Uncategorized

Dlaczego nie zagłosuję na Donalda Tuska

 

Jan Kopec

 Tusk prawie bezbłędne powtórzył „manewr Putina””, osadzając Ewę Kopacz na stanowisku „prezydenta Miedwiediewa”  na czas sprawowania wysokiego urzędu w Brukseli. Nie przewidział tylko ośmioletniego intermezzo pod batutą maestro Kaczyńskiego. Ja zaś, skromny banita wewnętrzny Trzeciej Rzeczypospolitej, z pewną jak gdyby nieśmiałością  wyraziłem przekonanie, że, przed niechybną porażką, opozycję demokratyczną mogłoby uchronić zastosowanie, na pięć minut przed wyborami, słynnego „manewru Kidawy-Błońskiej”. 

     Donald Tusk, jeżdżąc po całym kraju swoim „Tuskobusem”, wykonał wspaniałą polityczną robotę. Jak urodzony konferansjer  publicznymi wystąpieniami przekonywał do Platformy  rzesze niezdecydowanych, ale słupki sondażowe Koalicji Obywatelskiej rosły w miarę topnienia zasobów pomniejszych ugrupowań opozycji demokratycznej. Tusk gorąco namawiał do zjednoczenia sił, ale nie zdołał przyłączyć do Koalicji ani jednej  partii opozycyjnej, choć były aż trzy do wyboru. Manewr Kidawy Błońskiej miał polegać na wysunięciu kandydatury na premiera powszechnie akceptowanego na opozycji Rafała Trzaskowskiego, polityka o znacznie większych zdolnościach koalicyjnych.

     Postawiłem błędną diagnozę, że Tusk na kanibalistyczny sposób pożera naturalnych sprzymierzeńców. Były „prezydent całej Europy”, po pięcioletnich studiach politycznych w Brukseli, lepiej rozumiał swoje położenie.  Spostrzegł, mianowicie, że zjada własny ogon. Jeśli ugrupowanie „Trzeciej Drogi” nie wejdzie do sejmu, to nawet gdyby jakimś cudem Tuskowi udało  się zdobyć dla KO lepszy wynik od Zjednoczonej Prawicy, co skutkowałoby pozyskaniem „premii d’Hondta”, to i tak prezesem wszystkich Polaków pozostałby Jarosław Kaczyński, a on sam obszedłby się  smakiem premierostwa. W Rzeczypospolitej prezesa Kaczyńskiego dla pokonanego Tuska nie zabrakłoby wody i chleba.

    Przeto na spotkaniu z wyborcami „spod samiuśkich Tater”, przewodniczący KO wygłosił osobliwy apel, żeby zwolennicy Trzeciej Drogi w swoich decyzjach przy urnie nie kierowali się kalkulacjami wyborczymi, to znaczy nie głosowali na największe opozycyjne ugrupowanie, lecz postępowali zgodnie ze swym sumieniem, bo trzeciemu ugrupowaniu prodemokratycznemu zagraża , że nie przekroczy progu wyborczego.

        Nie mam dobrego wyboru, bo każde z trzech ugrupowań opozycyjnych  ma jakąś fundamentalną wadę, której nie potrafię zaakceptować. Ale pomodlę się za sukces wyborczy Trzeciej Drogi i oddam na nią swój nic nie znaczący głos, ponieważ o taką postawę obywatelską zaapelował do mnie Tusk. Modlitwa jest tu chyba niezbędna, bo nawet bezapelacyjne zwycięstwo  przewodniczącego Platformy nad premierem Morawieckim w telewizyjnej debacie wyborczej, niczego istotnie nie może już zmienić.

        Przetrwałem Hitlera, Stalina, Gomułkę , Gierka i Jaruzelskiego, przetrwam też kolejne cztery lata rządów Kaczyńskiego. I tylko czasu straconego przez Rzeczpospolitą bardzo mi żal. To straszne. Kiedy na dwa tygodnie przed polskimi wyborami parlamentarnymi na Izrael spadło kilka tysięcy rakiet, gdy Hamas wielkimi siłami zaatakował z powietrza, od morza i z lądu, niosąc śmierć i pożogę dla cywilnej ludności, na jakiś czas popadłem w trwogę, lecz szybko się otrząsnąłem. Inwazja będzie natychmiast odparta przez najlepiej uzbrojoną i wyszkoloną armię świata, ale zbrodnia Hamasu w Polsce wywoła szok, który każe ludziom zastanowić się, czy pozostawić przy władzy pogrążoną w korupcji Dobrą Zmianę, czy też wybrać Mniejsze Zło, które jednak zagwarantuje Polakom lepszą ochronę przed wrażymi rakietami i pociskami manewrującymi. 

    Donald Tusk w debacie przez kamerami TVP pięknie wykorzystał odosobniony przypadek rosyjskiej rakiety, która przeleciała przez pół Polski, żeby cichutko uderzyć w zalesiony teren nieopodal Bydgoszczy. Ja zaś, bezwarunkowy i naiwny pacyfista, wczesnym popołudniem w 265 dniu wojny w Ukrainie  otrzymałem   informację o ataku dwu rosyjskich rakiet na polskie terytorium. Rosyjskie rakiety były dwie, co pozwalało wykluczyć nieszczęśliwy przypadek. A więc mamy wreszcie długo przez wszystkich zapowiadaną, lub wyczekiwaną,  Trzecią Wojnę Światową!

  Kolejne komunikaty były bardziej optymistyczne. Eksplodowała jedna tylko rakieta i była to ukraińska rakieta przeciwlotnicza S-300 z posowieckich zapasów.  Następny komunikat lał oliwę na oszalały ocean; eksplodowało wyłącznie paliwo rakietowe, a nie głowica bojowa. Ale i to wystarczyło, żeby zabić dwu moich rodaków, mieszkańców wsi Przewodowo koło Hrubieszowa. Po godzinie dziewiętnastej rzecznik rządu poinformował, że w związku z incydentem w Przewodowie prezydent Andrzej Duda pilnie zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego z udziałem członków sejmowej Komisji do spraw Bezpieczeństwa i odbędzie telefoniczną rozmowę z prezydentem Joe Bidenem. Ze swej strony  MSZ nocą zawezwało na dywanik ambasadora Rosji, który okazał zdziwienie wobec polskich oskarżeń o atak rakietowy na Polskę. 

       Z ust Joe Bidena prezydent Duda dowiedział się, że rakieta, która spadła na Przewodowo, „prawdopodobnie wystrzelona została przez Ukraińców”. To bardzo uprzejme sformułowanie prezydenta USA, skoro Amerykanie w „czasie rzeczywistym”, dzięki obserwacji radarowej, satelitarnej i lotniczej przy pomocy samolotu AVACS, odbywającego stałe kursy wzdłuż wschodnich granic Rzeczypospolitej, doskonale znali trajektorię lotu i  wiedzieli, że rakietę ziemia-powietrze wystrzelili nasi napadnięci przez Rosję sprzymierzeńcy w kierunku  rosyjskiego pocisku manewrującego z potężnym ładunkiem konwencjonalnym, przeznaczonym dla  elektrowni  w Dobrotworze koło Lwowa. Ta elektrownia zasila w prąd także znaczący obszar województwa lubelskiego.

    Jakiś polski Egon Kisch lub Stefan Zweig, niech to będzie reporter Artur Domosławski albo pisarz Mariusz Szczygieł, powinien teraz porzucić wszelkie inne zatrudnienia i wziąć się za pisanie książki pt. „24 godziny z życia Rzeczypospolitej”.  Nazajutrz dowiedziałem się bowiem  z ust profesora Jana Pietrasieńskigo, specjalisty od konstrukcji rakietowych z WAT, iż „w pocisku S-300 funkcjonuje specjalny flegmatyzator powodujący, że paliwo pali się wolno. Flegmatyzator funkcjonuje niezawodnie, natomiast w głowicy mogła zdarzyć się usterka urządzenia powodującego samozniszczenie rakiety po nietrafieniu w powietrzny cel”. W ukraińskiej rakiecie doszło więc do eksplozji głowicy bojowej, a nie paliwa!

     Próżno  dociekać prawdy o rakietach wystrzelonych nieszczęśliwym przypadkiem, lub też o samolotach pasażerskich strąconych przez pomyłkę. Incydent z Przewodowa uświadomił nam, że nie tylko nie mamy wojska, ale jesteśmy też pozbawieni kompetentnej administracji cywilnej.

     Kaczyński rozbroił nam wojsko i służby bezpieczeństwa.  W dobrze zrozumiałym interesie własnym kaprali uczynił kapitanami, kapitanów mianował na stanowiska generalskie. Skutek bezhołowia jest taki, że komendant policji  osobiście, pociskiem z granatnika, wysadził w powietrze własny gabinet, niszcząc ściany, meble i dokumenty. Kupiony od firmy izraelskiej instrument do inwigilowania terrorystów, o złowrogiej nazwie „Pegazus”, spożytkowany został do podsłuchiwania rozmów telefonicznych całkowicie niegroźnych i pokojowo nastawionych  polityków opozycji, przez co zaniedbano inwigilacji osobników stwarzających szczególne zagrożenie w czasie wojny hybrydowej, jaką prowadzi przeciwko Polsce dyktator Łukaszenka pospołu z dyktatorem Putinem.

    Nie przypuszczałem, że nierząd, jaki króluje dziś w Polsce, zapanuje też w Izraelu, kraju zbudowanym od postaw przez ludzi myślących. Ale były szef Mossadu oświadczył publicznie, że przeprowadzenie znienacka  zmasowanego i skoordynowanego ataku Hamasu na terytorium Izraela  możliwe było tylko dlatego, że izraelski wywiad  w ostatnim czasie zajęty był uciszaniem społecznych niepokojów, gdy w proteście przeciwko dyktatorskim porządkom, zaprowadzanym przez premiera Netanjahu , na ulice izraelskich miast w obronie ładu demokratycznego  wychodziły setki tysięcy obywateli.

    Nowy szef wywiadu bardziej zasługuje na zaufanie premiera, ale poprzednik lepiej znał się na sekretnej robocie.

    I tak oto w dniu telewizyjnej debaty wyborczej przed kamerami TVP w godzinach popołudniowych dwaj najważniejsi żołnierze Rzeczypospolitej jednocześnie,  jak na komendę, złożyli  dymisje ze swych wysokich funkcji szefa sztabu i dowódcy operacyjnego rodzejów sił zbrojnych. Przed południem następnego dnia  dowiedziałem się , że wojsko dowozi paliwo do stacji benzynowych dotkniętych „awariami dystrybutorów”, co mogło wzbudzić niezadowolenie obu naj ważniejszych generałów, ponieważ decyzję o uszczupleniu rezerw strategicznych podjęto za ich plecami. Po południu usłyszałem w TVN24, że, w związku z konfliktem zbrojnym w Izraelu, zorganizowanie transportu lotniczego dla zagrożonych polskich obywateli powierzono byłemu dowódcy Wojsk Terytorialnych z pominięciem kompetencji dowódcy operacyjnego rodzajów sił zbrojnych i właśnie ten incydent był kroplą, która przelała czarę goryczy.

     Przed wiekiem mówiło się, że gdy w Sankt Petersburgu kichną,  w Warszawie odzywa się to kanonadą armatnią. Teraz możemy mówić, że gdy w Izraelu tąpnie, w Warszawie jeden po drugim padają generałowie.

                                                                         Jakub Kopeć

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.