
Myśląc o Ludwiku – a myślę o nim codziennie od kiedy odszedł na zawsze – przypominam sobie nasze niezliczone rozmowy o życiu, o literaturze i teatrze, o sztuce jedzenia i kochania, o polityce i historii, o dzieciach i wnukach, o naszych sukcesach i porażkach – przypominam sobie opowiadanie o rabinie Zusii z Hanipola, ktore wiele razy omawialiśmy przy różnych okazjach.
„Kiedy rabin Zussia był bardzo stary i tak słaby, że nie mógł wstać z łóżka, zwołał swoich ukochanych uczniów, ktorzy płacząc wynosili pod niebiosa zalety Nauczyciela, mowiąc mu że był dla nich jednocześnie Mojżeszem i Salomonem. Wtedy Rabi Zussia powiedział bardzo cichym, ale wyraźnym głosem:
„Przez całe życie starałem się być sprawiedliwym jak Mojżesz, światobliwym jak jego brat, arcykapłan Aaron, roztropnym jak Józef i mądrym jak król Salomon. A teraz moje dni sa policzone i wkrótce zostanę wezwany na najwyższy sąd przed Panem. Nie mogę powiedzieć, ze idę na ten sąd bez bojazni; lecz jedno wiem na pewno: Wszechmogący nie będzie winił mnie za to, że za życia nie byłem Mojżeszem, królem Dawidem czy królem Salomonem. Ale może mi zarzucić że nie zostałem w pełni rabinem Zussią”.
Gdy bylismy młodzi, u samych początkow naszej samodzielnej drogi przez życie, obaj staraliśmy się wybrac sobie mistrzów będących wzorami do naśladowania – przy czym Ludwik miał takich mistrzów wielu, odpowiednio do talentów którymi obdarzył go los: pragnał pisać prozę jak Bruno Schulz, poezje jak Miłosz, być reporterem jak Egon Erwin Kisch, fotografem jak Franck Capra, filmowcem jak Polański, smakoszem i znawcą win jak Curnonsky.
Podobnie jak w swoim czasie rabin Zussia, Ludwik nie wcielił się po raz drugi w żadnego z podziwianych przez siebie mistrzów, za to pozostał samym sobą, niepowtarzalnym Ludwikiem Lewinem, piszącym w jedynym i bez trudu rozpoznawalnym stylu, ksiązki i wiersze, artykuły i reportaże. Wyrażał w nich swoje rozdarcie między polskościa a żydowskościa, miedzy Francją a Izraelem, miedzy religijnościa i wolnomyślicielstwem. To nigdy nie ustajace napięcie było zarazem zródłem twórczego natchnienia.
Wystawił sobie Ludwik pomnik jak Horacy, trwalszy niż ze spiżu, i wraz z rzymskim poetą mógłby zawołać: „non omnis moriar” – nie umrę cały. Bo też najtrwalszym dziełem Ludwika było stworzenie wraz z Malgosią wspanialej rodziny i przekazanie dzieciom najwazniejszej części samego siebie

Tekst Eli Sternlicht
Ludwisiu,
Poznaliśmy się w pierwszych miesiącach pobytu w Paryżu, w pierwszych miesiącach emigracji. Nie były to łatwe czasy. Może dlatego te przyjaznie okazały się trwałe.
W ostatnich latach jezdziliśmy na wspaniałe wystawy; te najpiękniejsze były w Madrycie. Pózniej wysyłałam Ci z różnych wystaw kartki.
A w przyszlości wybiorę obraz na wystawie który mogóby Cię wzruszyć i wyślę Ci go wirtualnie. W ten sposób pozostaniemy w kontakcie…


pare zdjec Ludwika zrobionych w 2014-tym roku, w czasie wizyty jego bliskiego przyjaciela i szkolnego kolegi Aldka (Roalda) Ramera z Amsterdamu. Poszlismy w trojke do ulubionej chinskiej restauracji Ludwika, i przy okazji zrobilismy kilka pamiatkowych zdjrc/ Ludwik wowczas (latem 2014-go rku) cieszyl sie jeszcze wcale niezlym zdrowiem. Ale papierosow juz nie palil, bo zaczynal miec problemy z oddychaniem.
Wszytkie wpisy Ludwika TUTAJ
Kategorie: Uncategorized