
Izraelscy prawicowi aktywiści trzymają plakaty pokazujące Naftali Bennetta, przywódcę partii Yamina, z arabskimi politykami Ahmadem Tibim po prawej i Mansourem Abbasem po lewej, podczas demonstracji przeciwko możliwości utworzenia nowego rządu w Tel Awiwie Izrael… (Fot. Sebastian Scheiner / AP Photo)Ponad podziałami, zróżnicowany, z Arabami – i bez Netanjahu. To nie tylko opis nowego rządu w Izraelu. To także program dla całego kraju.
NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
„W Izraelu – mawiał Dawid Ben Gurion – nie należy uważać, że jakiś przywódca się skończył, zanim nie umrze, i zanim się nie sprawdziło, czy nie zmartwychwstał”. Ale nawet przy tym rozsądnym zastrzeżeniu wszystko wskazuje na to, że 12-letni okres nieprzerwanych rządów Beniamina Netanjahu i jego Likudu dobiega końca. Prawdopodobnie w środę przywódca centrowej partii świeckiej Jest Przyszłość Jair Lapid, były dziennikarz TV, przedstawi prezydentowi Reuvenowi Rivlinowi skład swojego rządu. To, że na jego czele stanie nie sam Lapid, lecz przywódca ponaddwukrotnie mniejszej Prawicy, religijny nacjonalista Naftali Bennett, to tylko jeden z wielu paradoksów. To zaś, że zbiegiem okoliczności kadencja Rivlina kończy się w piątek, kiedy to Kneset wybierze jego następcę, symbolicznie potwierdza, że mamy punkt zwrotny na arenie politycznej Izraela.
Netanjahu dzieli Izrael jak nikt inny
Bennett zostanie premierem, bo bez jego partyjki koalicja wokół Lapida nie miałaby większości. Politycznie bliżej miał do Netanjahu, który obiecywał mu – oraz przywódcy rozłamowców z Likudu Gideonowi Saarowi – rotacyjne premierostwo, w nieznanym nigdzie na świecie układzie trójkowym, ale obaj w końcu odmówili. Szef Likudu oszukał ich, swych pozostałych partnerów, oraz izraelskich wyborców tyle razy, że magia jego obietnic nagle przestała działać. Co więcej, sam ma proces karny o oszustwa właśnie, korupcję i nadużycia władzy. I Bennett, i Saar przed wyborami obiecywali, że nigdy już nie wejdą do jego rządu: gdyby złamali te obietnice, nie mieliby już czego w polityce szukać.
Stosunek do Netanjahu, bardziej jeszcze niż kwestia palestyńska czy świeckość państwa, dzieli dziś Izrael jak przepaść. Przekładając rzecz na warunki polskie, Gowin i Ziobro woleli koalicję z Hołownią niż z Kaczyńskim, choć w koalicji tej jest też i KO (w Izraelu Biało-Niebiescy generała Benny Ganca), i PSL (Nasz Izrael Awigdora Liebermana) i Lewica (Partia Pracy oraz Merec). Nie licząc partii religijnych – żydowskich w obozie Netanjahu i arabskiej Raam, która wspierać będzie z zewnątrz rząd Bennetta.
To koniec politycznej kariery Netanjahu?
Sądzono, że zakończona właśnie krótka wojna w Gazie poprawić może notowania premiera. Ale większość opinii przypisuje jej skuteczne prowadzenie ministrowi obrony Gancowi. Natomiast Netanjahu obciąża odpowiedzialnością za to, że w ogóle wybuchła, największe osiągnięcie premiera – Porozumienia Abrahamowe – miało wszak gwarantować pokój, oraz za to, że Izrael został atakiem Hamasu zaskoczony.REKLAMA
Netanjahu liczył jednak, że w piątych już w ciągu dwóch lat przyspieszonych wyborach uda mu się odwołać bezpośrednio do wyborców, ponad głowami politycznych rywali. Powstanie nowego rządu udaremniło te plany. Dlatego też we wściekłym ataku stwierdził, że rząd ten to „oszustwo stulecia”, bo prawica wsparła lewicę, że nie będzie potrafił bronić kraju, bo lewica zasiądzie w gabinecie bezpieczeństwa, i że Hamas oraz Iran już się cieszą z jego powstania.
Paradoksalnie, cieszyć mógłby się on: rząd tak ideologicznie rozbity nie będzie w stanie podjąć żadnych ważnych decyzji i pewnie szybko upadnie. Nie ma zgody ani w kwestii palestyńskiej (Bennett chce aneksji Zachodniego Brzegu, a Merec – państwa palestyńskiego), ani świeckości (domaga się jej lewica, Lapid i Lieberman, ale Bennet i Saar odrzucają). Jest natomiast zgoda na ustawę zakazującą podsądnym piastowanie funkcji premiera. Po jej przyjęciu Netanjahu będzie musiał czekać na wyrok, by móc wrócić do polityki. Gdyby nawet został uniewinniony (co mało prawdopodobne, bo sądy w Izraelu są niezależne i cięte na korupcję), to będzie wówczas już tylko emerytowanym demagogiem z minionej epoki.
Rząd jak program dla Izraela
Ale odsunięcie Netanjahu nie będzie jedynym sukcesem obecnej koalicji. Pokaże ona, że w kwestiach zasadniczych lewica i prawica mogą współpracować, ustępować sobie i zawierać kompromisy. To niezbędna wiedza w zajadle podzielonym kraju.
Po drugie udowodni, że Izrael jest różnorodny, choć ostatnimi laty rządzili nim głównie deklarujący religijność biali prawicowi mężczyźni. W tym rządzie po jednej trzeciej resortów obejmą kobiety, Sefardyjczycy i religijni. Będzie też minister ze społeczności arabskiej i ministra ze społeczności Żydów z Etiopii. Wyznaczyć to może standardy dla następnych władz zróżnicowanego kraju.
Najważniejsze zaś jest to, że większość koalicji zapewnią – po raz pierwszy w historii Izraela – głosy religijnej partii arabskiej. Raam nie weszła do koalicji, bo zaraz po wojnie i dla żydowskich, i dla arabskich wyborców byłoby to nie do przyjęcia. Ale bez jej udziału tego rządu by nie było – tak jak bez udziału Arabów nie będzie Izraela.
Ponad podziałami, zróżnicowany, z Arabami – i bez Netanjahu. To nie tylko opis rządu. To program dla kraju.Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, podzi
W Izraelu będzie rząd przełomu
Kategorie: Uncategorized
BIEDNY BIAŁY LEWICOWY MĘŻCZYZNA PATRZAY NA IZRAEL
Kłopot bo biedny biały lewicowy mężczyzna próbuje czasem nawiązać kontakt z rzeczywistością, ale ta jakoś mu ucieka. Ocena „rządu jedności” ma jeden podstawowy test, Wspólna lista arabska gotowa jest wstrzymać się od głosu, byle tylko odsunąć Netanjahu. Co to może znaczyć? Jeśli zgodzimy się, że celem tych partii jest likwidacja Izraela, to sprawa jest dość oczywista. Lewicowy biały mężczyzna wydaje się zapominać, że również partia Raam jest islamistyczna i ma zdefiniowane jednoznacznie ostateczne cele, a różni się z pozostałymi partiami w kwestii taktyki.
Nie dziwi zaplątanie lewicowego białego mężczyzny, który tak bardzo chciałby być lubiany nad Wisłą, że patrzenie na izraelskie wybory w kontekście zagrożeń tego kraju nawet nie przychodzi mu do głowy. Majaczy sobie lewicowy biały mężczyzna o zgodnej współpracy, nie dostrzega chorych ambicji, ani walki o stołki, bredzi o uprawomocnieniu się wyroków prasowych w związku z odejściem premiera z urzędu. Wydaje się nic nie wiedzieć o losach oskarżeń na temat rzekomej korupcji przy zakupie łodzi podwodnych, wydaje się nie mieć pojęcia o śmieszności zarzutów w sprawie rzekomych łapówek, żeby pozyskać dobre opinie w gazecie. Babrze się w maglu takich samych jak on lewicowych białych mężczyzn z Haaretz i podobnych miejsc, ignorując całkowicie – zmianę rządu w Izraelu w kontekście Iranu, Turcji, Kataru i Hamasu (i oczywiście zamiarów innego białego lewicowego mężczyzny, prezydenta USA). Nie wydaje się być świadomy, że efektywnie marzy wyłącznie o tym samym co Sinwar i Abbas. Trochę żal lewicowego białego mężczyzny z nad Wisły, a trochę rzygać się chce.
Lewicowy biały mężczyzna nie interesuje się arabskimi dysydentami, ani głosami muzułmańskich rasistów (skrajnie prawicowych, ale dla lewicowego białego mężczyzny godnych zaufania). Lewicowy biały mężczyzna z nad Wisły nie pisze niczego nowego, to samo czytam w mediach głównego ścieku z Londynu, Paryża i Berlina, jak również tych zza oceanu.
Autor dowodzi znajomości materii, ale wnioski są w stylu krytycznej teorii rasy, tak dzisiaj modnej na świecie. Jak CNN, NYT i WP,
Cytuję: ” …Po drugie udowodni, że Izrael jest różnorodny, choć ostatnimi laty rządzili nim głównie deklarujący religijność biali prawicowi mężczyźni….”. Koniec cytatu.
Domyślam się że autora ma na myśli rządy partii premiera Netanyahu, Likudu. Jeśli tak, to można tylko dojść do smutnego wniosku że autor rozpowszechnia fałszywą informację, świadomie i przy pełnych zmysłach.
Bo Likud jest partią każdego, pobożnego i nie, i prawdziwie demokratyczną i multi etniczną. A jeśli już ktoś upiera się przy definicjach, ponad połowa z jej działaczy nie jest “biała”, bo składa się głównie z obywateli o korzeniach w świecie Islamu i Afryki, a ci których autor nazywa “białymi”, nie przejdą testu “białości” u jego kolegów po piórze w jego gazecie. Ot tak co najwyżej “Żydki ” albo inni “semici polskojęzyczni”. Nigdy “biali”.
Za to partie w nowej koalicji, jak partia Lapida, albo partia Liebermana są rzeczywiście oparte na większości Żydów aszkenazyjskich. Nie mówiąc już o Partii Pracy Meiraw Michaeli, która funkcjonuje na nostalgii i wnukach rosyjskich założycieli kibuców, a trochę później też państwa żydowskiego. Dzisiaj to “biali” liberałowie, zwolennicy państwa obywatelskiego.
Apropos, nowa religia autora nie pozwala mu powiedzieć “czarny”. To tabu. Co najwyżej “Czarny” z pochlebnym przymiotnikiem. Ale i tak to zagadnienie bardzo delikatne, bo kolektyw polityczny w miejscu pracy może przegłosować i wyrzucić za niepoprawne myślenie. Jedno pośliźnięcie i koledzy już nie odpowiadają na telefony.
Pisać krytycznie o “czarnych” to jak popierać kułaków za Stalina. Niebezpieczne.