Nadeslal FZP
Tadek Markiewicz o tekście z lutowego numeru Glamour.
Żyd na wysokich obcasach
„Glamour” to pismo “ą-ę” i takie też są poruszane w nim tematy. Z ostatniego numeru możemy nie tylko dowiedzieć się „co będzie najmodniejsze w sezonie wiosna-lato 2014 w modzie i urodzie” (50 stron magazynu!), ale także jak np. „znaleźć męża wykorzystując techniki marketingu”, czy stać się wreszcie „randkowalną”.
Poza tymi rewelacjami, lutowy „Glamour” przynosi nam jednak prawdziwe objawienie. W artykule zatytułowanym „Kocham Żydów” redakcja oświadcza: „nadszedł już czas, w którym być Żydem jest modne”. Wymowa tekstu nie pozostawia wątpliwości. Żydzi są teraz na fali i lepiej to czytelniku „zczaj”, bo inaczej jutro zagrozi ci wyginięcie, jak nie przymierzając neandertalczykom.
Co Żyd takiego ma, że lubić go warto? – Są oczytani, inteligentni, bogaci, mają doskonałe poczucie humoru (…) Do tego są doskonale „wyposażeni” i świetni w łóżku – tłumaczy Ania, jedna z rozmówczyń autorki artykułu. Ania to wie, bo w końcu z Żydem spała. Dowiadujemy się, więc, że jej Adam to na prawdę była dobra opcja, bo jak na Żyda przystało, we wszystkich zakątkach świata mógł pochwalić się kuzynostwem: „Wszędzie, więc mieliśmy metę i byliśmy witani z otwartymi rękami”.
Podobne skojarzenia ma Marek, który wyjawia, że jego zdaniem naród wybrany „to elita, której warto się trzymać”. Z kolei Magdę najbardziej w Żydach kręci ich look, a konkretnie to ich ciemne loczyska. Na ich widok dziewczynie po prostu „miękną kolana”.
I kiedy tak czytam o tych wszystkich braciach krwi, co to są bogaci, jak Rotszyld, jurni, jak Abraham (płodził dzieci mając setkę na karku) i egzotyczni, jak humus z oscypkiem, to krew mnie zalewa.
I bynajmniej nie chodzi tu o to, że widocznie jestem wyjątkowo felernym egzemplarzem starozakonnego. No, bo nie posiadam, ani kasy, ani zwierzęcego seksapilu, o rodzinie w Montecarlo nie wspominając (loki teoretycznie by się zgadzały, ale to tylko jeżeli partnerka okazałby się daltonistką).
Żyd na kredowym papierze
Tekst z „Glamour” postrzegam, jako element niepokojącego zjawiska cepelizacji żydostwa w Polsce. W ciągu ostatnich kilku lat lifestylowe magazyny, czy telewizyjne programy śniadaniowe coraz chętniej zajmują się polskimi Żydami. Pamiętam, jak jakiś czas temu skonsternowany przeglądałem sesję zdjęciową jednego z modnych pism, której motywem przewodnim były żydowskie korzenie modeli. Pochodzenie, bagaż kulturowy i historyczny były tutaj takim samym dodatkiem do sesji, jak kolorowe buty Nike czy torba od Prady. Swoistym atutem, który robi jej bohaterów „chic”.
Inność – postrzegana, jako atut jest obecnie nad Wisłą prawdziwym socjo-kulturowym dyktatorem mody. Jest to oczywiście fantastyczna wiadomość. Z faktu, iż polskie społeczeństwo powoli się liberalizuje, staje się bardziej tolerancyjne, czy nawet zaczyna pozytywnie postrzegać multikulturowość, należy tylko się cieszyć. Te procesy widać zwłaszcza pośród inteligencji czy środowisk studenckich.
Zhomogenizowana Polska głodna jest egzotyki. Naszym elitom artystycznym marzą się bulwary wypełnione gwarem obcych języków. Multinacjonalizm jest jednoznacznie kojarzony z nowoczesnością i sukcesem gospodarczym społeczeństw.
Dlatego też tak chętnie się dzisiaj sięga po polskich Żydów. Jest to oczywiście fenomen historyczny, bo ani w międzywojniu, ani po nim polskie elity żydostwa nie postrzegały, jako coś atrakcyjnego. Człowiek złośliwy mógłby rzec, że do zmiany odbioru polskiego Żyda, potrzebowaliśmy najpierw tego Żyda pozbyć się z kraju. Promowanie, wychwalanie odrębności mniejszości, która – przepraszam za to wyrażenie – jest obecnie jedynie cieniem samej siebie, wydaje się mi znacznie spóźnione. Zwłaszcza, że polska społeczność żydowska z perspektywy socjo-ekonomicznej żadną mniejszością dla przeciętnego Polaka już nie jest.
W Polsce Żydów już prawie nie ma. Tak, jak i nie ma żydowskich sklepów, dzielnic, klubów sportowych i fabryk. Dla większości Żyd nie jest, więc rywalem w biznesie, kolegą ze studiów, czy miłością z dzieciństwa. Może, dlatego tak chętnie wprowadzamy go na łamy naszej prasy? Łatwo w końcu idealizować, to czego się nie zna.
Szkoda tylko, że robimy to w tak uproszczony, krzywdzący sposób. Wbrew narracji „Glamour”, żydostwo nie jest kwiatkiem do kożucha, superlatywem, bajerem, szpanem. A przynajmniej nie powinno nim być.
Dla wielu osób, które znam, bycie polskim Żydem łączy się z codziennym zamiataniem swoimi rękawami pozostałości po największej na świecie żydowskiej nekropolii. Na tę część naszej historii w „Glamour” zabrakło już jednak miejsca.
Tadeusz Markiewicz
Styczeń 2014
Kategorie: Uncategorized