wspomnienia

Irena Sendlerowa: Odważna i samotna

Przyslala Rimma Kaul

 


– Jej mit powstał wtedy, gdy cztery dziewczynki z USA napisały sztukę o tym, jak ratowała żydowskie dzieci. Był rok 2001, trwała dyskusja nad „Sąsiadami” i nagle 80-letnia pani stała się remedium na bolesną historię opisaną przez Jana Grossa – mówi Anna Bikont, autorka biografii Ireny Sendlerowej:

NEWSWEEK: Utrwalił się obraz Ireny Sendlerowej jako wiekowej pani z włosami w kolorze gołębiej bieli, o łagodnych, żywych oczach i dobrym uśmiechu.

ANNA BIKONT: Kryła się za tym niepewność, lęki, traumy. Jej życie po 1945 roku było naznaczone strachem, że wszystko co żydowskie jest niebezpieczne. Miała koszmary, lęki okupacyjne, nie mogła spać, wracał sen, że do jej mieszkania wchodzi gestapo.

Myślałem, że o Sendlerowej wiemy prawie wszystko.

– Tak naprawdę to planowałam inną książkę. O tym, jak trudno było ratować żydowskie dzieci podczas wojny; o samotności Polaków decydujących się na takie bohaterstwo i o ukrywanych dzieciach. Im też jest poświęcona duża część książki. Irena Sendlerowa miała być nitką do nich prowadzącą. Ale jak zaczęłam pracować nad historiami, które opowiadała, okazało się, że coś się w nich nie zgadza. Zaczęło mnie to fascynować. Po co ktoś, kto ma takie zasługi, kto codziennie ryzykował swoje życie dla ratowania Żydów, jeszcze coś sobie dodaje? I jak okazać szacunek, który mam dla niej, a jednocześnie być wierną prawdzie historycznej?

Zacznijmy od faktów.

– Sendlerowa przed wojną zaczynała jako młoda buntowniczka, dzisiaj byśmy powiedzieli street-workerka. Była dziewczyną z dobrego domu, a zajmowała się pomocą prawną dla matek i dzieci w trudnej sytuacji życiowej. Znajdowała prostytutki, które nie wiedziały, z kim mają dzieci, służące zgwałcone przez pana domu, kobiety bezrobotne. Wchodziła odważnie tam, gdzie mieszkały – do piwnic, suteren; warunki jak w XIX w. Mówiła im o antykoncepcji, namawiała do walki o alimenty, uznanie ojcostwa.

Pochodziła z domu o lewicowych poglądach…

– W ostatnich latach stała się bogoojczyźnianą ikoną, ale posłowie, którzy przegłosowali, że przyszły rok będzie rokiem Ireny Sendlerowej, chyba nie zdawali sobie sprawy, że całe życie była człowiekiem lewicy. Jej ojciec był socjalistą, lekarzem, najbiedniejszych leczył za darmo. Jako studentka sympatyzowała z PPS. Uczyła się w Wolnej Wszechnicy – studiowali tam robotnicy, komuniści, niektórzy po wyrokach, wielu Żydów; nigdy nie stosowano zasady numerus clausus ani getta ławkowego. Sendlerowa nauczyła się tam, jak pomagać innym, wyciągać ich z biedy, motywować. To, że pomagała potem Żydom, to żaden przypadek, żaden odruch szlachetnego polskiego serca, ale skutek lewicowej edukacji. Zresztą, kiedy podczas wojny dochodziło do kolejnych podziałów w PPS, ona zawsze wybierała skrajny lewicowy odłam.

Kiedy zaczyna pomagać żydowskim dzieciom?

– Całą okupację pracuje w warszawskim Wydziale Opieki; najpierw pomaga polskim żołnierzom, potem cywilom, warszawiakom. Już jesienią 1939 r. opieka nad dziećmi żydowskimi zostaje odebrana polskiej administracji i przekazana gminom żydowskim, a jej przyjaciółki i koleżanki Żydówki wyrzucane są z pracy. Sendlerowa zaczyna pomagać dzieciom i dorosłym. Załatwia fikcyjne meldunki, żeby przysługiwały im kartki, żeby mogli chodzić do stołówek miejskich. Kiedy powstaje getto, zapewnia sobie przepustkę. Znajduje czas, żeby wejść tam kilka razy dziennie. Jest szczupła, więc może założyć kilka swetrów, obłożyć się masłem.

Żegota – Rada Pomocy Żydom – powstaje w grudniu 1942 roku. Jaką Sendlerowa pełni tam rolę?

– Odpowiada za logistykę, jej głównym zadaniem jest przekazywanie pieniędzy polskim rodzinom, które ukrywają żydowskie dzieci, znajdowanie mieszkań, dostarczanie fałszywych dokumentów. Staje na czele siatki osób pracujących w warszawskim Wydziale Opieki, które już wcześniej zajmowały się pomocą żydowskim dzieciom. Tych osób, które nazywamy dziś siatką Sendlerowej. Sama – dopóki nie zacznie działać w referacie dziecięcym Żegoty – ma więcej kontaktów z dorosłymi niż z dziećmi. Nie może ukrywać ich u siebie w domu, bo ma chorą na serce matkę; opiekuje się nią kobieta, której chyba nie ufa. Poza tym cały dzień pracuje.

Była wybitną organizatorką. Miała w głowie setki adresów, z godziny na godzinę potrafiła zorganizować komuś pomoc. Chore dziecko? Dzięki Żegocie może załatwić lekarza. Wiadomo, że chore dziecko płacze, a to oznacza niebezpieczeństwo dla wszystkich ukrywających się. Takie drobne rzeczy decydowały o życiu i śmierci.

Czy Sendlerowa miała świadomość swojego bohaterstwa?

– Mam wrażenie, że przebywając tyle czasu z ukrywającymi się osobami, przejęła ich punkt widzenia. Jakby stała się po wojnie przestraszonym człowiekiem z żydowską traumą. Uważała, że to z powodu jej działalności jej dzieci nie zostały przyjęte na studia w 1968 roku. Wydarzenie to opisywała w najdrobniejszych szczegółach, tyle że nie zgadzają się ani lata, ani przyczyny. Narzekała, że 20 lat nie dostawała paszportu, żeby pojechać do Izraela zasadzić swoje drzewko. Tyle że Yad Vashem nie miało przez lata pieniędzy i nikogo nie zapraszało, a ona nie składała podania o wyjazd. Zrobiła to dopiero w 1981 roku i rzeczywiście nie dostała go ze względu na stan wojenny. Wtedy mało kto dostawał. Udało jej się pojechać w 1983 roku, co było dla niej wielkim szczęściem i ukojeniem.

To ten żydowski strach nie pozwalał jej powiedzieć własnym dzieciom, że ich ojciec jest Żydem?

– Po wojnie pochodzenie męża trzymała w tajemnicy. Może bała się oskarżenia, że pomagała Żydom z pobudek osobistych, bo kochała Żyda? Że to umniejszy skalę jej bohaterstwa?

Pisze pani, że zmyślała, miała skłonność do przesady…

Calosc TUTAJ

 

Kategorie: wspomnienia

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.