów i pism endeckiej młodzieży, gdy się zorientowała, że Żydzi nie zostali przyjęci, jest przerażający. W 1937 r. pisała: „Za dwa lata Uniwersytet Poznański bez Żydów!”. Bo ci, którzy jeszcze studiują, za dwa lata mieli skończyć edukację i wreszcie będzie „czysto”.

R.W.: Symbolem tego czasu jest parada umundurowanych członków Stronnictwa Narodowego, którzy w 1938 r. idą z faszystowskim salutem rzymskim przy pomniku Serca Jezusowego w Poznaniu. Im się jeszcze wydaje, że mogą wszystko.

M.M.: Interpretowanie tych wydarzeń w kontekście Holocaustu jest nieuniknione. Ten wsteczny cień, który rozpościera się nad latami 30., my widzimy. Oni nie widzieli, ale wszystko, co robili, do tego prowadziło.

Historycy, prof. Rafał Witkowski i prof. Maciej Michalski, brali udział w badaniach powołanej przez rektora Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu komisji ds. badania przypadków prześladowania osób pochodzenia żydowskiego na Uniwersytecie Poznańskim (jej członkami byli też profesorowie Anna Wolff-Powęska, Krzysztof Podemski, Piotr Forecki). Efektem jej pracy jest książka „Wyparte historie. Antysemityzm na Uniwersytecie Poznańskim w latach 1919-1939″, którą można pobrać za darmo na stronie Wydawnictwa Naukowego UAM.

Na tym uniwersytecie Żyd nie mógł być studentem, profesorem ani szatniarzem

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.