Henryk M. Broder
Przyslal Andrzej Solecki ktory dodaje ze mimo upływu 15 lat tekst jest wyjątkowo celny. Być może warto to przypomnieć – a może raczej pierwszy raz pokazać po polsku – na kierowanym przez Pana blogu?
Tekst z niemieckiego przetlumaczyl Sir Google Translate
Henryk M. Broder
Niemcy spierają się o to, czy izraelskie ataki wojskowe na Liban są uzasadnione. Ale jak inaczej Izrael może bronić się przed rakietami Hezbollahu? Może organizując protesty okupacyjne wzdłuż granicy izraelsko-libańskiej?

Minęło ponad 20 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej, w latach 60. XX wieku, kiedy Niemcy zdali sobie sprawę, że naziści zamordowali dużą liczbę Żydów w ramach proponowanego przez nich „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Proces we Frankfurcie w Auschwitz, który trwał dwa lata (1963-1965) i obejmował 183 rozprawy, zaowocował obszerną dokumentacją tego, co wydarzyło się w obozie koncentracyjnym w pobliżu polskiego miasta Oświęcim. Niemiecka opinia publiczna była zszokowana, przerażona – a przede wszystkim zaskoczona.
Najwyraźniej nikt nigdy nie czytał „Mein Kampf” Hitlera, nie słyszał przemówień Hitlera, nie subskrybował nazistowskiej gazety Stürmer ani nawet nie zauważył, że ich żydowscy sąsiedzi „wyprowadzili się” bez zabrania mebli.
Ponad dziesięć lat później, w 1978 roku, niemiecka telewizja wyemitowała czteroodcinkowy serial telewizyjny „Holocaust”. Po raz kolejny Niemcy zareagowali przerażeniem, szokiem i niekończącym się zaskoczeniem. Losy rodziny żydowskiej ukazane w filmie wywołały łzy w oczach Niemców. Zadawali pytania, na które nie było odpowiedzi. “Jak to było możliwe?” Oraz: “Dlaczego Żydzi dali się prowadzić jak baranki na rzeź? Dlaczego się nie bronili?”
Kwestia ta dominowała w debatach na temat Holokaustu przez prawie 20 lat, aż Daniel Goldhagen opublikował w 1996 roku swoją książkę „Gorliwi kaci Hitlera: zwykli Niemcy i Holokaust”. Książka wywołała kolejną falę wstrząsu i przerażenia. Ale tym razem przewrót nie dotyczył tego, co opisała książka, ale jej autora, który mówił o „eliminacyjnym antysemityzmie” i twierdził, że „ostateczne rozwiązanie” jest logicznym punktem końcowym rozwoju ukrytego w niemieckiej tożsamości.
Odkąd ukazała się książka Goldhagena, debata nie toczy się już o tym, czego Żydzi przeżyli i czego nie przeżyli, ale o tym, co Niemcy wiedzieli lub czego nie wiedzieli – o tym, ilu z nich było mniej lub bardziej chętnymi wspólnikami Holokaustu. Dyskusja przesunęła się z ofiar na sprawców, a sprawcy próbują przedstawić historyczne dowody, że oni również byli ofiarami, przynajmniej w końcu, gdy zbombardowano Drezno – wydarzenie, które szef polityczny neo- Nazistowska partia NPD porównała do Holokaustu – i kiedy Gustloff, przebudowany statek wycieczkowy wypełniony niemieckimi uchodźcami, został zatopiony przez radziecki okręt podwodny.
Zrzucanie winy
Na tym etapie publicznej rozmowy berliński politolog Ekkehard Krippendorf przedstawił już oryginalną myśl. Twierdził, że gdyby Żydzi nie pozwolili na deportację – gdyby czynili bierny opór i organizowali strajki okupacyjne – Niemcy zjednoczyliby się w ich sprawie, III Rzesza byłaby wstrząśnięta do szpiku kości i uniknięto by najgorszych katastrof.
Więc historyczna wina została ponownie rozdzielona. W analizie Krippendorfa Żydzi byli nie tylko winni antysemityzmu – nie byłoby antysemityzmu, gdyby nie było Żydów – ale także III Rzeszy. Mieli moc destabilizacji systemu i przegapili tę wyjątkową okazję.
Dziś debata posunęła się o kilka rund. Codziennie czytasz i słyszysz, jak ludzie mówią, że Izraelczycy zrobili Palestyńczykom to, co naziści zrobili Żydom. W międzyczasie Niemcy – czy raczej „nieżydowscy Niemcy”, jak głosi nowe określenie – uważają za swój historyczny obowiązek upewnienie się, że Żydzi wyciągają wnioski z własnej historii i zachowują się przyzwoicie. Uwaga socjologa Wolfganga Pohrta na temat sprawców, którzy zamieniają się w asystentów w okresie próbnym i pilnują, aby ich ofiary nie miały nawrotów, nigdy nie była bardziej aktualna i trafna niż dzisiaj.
Stare pytanie “Dlaczego Żydzi się nie bronili?” nie jest już modne. Dziś Żydów zarzuca się, że się bronią. Obwinia się ich za wyciągnięcie wniosku z ostatniej próby „ostatecznego rozwiązania”, że lepiej jest się bronić wcześnie, niż później pozwolić sobie na litość. Mimo że Pomnik Holokaustu w Berlinie może być przyjemny – to miejsce, które „lubi się odwiedzać”, według byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera – dzień na plaży w Tel Awiwie lub w Nahariya bije w głowę.
Obecnie w Niemczech – gdzie nawet skazany kanibal może skutecznie pozwać do sądu o naruszenie swoich konstytucyjnych praw – toczą się ożywiona debata na temat środków, za pomocą których Izraelczycy powinni mieć możliwość obrony ich podstawowego prawa do leżenia na plażach Nahariya lub Tel Awiwu. Politycy tacy jak Heidemarie Wieczorek-Zeul z Partii Socjaldemokratycznej SPD, badacze tacy jak Udo Steinbach z Orient Institute i dziennikarze, jak Heribert Prantl z centrolewicowego dziennika Süddeutsche Zeitung, należą do tych, którzy twierdzą, że Izrael reaguje na ataki rakietowe Liban jest przesadzony i „nieproporcjonalny”. „Nikt nie odmawia Izraelowi prawa do obrony jego granic. Ale rakiety wystrzelone przez granicę nie zagrażają istnieniu państwa” –Na przykład Zürcher Tages-Anzeiger .
Przestać strzelać i zacząć zakupy?
Ale jeśli rakiety zaprojektowane do lotu przez granice nie zagrażają istnieniu państwa, to kto lub co robi? Nadmierne koszty pozapłacowe? Zbyt niskie podatki? Za dużo bezrobotnych? Za mało dzieci? A jak zareagowaliby Szwajcarzy, gdyby jeden z ich przygranicznych regionów został zaatakowany rakietami? Czy zemściliby się, wypalając ciastka „Luxemburgerli” od ich słynnego cukiernika? A może zrzuciliby kupony wydane przez sieć sklepów spożywczych Migros i nakłoniliby napastników do „Przestań strzelać i zacznij zakupy”?
Oczywiście kwestia „proporcjonalnej odpowiedzi” jest całkowicie uzasadniona – i uzasadniona, gdy pyta się ją o Izrael lub jakiekolwiek inne państwo. Oraz: Ci, którzy zadają pytanie, muszą być gotowi na nieoczekiwaną odpowiedź. To oznaka rozsądku i moralnej dojrzałości, że Niemcy lubią rozwiązywać problemy, siadając przy okrągłym stole i rozmawiając. To podejście sprawdziło się w przypadku konfliktów w miejscu pracy i sprzeczek w klubach i stowarzyszeniach, ale okazało się nieskuteczne w Irlandii Północnej i Kosowie. Sprowadza się to do samobójstwa ze strachu przed śmiercią, gdy masz do czynienia z wrogiem, który kocha śmierć bardziej niż życie.
Nieżyjący już król Jordanii nie miał żadnych skrupułów, by użyć swojej siły do stłumienia powstania palestyńskiego podczas „Czarnego września” w 1970 roku. Nakazał zbombardowanie obozów dla uchodźców. Zginęło od 3000 do 5000 osób. OWP przeniosła następnie swoją siedzibę do Libanu. Arafat przeniósł się do Kairu, a później do Tunisu.
Były prezydent Syrii Hafis al-Assad, ojciec obecnego władcy Syrii, nie zadał żadnych ciosów w walce z powstańczymi członkami Bractwa Muzułmańskiego. W lutym 1982 r. Zdewastował miasto Hama, zabijając od 10 000 do 30 000 cywilów. Nikt nie oskarżył go o „ludobójstwo” – a gdyby ktoś to zrobił, al-Assad poprosiłby swoich krytyków, aby nie wtrącali się w sprawy wewnętrzne jego kraju.
Kiedy się zastanowić, co robi Izrael, trzeba przyznać, że zachowuje się on dość umiarkowanie – pomimo krwawej łaźni w Kanie, w której zginęło dziesiątki osób, w tym dzieci. To, co wydarzyło się w Qanie, pokazuje tylko, że precyzja wojen zaawansowanych technologii może prowadzić do katastrofalnych skutków. Wojna nie trwa między dwiema zwykłymi armiami, ale jedną między armią a grupą partyzancką, która nie waha się używać cywilów jako ludzkiej tarczy. Przynajmniej armia izraelska ostrzega ludność cywilną przed zbliżającymi się bombardowaniami, upuszczając ulotki, podczas gdy Hezbollah strzela rakietami Katiuszy bez ostrzeżenia, aby terroryzować ludność cywilną.
– Jakoś to się ułoży.
Najpotężniejsza armia na Bliskim Wschodzie walczy z jedną ręką związaną za plecami – i płaci za błędy polityków. Wszyscy w Izraelu, którzy mieli coś wspólnego z obroną, wiedzieli, że Hezbollah nie buduje obozów wakacyjnych dla sierot palestyńskich w południowym Libanie – przygotowuje się do działań zbrojnych. Zamiast zabrzmieć alarmem, ponieważ rezolucja ONZ 1559, która wzywa Hezbollah do rozbrojenia, nie została wdrożona, podjęto decyzję o zignorowaniu niebezpieczeństwa. Izraelczycy byli zadowoleni, że odwrócili się plecami do libańskiego bagna. Po raz kolejny można było zrobić zakupy w Kiryat Shmona i popływać w jeziorze Genezareth, nie słysząc odgłosów walki.
Oczywiście lepiej byłoby rozbroić Hezbollah, skoro wciąż można było to zrobić stosunkowo łatwo. Ale taka decyzja byłaby trudna do uzasadnienia w Izraelu – i spowodowałaby, że świat nazwałby Izrael agresorem. I tak rezolucja ONZ 1559 zniknęła w oparach historii, a Izraelczycy – którzy potrafią myśleć i planować tylko w krótkim okresie – powiedzieli sobie: „Ichije tov” – „ Jakoś się ułoży” .
A ponieważ nie popełnili od razu niezbędnych okrucieństw, teraz płacą dwa razy więcej. Walczą z wrogiem, którego nie docenili, i są pod pręgierzem jako agresorzy. Nie tylko na nacjonalistycznych i radykalnie lewicowych obrzeżach niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego ludzie zgadzają się, że Izrael jest „nowym centrum ludobójstwa” – podobne odgłosy dochodzą z centrum politycznego. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że Izrael powinien negocjować z Hezbollahem zamiast strzelać do niewinnych.
Można by pomyśleć, że Hezbollah to grupa dzieci, które bawiły się zapałkami w stodole – i że Izraelczycy szaleńczo podsycali ogień, aż cała farma spłonęła. Ten pogląd jest bardzo rozpowszechniony w Niemczech. To naród, w którym ludzie będą poważnie debatować, czy cywilny samolot porwany przez terrorystów powinien zostać zestrzelony z wyprzedzeniem. Ale Izrael powinien poczekać, aż Hezbollah wystrzeli swoje rakiety, a następnie złożyć skargę do Kofiego Annana.
Wspólne korzenie
W ten sposób niemieckie „ponowne wyzdrowienie” – przepowiedziane przez eseistkę Elke Geisel 20 lat temu – wchodzi w ostatnią fazę. „Holokaust” został zlecony na zewnątrz; teraz dzieje się to na Bliskim Wschodzie. Co zaczęło się od pytania „Dlaczego się nie broniliście?” kończy się chłodną obserwacją, że Żydzi niczego nie nauczyli się z historii i że robią z Palestyńczykami to, co zrobili im naziści. I najwyraźniej zadaniem Niemców jest upominanie ich i edukowanie. Ochotnicy Ahmadineżada chcą tylko tego, co najlepsze dla Izraela.
Teolog i wędrowny kaznodzieja Jürgen Fliege przypomina Izraelowi o „wspólnych kulturowych i religijnych korzeniach”, które „nasi przodkowie zapisali w Torze”. Zasada „oko za oko, ząb za ząb” to „brak wezwania do porzucenia powściągliwości w nagłej sytuacji i przysięgi zemsty, piekło lub wysoka woda”, pisze Fliege. Według niego zasada tak naprawdę oznacza: „Tylko jeden żołnierz na jednego porwanego żołnierza” – wszystko inne posunęłoby się za daleko. W śmiesznym odwróceniu przyczyny i skutku, akcji i reakcji, sprawcy i ofiary, Fliege wzywa Izraelczyków do umiarkowanych działań. Ale dlaczego nie kieruje swojego apelu do przywódcy Hezbollahu, Hassana Nasrallaha? Być może dlatego, że w przypadku Hezbollahu „wspólne kulturowe i religijne korzenie”
Chociaż były niemiecki minister spraw zagranicznych Joschka Fischer stwierdził teraz, że konflikt z Hezbollahem i Hamasem nie dotyczy „terytoriów okupowanych”, ale istnienia Izraela, ekspert ds. Bliskiego Wschodu Michael Lüders uważa za godne ubolewania, że „izraelskie osiedla na terytoriach palestyńskich” na zachód od granica „nie jest postrzegana jako problem”, w przeciwieństwie do „terroru”, który zagraża istnieniu Izraela. I naprawdę umieszcza „terror” w cudzysłowie – sugerując, że nie istnieje on poza subiektywnym postrzeganiem Izraelczyków. Polityka zachodnia „w regionie”, pisze, tworzy „własne siły przeciwstawne, zwłaszcza w postaci islamskiego fundamentalizmu”. Tymi słowami Lüders usprawiedliwia wszystko, co robią islamscy fundamentaliści.
Ale jaki logiczny wniosek należałoby wyciągnąć z tego spostrzeżenia, z którym Lüders wciąż się waha? Aby wyeliminować paliwo islamskiego fundamentalizmu, Zachód musiałby porzucić Izrael. Wiadomość jest wyraźnie między wierszami i to tylko kwestia czasu, zanim zostanie wyraźnie podniesiona. Na razie Lüders zadowala się Schadenfreude . „Nawet gdyby Izraelowi udało się jutro odnieść sukces w pokonaniu Hezbollahu i Hamasu – pojutrze powstaną nowe grupy o różnych nazwach, gotowe do kontynuowania walki przeciwko wszechwładzy osi Waszyngton-Jerozolima”.
W przeciwieństwie do słowa „terror”, Lüders nie umieszcza „wszechmocy osi Waszyngton-Jerozolima” w cudzysłowie – dla niego to zjawisko jest całkowicie realne. Nazywano to „żydowsko-amerykańskim roszczeniem do dominacji świata”. Dziś nie tylko prezydent Iranu Ahmadineżad pragnie „świata bez syjonizmu” w celu zachowania pokoju na świecie.
Sytuacja robi się niewygodna dla Izraelczyków. Zaczynają podejrzewać, że nie mogą wygrać tej wojny, ponieważ mają do czynienia z międzynarodową opinią publiczną, która domaga się „proporcjonalnej” reakcji nawet w „asymetrycznym konflikcie”. A apele o poszanowanie prawa międzynarodowego i reguł gry są zawsze skierowane do Izraela, nigdy do tych, którzy wierzą, że wszystkie środki są uzasadnione w walce z Izraelem.
Jeśli Izraelczykom nie uda się pokonać Hamasu i Hezbollahu, będą musieli zaproponować inne formy oporu. A co powiesz na strajki okupacyjne na granicy izraelsko-libańskiej?
Nieszkodliwe dzieci Hezbollahu?
Kategorie: Uncategorized
Jednego nie mogę zrozumieć … Dlaczego (???) izraelska dyplomacja , tak samo jak demaskuje irańskie przygotowania do produkcji broni jądrowej ,NIE informuje na wszystkich dostępnych forum międzynarodowych, z uporem RAZ za RAZEM , że hizballa i hamas CELOWO umieszczają wyrzutnie rakietowe i inne obiekty wojskowe wsród szkół , szpitali , meczetów itd. Robią to by w razie konfliktu , straty w cywilach były jak największe , powodując potępienie, izolację i sankcje wobec Izraela.
Tłumaczenie tego W CZASIE konfliktu już NIE pomoże , jak media będę przepełnione cywilnymi ofiarami „zbrodni” izraelskich
“Chociaż były niemiecki minister spraw zagranicznych Joschka Fischer stwierdził teraz, że konflikt z Hezbollahem i Hamasem nie dotyczy „terytoriów okupowanych” ale istnienia Izraela”
Kiedy nie byl bylym, a aktualnym Ministrem Spraw Zagrnicznych Niemiec i byl z wizyta w Izraelu, palestynski morderca zabil 18 izraelskich dziewczat przed Dolphinarium w Tel Avivie.
Fisher popedzil do Sharona ,wtedy u wladzy, i jako “przyjaciel Izraela” wymogl na tym mniej niz slabym przywodcy Izraela, zeby nie odpowiadac na to.
Arafat “zapewnil go ze on bedzie scigal zamachowcow”
Jeszcze kilkanascie innych Izraelczykow zamordowano potym zanim Sharon ocknal sie ze swojego zniewolnienia Fisherem i zaczal wkoncu reagowac.
Wiekszosc tych “przyjaciol Izraela” jest taka jak Fischer, mowia cos pozytywnego po tym jak juz nie sa u wladzy.
Trump byl wyjatkiem, dzialal na korzysc Izraela kiedy byl u wladzy.