
Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii, z cygarem w ustach podczas wykonywaniu znaku ‘V’ oznaczający zwycięstwo, Bradford, 4 grudnia 1942 r. (War Office official photographer, Horton (Capt), Public domain, via Wikimedia Commons)Obraz Winstona Churchilla ze szklaneczką whisky i cygarem jest nieprawdziwy. W szklaneczce była kropelka whisky, reszta zaś to woda. Rozmowa z Niną Smolar, biografką premiera Wielkiej Brytanii.
16 sierpnia 1945 r. Churchill dopuścił się największej zbrodni przeciwko demokracji: skłamał w Izbie Gmin, że zgodził się na zrzucenie przez Amerykanów bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Do końca życia miał wyrzuty sumienia, że był współodpowiedzialny za tysiące japońskich ofiar.
Nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się książka „Churchill. Opowieść o przegranym zwycięzcy” autorstwa Niny Smolar. Biografia prostuje wiele mitów dotyczących premiera Wielkiej Brytanii, analizuje jego rolę w zwycięstwie nad Hitlerem oraz – również mocno zmitologizowany – stosunek do sprawy polskiej. Nina Smolar opisuje również prywatne życie Churchilla, przytaczając wiele mało znanych anegdot, ale też znanych powiedzonek autorstwa sir Winstona, które weszły do powszechnego obiegu, również w języku polskim.
Rozmowa z Niną Smolar
Paweł Smoleński: Po lekturze książki w gruzy legło moje przekonanie, które zapewne dzieliłem z wieloma innymi, iż Winston Churchill po pijanemu wygrał wojnę z Hitlerem.
Nina Smolar: To była maskarada, teatr.
Ale obraz Churchilla ze szklaneczką whisky i cygarem jest absolutnie prawdziwy.
– Rekwizyty. W taki sposób Churchill tworzył swój wizerunek. Ze wspomnień rodziny, a przede wszystkim lekarzy, wynika jednoznacznie, że w szklaneczce była kropelka whisky, reszta zaś to woda. Cygara, owszem, palił, lecz góra trzy dziennie.
Po co taki wizerunek był mu potrzebny?
– Po nic. Churchill był oryginałem i lubił się wygłupiać. Gdy był bardzo młodym posłem, razem z kolegami równolatkami utworzył coś w rodzaju klubu nazywanego chuliganami. Dlaczego? Chłopcy nie mieli jeszcze nazwisk, a chcieli zaistnieć. Ale równocześnie ci chuligani na wydawane przez siebie kolacje zapraszali najwybitniejszych konserwatywnych polityków, żeby się od nich uczyć.
Picie whisky zostało mu po pobytach w tropikalnych krajach imperium. Jeszcze dzisiaj wielu ludzi uważa, że whisky broni przed infekcjami, zwłaszcza żołądkowymi. Młody Churchill był kawalerzystą, co niekiedy łączył z rolą korespondenta wojennego, a wojsko też sprzyja toastom, zwłaszcza że, jak w Indiach, jego regiment zajmował się głównie grą w polo, co bardzo lubił i był w tym dobry, ale chciał akcji. Dlatego, jak nadarzyła się okazja, zwiał z Indii, by wziąć udział w tłumieniu sudańskiego powstania Mahdiego, w wojnach burskich. Był odważnym żołnierzem. Dla niego wojny o utrzymanie imperium brytyjskiego były sprawą honoru, a nie awanturą.
Korespondent dziennika ‘Morning Post’ Winston Churchill (pierwszy z prawej) wraz z grupą brytyjskich żołnierzy internowani w obozie jenieckim w Pretorii w czasie drugiej wojny burskiej (1899-1902) domena publiczna
Ale lichym dowódcą, zwłaszcza na naprawdę wysokich szczeblach. Podczas I wojny światowej jako pierwszy lord admiralicji zdecydował o ataku na wojska tureckie na półwyspie Gallipoli. Bałagan i nieudolność brytyjskiego dowództwa sprawiły, że zginęło tam lub zostało rannych ok. 150 tys. żołnierzy. Kosztowało go to wstrzymanie kariery politycznej, a mogło skutkować całkowitym jej przerwaniem.
– We wszystkich dziedzinach swojej aktywności Churchill był samoukiem. Jego wykształcenie wojskowe było co najwyżej na stopień sierżanta, młodszego oficera. Lecz znał swoją wartość, co zawsze demonstrował. Nie przyznał się do odpowiedzialności za klęskę pod Gallipoli, bo to nie on, minister marynarki, wydawał bezpośrednie rozkazy, które były albo chybione, albo źle wykonywane. Ale to jego obwiniano o tę porażkę. Sprawa Gallipoli prześladowała go przez bardzo wiele lat. Tę przegraną potraktował jak nauczkę.
W 1920 r. został prekursorem Saddama Husajna. W Iraku, który akurat znalazł się we władzy Brytyjczyków, użył gazów bojowych przeciwko kurdyjskim cywilom.
– Rzeczywiście postąpił okropnie. Na dodatek kombinował z produkcją różnych innych rodzajów okrutnej broni, np. materiałem wybuchowym, który można określić przodkiem napalmu. Tego nie da się obronić.
Zdobył się na jakąkolwiek refleksję?
– Po latach napisał memoriał do jednego z generałów, gdzie tłumaczy, jak bardzo za jego życia zmieniał się sposób prowadzenia wojen. Podczas I wojny światowej używano gazów bojowych i nikt nie protestował, łącznie z Kościołami. Ale nie tykano miast, ofiar cywilnych było bardzo niewiele. 20 lat później najwięcej ofiar w o wiele bardziej krwawej wojnie to cywile.
Winston Churchill (z lewej) w 1918 r. w Lille we Francji Fot. Domena publiczna
Dzisiaj zarzuca się Churchillowi różne rzeczy, np. rasizm, antysemityzm, ograniczanie praw kolonii. Zapomina się, że był typowym przedstawicielem swojej klasy społecznej, konserwatystą, a nie rewolucyjnym dysydentem, i nie było to niczym niezwykłym.
W latach 20. XX w. Churchill sprawował liczne funkcje rządowe, a w 30. poszedł w polityczną odstawkę.
– Był wtedy zwyczajnym posłem z tylnych rzędów Izby Gmin. Zaangażował się w kilka politycznych potyczek i wszystkie przegrywał. Protestował przeciwko ograniczeniom ceł ochronnych i przepadł. Przeciwko większej autonomii dla Indii i również nic z tego nie wyszło. Wspierał króla Edwarda VIII, błagając go o wybranie tronu, a nie miłości w konflikcie z rządem – premier Stanley Baldwin namawiał króla do abdykacji na skutek planowanego małżeństwa z dwukrotną rozwódką Amerykanką Willis Simpson – a Edward zrzekł się tronu. Jako pierwszy ostrzegał przed wzrastającą pozycją Niemiec i przewidywał skutki hitleryzmu, ale premier Neville Chamberlain wolał politykę ustępstw. Powrócił do rządu dopiero po wybuchu II wojny światowej, a premierem z władzą decyzyjną został w maju 1940 r.
Skąd Churchill wiedział, że Hitler będzie aż takim zagrożeniem dla świata?
– Po I wojnie światowej zauważył, że pobite, pokonane społeczeństwo nie może być skazywane na nędzę i ciągłe potępienie. Stąd jego stanowczy opór wobec żądań francuskich kierowanych pod adresem Niemiec, które uważał za bezwzględne i zbyt wysokie, upokarzające. Już po dojściu Hitlera do władzy Churchill był w Niemczech. Zobaczył potrzebę odwetu i militaryzację kraju. Był przerażony, tym bardziej że wywiad informował o zbrojeniach się w tajemnicy Niemców łamiących postanowienia traktatu pokojowego. Churchill był absolutnie pewien, że to musi zakończyć się kolejną wojną, bo innego wyjścia po prostu nie będzie. Podobnie myślał po II wojnie światowej.
Amerykanie proponowali, by pokonane Niemcy zamienić w wielkie pastwisko i kartoflisko. Churchill uważał, że tak nie wolno.
Co więcej – trzeba do Niemiec dostarczać żywność, cywilne społeczeństwo musi otrzymywać pomoc, a nie być pozostawione same sobie.
Po obu wojnach światowych Churchill prezentował humanitarną postawę wobec pokonanych.
Winston Churchill podczas cyklu wykładów w USA, 1900 r. (fot. Photographs Division, Library of Congress / Wikimedia.org / Domena publiczna) (fot. Photographs Division, Library of Congress / Wikimedia.org / Domena publiczna)
Drugi obalony w książce pogląd brzmi: Churchill to zdrajca sprawy polskiej.
– Dla Churchilla najważniejsze było imperium brytyjskie, a to znaczyło, że bał się i organicznie nie znosił bolszewizmu. Po rewolucji październikowej – był ministrem uzbrojenia i ministrem wojny – zadecydował o udziale Brytyjczyków w rosyjskiej wojnie domowej po stronie białych i namawiał do tego zachodnich aliantów. Traktat brzeski zawarty w 1918 r. między bolszewikami a Niemcami i Austro-Węgrami był dla niego jak nóż wbity w plecy.
Churchill tak bardzo zaangażował się w pomoc Polsce, że prasa nazywała wojnę polsko-bolszewicką jego prywatną wojną. Ówczesny premier David Lloyd George na słowo „Polska” dostawał białej gorączki, ogół społeczeństwa był z działalności Churchilla bardzo niezadowolony. Gdy w 1980 r. Bogdan Lis apelował w oksfordzkim Ruskin College do brytyjskich związkowców o wsparcie dla świeżo powstałej „Solidarności”, wstał pewien starszy pan i powiedział, że taka pomoc jest oczywista. Zaznaczył, że już w 1920 r. jego związek dokerów odmówił ładowania na statki broni wysyłanej przez Churchilla do Polski przeciwko bolszewikom, bo byłoby to złamanie zasady solidarności proletariatu. Tamtej miny Lisa nie da się zapomnieć.
Z polskiego punktu widzenia najważniejsza jest zdrada dokonana w Jałcie.
– Jałta jest tylko przyklepaniem ustaleń konferencji w Teheranie. Gdy Roosevelt, Churchill i Stalin wyczerpali wszystkie tematy, została im tylko sprawa granic Polski. Kto w końcu poruszył tę sprawę? Churchill. Musiał to zrobić, bo miał u siebie polskie wojsko, zresztą walczące bardzo ofiarnie i cieszące się uznaniem, miał polski rząd. Ale też po prostu chciał rozwiązać problem powojennych granic Polski.
Za to Roosevelta Polska nie obchodziła, ważniejsza dla niego była przychylność Stalina, ignorował więc wszelkie propozycje Churchilla dotyczące Polski. Zresztą nie tylko w Teheranie wszystkie prośby Churchilla kierowane do Roosevelta były albo pomijane milczeniem, albo spotykała je odmowa. Prosił o wymuszenie na Stalinie zgody na lądowanie samolotów z pomocą dla powstania warszawskiego. Roosevelt się nie zgodził. Namawiał gen. Dwighta Eisenhowera do zdobycia Berlina, ku czemu miał wszelkie warunki i co radykalnie na korzyść Europy Środkowej odmieniłoby sytuację polityczną, Eisenhower się nie zgodził. To tylko parę przykładów odmiennego stosunku Roosevelta i Churchilla do sprawy polskiej. Podobnie radykalnie różnili się w postępowaniu wobec gen. Charles’a de Gaulle’a.
Również z tego względu cieszę się, że w Jałcie czwartym uczestnikiem konferencji były pluskwy. Cięły Churchilla, ale też Roosevelta i Stalina.
– Interesujące, że Sowieci ofiarowali Amerykanom o wiele lepsze warunki pobytu niż Brytyjczykom. Ale pluskwy były w Jałcie ważnym doświadczeniem, szczególnie dla prezydenta USA.
Od lewej siedzą: premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill, prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt i przywódca ZSRR Józef Stalin. Konferencja jałtańska, luty 1945 r. Fot. domena publiczna
W potocznej świadomości Roosevelt jest tym dobrym, a Churchill gra rolę czarnego charakteru.
– Było dokładnie odwrotnie. Ten utrwalony w zbiorowej wyobraźni pogląd wynika nie tyle z wiedzy, ile PRL-owskiej propagandy. Roosevelt był przyjacielem Stalina, jego żona miała lewicowe przekonania i dla Sowietów była bardzo wyrozumiała. Na dodatek jeszcze wojna się nie skończyła, a Roosevelt umarł, więc dla propagandystów został tylko Churchill, ten podobno wiecznie napruty, niereformowalny podżegacz wojenny, w cylindrze, z cygarem i bombką atomową pod pachą, uosobienie imperialisty i kapitalisty.
Z tą bombką też było jakoś inaczej.
– Churchill nie miał pojęcia, że Amerykanie zrzucą bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. A powinien o tym wiedzieć z wyprzedzeniem, bo tak Królestwo i USA ustaliły podczas konferencji w kanadyjskim Quebec City. Użycie atomu wymagało zgody obu krajów, więc żeby ratować wizerunek sojusznika, dopuścił się, również we własnym przekonaniu, największej zbrodni przeciwko brytyjskiej demokracji: skłamał w Izbie Gmin, że zgodził się na atak. Do końca życia dopadały go powracające wyrzuty sumienia, że jednak jest jakoś współodpowiedzialny za tysiące japońskich ofiar.
Jak Churchill czuł się, gdy po wojnie w Poczdamie był jednym z trzech rozgrywających przyszłość świata, a tu szast-prast i z dnia na dzień przestał, bo wykopał go z Downing Street 10 własny naród.
– Gdy Brytyjczycy w trakcie konferencji wyjeżdżali z Poczdamu do Anglii, by wziąć udział w wyborach, wielu nie zabierało ze sobą bagaży, tak byli pewni, że wygrają. Stalin zapewniał Churchilla, że wie ze swoich źródeł, iż konserwatyści mają zapewnione zwycięstwo.
Winston Churchill w 1941 r. fot. BiblioArchives / LibraryArchives / Wikimedia.org / CC BY 2.0
Churchill przegrał niejako na własną prośbę. Kampania wyborcza konserwatystów była cichutka i marna. Premier wzbudzał entuzjazm tłumów, zresztą nie tylko w Anglii, i brał to jako wyraz poparcia dla polityki partii. Tymczasem w czasie wojny w Wielkiej Brytanii dokonała się olbrzymia rewolucja. W wojsku mieszają się wszystkie klasy społeczne i narody imperium, bywa i tak, że kolorowi dowódcy wydają rozkazy białym żołnierzom. Nawet lewicowa Eleonora Roosevelt dziwi się, jak to możliwe, by w brytyjskich fabrykach pracowały obok siebie kobiety różnych stanów.
Torysi w ogóle nie dostrzegali, że zostało przełamane tabu klasowości na ogromną skalę. Nie wystarczyły zapewnienia, że załatwią coś dla ludzi. Ludzie sami sobie chcieli załatwiać.
Agitacja wyborcza Partii Pracy była skuteczna i powszechna. Ich program, bardzo socjalistyczny i prospołeczny, wydrukowano w masowym nakładzie. Rozdawany był nie tylko żołnierzom na froncie, ale dotarł też do każdego brytyjskiego domu.
Churchill na konferencji w Quebec. Kanada, 1943 r. (fot. National Archives and Records Administration / Wikimedia.org / Domena publiczna) (fot. National Archives and Records Administration / Wikimedia.org / Domena publiczna)
Tak naprawdę Wielka Brytania wyszła z wojny zrujnowana. Przez dobry rok była jedynym krajem, który opierał się Hitlerowi.
Na dodatek USA robiły wszystko, by zająć międzynarodową pozycję Brytyjczyków, wyssać ostatnie pieniądze. Anglia nie miała wyjścia, a USA z tego korzystały, za pomoc wojskową kazały sobie słono płacić, a wielokrotnie był to szmelc, karabiny z I wojny i pordzewiałe okręty.
Kasa państwa była pusta. Dlatego na pierwszym posiedzeniu nowego lewicowego rządu po zakończeniu wojny doszło do dyskusji, jak uniknąć finansowej Dunkierki.
Churchill na powrót został premierem, gdy Anglia znalazła się w kompletnej zapaści, Partia Pracy wydała wszystkie pieniądze z planu Marshalla, a nadal obowiązywały kartki na żywność, dłużej niż w Polsce, a nawet niż w Niemczech. Dopiero konserwatyści jakoś to wyprostowali, i to w trudnym okresie, gdy definitywnie rozpadało się imperium, co Churchill musiał bardzo przeżywać.
Jakim był człowiekiem?
– Z przyjemnością poszłabym z nim na kolację.
Nie pozwoliłby dojść do głosu. Jego gadulstwo było utrapieniem. Musiał mówić i mówić. Podejrzewano, że gdy nie było wokół niego ludzi, rozmawiał nawet z kotem.
– Churchill lubił poważne rozmowy. Był inteligentny, szybko reagujący, również celną, dowcipną ripostą. Znana jest anegdota, gdy był w opozycji i w toalecie Izby Gmin natknął się na premiera Clementa Attlee. Akurat wówczas Partia Pracy nacjonalizowała wszystko na potęgę. Na widok Attlee Churchill uciekł do najdalszego pisuaru, a kiedy Clement zapytał „dlaczego?”, odpowiedział: „Bo wy, jak tylko zobaczycie coś dużego, od razu chcecie upaństwowić”.
Lubił śpiewać, tańczyć, bawić się. W czasie wojny spotkał się w Kairze z generałami, gdy armia brytyjska ciągle brała baty od Niemców. Rozstrzygnięto sprawy wojskowe, więc Churchill zaproponował zawody, kto dłużej będzie recytować Szekspira. Najlepiej wykształcony generał recytował 15 minut. A Churchill mówił, mówił i mówił i dopiero po dłuższym czasie zorientowano się, że to nie Szekspir, ale Winston sam rymuje.
Zachowała się jego korespondencja z żoną Clementine.
– Brytyjką z krwi i kości! Interesowała się światem, a inteligencją oraz chyba dowcipem nie ustępowała mężowi. On sygnował swoje listy do niej wizerunkiem buldoga lub świnki, a ona – kota. Niekiedy pisali do siebie kilka razy dziennie. To listy niesamowicie opiekuńcze i czułe, które piszą kochający się ludzie.
A jednocześnie byli zwyczajnym, absolutnie prawdziwym małżeństwem, z kryzysami, nawet bardzo głębokimi. Każde miało własne zdanie, spierali się, kłócili. Clementine zastanawiała się nawet, czy nie odejść od Winstona, więc musiał bywać nieznośny. Kiedy w jego zastępstwie odbierała w 1953 r. Literacką Nagrodę Nobla i jakaś znajoma wyznała, że to wielkie szczęście mieć tak genialnego męża, odpowiedziała, czy owa pani jest aby naprawdę pewna, że w codziennym życiu to tak bardzo przyjemne, i gdyby przed ślubem wiedziała, na co się pisze, nie jest pewna, czy przyjęłaby oświadczyny.
Aż się ckni, że skończyła się, chyba bezpowrotnie, epoka, gdy uprawiano i traktowano politykę jak Churchill.
– Z Attlee był na polityczne noże, ale prywatnie przyjaźnili się, Churchill zapraszał Clementa na rodzinne uroczystości i nigdy nie pozwolił, by w jego obecności ktoś go obrażał, choć niekiedy prywatnie sobie z niego dworował.
Trwa wojna, Churchill ma jechać do Kanady, więc prosi wojsko, by na kilka dni urlopowało jego córki. Zawsze podczas oficjalnych wizyt lubił mieć koło siebie kogoś z rodziny, lepiej wtedy wypoczywał. A wojsko na to, że to niemożliwe, bo są bardziej potrzebne armii – jedna w artylerii, druga w interpretacji zdjęć lotniczych – niż jemu. Jak nie ma mowy, to nie ma mowy. Churchill przyjmuje to z pokorą. Czy dzisiaj jest w ogóle wyobrażalne, by ktoś odmówił prośbie premiera?
Wielkie mi halo. W Polsce siostrzeniec premiera może nawet dostać pałą.
– Gdyby siostrzeniec miał taki sam brak poglądów jak premier i nie chodził na uliczne protesty, nigdy by nie dostał. Churchill akceptował i cenił różnorodność.
Na dodatek nie przepisał majątku na żonę.
– Bo tego majątku często nie było. Gdy przestał być premierem, następnego dnia wyprowadził się z Downing Street, bo przestał mieć prawo do mieszkania w tym domu, a że nie spodziewał się przegranej, powstał problem, gdzie się podziać; sam opłacał lekarzy, sekretarzy, ochroniarza, a miał takie same wydatki jak miesiąc czy dwa wcześniej.
Stracił wszelkie przywileje i nie marudził, bo to było po prostu naturalne. Od władzy nie oczekiwał żadnych profitów.
Gdy umarł, królowa Elżbieta II złamała protokół i przybyła na ceremonię pogrzebową, zanim w katedrze św. Pawła pojawiła się trumna. Pochowano go na skromnym cmentarzu, a nie w żadnej alei zasłużonych czy w jakimś zamku, brytyjskim odpowiedniku Wawelu. Choć miał do tego absolutne prawo.
Winston Churchill Domena publiczna / Wikimedia Commons
Nie da się go nie lubić.
– Tak. Chciałabym, żeby był szefem mojego rządu. Dzisiejsi liderzy są jednak tak bardzo spsiali.
Churchilla szanowano dlatego, że taki był, czy może – kim był?
– Za to, jaki był. A był również bratem łatą. Na osiemdziesiąte urodziny Churchillowie byli we Francji. Trwało wielkie przyjęcie, gratulacje z całego świata. A tu nagle przychodzi złożyć życzenia zwykły włóczęga, któremu Churchill, gdy po wojnie wizytował Francję, dał cygaro. Melduje odźwiernym, że szedł przez całą Francję i zbierał pieniądze, by na urodziny wręczyć Churchillowi pudełko cygar.
Gdy Churchilla wspominały sekretarki, mówiły, że był bardzo wymagający i szybko się wściekał, ale porównywać go z premierem Attlee to tak, jakby stawiać szampan na równi z wodą.
Ale mężczyzna, nawet na wysokim stanowisku, paradujący w jedwabnych gatkach wygląda śmiesznie.
– Uważał, że ma bardzo delikatną skórę. Nie da się sprawować władzy, gdy swędzi tyłek. Bo albo się drapiesz, albo dobrze rządzisz.
Nina Smolar – doktor biochemii. W 1973 r. współzakładała emigracyjny kwartalnik „Aneks” (wydrukowano w nim np. „Czarną księgę cenzury PRL”). Od 1982 r. szefowa wydzielonego z kwartalnika wydawnictwa Aneks, w którym publikowali m.in. Leszek Kołakowski, Stanisław Barańczak, Adam Zagajewski, Tadeusz Konwicki, Teresa Torańska, Adam Michnik, Jacek Kuroń
Nina Smolar, ‘Churchill. Opowieść o przegranym zwycięzcy’ Wydawnictwo Poznańskie
Churchill, ten wiecznie napruty podżegacz wojenny, w cylindrze, z cygarem i bombką atomową pod pachą
Kategorie: Uncategorized