Zenon Rogala

Owładnęły mną uczucia mieszane, czyli takie, że nie wiedziałem czy, żałować, że Wichura złamał nogę, czy z tego powodu się cieszyć, bo dzięki temu, że ją złamał zagram wreszcie w tak ważnym meczu jak ten jutrzejszy. Ten mecz będzie mój. Skończy się wieczne oczekiwanie, dość już tego grzania ławy. Czyli jednak dobrze się stało. Nie ja przecież złamałem nogę Wichurze. Nie ja kazałem mu wchodzić na ten remontowany w Szpitalu balkon, na którym nie było jeszcze balustrady. Fakt, że Wichura jest najlepszym ślusarzem w naszym szpitalu, ale przecież kiedy ktoś robi cokolwiek na balkonie bez balustrady, to już chyba sam rozsadek mu nakazuje, żeby uważać, bo można polecieć z tego miejsca i to akurat na kupę gruzu pod spodem i to w dodatku w późnych godzinach wieczornych. Tak, czy siak, w niedzielę, czyli jutro, to ja stanę między słupkami naszej bramki jak Bóg na niebie będzie to mecz historyczny, bo to mój debiut w naszej szpitalnej drużynie.
W szatni tylko trzymałem fason, bo przecież nie wypadało mi dawać oznak radości, bo każdy klepał mnie i to mocno, żebym nie wpuścił żadnej szmaty, ani szczura, nie mówiąc już o jedenastce jeśli się zdarzy.
Już nawet nie pamiętam jak wybiegaliśmy na boisko. Ja jako drugi, bo taka jest ranga bramkarza. Wpierw kapitan, a tuż za nim bramkarz. Bądź co bądź jestem tym, w razie czego, jedenastym zawodnikiem i jak będzie trzeba to pójdę w pole i będę walczył nawet jako napastnik na równi z Wackiem.
Ale dzisiaj Wacek przebywał na izolatce, bo jakoś mimo, że znał się na tej robocie i znał się na potrzebnych w tej robocie jakichś zatyczkach, to na niedzielę posłali go do Kliniki po jakieś wyniki, czy coś. Wróci dopiero we wtorek. Dziś na środku stanie Heniu. Ten był nawet według mnie lepszy od Wacka, bo lepiej biegał i był bardziej wytrzymały, ale znów ten zgrywus, jak przypiął się do kogoś, kto miał piłkę, to tak go kiwał, tak go wymęczył, że przeważnie piłkę mu odebrał. Raz to Wacek nawet tak się do przeciwnika przyczepił, że mu spodenki rozerwał i gość musiał z boiska schodzić. Śmiechu było co niemiara.
Ledwo mecz się zaczął, a ja słyszę jakieś okrzyki i wołanie,
– Serwus, Rożek, co to się stało, że ty dzisiaj bronisz. To już nie było nikogo innego. Ale heca, to już nie mogli wystawić Wichury, przecież z tymi dryblasami bez niego nie mamy żadnych szans, bo nawpuszczasz goli ile tylko zechcą. Oj, koniec już z tą naszą drużyną, blady koniec, no może jakbyście tyle nie pili tych lekarstw, jakbyście przychodzili na treningi i solidnie trenowali, ale co tam, sam ten wasz trener wychowawca, widocznie też równo z wami chleje, a może nawet lepiej, to czego się można po takich ochlapusach spodziewać.
– Daj spokój, koleś, nie panikuj, wszystko będzie ok. Patrz uważnie i miarkuj, że od dzisiaj ja stoję na naszej bramce i żadne strzały jej nie grożą – odpowiedziałem nie patrząc nawet na gościa zza moich pleców.
– Słuchaj, Rożek, ja będę ci pomagał w obronie bramki, jestem bramkarzem teoretykiem i mam w małym palcu całą taktykę obronną i strategie na ten mecz – mówił trochę ciszej widocznie nie chciał, żeby się wydało, że ewentualna nasza wygrana będzie jego zasługą.
– Rożek, jak tylko będziesz mnie słuchał, i robił to co mówię, wygraną mamy w kieszeni. Teraz uważaj, bo ten z lewej to skrzydłowy, dobrze idzie i zaraz może ci zasadzić niezłego gola. W każdym razie jak byś nie wiedział jak postąpić to lepiej nie wychodź z bramki, jak wyjdziesz, to wtedy jest największe zagrożenie, że możesz wpuścić jakąś szmatę. A jak wiesz, oni tylko na to czekają.
– Teraz widzę, że dobrze sobie radzisz, bo świetnie podpierasz swoje dłonie na rozstawionych kolanach, taką postawę powinien przyjmować każdy bramkarz, żeby dać znać przeciwnikom, że jest gotowy do każdej interwencji. Jak chcesz okazać im lekceważenie to stajesz wzdłuż jednego słupka, po prostu podpierasz go stojąc oparty o niego tyłem, wyczuwając go plecami. Wtedy dobrze jest podnieść jedną nogę i oprzeć spód buta o słupek, but ma być na wysokości kolana drugiej nogi. A jeszcze jak w tej pozycji założysz ręce na piersiach to, Rożek, nikt ci strzeli, bo będą myśleć, że jesteś za dobry na ich akcje, że ich lekceważysz i sami zrezygnują ze strzałów na twoją bramę.
Tego było już za wiele. Nie dość, że facet rozgadał się na dobre, to jeszcze odwraca moją uwagę i zakłóca moje skupienie i śledzenie akcji, ale swoją drogą to co mówił bardzo mnie zainteresowało, ale musiałem trzymać fason.
– Idź, no koleś z tego miejsca, bo jak tylko akcja przeniesie się pod bramkę naszych przeciwników, to zajmę się tobą jak przystało na prawdziwego bramkarza i wykopię cię, z tego boiska za ten drewniany płot.
– Zrobisz, Rożek wielki błąd, ja jestem tu dla twojej pomocy i zobaczysz, że po meczu nie będziesz wiedział jak mi dziękować za moje dobre rady. Pani doktor kazała mi mieć ciebie na oku.
To już była poważna sprawa, jak sama pani doktor interesuje się mną jako bramkarzem.
– Teraz właśnie uważaj najbardziej, bo ten rudy w prawej pędzi prosto do twojej – naszej bramki. Najlepiej stój i nie ruszaj się, bo… o cholera jasna, czemuś nie złapał takiej szmaty. Stałeś jak noga, a tu, Rożek trzeba się ruszać jak śmigło.
Stało się, było już trzy do zera, a ten bramkarz teoretyk, tak mi zamącił w głowie, że nie miałem się co pokazywać, ani w szatni, ani na oddziale, nie mówiąc już o mojej opiekunce medycznej, która od razu, jeszcze w zeszły tygodniu, jak tylko mówiło się, że będziemy udawać prawdziwych piłkarzy i to ma nam pomóc podobno w leczeniu. Pani doktor mówiła mi, że nie jestem jeszcze całkiem wyleczony i nie powinienem wychodzić na mecz, ale jak tu nie wychodzić, jak stanie na budzie jest moim marzeniem, a program „Spełniamy marzenia” na największe sukcesy medyczne.
Wszystkie wpisy Zenka TUTAJ
Kategorie: Uncategorized
Teoretycy zazwyczaj nie maja pojecia o rzeczywistosci.