Uncategorized

Kochane Osoby!


Jan Hartman

Taką formułką zwracają się działacze na rzecz praw LGBT przemawiający do uczestników parad równości. „Osoby”, bo świat nie dzieli się na kobiety i mężczyzn.Owszem, nie dzieli się. „Moi drodzy” albo samo „Kochani” pewnie by wystarczyło. Jednak w „osobie” zawiera się coś więcej. Słowo to przydaje się, gdy trzeba dostrzec i uwzględnić ludzi niemieszczących się w binarnym podziale płci, pluralistycznej typologii orientacji seksualnej bądź typowym podziale ról społecznych, a nawet biologicznych. Można przecież być transmężczyzną, czyli kimś, kto przeszedł tranzycję lub po prostu poczuwa się do płci męskiej, a fizjologicznie jest zdolny do urodzenia dziecka. Mówi się na kogoś takiego „osoba z macicą”.

Gdy taka osoba zachodzi w ciążę, to nie jest to koniecznie „mężczyzna w ciąży”, bo z faktu, że nie uważa się za kobietę, nie wynika od razu, że jest mężczyzną. Płciowość nie jest bowiem kategorią binarną, nawet jeśli większość ludzi jest „cis”, czyli ma jasną tożsamość pod względem płci biologicznej i zgodne z nią, trwałe i jednoznaczne poczucie tożsamości płciowej.Jak mają się zachowywać przedstawiciele większości, od których rzecznicy mniejszości domagają się uwagi i daleko idących korekt swojego dotychczasowego zachowania i języka?

Zapewne powinni wyjść naprzeciw oczekiwaniom, uważając, aby nie ulec pokusie arogancji albo protekcjonalności, co się zdarza większym i silniejszym. Jednak wyjście naprzeciw nie może oznaczać poddawania się dyktatowi ortodoksji i zastraszaniu ani wyrzekania się własnej tożsamości. Prawo do mówienia, że kobiety rodzą dzieci, a prawa kobiet to nie jest to samo co prawa transkobiet, jest prawem niepodważalnym. Można mieć inne zdanie, lecz nie wolno nikogo z tej racji wykluczać, piętnować, wyzwać od terfów [czyli uprzedzonych wobec osób trans – red.]. Pogląd, że płeć ma bazę biologiczną, a poczucie tożsamości płciowej i płeć społeczna są wobec płci biologicznej pewną nadbudową, która może być po części czymś wrodzonym lub zdeterminowanym, a po części przedmiotem swobodnego wyboru tożsamościowego, zapewne nie jest ostatnim krzykiem mody postępowego feminizmu, lecz nadal jest w pełni uprawnionym stanowiskiem, za które nie wolno nikogo karać, tak jak za rasizm.

Radykalizm, rewolucyjny dogmatyzm, zwalczanie odstępców w imię zasady: „kto nie z nami, ten przeciwko nam”, to nie tylko paskudne narowy, budzące skojarzenia z czasami tropicieli „odchyleń prawicowo-nacjonalistycznych”, lecz przede wszystkim prosta droga do odstraszenia i obrzydzenia milionom ludzi całego feminizmu i ruchu LGBT. To tak, jak gdyby zwalczać nacjonalizm przez rugowanie słowa „Polacy” na rzecz „mieszkańcy Polski” (bo nie każdy z nich jest Polakiem) albo zabraniać mówić „niedziela”, by nie urazić tych, którzy w siódmy dzień tygodnia jednak muszą „dzielać”, czyli chodzić do pracy.Większość też ma swoje prawa. Jednym z nich jest prawo do tego, aby mniejszości nie zauważać w każdej chwili, lecz jedynie czasami, gdy jest to ważne, na przykład ze względu na zagrożenie ich praw. Praw rozumianych rozsądnie. Bo na pewno nie jest prawem osób transpłciowych, aby w każdych okolicznościach ignorowano różnicę między nimi a płcią, do której należą mocą swej deklaracji i tranzycji.

Czasami te różnice mają znaczenie – na przykład w toalecie albo na bieżni sportowej. Zamykanie ust wszystkim, którzy te różnice dostrzegają i mają w związku z nimi jakieś uwagi, to szantaż moralny i cenzura, niemająca nic wspólnego z budowaniem otwartego, równościowego społeczeństwa. To faszyści wyobrażają sobie, że zdrowy moralnie naród musi się składać z samych faszystów. Wolne i równościowe społeczeństwo nie może się składać z samych ortodoksów aktualnego nauczania feministyczno-genderowego o tym, czym jest postępowość.

Wychowywanie młodzieży na „płatki śniegu”, sugerowanie im nieustannego uskarżania się na dyskryminację jako sposobu na życie, tworzenie atmosfery zastraszenia na uniwersytetach, zaprowadzanie terroru językowego i retorycznego w mediach, używanie działaczy społecznych jak ideologicznych pałek na wszelkie nienadążające za postępem i zacofane „większości” – to wszystko są metody na zdobywanie przewagi rynkowej, politycznej i społecznej w środowiskach jak najbardziej uprzywilejowanych i zamożnych. Radykalni działacze są tu tylko „pożytecznymi idiotami”, a naprawdę pokrzywdzeni liczą się na tyle, na ile można ich propagandowo wykorzystać. A przecież krzywdzone kobiety najczęściej nie będą feministkami, zaś pobity gej nie będzie w awangardzie postępu.Radykalizm zawsze jest sterowany i zawsze ma nieczyste intencje.

Dobrzy ludzie są łagodni i wyrozumiali, nie zacietrzewiają się, nie są skorzy do piętnowania i niszczenia kogokolwiek, a już zwłaszcza nie tych, którzy mają pokrewne, lecz nieco inne od nich poglądy. „Nadgorliwość gorsza od faszyzmu”, głosi całkiem niegłupie ludowe powiedzenie. Walka o prawa kobiet i LGBT daleka jest od zakończenia. Nie jestem działaczem, lecz aktywnym sojusznikiem, i to dobre ćwierć wieku. Dużo już widziałem i mam prawo do własnej opinii. A jest ona taka, że trzeba łączyć siły, a nie podkreślać różnice, obrażać, pędzić „tłuste koty”, „dziadersów”, „polityków” i innych „terfów”. Bez histerii, bez zachłystywania się własnym radykalizmem, bez pychy i pogardy zajdziemy dalej i szybciej.

Kochane Osoby!

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Biologiczna definicja płci u ssaków jest jednoznaczna:
    1. Płeć męska – stworzenie produkujące małe ruchliwe komórki płciowe (gamety) niosące jedną pełną replikację własnych genów. U ssaków takie gamety są zwane plemnikami.
    2. Płeć żeńska – stworzenie produkujące duże nieruchome gamety zwane jajami. Jaja są z setki i tysiące razy większe od plemników.
    Z mocy tej definicji płeć ssaków jest binarna. Nie ma w świecie ssaków trzeciego rodzaju gamet.

    Postmodernistyczny rozgardiasz nie jest na temat zmiany płci według widzimisię, ale na temat skłonności i obiektów pociągu seksualnego. Zjawisku homoseksualizmu jest biologom dobrze znane i udokumentowane dla całygo świata ssaków. Homoseksualizm nie definiuje płci biologicznej.

    Ale homoseksualizm nie ma niczego z definicją płci biologicznej. Homoseksualista, mimo pociągu do tej samej płci nie jest zdolny do produkcji gamet innej płci. Może oczywiście zniwelować ich produkcję przez koktajl hormonalny, co nie zmieni w niczym jego genetycznego zaprogramowania. Biologiczny mężczyzna nie stanie się biologiczną kobietą i na odwrót. Jego ciało nie zacznie produkować jajeczka zamiast plemników i na odwrót.
    Pociąg seksualny nie jest biologiczną definicją płci.
    Możliwe że w dalszej przyszłości będzie można zaprogramować człowieka z kompletnym garniturem genetycznym, na zamówienie. Nie widzę powodu czemu nie da się zaprogramować człowieka z normalnym zestawem gamet, ale ze skłonnością seksualną do człowieka z podobnym zestawem gamet.
    Czyli ta sama ludzkość z mocą wykonawczą bogów.
    Mamy szczęście że tej apokalipsy nie dożyjemy.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.